Nie zabierajcie mnie na imprezy...
Julian
Nie chciało mi się już nigdzie iść i nie miałem siły już poruszać nogami. Była dwunasta w nocy. Impreza zmierzała ku końcowi, więc wyszliśmy poszukać nieco alkoholu na własną rękę w większej grupie. Romeo ledwo poruszał nogami, był spity do granic możliwości. Podtrzymywał się na nieco mniej pijanym Maxsie. Razem szli wśród znajomych z klasy i innych ludzi, którzy byli zaprzyjaźnieni z Maxem. Ja szedłem od razu za nimi. Obok mnie powoli szła Wiktoria, która nie wiem, czemu trzymała mnie za rękę. No dobra wiedziałem, co to oznacza, ale wolałem nie wiedzieć. Obok nas szła obrażona Selene, która była bardzo niezadowolona ze stanu swojego ukochanego. Nie lubiłem dziewczyny, jednak rozumiałem jej podenerwowanie, ponieważ też byłem zły na Romeo. Opijał się cały wieczór i nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Wziął jeszcze ze sobą tą jebaną Selene, którą to my musieliśmy się zajmować. Nie wiedziałem totalnie co mu siedzi w tej tępej głowie. Jedyną osobą, która mnie uspokajała, była Wiktoria. Dziewczyna towarzyszyła mi cały wieczór i nie opuszczała ani na moment. Byłem jej za to bardzo wdzięczny. Uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła.
-Max zawsze się tak upijają to nic nowego.- powiedziała uspokajająco.-Na Romeo nie mam wyjaśnienia, ale jakoś damy radę go donieść do domu...
-Heh. Przynajmniej tyle.- rozejrzałem się nagle zdziwiony- Gdzie jest w ogóle Laura?
-Poszła z koleżankami. Uprzedziłam ją wcześniej, jak prawdopodobnie skończy się impreza, więc miała awaryjnie iść na noc do znajomej.
-A to okej. Szkoda, że mnie nikt nie uprzedził. -westchnąłem ciężko- Puki nic jej nie jest to ok... W ogóle dokąd zmierzamy, bo wyszedłem na ślepo za tymi głąbami.-powiedziałem po chwili.
-Ha ha. Sory nie pomyślałam o twoim planie awaryjnym. I idziemy na ulice Mickiewicza. Tam zawsze się idzie na chwilę po imprezie, stamtąd pewnie nas ktoś odbierze.- powiedziała i przytuliła się do mojego ramienia. Byłem nerwowy, że mam gdziekolwiek iść, jednak puki była za mną Wiktoria wiedziałem, że dam radę tam dojść.
Gdy spokojnie szedłem dalej do przodu, nagle zobaczyłem przed sobą Selene, która wzięła Romeo za rękę i odprowadziła na bok. Spojrzeliśmy po sobie z Wiktorią zmęczeni, wiedząc co się stanie. Stanęliśmy na chwilę, gdy reszta grupy nadal szła do przodu jak zombie.
-Ty tępa małpo jak mogłeś mi to zrobić?
-Co niby? - powiedział ze zmrużonymi oczami. Nagle beknął jej w twarz, a Max zaśmiał się na cały regulator.
-Ha ha. Stary kurwa.- powiedział Max, opierając głowę o ramię Romeo i bijąc go lekko w pierś.- Beknąłeś jej w twarz.
-Wiem. - powiedział Romeo z poważną miną, przypatrując się dziewczynie z niezrozumieniem.
-To dobrze, że wiesz. Teraz idziemy stąd!- powiedziała, biorąc go za rękę.
-Puść mnie!- powiedział głośno i agresywnie, odpychając ją lekko.- Mam cię już dosyć! Kurde bele.
-Kurde bele. Faktycznie mocne słowa stary. - Max kiwał głową prześmiewczo.
-Zaczęło się- powiedziała mi do ucha Wiktoria.- Wiedziałam, że tak się to skończy.
-Co?- zapytała Selene.
-M-A-M C-I-Ę D-O...
-Nie musisz mi kurwa literować jakbym, była kurwa upośledzona.
-Jesteś upośledzona, dlatego ci dyktuję.- powiedział nieco nie wyraźnie. Patrzyłem na nich, nie wiedząc co mam robić. Byłem podenerwowany i nie wiedziałem, co wstąpiło w chłopaka. Z jednej strony nie przepadałem za dziewczyną. Dlatego uznałem, że nie warto robić cokolwiek.
-Co?- powiedziała Selene z oburzeniem.
-J-E-S-...
-Przestań kurwa literować pojebańcu!- powiedziała dziewczyna, prawie płacząc.
-No jak nie rozumiiiiisz... To nie wiem jak ci to wytłumaczyć.- powiedział pół przytomnym wzrokiem, machając rękoma.
-A pierdol się.- Selene odeszła i przytuliła się do Wiktorii, którą wzięła pod pachę i zaczęła z nią iść. Dziewczyna puściła mnie gwałtownie porwana przez dziewczynę.
-Czekaj chwilkę!- zawołała Wiktoria i podbiegła do mnie.
-Ja pójdę odprowadzić Selene, a ty załatw tych dwóch. Liczę na ciebie! Wyślę ci numer za chwilę od taty Maxa. Przyjedzie po was bez problemu.- powiedziała mi szybko na ucho i pocałowała w policzek. I tak oto zostałem sam na placu boju z dwoma debilami.
***
W końcu za pięć minut doszliśmy na ogromną ulicę gdzie miały miejsce większość imprez w mieście. Była dosyć wąska, jednak ruchliwa. Było tam niebezpiecznie szwendać się o tej godzinie, jednak udało mi się dodzwonić do taty od Maxa, który miał nas zabrać do domu. Czekałem, więc niecierpliwie na czarnego Mercedesa z Romeo opartym mi na ramieniu. Wyglądał już trochę lepiej, choć był blady. Staliśmy w dwójkę w gronie adorującym Maxa, który opowiadał rozmaite historie. Wszyscy śmiali się, choć nie wiem z czego, bo nie wiele dało się z tego zrozumieć.
-Ej, ej. To czas na wyzwania.-powiedział Max
-Jakie?- powiedział jeden.
-Kto przebiegnie przez ulicę żywy. Rozumiecie. Idziecie na ulice i stoicie, jak najdłużej ile wytrzymacie, a potem spieprzacie.- powiedział pijanym głosem uśmiechając się do siebie, jak gdyby wymyślił plan życia.
-Co?- wydukałem.
-Kto wchodzi?
-Nikt.- powiedziałem na tyle głośno, że wszyscy spojrzeli na mnie.- Za chwile przyjedzie twój jebany stary, a ty będziesz kurwa siedział tu na tym skurwiałym krawężniku.-powiedziałem zdenerwowany. Miałem już dosyć Maxa i jego głupich pomysłów. Gdyby nie on siedziałbym szczęśliwy w domu i nie marnował na to wszystko czasu.
-Nie jesteś moją matką, żeby mówić mi, co mam robić. Ostatnio też to tu robiliśmy.- spojrzał i machnął na ulice. Nie było tu wielu aut, ale co jakiś czas jechało jakieś i to całkiem szybko. Max wyprostował się nagle, a reszta typów spojrzała na niego z podziwem.- Teraz jedzie coś, To będzie idealna chwila.- powiedział, idąc w stronę drogi.
-Nie ma kurwa. Wracaj tu.-powiedziałem, idąc za chłopakiem.
-Już lecę.-powiedział figlarnie, stawiając nogę na jezdni.
-Chodź tu!- powoli zbliżało się auto, a ja byłem coraz bardziej nerwowy. Bawiłem się kiedyś w ten sam sposób i nic dobrego z tego nie wyszło.
Chłopak wybiegł na jezdnie i stanął na środku, czekając na auto i szykując się w ostatniej chwili do szybkiego zrywu. Stałem na krawężniku i nie chciałem tam wejść. Ręce mi się trzęsły i byłem cały czerwony. Wiedziałem, jednak że źle się o skończy, jeśli nic nie zrobię.
-No i co cioto boisz się dołączyć?- powiedział Max w moją stronę.
-Ty pojebie jebany.-szybko pobiegłem do niego i rzuciłem się z nim w tył z całej siły, gdy auto zaczęło trąbić. Powóz przejechał obok nas około pięciu sekund później po tym, gdy już wylądowaliśmy na chodniku. Czułem ból w plecach. Nie było to nic poważnego, jednak byłem cały obolały.
-Kurwa wystałbym jeszcze chwilę! -krzyknął na mnie Max i walnął w twarz pięścią. Jego cios odbił się na mojej twarzy, rażąc ogromnym bólem. Czułem, jak z mojego nosa leci mi krew.
-Ej przestań!- nagle wykrzyczał Romeo.
-Za chwilę byś był czerwona plama kurwa.- powiedziałem i zrzuciłem chłopaka z siebie, a następnie popchnąłem w stronę chodnika.- Ty pojebie prawie cię przejechało. Wracaj kurwa na chodnik.- mój głos się załamał, a Max powoli poszedł na chodnik. Ścisk w gardle powiększał się z każdą sekundą, jednak wiedziałem, że nie mogę się rozbeczeć przy tych wszystkich tępakach. Czułem się głupio, a zarazem nie wiedziałem co przed chwilą się stało. Ciężko oddychałem i kręciło mi się w głowie.
-Kurwa moja matka się znalazła.- powiedział Max teatralnym głosem.
-Zamknij się.- powiedział Romeo, stając obok.
-Kolejna mama. Kurwa podcierajcie sobie nawzajem dupy, a nie mnie. Okej?- powiedział z uśmieszkiem na twarzy.
Romeo zrobił się cały czerwony. Po woli chwiejąc się na boki, podszedł do Maxa i walnął go w twarz. Chłopak odrzucił głowę w bok, trzymając się za policzek i spoglądając pogardliwie na chłopaka.
-O ty kurwa!- wykrzyczał Max i już mierzył się na chłopaka, gdy czarny Marcedes wyjechał nagle zza rogu.
-MAX! Do auta ty mały chujku!- wywrzeszczał nagle mężczyzna w okularach słonecznych i z brodą.
-Tata?!-powiedział przerażony Max.- To pewnie ty go nasłałeś sukinkocie!- wymierzył we mnie palcem i już powoli szedł w moją stronę czerwony z limo na oku.
-Tak on kurwa! I całe szczęście, bo byś szczał pod mostem o piątej rano jak ostatnio. Wsiadaj do auta. I wy też!.- wskazał na Romeo i na mnie.- Szybko! I reszta tez rozejść się! Liczę do trzech i ma was tu nie być inaczej dzwonie na policję! Raz! Dwa!- w ciągu sekundy każdy pobiegł szybko w swoją stronę. Podprowadziłem Romeo do auta i pomogłem mu wsiąść do środka. Jeszcze chwilę staliśmy autem na chodniku, aby cała grupa nie wróciła dalej imprezować. Nikt jednak nie wracał, więc ruszyliśmy w drogę.
-Dziękuję ci Julian. Wiktoria napisała, że będziesz mi pisał i pilnował tych dwóch gamoni. Lepiej podziękuj chłopakowi Max! Bez niego byś pewnie znów jełopie nie wrócił do domu.
-Pierdolisz.
-Pierdolić to ja zacznę kurwa w domu.- powiedział z powagą mężczyzna w okularach i z długą brodą. Był napakowany, a na ramieniu widniał wyblakły tatuaż. Gdy się przyjrzałem na sobie miał długie spodnie z piżamy i ugniecioną koszulkę. Mimo to wyglądał groźnie...
Romeo siedział obok, stykając się ze mną ramieniem. W radiu grała muzyka, a wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Wóz był nieco brudny w środku pełen opakowań po Mcdaonaldzie, ale lepiej było mi w aucie niż na ulicy. Nadal czułem cios Maxa na twarzy, a moje plecy były całe obolałe. W końcu Romeo oparł się o mój bok bezwładnie i przycisnął do framugi drzwi. Prawdopodobnie zasnął. Max leżał na przednim fotelu niezadowolony z zamkniętymi oczami. Czułem, że Romeo powoli ślini moją marynarkę, co podsumowałem jedynie uśmiechem. Nie wiedziałem jak wyciągnę go teraz z auta. Po chwili byliśmy na miejscu.
-Okej jesteśmy an miejscu. Dziękuje za telefon Julian. Super jesteś chłopak.
-Dziękuję.
- A ciebie trzeba gdzieś odwieść dalej czy w tej samej okolicy mieszkasz.
-Tu obok zaraz, więc dojdziemy za chwilę.
-Okej super. Dobra, a teraz czas wywalić twojego kolegę z auta.
Mężczyzna jak powiedział, tak zrobił. Wziął Romeo na plecy i postawił na ziemi nie przytomnego, chcąc nie chcąc musiał się obudzić.
-Gdzie jestem?- powiedział blady.
-Już prawie w domu. - powiedział mężczyzna.- Ja go odprowadzę jednak, a ty możesz spokojnie wracać do domu. Napisz, jak wejdziesz.
-Okej jasne. Dziękuję.
-Nie ma za co, to ja powinienem dziękować.- powiedział uciskując mi mocno rękę.
Poszedłem powoli w stronę domu, a mężczyzna asekurował powoli Romeo do klatki wejściowej. Chłopak był już nieco trzeźwiejszy. Gdy w końcu dotarłem do mieszkania i otworzyłem drzwi, szybko wszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Najlepszą chwilą tej imprezy był powrót do domu. Wszystko mnie bolało, a ręce nadal nieco dygotały. Gdy przypominałem sobie chwilę, gdy Max stał na jezdni, byłem przerażony. Zacząłem szybciej oddychać i próbować brać głębszy oddech. Wszystko na nic. Wszystkie emocje wylały się na mnie, gdy tylko położyłem się na łóżku. Co za drań, jak mógł coś takiego zrobić. Powlokłem się ledwo do apteczki i wziąłem dwie tabletki na uspokojenie i jedną na sen. Chciałem jak najszybciej zasnąć, choć oczywiście nie było mi to pisane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro