Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII.7.

67. Emilia.


Amsterdam, lipiec 2018 r.

Emilka wylądowała w szpitalu w Amsterdamie i dostawała leki immunosupresyjne. Codziennie zastrzyk. Cierpiała. Martwiła się o dziecko, Klarę i Marka. O firmie nawet nie myślała. Spisała ją na straty. Tłumaczyła sobie, że będzie dobrze i musi to wytrzymać dla dobra swojej rodziny, ale było jej coraz ciężej.

Któregoś dnia zadzwoniła do niej jej kuzynka, Laura, która dowiedziała się, że Emilka trafiła do szpitala, choć nie wiedziała dlaczego. Emilka opowiedziała jej o wszystkim i przeprosiła, że nie będzie mogła pojawić się na ślubie kuzynki. Laura kazała jej się jednak nie martwić i myśleć o sobie i dziecku. Niby łatwo powiedzieć, ale przecież jej kuzynka też przeżyła kilka niefajnych historii. Miała rację. To trochę podniosło na duchu Emilkę.

Myślenie o dziecku też poprawiało jej humor. Jak ona go pragnęła. Ile lat się o nie starali z mężem, ile łez wylała przez nieudane próby... A teraz rosło w niej maleństwo, które potrzebowało pomocy, żeby mogło rosnąć dalej. I to było najważniejsze. Emilka uznała, że wytrzyma. Choćby nie wiadomo co się działo. Liczyła tylko na to, że Mark jej nie zawiedzie.

Mark tymczasem dwoił się i troił, żeby do końca lipca połapać zlecenia i zarobić na następne miesiące działalności, korzystając z tego, że jego teściowie zabrali Klarę do siebie na wakacje do końca miesiąca. Szybko zauważył, że jego żona bardzo dobrze dobrała współpracowników. Każdy z nich wiedział, co ma robić. Jemu pozostała koordynacja oraz sprawy finansowe i podatkowe. Jego działka.

Pod koniec miesiąca z ulgą stwierdził, że zarobili nie tylko na pensje dla wszystkich pracowników, ale także spory zapas na rozkręcenie działalności. I przede wszystkim na życie dla nich, bo oszczędności przecież musiały się kiedyś skończyć. Codziennie wieczorem Mark odwiedzał Emilkę w szpitalu. Po prostu siedział przy niej, trzymając jej drobną dłoń w swojej wielkiej i całując ją delikatnie.

– Tak cię bardzo kocham – powtarzał jej jak mantrę. Emilia też bardzo kochała swojego męża. Ciągle jednak bała się, że on sobie nie da rady.

Sierpień 2018 r.

– Kochanie, mam dla ciebie dobrą wiadomość – powiedział jej Mark z wielkim uśmiechem pierwszego dnia sierpnia.

– Jaka to wiadomość? Klara już wróciła?

– To też, jutro przyjdzie do ciebie z twoimi rodzicami – poinformował ją – ale to wiadomość... zawodowa, że tak powiem.

– Zawodowa? – zdziwiła się Emilka. – Znalazłeś pracę? – spytała z nadzieją.

– Nie musiałem. Twoja firma funkcjonuje doskonale. Świetnie dobrałaś współpracowników, trafiliśmy też na bardzo dobry okres prosperity w branży... Zarabiamy! – Mark uśmiechnął się i patrzył, jak wyraz twarzy jego żony z niedowierzającego zmienia się na zaskoczony, a potem... jak Emilka się uśmiecha.

– Naprawdę?

– Tak. Damy radę. Jesteś genialna, mój skarbie – powiedział.

– A ty? Jak sobie dajesz radę? – spytała wtedy Emilia. Mark wiedział, o co jej chodzi.

– Dobrze. Ani razu nie miałem obniżonego nastroju. Jakby mi się coś przestawiło w głowie – odpowiedział poważnie. – Mam takie poczucie misji i wiem, że nie mogę nawalić. Nie martw się, kochanie, możesz na mnie liczyć. – Emilka odetchnęła z ulgą. Oprócz utraty dziecka najbardziej bała się właśnie, że Mark jej się rozsypie w najbardziej nieoczekiwanym momencie. On jednak dawał sobie radę. I jeszcze rozwinął firmę. – Mam cudownego męża – pomyślała.

– Ja też mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała.

– Jaką?

– Robili mi dziś badanie USG. Nasze maleństwo ma według obliczeń jedenaście tygodni i dwa dni. I jest zdrowe, prawidłowo się rozwija. – Emilka myślała, że takiego oblicza radości jeszcze nigdy nie widziała. Mark miał ochotę ją uścisnąć z całej siły i podrzucić do góry, ale na szczęście opanował się w ostatniej chwili. Za to sam podskoczył i krzyknął:

– Tak!

– Tak, kochanie. Gorsza wiadomość jest taka, że będę musiała tu zostać do końca września, bo ciągle mam jeszcze te przeciwciała we krwi, choć już jest ich mniej.

– Damy sobie radę, skarbie – odpowiedział jej Mark poważnie. – Bardzo cię kocham. I ciebie też – powiedział, odsłaniając brzuch Emilki i całując go. Nie było po jej jeszcze widać ciąży, ale to już niedługo miało się zmienić.

Następnego dnia odwiedzili ją rodzice i Klara.

– Jak ja za tobą tęskniłam, córeczko – Emilka miała w oczach łzy, kiedy jasna główka córki przytuliła się do niej.

– Ja też za tobą tęskniłam, mamusiu – przyznała Klara – ale bardzo dobrze bawiłam się u dziadków. Byliśmy na weselu cioci Laury. I bawiłam się z Matyldą – przypomniała. Emilka pamiętała o Laurze. Kazała Markowi kupić prezenty od nich i wysłać je do Polski. Jeden ślubny dla Laury i Piotrka, a drugi urodzinowy, z okazji roczku Matyldy. Żałowała, że nie może jej tam być, ale wiedziała, że jej kuzynka zrozumie.

W drugiej połowie sierpnia Klara wróciła do szkoły, a rodzice Emilki do domu. Mark ciągle godził obowiązki rodzicielskie, zawodowe i starał się być najbardziej wspierającym mężem. Emilia podglądała swoje maleństwo na USG podczas każdego badania i zaczęła uważać, że jest jednak szczęściarą. Stanowczo wolała się przemęczyć niż w ogóle go nie mieć.

Wrzesień 2018 r.

Pod koniec września Emilka miała już całkiem widoczny brzuszek. Od tego ciągłego leżenia, osłabły jej mięśnie i znacznie przytyła, ale Mark w ogóle nie dawał jej odczuć, żeby coś było z nią nie tak. Ciągle patrzył na nią tym samym zakochany wzrokiem. Codziennie całował jej brzuszek i witał się ze swoim dzieckiem.

Październik 2018 r.

1 października ciąża Emilki osiągnęła dwadzieścia tygodni. Na badaniu „połówkowym" był Mark. Lekarz prowadzący stwierdził, że dziecko rozwija się jak najbardziej prawidłowo. I że będzie chłopcem. Mark miał łzy w oczach, kiedy oglądał swojego synka na ekranie monitora. Przeciwciała we krwi Emilki już znikły i lekarz podjął decyzję, że można ją wypuścić do domu. Wreszcie. Po trzech miesiącach leżenia w szpitalu, Emilka nie marzyła już o niczym innym, niż tylko o powrocie do siebie.

– Muszę państwa jednak ostrzec – powiedział lekarz. – Gdyby pani Visser źle się poczuła, miała gorączkę, dreszcze, bóle czy jakiekolwiek krwawienie, muszą państwo natychmiast przyjechać do szpitala. Czy to jasne?

– Oczywiście, panie doktorze – odpowiedzieli Emilka i Mark zgodnie.

I wyszli ze szpitala. Emilka była tak słaba, że ledwo szła, więc Mark zaprowadził najpierw żonę do samochodu, a potem wrócił po jej rzeczy. Wrócili do domu. Klara nie posiadała się z radości, że mama jest w domu. A Emilia uznała, że wszystko jest wreszcie na swoim miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro