Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Zanim przekręciła klucz w drzwiach, policzyła do dziesięciu, biorąc przy tym głębokie oddechy. Na duchu podnosił ją jedynie fakt, że zaraz za nią stał Xavier, tak blisko, że czuła jego ciepło. Nie powinna zapraszać go do środka, to z pewnością wywoła trzecią wojnę światową, ale jeśli wszyscy mieli sobie coś wyjaśnić, to tylko w obecności Wilde'a.

Naciska klamkę drżącymi, zimnymi ze stresu palcami. Najpierw dochodzą do niej głosy rodziców, później Chrisa, a na koniec zapach pieczonego kurczaka. Mama przyrządzała go tylko w wyjątkowych sytuacjach. Zdaje się, że powrót Chrisa był jedną z nich. Amarze przez myśl przeszło jedno pytanie: "Czy mama wie, że ojciec cały czas miał kontakt z Chrisem?".

— Jesteśmy w kuchni! — krzyczy Anastazja głosem pełnym ekscytacji. Musi być przeszczęśliwa, widząc w końcu swojego syna po tak długim czasie.

Amara zerknęła przelotnie na Xaviera. Położył jej przyjemnie ciepłą dłoń na plecach i delikatnie popchnął w stronę pomieszczenia. Nie mogli przecież stać w drzwiach cały wieczór. Nie było już odwrotu.

Coraz ciężej było jej stawiać kroki, ale zatrzymała się dopiero w kuchni. Wzrokiem objęła całe pomieszczenie, patrząc najpierw na wniebowziętych rodziców, a na koniec na swojego brata. Przyglądał się jej z dziwnym wyrazem twarzy. Z czymś na wzór ulgi, skruszenia oraz smutku. Tyle emocji w jednym spojrzeniu.

— Co on tutaj robi? — Misha podniósł się z miejsca, a radość zniknęła w nanosekundę. Teraz jego twarz wykrzywiona była w złości.

Amara wciąż milczała. Przyglądała się Chrisowi. Temu, jak zmienił mu się wyraz twarzy, gdy zauważył za jej plecami Xaviera. Wyglądał na równie wściekłego co jej ojciec.

— Dlaczego wróciłeś, Chris? — zapytała w końcu, a jej głos brzmiał obco. W tonie dało się wyczuć lekkie wyrzuty.

— Tęskniłem — odpowiedział, uprzednio odchrząkując, jakby słowa ugrzęzły mu w gardle.

Przestał skupiać uwagę za Xavierze, by znów przyjrzeć się siostrze. Wyszczuplała, a twarz miała poważniejszą, jakby wesoła dziewczyna, którą była, zniknęła tamtego dnia. Widział ją pierwszy raz od wielu miesięcy. Czuł się trochę tak, jakby na nowo poznawał własną siostrę. A przecież tak wiele ich łączyło, tak bardzo się kochali.

— Naprawdę? Myślałam, że chowasz się przed Rzeźnikiem. — Jej słowa były jak bomba. Nie mogła jednak udawać, że nie miała o niczym pojęcia. Bo wiedziała już wszystko.

Chris posłał wystraszone spojrzenie Mishy. Misha z kolei wzrokiem próbował zabić Xaviera, który nie mógł powstrzymać półuśmiechu. A Amara obserwowała wszystkich, łącznie ze zdezorientowaną mamą.

— Kiedy miałeś zamiar nam powiedzieć, że przez całe te miesiące miałeś kontakt z Chrisem? Udawałeś, że nie masz pojęcia, co się z nim dzieje, a przez cały ten czas kombinowaliście, jak wsadzić Xaviera do więzienia. — Głos jej drżał, choć z całych sił próbowała go opanować.

Anastazja miała zawiedzioną minę, spojrzeniem błądziła od męża do syna. Próbowała kontaktować się z Chrisem, nakłaniała do tego również Mishę, a oni przez cały ten czas po prostu ją wykluczyli ze swojego życia.

— Powiedziałeś jej? — zagrzmiał ostry głos Mishy. Miał pretensje do Xaviera, nie do samego siebie.

— Że chcesz mnie wsadzić, aby ten frajer miał czystą kartę? Tak. — Przytaknął, oparłszy się o framugę drzwi. — Powiedziałem jej wszystko.

Amara niemal cała trzęsła się z nerwów. Unikała wzroku Chrisa, choć czuła, jak ten bacznie jej się przyglądał. Naprawdę rozpętała trzecią wojnę światową. Włożyła kij w mrowisko.

— Nie odpuszczę ci. Pójdziesz siedzieć i tego dopilnuję, rozumiesz? — Obrzucił Xaviera wrogim spojrzeniem.

Mięsień na czole Mishy drgał z wściekłości. Wyglądał, jakby był gotowy do walki. Za wszelką cenę chciał bronić swojego syna. Chciał zemścić się za to, co mu zrobili. Zniszczyli go, a żeby to naprawić, musiał wsadzić wszystkich. Szczególnie Xaviera, którego nie mógł znieść. To przez niego Keysine węszyła w Denver, nie było innego wytłumaczenia. Wciąż był w to wszystko zamieszany.

— Dlaczego? — wtrąciła się Amara, nie rozumiejąc determinacji ojca.

Xavier nic nie zrobił. To nie jego wina, że Chris wciągnął się w złe towarzystwo. W przeciwieństwie do Evansa, wyszedł ze wszystkiego szybko, odciął się od tamtego świata.

— Bo przez takich jak on mój syn prawie umarł! — krzyknął, a gdy patrzył na Xaviera, w oczach gościła jedynie odraza.

— Sam jest sobie winny! — obruszyła się Amara. Najbardziej na świecie nie znosiła niesprawiedliwości. A jej ojciec właśnie taki teraz był. — Zaczął ćpać przez własną głupotę. Nie dlatego, że ktoś mu kazał. Powienien teraz płacić za swoje błędy. Próbujecie wsadzić Xaviera i po co? Żeby obarczyć kogoś winą? — Policzki miała czerwone z gniewu, a oczy zeszklone. Obrzuciła brata tylko szybkim spojrzeniem, ale to na ojcu zatrzymała dłużej wzrok. — Myślałam, że jesteś dobrym człowiekiem. — Nie mogła nic poradzić na zawód przebijający się przez jej głos. Zawiodła się na ojcu i bracie. Za to, że czyimś kosztem próbowali oczyścić Christophera.

Cisza, jaka zapanowała po jej słowach była ciężka, męcząca. Misha wyglądał na dotkniętego, Chrisa dręczyło poczucie winy, Anastazja ze złości nie mogła usiedzieć w miejscu. Sama Amara miała ochotę wybiec, bo miała już dość tego wszystkiego, ale powstrzymywała ją dłoń Xaviera na plecach.

— Nic na mnie nie macie. Skończyłem z tym dawno temu — zaczął opanowanym tonem, kciukiem gładząc Amarę po skórze. Robił to po to, aby przygotować ją na to, co zaraz powie. — Mam za to wiele na Chrisa.

Wyjął telefon, a Amara ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się, jak odpalał nagranie. Pierwsze słowa dały jej do zrozumienia, że była to ich rozmowa. Prywatna rozmowa, którą odbyli na kolacji. Dokładnie na tej, na którą zaprosił ją Xavier. Dolna warga zadrżała jej niebezpiecznie, gdy spojrzała w jego oczy. Wykorzystał ją. To wszystko... to wszystko było tylko po to, aby wyciągnąć z niej jakieś informacje. Wcale nie interesowały go jej uczucia, interesowało go tylko to, by zdobyć jak najwięcej brudów na Christophera.

Nie mogła tego znieść. Swojego głosu na nagraniu, widoku zszokowanych rodziców oraz Chrisa, który wyglądał, jakby na nowo się załamał. Jakby dopiero co poznał prawdę. Nigdy wcześniej przecież nie usłyszał jej pełnej wersji, jej strachu, smutku, złości.

Łzy cisnęły się jej do oczu.

— Dlaczego... — zaczęła Anastazja drżącym głosem, ale reszta pytania nie przeszła jej przez gardło.

Dlaczego nie powiedziałam? Dokończyła Amara w myślach.

— Chciałam go chronić — przyznała, a pojedyncza łza spłynęła po policzku.

Poczuła się zdradzona. Odkryta.

Gdy nagranie dobiegało końca, a ona na nim mówiła, co z nią zrobili, Misha przeklął siarczyście, a oczy zaszły mu łzami. Spojrzał na syna z takim zawodem, że sama Amara poczuła go aż w kościach.

— Powinniście zastanowić się, kto tu naprawdę jest potworem — powiedział tylko Xavier, wyłączając telefon.

Posłał Amarze ostatnie przepraszające spojrzenie, ale ona nawet na niego nie patrzyła. Nie chciała go widzieć. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Wykorzystał ją dla własnych celów. A ona głupia sądziła, że mogła się w końcu komuś zwierzyć.

Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć.

— Skarbie... — zaczął Misha poruszonym głosem, ale to co chciał powiedzieć, skończyło się stłumionym szlochem. Podszedł do córki i mocno ją przytulił.

Nie wytrzymała. Zaczęła głośno płakać, wtulona w ramiona ojca.

— Nie chciałam wam tego mówić. Naprawdę nie chciałam. Bałam się, że go znienawidzicie — łkała, a na włosach poczuła delikatną dłoń mamy.

Nie miała odwagi spojrzeć na brata.

— Nie powinienem był przyjeżdżać. — Głos Chrisa przepełniony był cierpieniem.

— Idź do mojego gabinetu — rozkazał Misha, zerkając na syna surowo. Wciąż nie wypuszczał córki z objęć. Gdyby wiedział, co przeszła, nie byłby wobec niej taki ostry, gdy przeżywała najcięższy okres swojego życia. Nie mógł jej nawet pomóc. Co z niego za ojciec?

Amara pociągnęła nosem i odsunęła się od rodziców. Skoro już o wszystkim wiedzieli, teraz był jedyny moment, w którym mogła z nimi szczerze porozmawiać. Wytarła łzy, biorąc przy tym kilka uspokajających oddechów. Usiadła na krześle, bo nie ufała dłużej trzęsącym się nogom. 

— Powinnam była wam powiedzieć, o tym, że Chris bierze, gdy tylko zaczęłam to podejrzewać. Ale poszłam wtedy za nim, bo chciałam mu pomóc. Później byłyśmy tam razem z Britt i to wtedy przedawkował. Bardzo się bałyśmy. Później robiłam wszystko, by o tym zapomnieć, jakoś to przetrawić, więc zaczęłam pić i imprezować — głos jej drżał, nie sądziła, że kiedykolwiek wyżali się rodzicom. — To nie jego wina. Ale też nie jest to wina Xaviera, on mi pomógł.

Bronienie Xaviera po tym, co zrobił, było ciężkie. Ale pomimo tego, że ją wykorzystał, nie mogła pozwolić, by poszedł siedzieć. Od tej chwili z jej rodziną nic go nie łączyło.

— Tak bardzo mi przykro, kochanie. — Anatazja uklęknęła przed córką. Spojrzała na męża z nieodgadnionym spojrzeniem. — Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz z nim kontakt? Dlaczego oboje to ukrywaliście?

Misha westchnął, siadając na krześle obok córki. Namieszał. Poróżnił własną rodzinę, a tego najbardziej starał się uniknąć. Zawiódł jako mąż, ojciec i policjant. Amara miała rację — wcale nie był dobrym człowiekiem. Zastanawiał się, czy pomógłby własnemu synowi, gdyby znał całą prawdę. Dlaczego nigdy nie pytał, jak przebiegało jego uzależenie? Dlaczego nie wnikał bardziej? Nie był na niego zły, choć wciągnął w to własną siostrę, był rozczarowany.

— Muszę z nim porozmawiać — oznajmił, wstając. Odchodząc, pocałował córkę czule w czubek głowy.

Wchodząc do gabinetu i widząc w nim zapłakanego syna, nie wiedział co czuć. Co powinien zrobić? Jak dalej działać? Usiadł w fotelu obok i choć robił to rzadko, wyjął z szafki nietkniętą paczkę papierosów.

— Okradałeś mnie — zaczął, odpalając papierosa. Silił się na spokojny ton, ale targały nim sprzeczne emocje. — Wystarczyło poprosić o pomoc, Chris. Dlaczego wciągnąłeś w to siostrę? Miałeś mnie.

— Nie chciałem — odchrząknął, wycierając mokrą od łez twarz. — Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić.

Dym drapał go w gardło, ale nie przestawał palić. Miał nadzieję, że papierosy go uspokoją, ostudzą szalejące emocje. Mętlik w głowie nie pozwalał mu jasno myśleć. Chęć zemsty na chwilę wychynęła na powierzchnię. Chciał rozwalić tego skurwiela. Nie tylko wsadzić Rzeźnika za kratki, ale posłać kulkę w łeb za to, co zrobił jego małej córeczce. Nie trudno było go odnaleźć i posłać do piachu, ale nie mógł działać porywczo. Musiał obmyślić plan.

***

Od dwóch godzin leżała w swoim łóżku, bez celu wpatrując się w sufit. Dręczyły ją okropne myśli, ale starała się je ignorować. Zamiast tego zastanawiała się, czy to dobrze, czy źle, że rodzice o wszystkim się dowiedzieli. Czuła, że narodziła się między nimi jakaś silna więź, lecz mimo wszystko, martwiła się o Chrisa. Czy go teraz nienawidzili? Nie powinni, prawda? Nie był wtedy sobą.

Pukanie do drzwi sprawiło, że serce podeszło jej do gardła. Wiedziała, że to nie byli rodzice. Ojciec zamknął się w gabinecie, a mama po tym, jak zadbała o córkę, poszła malować, by ochłonąć. Mocno to przeżyła, płakała długo, gdy siedziały razem w kuchni i rozmawiały.

— Wejdź — zaprosiła Chrisa do środka.

Wszedł niepewnie, a wyglądał równie paskudnie, jak się czuł. Poczucie winy zżerało go od środka.

Usiadł na krańcu łóżka, unikając jej wzroku.

 Skubała skórki wokół paznokci, udając, że jest to ważniejsze od rozmowy. Nie wiedziała, jak powinna zacząć. Wiele razy wyobrażała sobie ten moment, teraz jednak w głowie miała zupełną pustkę. Spojrzała na niego, przyglądając się badawczo jego twarzy. Zmienił się, wyglądał znacznie dojrzalej, niż zapamiętała. Jednak te oczy oraz nerwowe tiki były takie same. To wciąż był jej brat, którego kochała całym sercem. Wierzyła, że znów był jej Chrisem.

Odrzuciła kołdrę, żeby usiąść bliżej niego. To ten moment. Ta chwila, w której mogli wyznać wszystko to, co do tej pory w sobie dusili. Gdy już otwierała usta, by pierwsza zacząć rozmowę, odezwał się ściszonym głosem:

— Żałuję, że rozmawiamy dopiero teraz, w takich okolicznościach, ale nie byłem gotowy. — Stukał palcami o udo, jak zawsze, gdy się denerwował. — Przez te wszystkie miesiące uciekałem od odpowiedzialności. Ucieczka była jedyną rzeczą, którą mogłem zrobić. — Westchnął ciężko, ale spojrzenie wciąż utkwione miał gdzie indziej. Czuł wstyd, dlatego nie mógł spojrzeć jej w oczy. — Spędziłem na odwyku mnóstwo czasu oraz na terapiach. Może jakbym poszedł wcześniej do psychiatry, uniknąłbym uzależnienia.

— Dlaczego zacząłeś brać, Chris? — zadała pytanie, na które odpowiedzi nigdy nie znała. Zawsze sądziła, że jej brat był zbyt dobrym człowiekiem, by wpaść w taki szajs.

— Chwilowo pomagało mi to uciec od depresji — wyznał ciężko, a palce coraz szybciej uderzały o udo.

Amara zastygła w bezruchu. Serce zabiło jej mocniej. Każdą chwilę spędzała z bratem, dzielili się wszystkimi sekretami, byli nierozłączni, a ona nie zauważyła, że jej brat miał problemy? Jak mogła tego nie dostrzec? Zawsze był taki szczęśliwy, pomocy i troskliwy, żył pełnią życia. Nie spodziewała się, że coś mogło być nie tak. Chciał uciec, więc uciekł w stronę narkotyków.

— Nie sądziłem, że tak bardzo się uzależnię, naprawdę. Początkowo brałem tylko czasami, żeby poczuć się lepiej, ale to nie pomogło. Było tylko gorzej i, cholera... — Odchylił głowę, biorąc głęboki oddech. — Nie chciałem cię w to wciągać. Nie chciałem, żebyś miała mnie za ćpuna. Ale zniszczyłem nie tylko swoje życie ale też twoje, Britt i rodziców. A ja tylko chciałem poczuć się lepiej.

Kilka łez spłynęło mu po policzku, a na ten widok Amarze zeszkliły się oczy. Nie wiedziała — naprawdę nie wiedziała. Była jego siostrą. Jak mogła? Jak? Powinna była zauważyć. Przecież musiało mu być z tym tak ciężko, zupełnie sam się z tym zmierzał.

— Chris, ja... — Głos jej się załamał, więc musiała odchrząknąć. — Pomogłabym ci, gdybym tylko wiedziała. Nie musiałeś przechodzić przez to sam, przecież wiem.

— Wiem, ale nie chciałem cię martwić. Britt też nie. Teraz wiem, że mogłem poprosić o pomoc już półtorej roku temu, gdy wszystko się zaczęło. — Spojrzał na nią, a w jej oczach nie zobaczył potępienia, którego się spodziewał. Patrzyła na niego ze współczuciem i troską. — Później wpadłem w długi, narobiłem sobie mnóstwo problemów. A gdy tam za mną poszłaś, to się wymknęło spod kontroli. Czułem się jak śmieć, ale nie mogłem przestać. To było silniejsze ode mnie.

Ciężko było jej słuchać o tym, co przeżywał. W głębi serca jednak czuła ulgę, że się z nią tym podzielił. Potrzebowała tego — usłyszenia jego historii. Bo teraz go rozumiała, naprawdę go rozumiała.

— Nie mogłem spojrzeć ci w oczy po tym wszystkim, rodzicom też nie, bałem się, że mnie nienawidzicie. Że jestem już dla was martwy. Na tym szpitalnym łóżku, naprawdę chciałem myśleć, że umarłem. — Głos ani na chwilę nie przestał mu drżeć. Tak samo jak noga, którą nerwowo potrząsał. — Ale już jest dobrze, jestem zdrowy, biorę leki. Chciałbym się odciąć całkiem od tamtego życia, ale wciąż gonią mnie długi, a ojciec naprawdę chciał wsadzić tamtych gości, więc mu pomagałem. Myślałem, że Xavier jest tym złym gościem, ale ma rację, to ja jestem potworem.

— Chris, nie jesteś potworem — zaoponowała stanowczo, chwytając go za ciepłą, szorstką dłoń. — Pomożemy ci. Jesteśmy rodziną i zawsze będziemy, bez względu na wszystko. Skończymy to wszystko raz na zawsze.

— Rzeźnik chce mnie dopaść, a Keysine kręci się wokół mnie, coś planują, tacy ludzie nie lubią kapusi, Ami—boo — przyznał z ciężkim westchnięciem. — Dopadną mnie, nie powinno mnie tu być, narażam was tylko na niebezpieczeństwo.

Amara oparła podbródek na jego ramieniu. Na pewno nie pozwoli, żeby jacyś ludzie dopadli jej brata. Ojciec też na to nie pozwoli, nigdy w życiu. Tutaj był bezpieczny i tutaj powinien zostać. Wśród bliskich, którzy go wspierali. Wtedy nie mogła mu pomóc, bo nie wiedziała, czemu stawiał czoła, ale teraz będzie inaczej. Będzie lepiej. 

Nie pozwoli, by i tym razem poszło coś nie tak. 

_____

Cześć, kochani! Dziś nieco rodzinnej historii, dajcie znać co sądzicie o tym rozdziale oraz o Chrisie. 

Mam nadzieję, że nic nie pokręciłam, a wątek trzyma się kupy. 

Buziaki. xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro