Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Zaczynało robić się chłodno. Ulewa ustała, zmieniając się w delikatną mżawkę. Ich ubrania były przemoczone i nawet najmniejszy podmuch wiatru sprawiał, że trzęśli się z zimna, a wiało, jakby zbierało się na burzę. Pomimo pogody, Amara nie chciała podnosić się ze skały. Tutaj na górze miała wrażenie, że stawała się kimś innym. Problemy znikały, zostawały na dole, mogła nareszcie odetchnąć. Jeśli zejdzie, znów dopadnie ją smutna rzeczywistość.

Szczękała zębami, kiedy porywisty wiatr zmusił ją do podjęcia decyzji. Wstała niechętnie z nietęgą miną. Nogi niemal się pod nią ugięły przez godzinne siedzenie na twardej skale. Zdrętwiały jej uda.

Szła ostrożnie za Xavierem, uważając żeby nie poślizgnąć się na powstałym błocie. Skały i podłoże były po deszczu bardzo śliskie. Instynktownie chwyciła chłopaka za ramię, gdy straciła na krótko równowagę. Gdyby nie szedł przed nią, prawdopodobnie wylądowałaby w błocie, rozwalając sobie przy okazji twarz o kamienie.

Spojrzał na nią przez ramię. Mokre włosy opadały mu na czoło, a policzki oraz nos miał zaróżowione od zimna. Ona wyglądała znacznie gorzej. Splątane pasma okalały jej twarz, skórę miała całą czerwoną, a oczy nadal były spuchnięte od płaczu. Nie wyglądała jak siedem nieszczęść, a jak tysiąc.

Przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. Wtedy też była cała mokra. Stała pośrodku ulewy z twarzą wyciągniętą ku niebu. On trzymał przezroczystą parasolkę. Trafiła wtedy na jego czarną listę, bo powiedziała, że nie lubiła Holmesa. Kłamała. Nigdy nawet nie oglądała serialu ani filmów. Chciała tylko, aby ją zapamiętał na wypadek, gdyby widzieli się po raz ostatni. I tak miało być, mieli ze sobą nie mieć żadnego kontaktu, bo ojciec definitywnie zabronił jej chociażby spoglądania w jego kierunku. Rozumiała go i naprawdę chciała trzymać się z daleka od tego chłopaka. Los jednak sprawił, że ich drogi krzyżowały się ze sobą niemal każdego dnia.

Wróciwszy wspomnieniami do tamtego dnia, dotarło do niej, jak wiele się zmieniło. Even już wtedy jej nie kochał, jedynie udawał, by było jej lepiej, a teraz nie byli już razem. Na przestrzeni tygodni pogodziła się z Britt, co wcześniej wydawało jej się niemal niemożliwe. Wrócił również Chris, znów był w domu, jakby nigdy nie wydarzyło się nic złego. Głupie zerwanie nie powinno mieć wpływu na jej życie. Przecież wszystko wracało do normy, zaczynało być jak rok temu, powinna się z tego cieszyć, a nie płakać za kimś, kto nawet jej nie kochał.

Przez bujanie w chmurach, przestała patrzeć pod nogi. Potknęła się o kamień jak ostatnia niezdara. Xavier objął ją ramieniem w talii i przyciągnął do siebie, a gdyby nie zareagował w porę, pewnie oboje leżeliby w błocie.

— Przepraszam — wyszeptała, skupiając się na jego ciepłych, brązowych oczach, które teraz wpatrzone były w jej usta. Półuśmiech ozdobił jego przystojną twarz.

Zadrżała przy następnym podmuchu wiatru. Było zimno, ale czuła ciepło rozchodzące się w miejscu, gdzie trzymał dłoń.

— Chcesz już wracać do domu? — zapytał, błądząc wzrokiem od jej oczu do ust.

— Nie. — Pokręciła powoli głową.

— Dobrze, pojedziemy do mnie — oznajmił, odsuwając się od niej.

Byli już na plaży, więc tym razem nie wziął jej za rękę. Poczuła z tego powodu zawód. Nie chciała się do tego przyznawać, ale naprawdę polubiła jego dotyk. Polubiła go całego. Czuła się przy nim inaczej — właściwiej, pewniej, adrenalina wypełniała wtedy jej żyły. Potrafił sprawić, że zapominała o całym świecie.

Wsiadła do samochodu, a gdy Xavier włączył ogrzewanie, zaczęła dygotać. Nie czuła, że było jej aż tak zimno, ale gdy w końcu znalazła się w ciepłym miejscu, cały chłód wyszedł na wierzch. Nawet chlupotało jej w butach, a z włosów kapała woda.

— Nie boisz się, że ojciec się dowie? — zapytał, zerkając na nią, gdy cofał. On Mishę i jego zasady miał głęboko gdzieś, ale dobrze wiedział, że Amara przejmowała się jego opinią, nawet jeśli usilnie próbowała udowodnić, że było inaczej.

Wzruszyła obojętnie ramionami. Nie myślała o tym, nie miała do tego głowy. Pewnie gdy się dowie, utnie jej kolejną pogawędkę i tyle. Nie mógł zrobić nic innego, bo nie posiadał nad nią kontroli, choć tak bardzo tego pragnął. Powie, że się rozczarował, że wyraził się jasno, a ten chłopak namieszał w ich rodzinie. Ona wtedy mu odpowie, że nie może zabronić jej się z kimś widywać i na tym się skończy. Tak to będzie wyglądać.

— Nie — odparła, wpatrując się w szybę. — Dziwi mnie, że nadal ma do ciebie jakiś problem.

Xaviera natomiast nie szokowało to ani trochę. Misha chciał dla swojej rodziny jak najlepiej, pomimo że stosował się do drastycznych środków, by zapewnić im szczęście. Xavier był dla niego w pewnym sensie przeszkodą, kojarzył mu się z czymś złym, dlatego nadal chciał trzymać go z daleka od córki. Wilde w pewnym sensie go rozumiał. Pragnął zapewnić Amarze bezpieczeństwo, a on w tym przeszkadzał.

Telefon zabrzęczał jej w torebce, więc sięgnęła w jego stronę. Wpatrywała się w ekran pustym wzrokiem. Miała kilka wiadomości od Brendy oraz Britt. Obie pytały, czy wszystko w porządku. Odpisała, że była z Xavierem i przeszła do czatu, który od razu zapragnęła usunąć. Napisał do niej Even, co wydawało się niewłaściwie w takiej sytuacji. Po tym czego się od niego dowiedziała, nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Od dzisiaj był dla niej nikim. Mimo to odczytała wiadomość, w której wysilił się na jedno głupie "przepraszam".

Przepraszał za co? Za to, że ją zdradził, czy za to, że udawał miłość? Co za bezsens. Czego teraz od niej oczekiwał? Że odpisze "spoko, między nami gra"? Even nie miał za grosz wyczucia, powinien usunąć jej numer.

Amara wysiadła z samochodu zaraz za Xavierem. Zwykle przyjeżdżała tu tylko, gdy zajmowała się jego siostrą. Tego dnia było inaczej. Przez to trochę się stresowała. 

— Idź do mojego pokoju, zaraz przyjdę — wyszeptał jej do ucha, gdy zamykali za sobą drzwi. Amara przytaknęła niepewnie, bo Xavier wydawał się czymś zaniepokojony. Zdjęła więc buty i ostrożnie, aby nie narobić zbyt dużo hałasu, pognała na górę.

Odetchnął ciężko, zanim udał się do salonu. Ojciec był w domu, rozpoznał to po dźwięku telewizora. Zajrzał do pomieszczenia, by zobaczyć, czy był trzeźwy. Prawdopodobnie nie, skoro siedział na kanapie z piwem w ręku. Ciekawe, które już pił, pomyślał Xavier, nim się przywitał.

Od jakiegoś czasu ojciec znów częściej sięgał po alkohol, a gdy się wściekał, wyżywał się na nim. Zupełnie jak za dawnych czasów. Nienawidził tej rodziny całym sercem, ale musiał tu być, bo nie miał gdzie się udać — rodzina w Denver, o ile to możliwe, była znacznie gorsza. Poza tym, chciał chronić Clare, by i ona nie miała zrujnowanego dzieciństwa. Nie zasługiwała na podzielenie jego losu.

— Cześć, tato — przywitał się, za wszelką cenę starając się nie pokazywać obrzydzenia. Ciężko było udawać szacunek do tego człowieka.

— Nie powinieneś być w szkole? — zapytał, nie odrywając wzroku od telewizora. W dupie miał, gdzie powinien być, pewnie pytał, aby móc się do czegoś przyczepić.

— Tak, ale z Amarą Evans robimy razem projekt, jest na górze — skłamał luźno, obserwując reakcję ojca. Spojrzał na niego, gdy tylko usłyszał nazwisko. Wszystko, co związane z policją go otrzeźwiało.

Pewnie gdy Amara wyjdzie, ojciec uderzy go za to, że sprowadził tu Evans, która mogłaby wyśpiewać wszystko Mishy. Dla niego najważniejsze było, co myśleli o nim ludzie. W domu mógł być pieprzonym psychopatą, ale najważniejsze, że poza nim wszyscy myśleli, że był przykładnym obywatelem.

Klaus odprawił Xaviera machnięciem ręki, jakby odganiał natrętną muchę. Zacisnął mocno zęby, gdy wchodził na górę do swojego pokoju. Walczył sam ze sobą, bo miał ochotę przywalić temu pijakowi prosto w twarz. Nie uważał go za swojego ojca, a za kogoś, kto dawał mu dach nad głową. Nie łączyło ich nic prócz więzów krwi. Z matką było lepiej, choć przepaść między nimi wciąż była ogromna. Traktowali się z wymuszoną uprzejmością, bo tak wymagało. Pewnie oboje razem z Klausem żałowali, że zechcieli jego powrotu. Dlatego chciał uciec do Nowego Jorku zaraz po skończeniu szkoły.

Wszedł do swojej sypialni i ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Gdy spojrzał na Amarę, musiał przełknąć nerwowo ślinę. Stała odwrócona tyłem, oglądając jego obrazy, ubrana tylko w jego koszulkę. Swoje mokre ciuchy rozwiesiła na grzejniku, a włosy związała na czubku głowy w niechlujnego koka. Nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnych nóg.

— Pożyczyłam koszulkę — poinformowała, odwróciwszy się w jego stronę.

Rozpalonym wzrokiem błądził po jej ciele. Nie miała na sobie stanika, widział zarys jej piersi i sterczące sutki. Chciał podejść, pchnąć ją na ścianę i całować, aż prosiłaby o więcej. Ale nie mógł tego zrobić. Nie w takich okolicznościach i nie po tym, co przeszła. 

Przyglądała mu się uważnie, a gdy podszedł do drzwi, by przekręcić klucz i przy tym wciąż na nią patrzył, poczuła podniecenie tak silne, że aż zakręciło jej się w głowie. Nie mogła dłużej się oszukiwać — samo przebywanie w jego obecności sprawiało, że myślała o nieprzyzwoitych rzeczach. 

— Siadaj, włączę jakiś film — odchrząknął, zanim się odezwał.

Ciężko było mu oderwać od niej wzrok, szczególnie, że jak kładła się na łóżku, koszulka podeszła jej do góry tak, że widział jej ciemnofioletowe stringi. Mógł skupić się dopiero wtedy, gdy okryła się kołdrą.

Wziął z szafki nocnej laptop. Gdy zaczął przeszukiwać platformę w poszukiwaniu filmu, Amara zauważyła, że od ostatniego razu zmienił tło. Pamiętała, że ostatnim razem na tapecie widniało jego z zdjęcie z byłą dziewczyną. Zastanawiała się, czy nadal ją kochał, ale odsunęła od siebie tę myśl. Nie chciała być wścibska. Związek Xaviera to nie jej sprawa, choć co nieco sam jej już powiedział. Jego dziewczyna go wydała, pozwoliła, by złapała go policja, bo wolała chronić własny tyłek. Nic dziwnego, że chciał pozbyć się jej ze swojego życia.

Skupiła się na tym, jak Xavier wybierał film, a potem na tym, jak podchodził do szafy, zdejmując po drodze koszulkę. Pozbył się również spodni, więc teraz stał w samych bokserkach przeglądając ubrania. Amarze przeszło przez myśl, że specjalnie tak długo szukał ciuchów. Szczególnie, że figlarny uśmieszek zdobił jego twarz. 

Obserwowała, jak mięśnie napinały mu się, gdy wkładał suchą koszulkę. Nawet nie kryła się z tym, że bezczelnie się gapiła. Nie mogła po prostu odwrócić wzroku, każdy w takiej sytuacji by patrzył. Czuła się jak napalona gówniara, ale nie mogła nic na to poradzić. Xavier był przystojnym facetem. Dobrze o tym wiedział, o czym świadczył jego zadowolony uśmiech. 

Zmusiła się, by spojrzeć w kierunku swojego telefonu. Dzwonił ojciec, ale odrzuciła połączenie. Jeszcze nie chciała wracać, czuła się tutaj dobrze. W jego obecności i łóżku. Zupełnie jakby w tym miejscu wszystkie złe rzeczy rozpływały się magicznie w powietrzu. 

Xavier położył się obok niej, a laptop ułożył na udach.

— Na co masz ochotę? — zapytał, zerkając na nią, gdy przeglądał filmy. 

Miała ochotę na wiele. Na przytulanie, pocałunki, seks. Czuła się źle, że dzień po zerwaniu, myślała o czymś takim. Ale czy to było coś podłego? Even już dawno o niej zapomniał, ona też powinna. 

— Może jakiś horror? — zaproponowała, przyglądając się jego przystojnej twarzy. Wcześniej nie zwracała uwagi na to, jak atrakcyjny był. Teraz nic jej nie powstrzymywało. 

Telefon znów zawibrował. Z westchnięciem spojrzała na wyświetlacz. Tym razem dostała wiadomość od Chrisa. Miała zamiar go zignorować, ale odczytała SMS—a. "Błagam, powiedz, że nie jesteś z tym frajerem." Chwilę później znów napisał: "Ojciec cię zabije." Odpisała mu, że urwała się z Britt z zajęć. Niemal jęknęła z frustracji, gdy jego imię znów się wyświetliło. Odrzuciła telefon w bok. 

Wzdrygnęła się, kiedy z dołu usłyszała głośny huk, któremu towarzyszył dźwięk tłuczonego szkła. Xavier spiął się, co zauważyła od razu. Odezwał się, nim ona zrobiła to pierwsza: 

— Nie ruszaj się. Zaraz przyjdę — rozkazał stanowczo. Głos miał nieco nerwowy, a minę rozdrażnioną. Amara spojrzała na niego zaniepokojona, ale przytaknęła zgodnie. 

Wyszedł z pokoju, zamykając ostrożnie drzwi. Zbiegł po schodach, już wiedząc, co się stało. Ojciec wypił zdecydowanie za dużo. Najpierw dotarł do niego odór alkoholu, potem przekleństwa Klausa. Wszedł do salonu, zaciskając gniewnie pięści. Zastając ojca na podłodze z rozbitą butelką wódki, miał ochotę wytknąć mu jak żałosny był. Zamiast tego podszedł do niego  z zamiarem pomocy. Gdyby na górze nie było Amary, zostawiłby go tak.

— Zostaw mnie, sukinsynu — wymamrotał pijacko, popychając go. Po alkoholu miał jeszcze więcej siły, niż na trzeźwo. Xavier zachwiał się i wylądował na podłodze z ręką w szkle. Wzrok wbił w rozciętą dłoń, z której sączyła się krew. Spojrzał na ojca z odrazą. Nienawidził tego człowieka całym sercem. Był pierdolonym psycholem. 

— Wstawaj, zanim Amara cię zobaczy i zadzwoni po ojca — syknął, wstając z podłogi. Klaus spojrzał na niego, jak na trędowatego. Był w takim stanie, że już nie obchodziła go policja. Sięgnął po rozbitą butelkę, którą skierował w stronę syna. 

Xavier odskoczył  w porę, inaczej oberwałby w głowę. Butelka trafiła w ścianę. Pokręcił zrezygnowany głową. Nie powinien zapraszać Amary do domu, takie sytuacje zdarzały się ostatnio za często. Miał ochotę przywalić temu dupkowi, ale się powstrzymał ostatkiem sił. Zostawił go leżącego na podłodze wśród rozlanej wódki. Ten odór z pewnością mu nie przeszkadzał. 

Wrócił do swojego pokoju, od razu sięgając po kluczyki do auta i bluzę. Ignorował zmartwione spojrzenie Amary. Nie słuchał jej, gdy pytała, co się stało. Wziął jej ubrania, w które kazał się ubrać. 

— Odwiozę cię — powiedział drżącym z emocji głosem. Był wkurzony. 

Zdezorientowana włożyła wciąż mokre legginsy. 

— Bądź cicho i od razu idź do samochodu — rozkazał, otwierając drzwi. 

Jego zachowanie ją wystraszyło, ale robiła, co mówił. Najciszej, jak potrafiła, zeszła po schodach. Nawet nie włożyła butów, wzięła je w dłoń i wyszła na zewnątrz. Czuła smród alkoholu, ale nie pytała o nic, szła przed siebie z mocno bijącym sercem. Nie miała pojęcia, co się działo. Wsiadła do samochodu. Wzdrygnęła się, gdy Xavier z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. 

— Twoja ręka — zauważyła zmartwiona. Krew sączyła mu się z dłoni, brudząc kierownicę. Nie zwracał na to uwagi. Chciał już tylko odwieźć ją do domu i zostać sam. — Co się stało? — zapytała, ale odpowiedziała jej cisza. 

W milczeniu ze zdenerwowaniem zastanawiała się, co się, do cholery, wydarzyło w przeciągu tych kilku minut. Było jej zimno, drżała na całym ciele, sama już nie wiedząc czy z powodu zimna, czy emocji. Martwiła się o Xaviera, bo wyglądał, jakby za chwilę miał zamiar rozpędzonym autem wjechać w pobliskie drzewo. Nigdy nie widziała go tak wyprowadzonego z równowagi. Co musiało się stać? 

— Xavier? — odezwała się drżącym głosem, nie odrywając wzroku od jego dłoni. Rana musiała być poważna, krew spływała z kierownicy. — Wejdź, opatrzę to — zaproponowała, gdy zahamował gwałtownie przed jej domem. 

— Wysiadaj — rozkazał, nawet na nią nie patrząc. Głos miał roztrzęsiony. Pochyliła się w jego stronę, sięgając po dłoń, by sprawdzić, czy wymagało to szycia. Powinien pojechać do szpitala. — Wysiadaj, kurwa! — Uderzył otwartą dłonią w kierownicę. Wzdrygnęła się na jego ton. 

Zacisnęła usta w wąską linię, aby się nie rozpłakać. Przecież chciała tylko pomóc, do cholery!  

Wysiadła roztrzęsiona, a gdy zatrzasnęła drzwi, odjechał z piskiem opon. Łzy paliły ją w oczy. W dłoniach wciąż trzymała swoje buty. Stała tak przez chwilę, próbując opanować emocje. Miała nadzieję, że ojca nie było w domu, ale przecież miał dziś nocną zmianę. Pewnie słyszał, jak wysiadała. Miała rację, bo dotarł do niej dźwięk przekręcanego zamka. 

— Wejdź do środka, w tej chwili. — Usłyszała jego cierpki głos. 

Miała przechlapane, a mogła myśleć jedynie o tym, gdzie pojechał Xavier.

_____

Cześć, kochani! 

Dzisiejszy rozdział trochę chaotyczny, ale mi się bardzo podoba. A co wy myślicie? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach. 

Dziękuję wam również za wyświetlenia oraz gwiazdki, ostatnio sporo was się pojawiło. Miło widzieć, że nadal ze mną jesteście!

Kocham was, buziaki.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro