Dwie miski ryżu i brak pojęcia o wszystkim.
Rozdział17
Romeo
Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą Juliana. Moja głowa pulsowała z bólu, a brzuch miałem doszczętnie pusty. Wyjrzałem na chwilę spod kołdry. Od razu oślepiło mnie jasne światło. Julian wyglądał na doszczętnie niewyspanego i zdenerwowanego. Wyczytałem to po niezadowolonym grymasie. Miał na sobie fartuch, a w ręce trzymał drewnianą łychę. Spoglądał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
-Wstawaj.- powiedział i zabrał kołdrę z mojej twarzy.
-Aua! Zostaw mnie!- powiedziałem i zwinąłem się w kłębek i obwinąłem kołdrą. Głowa pulsowała mi nieznośnie, myślałem, że eksploduje lada chwila. Nie byłem nawet w stanie wychylić się zza okrycia. Dalej, jednak czułem na sobie wzrok chłopaka.
-Nie ma mowy. Mamy godzinę czternastą, a musimy jeszcze iść do Wiktorii po twoje klucze z mieszkania. Najlepiej, zanim przyjadą twoi rodzice.
-Co?- powiedziałem nagle, uświadamiając sobie, gdzie się znajduję. Od razu rozejrzałem się dookoła.- Jesteśmy u ciebie? I gdzie są moje klucze?
-U Wiktorii, jak przed chwilą powiedziałem. Zostawiłeś je razem z marynarką na sali, więc poszła po nie dzisiaj.-powiedział i odszedł w stronę kuchni.
-Emmm...- nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Cieszyłem się, że moje klucze się odnalazły tak szybko, jak myślałem, że się zgubiły. Byłem, jednak bardzo zdezorientowany.
-Wstawaj już i choć coś zjeść. - powiedział ozięble, po czym zacząłem słyszeć dźwięku wyciąganych misek.- Wstawaj! Musimy za godzinę jechać.
-Co?- powiedziałem przeciągle.
-Pstro. Chodź tu.
Powoli podniosłem ociężałą głowę i odepchnąłem koc na bok i po chwili dopiero zacząłem otwierać oczy. Światło i biel pomieszczenia były przez dłuższy czas nie do zniesienia. Jednak po kilku mrugnięciach udało mi się otworzyć oczy w pełni. Powoli wstałem i chwiejnie zacząłem podchodzić do stołu. Wszystko było białe. Pomieszczenie było okropnie puste.
Gdy spojrzałem w tył, Julian wyciągał z lodówki mrożone owoce i wsypywał do obu misek. Podał mi naczynie, w którym był ryż na mleku z owocami. Patrzyłem się przez chwilę pusto w miskę, trawiąc wszystko, co mogło się wczoraj wydarzyć, lecz nie wiele pamiętałem.
-Mogę dostać coś przeciwbólowego? - powiedziałem błagająco. Ból był nie do zniesienia i chciałem uśmierzyć go jak najszybciej.
-Już idę. Zaparzę ci też herbaty na żołądek.- powiedział smętnie, po czym westchnął. Wstał dosyć sprawnie i zagotował wrzątek, przeszukując po kolei szafki.- Dalej jest ci nie dobrze?
-Nie chyba nie...
-Usnąłem na chwilę i obudziłem się o czwartej, bo... w sumie nie ważne. W jakimś razie wiedz, że nie spałem przez ciebie.- powiedział wykończony.- Masz.-położył mi kubek z naparem na stół i podał do ręki tabletkę. Połknąłem ją bez wahania.
-Dzięki.- powiedziałem i zacząłem jeść powoli ryż z malinami, byłem bardzo głodny. Julian powoli jadł swoją porcję i się nie odzywał. Stukał o blat palcem wyczekująco, więc zdecydowałem się odezwać.- Sory, że przeze mnie nie spałeś...
-Bywa. - odpowiedział obojętnie. To chyba najgorsza odpowiedź, jaką mógł dać. Nie chciałem go wypytywać co się stało. Nie uważałem, że jest to odpowiednia chwila. Zadałem, jednak i tak głupie pytanie, którego pożałowałem.
-Yhm... A jak impreza?
-Super. Bawiłem się przednio.- powiedział, gdy zauważyłem wtedy pod jego okiem fioletową opuchliznę. Skóra wokół oka nie była czarna, ale widać było, że musiał być to mocny upadek.
-Co ci się stało w twarz?- powiedziałem odruchowo nieco zmartwiony.
-Twój kolega Max mnie walnął.- powiedział, żując kleik.
-Och...- powiedziałem cicho, grzebiąc łyżeczką powoli w misce.- Czemu?
-Bo... zresztą nieważne. Nie muszę ci tego opowiadać i poza tym nawet mi się nie chce właściwie o tym rozmawiać.
Siedzieliśmy w ciszy. Niezręcznej ciszy. Chłopak powoli mieszał w misce z ryżem, nie wkładając nic do ust. Po chwili jednak zdecydował mi się oddać jedzenie.
-Chcesz? Jakoś straciłem apetyt.
-A no ok.-wziąłem od niego miskę i zacząłem powoli jeść kolejną porcję ryżu. Chłopak przypatrywał mi się co jakiś czas, opierając głowę na ręce. Na chwilę odłożyłem łyżeczkę i spojrzałem na niego, odwracając wzrok od miski.- Sory, że wczorajsze wyjście tak wyszło.
Chłopak spojrzał na mnie znów leniwie wykończony.
-Nie będę mówił, że wszystko jest ok, bo nie jest. Nie spałem całą noc i prawie obrzygałeś mi kanapę. Do tego zacząłeś krzyczeć pod moim balkonem jak opętany. I choć brzmi to śmiesznie, to wtedy nie było...- powiedział poważnie.- W jakimś razie kończ jeść, bo nie zdążysz na autobus. Pojedziesz sobie sam do Wiktorii po klucze i ją przy okazji też przeprosisz. Nie mam siły jeszcze iść do niej po dwóch godzinach snu.- powiedział Julian, dając nacisk na słowo ''sam'' i ''też''. Następnie zamknął oczy i powoli zaczął masować skronie.
-Okej.- powiedziałem zrezygnowany. Nie miałem nic do dania. Było mi przykro, ale nie sądziłem, aby kolejne przeprosiny uszczęśliwiły chłopaka.
-Przebież się w łazience, wczoraj już dosyć się napatrzyłem.-powiedział z ironicznym uśmiechem, przewracając oczami. W tym samym czasie wstał i zaczął zbierać naczynia. Ja stałem zaczerwieniony, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Pozostałem, więc cicho i myślę, że była to najlepsza z opcji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro