Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie zaszlachtuję cię w moim pokoju.

Romeo

Cały kolejny tydzień minął mi bardzo szybko, jak i jeszcze kolejny. Razem z Julianem wracaliśmy razem ze szkoły i pisaliśmy do siebie cały czas. Podburzaliśmy siebie nawzajem i wysyłaliśmy do siebie różne memy. Było zabawnie. Wysyłał mi też różne wypieki, bo o dziwo często piekł różne rzeczy. Od wykwintnych makaroników po różnorakie torty.
Bardzo go polubiłem. Wkręcił się w jakieś komiksy, które mu pożyczyłem i nie przetrzymywał ich jak Max trzy miesiące, tylko czytał wszystko hurtowo wysyłając najlepsze według niego kadry. Przez cały czas wysyłał mi też dobre piosenki, których nie znałem. Mówił, że uwielbia muzykę i na ogół dużo słucha tego, gdy się uczy. Po szkole słuchaliśmy też w autobusie jego ulubionych piosenek R&B. Szczerze musiałem się przyznać, że nie znałem tego gatunku i nigdy go nie słuchałem. Ja za to puszczałem mu moje ulubione zespoły rockowe, których on całkiem sprawnie rozpoznawał i mówił, które kawałki lubi. Na liście znajdowało się dosyć znane Californictaion i Dream on od Aerosmith. Były to raczej spokojne nuty.

Coraz bardziej zapominałem też o Selene. Dzwoniła każdego wieczora, jednak myślę, że powoli widziała brak zainteresowania z mojej strony. Był on adekwatny. Miałem jej po prostu dosyć. I tak jestem okropnym sukinsynem, jednak to ona to zaczęła. A ja musiałem się z tego wyciągnąć.

Julian nie był już tak skrępowany. Wcześniej zawsze siedział przy mnie prosto i był spięty. Bywało też, że nadal dużo mrugał w mojej obecności. Nie przeszkadzało mi to, choć widziałem, że martwi to chłopaka. Gdy jechaliśmy autobusem, zaczął też za to przepraszać i wyjaśniać, że ma tak już od jakiegoś czasu.

-Spoko nie przeszkadza mi to. Skoro tak masz to nie twoja wina.

-No cóż, uznajmy.-powiedział chłopak przybity.- Zmieniając temat. Może, w których dzień spotkamy się przećwiczyć twoją rolę?

-Spoko. W sumie możemy dzisiaj. Mam wolne mieszkanie. Możesz nawet zostać na noc.

-Wolne? Hmm.... No nie wiem.

-No.-zerknąłem na chłopaka zdziwiony.- Nie zaszlachtuje cię w pokoju, tylko dlatego, że mam wolne mieszkanie.

-Oh... No cóż, okej. Chyba możemy.

-No, chyba że masz coś do roboty. Mnie to tam obojętne.-nie było mi to obojętne, ale chłopak się wahał.

-Nie no możemy. Mamy już weekend. Rzeczy do zrobienia poczekają. Ale na razie spanie sobie odpuszczę, muszę jutro być rano w domu.

-No okej. Żaden problem.-powiedziałem, starając się wypowiedzieć słowa jak najbardziej obojętnie.- Nawet jakbyś po prostu nie miał ochoty to nie ma problemu.

-Heh... Okej. - wymamrotał zmieszany.- Ale zawsze mogę siedzieć u ciebie do późna, jeśli boisz się być sam w domku. - powiedział, nieco się śmiejąc i wzdrygając.

-Ahhh... Przestań już.-powiedziałem, wzdychając głośno i opierając tył głowy o szybę. Cieszyłem się, że spędzimy razem czas. Bardzo lubiłem Juliana. Nawet może za bardzo, choć nie chciałem tego przyznawać.

-Gdybym wiedział wcześniej, to bym coś upiekł. A tak idę z pustymi rękami.

-Nie musisz nic przynosić. Nie idziesz do prezydenta tylko do mnie.-powiedziałem, dalej opierając głowę o szybę.- Jeszcze będziesz się miał szanse wykazać kuchareczko.-dodałem po chwili.

-Jasne, jasne.- westchnął głęboko, kręcąc głową i zaglądając na mnie.

Z autobusu poszliśmy prosto do mojego mieszkania. Trzeba było wjechać tam starą windą z horroru. Była oślizgła i zawsze brudna. Raz została zawieszona na jakiś czas z powodu smrodu, ponieważ podobno ktoś tam nasrał. Śmierdziało tam na co dzień, więc wolałem nie myśleć, jaki swąd można było odczuć tam w czasie przerwy technicznej.
Wiem, jestem bardzo romantyczny, opowiadając tą historię.

Chłopakowi nie przeszkadzał obskurny wygląd windy jak i całego budynku, stał spokojnie i patrzył się przed siebie. Gdy zabrałem do siebie pierwszy raz Selene, nie była taka spokojna.

W końcu dotarliśmy do mieszkania i pokazałem Julianowi swój pokój. Nie miałem nic do naszego mieszkania, jednak czułem się dziwnie, zaprowadzając go do środka. Nie często miałem w zwyczaju oprowadzać nowych znajomych.

Chłopak usiadł spokojnie na moim łóżku niczym dżentelmen. Siedział prosto i rozglądał się tu i ówdzie. Potem podciągnął się jednak nieco i oparł o ścianę. Rozglądał się dosyć uważnie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Uwagę zwrócił na plakaty, które wisiały na drzwiach z mojej szafy. Ja rozwaliłem się na moim fotelu obok biurka.

-Nie tak wyobrażałem sobie twój pokój.

-Serio?-powiedziałem, rozglądając się. Nie było w nim nic niezwykłego.

-Nie wiem. Że będzie... pusty i mniej żywy. Masz nawet plakat z Queen. Fajnie.- kiwał lekko głową i dalej się rozglądał wszędzie tylko nie na mnie.

-No. Wiktoria mi go dała, gdy byliśmy razem na premierze filmu. Gdy byłem w toalecie, podwędzili go z Maxem.

-Ha ha. Co?- powiedział nagle zaintrygowany. Spojrzał na mnie nagle, pierwszy raz odkąd weszliśmy do pokoju.

-Oni zawsze coś odwalą w tym kinie. Zawsze coś się dzieje, że mają ochotę nas wyrzucić. Ale o dziwo nadal nas tam wpuszczają, więc się nie skarżę.

-Cha cha. Nieźle. Ja rzadko chodzę do kina. - powiedział i dalej się rozglądał, mając ręce na kolanach.- Ale no pokój ma to coś.

-A tam.-wybełkotałem.-Może chcesz coś do picia? Herbaty czy coś?

-Spoko. Możesz mi już dać scenariusz, to się nim zajmę zawczasu.

-A, jasne.-przeszukałem spokojnie plecak i podałem chłopakowi kartki. Jego noga zaczęła dygotać.- Okej za chwilę wracam.

Zaparzyłem herbaty do ogromnego miedzianego dzbanka, który po chwili przyniosłem do pokoju wraz z dwoma kupkami. Gdy wszedłem, zauważyłem, że chłopak ma na nosie okulary. Nie widziałem go nigdy w okularach, nawet w kawiarni. Choć możliwe, że nie zauważyłem. W końcu siedział zazwyczaj w samym rogu i miał głowę nad książkami. Wyglądał poważnie. Jego niesfornie włosy opadały mu na czoło.

-Kot.-powiedział nagle. Nie wiedziałem, o co mu chodzi.

-Hm?

-Kubek z kotem. Nie chce pić z kubka, który ma twarz Kapitana Ameryki. Spojrzałem na kubki i zrozumiałem, o co chodzi.

-Co masz do Kapitana Ameryki?

-To laluś.- odpowiedział z powagą, której u niego jeszcze nie widziałem.

-Ja tam go lubię. Miałem kiedyś fioła na jego punkcie.

-Aj, aj.-powiedział, kiwając głową.

To była prawda. Muszę niestety przyznać, że jeszcze kiedyś miałem jego plakat na szafce. Lubiłem się w niego wpatrywać. Był dosyć przystojny i jego zaczesane włosy wcale nie były lalusiowate! Od zawsze byłem samotny w swojej obsesji. Max też nie umiał zdzierżyć bohatera. Jedynie razem mogliśmy oglądać plakat Zendayi z Spider-man: Homecoming. Ona też była... wiadomo jaka.

-Już ci daję twój kubek z różowym kotkiem w kwiatki twardzielu. - powiedziałem ze zwycięskim uśmiechem. Podałem mu naczynie do ręki i wlałem herbaty.

-Ćśśś... - wysyczał, zaczerwieniony popijając już herbatę.- Czas skupić się na pracy.

-Racja, racja.-powiedziałem, rozwalając się na fotelu i spoglądając na chłopaka.

-Ile umiesz już tekstu?

-Całość.

-Co? Serio? Wszystko jest okrojone, ale to i tak dużo.-powiedział, marszcząc brwi.

-No. Jakoś tak to wyszło. Zaczynajmy.

-Okej. To ja będę grać Julie i resztę postaci, a ty będziesz odpowiadał zgodnie ze scenariuszem. Możesz już grać, mniej więcej tak jakbyś miał to zagrać.

-Ok.

Powoli odgrywałem rolę, a Julian dawał mi różne uwagi. Gdzie mam zmienić głos i że mam nie brzmieć jak kukła. W międzyczasie zbliżył się do mnie, siadając na brzegu łóżka. Stykaliśmy się prawie kolanami.

-Romeo dasz radę. Daj w to więcej emocji czy coś. Jest dobrze, ale jak dasz w to coś jeszcze, to będzie idealnie.

-Dobra spróbuję.-powiedziałem nie pewnie. Nie miałem żadnego daru aktorskiego i wiedziałem, że idzie mi fatalnie, jednak chłopak cały czas mnie pocieszał.

-Okej. To dajesz. Teraz scena poznania z Julią.-powiedział zdeterminowany, tupiąc lekko stopą o podłogę.-Teraz według tego tu tańczycie i macie gadkę szmatkę. Trzymacie się za rączki.

-Taa...-powiedziałem nie pewnie. Spojrzałem na chłopaka i próbowałem się skupić na emocjach. On za to wpatrywał się w tekst, co jakiś czas wychylając się zza kartki. - Jeśli znieważam dłońmi niegod...

-Bardziej z uczuciem. Gadasz, jakbyś miał zabić moją matkę, a nie trzymał za rękę.-powiedział zza tekstu.

-Ehh...-przełknąłem ślinę i ciągnąłem dalej.-Jeśli znieważam dłońmi niegodnymi. Dłonie twe moja Pani. Me wargi jak dwaj spłonieni pielgrzymi. Zmażą mą winę przez ucałowanie. Modlić się będą one w ustach twoich.

Julian otrzepał się i usiadł znów prosto, spoglądając mi w oczy.

-Niewzruszonymi pozostają święci. Choć w celach modlitwy myślę, że niewzbronione są ich chęci.-powiedział zalotnie i bardzo lekko. Dalej patrzył na mnie z ciepłym uśmiechem. Mógłbym uwierzyć, że jest Julią nawet wtedy, gdy był w tych swoich ledwo żywych jeansach i w za dużej bluzie. Pochyliłem się lekko do niego i starając się być jak najbardziej naturalny, powiedziałem:

-Ziść więc cel swój niewzruszenie. I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie.-powiedziałem mu prosto w oczy.

-A więc całuj chłopcze i daj mym ustom ukojenie i od grzechów uwolnienie.- powiedział delikatnie. Płynnie jakby znał tekst już od dawna. Mówił to tak, jakby powiedział mi to naprawdę tu i teraz. Usta miał lekko rozwarte, a oddech bardzo płytki. Lekko nachyliłem się w jego stronę.

++++++++++++++++++++++++++
CO BĘDZIE DALEJ?!!!!!!!!!! O CHUJ. AŻ SAM SIĘ ZAGRZAŁEM TO PISZĄC.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro