VII.3.
56. Emilia.
Czerwiec 2018 r.
Emilka wzięła się za organizowanie spraw związanych z założeniem własnej firmy w Holandii. Dzięki Markowi szło jej to znacznie lepiej niż gdyby miała robić to sama, ale i tak męczyła się z urzędami. W końcu jednak Mark zaproponował jej, żeby wystąpiła o obywatelstwo holenderskie.
– Ale po co? – W Emilce odezwała się polska dusza. – Jak to, przyjąć obce obywatelstwo???
– Ale jakie obce? Mieszkasz tutaj od ośmiu lat, kochanie. Pracujesz, płacisz podatki, masz męża Holendra, urodziłaś tu dziecko, które ma holenderskie obywatelstwo...
– No dobra, trochę spanikowałam – musiała przyznać. – A co mi to da?
– W urzędach będą cię traktować, jak swoją – stwierdził Mark.
– No, to jest jakaś zachęta – zaśmiała się Emilia. – Te wasze urzędy to jakiś koszmar rodem z „biurokracji idealnej" Maxa Webera.
– Za to cię właśnie kocham, skarbie – Mark zrobił maślane oczka do żony. – Jesteś najmądrzejszą kobietą, jaką w życiu poznałem.
– Nie podlizuj się, mężu.
– Ależ będę się podlizywał, ale może później.
– Czemu później?
– Nie pytaj. Pomyśl – Mark puścił do niej oko. Emilka zrozumiała, o czym jej mąż mówił.
W końcu udało się zarejestrować firmę. Kilkoro z jej byłych kolegów i koleżanek z pracy zgodziło się dla niej pracować. Podobnie było z kontrahentami, do których się odezwała. Wszyscy pamiętali, że cenili sobie współpracę z nią. Najmniejszy problem miała z rekrutacją pracowników tymczasowych dla firm. Założyła konta firmy w mediach społecznościowych i wykupiła reklamę na polskich portalach informacyjnych. Informacja, że w biurze pośrednictwa pracy ktoś mówi po polsku była wystarczającą zachętą. Ludzie zaczęli dzwonić i pisać z dnia na dzień.
Do końca czerwca firma zaczynała prosperować coraz lepiej, również ze względu na zaczynający się sezon na prace tymczasowe. Emilka promieniała. Mark uznał, że jego żona jest w swoim żywiole i od zawsze miała smykałkę do biznesu.
Lipiec 2018 r.
Emilka zostawiła firmę na tydzień swoim zaufanym współpracownikom, żeby móc wyjechać na zaplanowane wakacje z mężem i córką na początku lipca. Oczywiście do ukochanych Włoch, bo gdzie indziej? Znowu do Rzymu.
Kiedy jednak przyjechali na miejsce, zaczęła się bardzo źle czuć. Miała gorączkę i dreszcze. Zdziwiła się, że przeziębiła się w lipcu. Czuła się tak źle, że poszła w Rzymie do lekarza. I tam spotkało ją zaskoczenie.
– Signora Visser, nie ma pani żadnej infekcji. Badania krwi wskazują na silną reakcję autoimmunologiczną.
– To znaczy?
– Pani organizm próbuje odrzucić ciążę – odpowiedział jej lekarz. Emilka w tym momencie zemdlała. Kiedy się ocknęła, karetka wiozła ją do szpitala. Poprosiła lekarza, żeby zadzwonił do jej męża, podając nazwę hotelu i numer pokoju. I znowu straciła przytomność.
Kiedy znowu się obudziła, leżała już w szpitalnym łóżku pod kroplówką, a przy niej stał Mark.
– Gdzie Klara? – to było pierwsze pytanie, jakie mu zadała.
– Została w hotelu, w sali zabaw. Zostawiłem ją z tymi fajnymi ludźmi z wycieczki, których poznaliśmy w zeszłym roku w Weronie.
– Okej. – Emilka przypomniała sobie tamtych turystów. Byli bardzo sympatyczni, choć kilka lat od niej młodsi.
– Co ci jest kochanie? – spytał w końcu Mark.
– Mark... lekarz mi powiedział, że jestem w ciąży – Emilka się rozpłakała.
– Ależ nie płacz, Emili. Co się dzieje?
– Podobno mój organizm próbuje odrzucić ciążę. Będę musiała być cały czas pod obserwacją. On mówił coś o jakichś lekach... Nie wiem. Boję się. Tak bardzo chcieliśmy tego dziecka... A teraz, jak już straciłam nadzieję... Firmę założyliśmy. Co to będzie? – Emilka szlochała, a Mark nie wiedział, jak jej pomóc.
– Kochanie, niczym się nie martw. Najważniejsze, żebyś ty czuła się dobrze. Jeśli uda nam się mieć to dziecko, będzie cudownie. Ale nie mógłbym znieść utraty ciebie. Rozumiesz? – Mark patrzył na nią przenikliwie.
– A ja nie zniosłabym utraty dziecka, na które tyle lat czekałam – stwierdziła Emilka.
– Porozmawiam z lekarzem. Odpoczywaj. – Mark poszedł poszukać lekarza dyżurnego. Włoch nie miał dla niego dobrych wiadomości.
– Jej stan jest poważny. Ryzyko utraty ciąży duże, ale jeśli dotrzyma do dwunastego tygodnia, to szansa na utrzymanie dziecka będzie rosła. Nie wiadomo jednak jak pańska żona to zniesie fizycznie... i psychicznie. Będzie musiała spędzić w szpitalu najbliższe trzy miesiące – stwierdził lekarz.
– Decyzja należy do niej – odparł Mark. – Ale moja Emilia jest dzielna, to prawdziwa wojowniczka. Nie podda się łatwo.
– Zorganizuję państwu transport medyczny do Amsterdamu. To będzie jednak sporo kosztowało.
– Jesteśmy ubezpieczeni – stwierdził Mark. – A nawet gdyby to nie wystarczyło, żona jest dla mnie cenniejsza niż wszystko, co mam.
Emilka wróciła do Amsterdamu transportem medycznym i od razu została w szpitalu. Mark wrócił z Klarą do domu, a po namyśle zadzwonił do teściów, żeby ich poprosić o opiekę nad Klarą. Były przecież wakacje, a on musiał pracować, bo niedługo nie mieliby już z czego żyć. Rodzice Emilki oczywiście się zgodzili i obiecali przyjechać po Klarę jak najszybciej.
Pierwszy raz, od kiedy poznał Emilkę, Mark poczuł, że musi być dla niej wszystkim tym, kim zawsze bał się być. Że ona na niego liczy i ma tylko jego. Nie myślał nawet o depresji. Pierwszy raz w obliczu poważnego problemu, postanowił walczyć, a nie poddać się.
Emilia tymczasem leżała w szpitalu i umierała ze strachu o swoje dziecko. Nie bała się o siebie. Bała się tylko, że jej rodzina sobie może bez niej nie poradzić. Nie wiedziała jeszcze, że w jej mężu zaszła taka zmiana. Ale wkrótce miała się dowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro