Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dwie miski ryżu i brak pojęcia o wszystkim.


Rozdział17

Romeo
Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą Juliana. Moja głowa pulsowała z bólu, a brzuch miałem doszczętnie pusty. Wyjrzałem na chwilę spod kołdry. Od razu oślepiło mnie jasne światło. Julian wyglądał na doszczętnie niewyspanego i zdenerwowanego. Wyczytałem to po niezadowolonym grymasie. Miał na sobie fartuch, a w ręce trzymał drewnianą łychę. Spoglądał na mnie półprzytomnym wzrokiem.

-Wstawaj.- powiedział i zabrał kołdrę z mojej twarzy.

-Aua! Zostaw mnie!- powiedziałem i zwinąłem się w kłębek i obwinąłem kołdrą. Głowa pulsowała mi nieznośnie, myślałem, że eksploduje lada chwila. Nie byłem nawet w stanie wychylić się zza okrycia. Dalej, jednak czułem na sobie wzrok chłopaka.

-Nie ma mowy. Mamy godzinę czternastą, a musimy jeszcze iść do Wiktorii po twoje klucze z mieszkania. Najlepiej, zanim przyjadą twoi rodzice.

-Co?- powiedziałem nagle, uświadamiając sobie, gdzie się znajduję. Od razu rozejrzałem się dookoła.- Jesteśmy u ciebie? I gdzie są moje klucze?

-U Wiktorii, jak przed chwilą powiedziałem. Zostawiłeś je razem z marynarką na sali, więc poszła po nie dzisiaj.-powiedział i odszedł w stronę kuchni.

-Emmm...- nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Cieszyłem się, że moje klucze się odnalazły tak szybko, jak myślałem, że się zgubiły. Byłem, jednak bardzo zdezorientowany.

-Wstawaj już i choć coś zjeść. - powiedział ozięble, po czym zacząłem słyszeć dźwięku wyciąganych misek.- Wstawaj! Musimy za godzinę jechać.

-Co?- powiedziałem przeciągle.

-Pstro. Chodź tu.

Powoli podniosłem ociężałą głowę i odepchnąłem koc na bok i po chwili dopiero zacząłem otwierać oczy. Światło i biel pomieszczenia były przez dłuższy czas nie do zniesienia. Jednak po kilku mrugnięciach udało mi się otworzyć oczy w pełni. Powoli wstałem i chwiejnie zacząłem podchodzić do stołu. Wszystko było białe. Pomieszczenie było okropnie puste.

Gdy spojrzałem w tył, Julian wyciągał z lodówki mrożone owoce i wsypywał do obu misek. Podał mi naczynie, w którym był ryż na mleku z owocami. Patrzyłem się przez chwilę pusto w miskę, trawiąc wszystko, co mogło się wczoraj wydarzyć, lecz nie wiele pamiętałem.

-Mogę dostać coś przeciwbólowego? - powiedziałem błagająco. Ból był nie do zniesienia i chciałem uśmierzyć go jak najszybciej.

-Już idę. Zaparzę ci też herbaty na żołądek.- powiedział smętnie, po czym westchnął. Wstał dosyć sprawnie i zagotował wrzątek, przeszukując po kolei szafki.- Dalej jest ci nie dobrze?

-Nie chyba nie...

-Usnąłem na chwilę i obudziłem się o czwartej, bo... w sumie nie ważne. W jakimś razie wiedz, że nie spałem przez ciebie.- powiedział wykończony.- Masz.-położył mi kubek z naparem na stół i podał do ręki tabletkę. Połknąłem ją bez wahania.

-Dzięki.- powiedziałem i zacząłem jeść powoli ryż z malinami, byłem bardzo głodny. Julian powoli jadł swoją porcję i się nie odzywał. Stukał o blat palcem wyczekująco, więc zdecydowałem się odezwać.- Sory, że przeze mnie nie spałeś...

-Bywa. - odpowiedział obojętnie. To chyba najgorsza odpowiedź, jaką mógł dać. Nie chciałem go wypytywać co się stało. Nie uważałem, że jest to odpowiednia chwila. Zadałem, jednak i tak głupie pytanie, którego pożałowałem.

-Yhm... A jak impreza?

-Super. Bawiłem się przednio.- powiedział, gdy zauważyłem wtedy pod jego okiem fioletową opuchliznę. Skóra wokół oka nie była czarna, ale widać było, że musiał być to mocny upadek.

-Co ci się stało w twarz?- powiedziałem odruchowo nieco zmartwiony.

-Twój kolega Max mnie walnął.- powiedział, żując kleik.

-Och...- powiedziałem cicho, grzebiąc łyżeczką powoli w misce.- Czemu?

-Bo... zresztą nieważne. Nie muszę ci tego opowiadać i poza tym nawet mi się nie chce właściwie o tym rozmawiać.

Siedzieliśmy w ciszy. Niezręcznej ciszy. Chłopak powoli mieszał w misce z ryżem, nie wkładając nic do ust. Po chwili jednak zdecydował mi się oddać jedzenie.

-Chcesz? Jakoś straciłem apetyt.

-A no ok.-wziąłem od niego miskę i zacząłem powoli jeść kolejną porcję ryżu. Chłopak przypatrywał mi się co jakiś czas, opierając głowę na ręce. Na chwilę odłożyłem łyżeczkę i spojrzałem na niego, odwracając wzrok od miski.- Sory, że wczorajsze wyjście tak wyszło.

Chłopak spojrzał na mnie znów leniwie wykończony.

-Nie będę mówił, że wszystko jest ok, bo nie jest. Nie spałem całą noc i prawie obrzygałeś mi kanapę. Do tego zacząłeś krzyczeć pod moim balkonem jak opętany. I choć brzmi to śmiesznie, to wtedy nie było...- powiedział poważnie.- W jakimś razie kończ jeść, bo nie zdążysz na autobus. Pojedziesz sobie sam do Wiktorii po klucze i ją przy okazji też przeprosisz. Nie mam siły jeszcze iść do niej po dwóch godzinach snu.- powiedział Julian, dając nacisk na słowo ''sam'' i ''też''. Następnie zamknął oczy i powoli zaczął masować skronie.

-Okej.- powiedziałem zrezygnowany. Nie miałem nic do dania. Było mi przykro, ale nie sądziłem, aby kolejne przeprosiny uszczęśliwiły chłopaka.

-Przebież się w łazience, wczoraj już dosyć się napatrzyłem.-powiedział z ironicznym uśmiechem, przewracając oczami. W tym samym czasie wstał i zaczął zbierać naczynia. Ja stałem zaczerwieniony, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Pozostałem, więc cicho i myślę, że była to najlepsza z opcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro