Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.4.

57. Norbert .


Gdynia, grudzień 2016 r.

Norbert wrócił do hotelu. Zjadł obiad w hotelowej restauracji, a potem wrócił do pokoju. I położył się spać. Wieczorem wziął prysznic, poszedł na kolację i znowu się położył. Wyszedł z hotelu tak, żeby zdążyć na pociąg o 23:30, ale nie musieć długo czekać na dworcu. Odebrał bilet i wsiadł do nocnego pociągu do Warszawy, który, według rozkładu jazdy, miał być w stolicy o czwartej rano.

Warszawa, grudzień 2016 r.

Pociąg przyjechał do Warszawy punktualnie. Tego się Norbert nie spodziewał. – Zmieniło się w tym moim kraju – stwierdził. – Pociągi przyjeżdżają na czas. – Teraz musiał się skupić. Nie zostało mu dużo czasu. Był 28 grudnia. Ostatni raz miał kontakt z przełożonym 24 grudnia wieczorem. Zasada była taka, że agent musiał kontaktować się z komórką przynajmniej raz w tygodniu, chyba że był na specjalnej misji. Wtedy zależało to od sytuacji i było ustalane z bezpośrednim przełożonym. Norbert miał więc czas do 31 grudnia na stawienie się w centrali, a to oznaczało, że ma jeszcze trzy dni na zorientowanie się w swojej sytuacji.

Wysiadł na dworcu Warszawa Centralna i rozejrzał się. Nie był w Warszawie od dziesięciu lat, a dokładnie od kiedy wywiad zwerbował go na ostatnim roku studiów i wyciągnął z wyższej szkoły policyjnej pod spreparowanym pretekstem. Oficjalnie został relegowany z uczelni. Faktycznie przyjęto go na szkolenie. Oficjalnie od dziewięciu lat pracował jako ochroniarz w Hamburgu. Nieoficjalnie był oficerem wywiadu. Podwójne życie prowadził już tak długo, że stało się częścią jego natury. Nigdy nie wiedział kogo i jak długo będzie musiał udawać. Miał przygotowanych kilka fałszywych tożsamości. Jedną z nich był właśnie Niemiec, Hans Grüne, którego nazwiskiem posłużył się w hotelu w Gdyni. Nauczono go jednak, żeby dostosowywał przedstawianą tożsamość do sytuacji, więc teraz, w Warszawie, powinien użyć już innej.

Norbert wyciągnął telefon i zaczął szukać taniego hotelu. Nie zostało mu już za dużo kasy, więc musiał oszczędzać. W pewnym momencie podeszło do niego dwóch cwaniaków, którzy najwyraźniej szukali zaczepki albo okazji. Zobaczyli samotnego gościa na peronie, najwyraźniej nietutejszego, który czegoś szukał w telefonie.

– Masz szluga? – spytał go jeden z nich. Norbert podniósł oczy zdziwiony. Rzadko zdarzało się, że ktoś go zaczepiał. Już sam jego wygląd zniechęcał większość potencjalnych zadymiarzy. To musieli być desperaci. Albo byli bardzo pewni siebie. – Albo to kompletni idioci...

– Nie palę – odpowiedział i wrócił do przeglądania hoteli.

– To daj na papierosy – zażądał tamten.

– Nic z tego, spadajcie – odparł, nie patrząc już na nich.

– My się chyba nie zrozumieliśmy... – koleś podszedł do Norberta tak blisko, że on aż poczuł jak tamten śmierdzi. Skrzywił się z obrzydzenia. Wstając obejrzał swoje otoczenie. Sprawdził kamery i ich potencjalny zasięg. Zobaczył, że na peronie nie ma nikogo, a zwłaszcza ochrony. Idealna sytuacja dla kogoś takiego, jak oni... albo jak on. Wstał. Był tego samego wzrostu, co wyższy z facetów.

– To może teraz zrozumiecie. Spadajcie – powtórzył, wkładając telefon do kieszeni kurtki i zapinając zamek.

– Nas jest dwóch.

– I co, mam się przestraszyć? – zaśmiał się Norbert.

– A nie powinieneś? – zdziwił się jeden z oprychów.

– A słyszeliście kiedyś o Krav Madze? – spytał Norbert poważnym tonem, bawiąc się już całkiem nieźle kosztem przeszkadzaczy.

– Nie.

– To wierzcie mi, nie chcecie usłyszeć – stwierdził Norbert. – Spadajcie więc albo pożałujecie – dodał. Jeden z oprychów zaczął się śmiać, a jego rechot działał drażniąco na Norbiego.

– Nas jest dwóch – stwierdził znowu i próbował złapać Norberta za rękę. Norbi wykonał trzy ruchy ręką i facet leżał na ziemi, trzymając się za twarz. Drugi popatrzył zdezorientowany na niego i na swojego kompana. Zamachnął się z pięścią na Norberta. Po chwili leżał na ziemi i trzymał się za rękę. Norbert stwierdził, że lepiej sobie stamtąd iść, więc wyszedł z peronów na halę główną dworca i znowu usiadł na ławce, wyciągając telefon. Tak jak przewidział, opryszki nie wybrały się tam za nim.

W końcu znalazł interesujący go hotel. Pojechał tam tramwajem. Dochodziła szósta. Norbert wiedział, że jest wcześnie, ale nie zamierzał marznąć i chciał się wyspać.

– Dzień dobry, jestem w Warszawie przejazdem, potrzebuję pokoju na dwa, góra trzy dni.

– Oczywiście, poproszę o nazwisko i jakiś dokument tożsamości.

– Rafał Niemiec – powiedział. – Przykro mi, ale właśnie przyjechałem do Warszawy pociągiem. Po drodze ktoś ukradł mi portfel z dokumentami. Muszę iść na policję, ale najpierw chciałbym się wykąpać i zjeść śniadanie, bo jechałem całą noc. Czy to problem, jeśli zapłacę za pokój gotówką z góry? Całe szczęście, pieniądze miałem pochowane...

– Nie, to nie problem – odpowiedział recepcjonista. Prawdopodobnie właściciel hotelu. Norbert wiedział, że w większości przypadków, właściciele prywatnych niewielkich hoteli nie żądają dokumentów. Nie to, co wielkie sieciówki... Zapłacił za trzy doby, poszedł do swojego pokoju, wbił się pod prysznic i poszedł spać. Znowu śniła mu się Ayliz. Tym razem jednak to nie był miły sen. Dziewczyna wyglądała na przestraszoną. Powiedziała mu, że przeszłość próbuje ją dogonić. Norbert obudził się, kiedy próbował jej wytłumaczyć, że zawsze ją obroni. Nie zdążył jej tego powiedzieć i zaraz po przebudzeniu poczuł się zdenerwowany. Coś było nie tak w całej tej historii. Tylko co?

Kiedy wstał, poszedł na śniadanie. A później wybrał się na małe zakupy. Musiał kupić sobie chociaż jeszcze jedną zmianę ubrań, bo poprzednie trzeba było dać do prania. Potem wrócił do hotelu, zadzwonił do Szarego, używając szyfrowanego komunikatora. Jego były, a może jeszcze obecny szef, był zdziwiony tym telefonem.

– Co u ciebie, Zielony? – spytał. – Czemu dzwonisz, choć nie zgłosiłeś się jeszcze do agencji?

– Coś mi tu nie pasuje, Szary – odparł Norbert.

– Też tak myślę, ale jeszcze nie dorwałem Niebieskiego, więc nie mogę ci pomóc.

– Mam się zgłosić do agencji?

– Tak, musisz. Takie są zasady.

– Powiedz mi coś jeszcze, Szary.

– Pytaj.

– Kto oprócz ciebie wiedział, gdzie jest Ayliz?

– Tylko jedna dziewczyna z konsulatu. A potem, to już nie wiem.

– Podasz mi jej namiary?

– Nie ma mowy. Nie przez komunikator.

– Okej. Co mam zrobić?

– Dożyj emerytury, młotku – zaśmiał się jego szef, as wywiadu w stopniu majora, znany mu jako Szary.

– Dzięki, Szary.

Norbert rozłączył się i znowu zaczął myśleć. Szary miał rację. Nie mógł jeszcze spotkać się z Ayliz, choć serce rwało go do niej. Musiał rozliczyć się z obowiązków, których podjął się wiele lat temu. Wobec ojczyzny. Oznaczało to prawdopodobnie, że będzie musiał wyjechać z Polski na nieokreślony czas.

31 grudnia Norbert spakował wszystkie swoje rzeczy do plecaka i opuścił hotel. Zgłosił się w swojej centrali. Wszedł do budynku i na wewnętrznych drzwiach wystukał 12-cyfrowy, indywidualny kod, którego nigdy nie mógłby zapomnieć, bo sam go układał na początku służby. To były data urodzin i data śmierci jego siostry, Niny, ale cyfry były w nietypowej kolejności. Drzwi się otworzyły i Norbert wszedł do środka.

– Czekaliśmy na pana, agencie Faber – usłyszał głos, którego nie słyszał od dziesięciu lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro