VII.2.
55. Laura i Piotrek.
Grudzień 2017 r.
23 grudnia Piotrek, zgodnie z obietnicą, zamknął pub tuż po północy i pobiegł szybko do Laury. Wszedł bezszelestnie. Był ciekaw czy czekała na niego. Matylda już spała, a Laura siedziała na kanapie w nocnej koszulce i czytała książkę. Piotrek zauważył, że to jeden z najpiękniejszych obrazów, jakie w życiu widział. Siedziała skupiona, z jednej strony założyła włosy za ucho, a z drugiej jasne loki opadały jej na twarz. I znowu jedno ramiączko koszulki jej opadło. Poczuł, że robi mu się gorąco.
– Już jestem, Laurka – powiedział. Podniosła wzrok znad książki i dopiero go zauważyła. A od podszedł do niej i ją pocałował. – Wezmę szybki prysznic i już wracam do ciebie.
– Nie jesteś głodny? – spytała.
– Nie, jadłem w barze.
– Nie powinieneś się odżywiać fastfoodami – zauważyła.
– Tylko sprzedawać je innym? – zażartował sobie. Laura uśmiechnęła się. Taki był Piotrek. Zawsze troszczył się o wszystkich, tylko nie o siebie. – Ale teraz ja ona zatroszczę się o niego.
– Dobrze, idź pod prysznic. Czekam na ciebie – powiedziała, a Piotrek błyskawicznie znalazł się w łazience, z której wyszedł po kilku minutach... tylko w ręczniku owiniętym wokół bioder. – Ale on mi się podoba – pomyślała Laura i uśmiechnęła się do tej myśli. – To propozycja? – spytała, patrząc na niego wymownie.
– Ja miałem spytać o to samo, kiedy zobaczyłem, jak opadło ci ramiączko od koszulki – puścił do niej oko.
– No pewnie – stwierdziła Laura i podeszła do niego. – Ja mam na sobie tylko tę koszulkę. – Piotrek przyciągnął ją do siebie i włożył ręce pod jej koszulkę. Wyczuł gładkie kształtne pośladki, które ścisnął delikatnie obiema rękami.
– Ależ ty mnie kręcisz, kobieto... – westchnął, przyciskając się do niej biodrami.
– Czuję – odpowiedziała, rozwiązując mu ręcznik i zrzucając go na podłogę.
– Kocham cię od pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem, ale teraz dopiero wiem, co to znaczy – stwierdził Piotrek, a potem podniósł Laurę z fotela i zaniósł ją na kanapę, gdzie rozłożył jej nogi i zaczął ją pieścić językiem. Laura rozłożyła nogi szerzej, pomagając mu dotrzeć tam, gdzie jej najwrażliwsze miejsce wołało o uwagę. Piotrek szybko doprowadził ją do orgazmu, a kiedy usłyszał, jak jej oddech się uspokaja, zarzucił jedną jej nogę na swoje ramię, a potem wszedł w nią powoli.
– Aaach, tak dobrze... – jęknęła, kiedy wchodził w nią głęboko.
– Och, żebyś wiedziała, jak... – odpowiedział jej, poruszając się w niej coraz szybciej, aż oboje doszli tam, gdzie najlepiej jest być razem. – Nie liczyłem nigdy na to, że spotka mnie tyle szczęścia naraz – pomyślał. – A teraz mam wszystko, o czym mógłbym zamarzyć. No, może oprócz tego, że mój brat uważa mnie teraz za wroga. Ale, mimo wszystko, dla Laury i Matyldy było warto.
24 grudnia rano obudziła ich dopiero córeczka, która spała aż do siódmej. Właśnie skończyła pięć miesięcy.
– Śpij, Piter, ja wstanę – powiedziała Laura zaspanym głosem.
– Nie, przyniosę ci ją do karmienia i zostaniemy w łóżku razem – zaproponował Piotrek. Nawet jeśli żadne z nich nie byłoby do końca wyspane, taka okazja, żeby razem pobyć w łóżku z rana zdarzała im się niezwykle rzadko. I rzeczywiście, Matylda zjadła, odbiło jej się i Laura położyła ją na poduszce między nimi. Oboje położyli się na boku, przodem do siebie i córki i uśmiechnęli się wszyscy troje. – Laurka, jak będziemy spędzać święta? – spytał wtedy Piotrek.
– A co z pubem?
– Zamknięty. Napisałem na drzwiach informację po polsku i angielsku, że pub otwieram 27 grudnia o dwunastej.
– Nie szkoda ci obrotów?
– Nie szkoda. Święta z rodziną są ważniejsze.
– Czyli chcesz iść do rodziców?
– Chciałbym, żebyśmy poszli wszyscy razem.
– Ale może nie na wigilię?
– A czemu? Chcesz iść do swoich rodziców?
– Nie. Chciałabym zostać w domu.
– Laurka...
– Piotruś, u twoich rodziców będzie Przemek. Pewnie nie obejdzie się bez jakiejś złośliwości z jego strony... Moi rodzice też mają jakiś nieokreślony problem z tym, że jestem z tobą... Pytają, co zamierzam, po co z tobą zamieszkałam. Wkurza mnie to. Mam trzydzieści lat, dziecko, chyba mam prawo żyć po swojemu?
– Oczywiście. Co więc proponujesz?
– Zrobimy sobie wigilię sami?
– A co z naszymi rodzinami?
– Pójdziemy do nich na obiad w pierwszy i drugi dzień świąt, kolejność obojętna. Ale jak Przemek zacznie gadać głupoty, wychodzimy – uprzedziła.
– Okej – Piotrek zgodził się bez wahania.
– Naprawdę?
– Tak. Zrobimy tak, jak chcesz. Zależy mi na tym, żebyś się dobrze czuła.
– Jesteś kochany...
– Po prostu cię kocham. Was kocham – poprawił się, patrząc też na Matyldę.
– Ja też cię kocham, Piotr – odpowiedziała Laura i pocałowała go w usta. – Ale teraz już chyba musimy wstawać, bo Matylda się nudzi. No i mamy sporo przygotowań.
Laura i Piotrek zorganizowali sobie święta według własnego planu. Nigdy nie byli tak szczęśliwi, jak ze swoją córeczką, w swoim domu, przy swojej małej choince. Zrobili sobie do jedzenia tylko to, na co mieli ochotę, czyli barszcz i pierogi, bo to były potrawy, które Laura uwielbiała, a za którymi Piotrek najbardziej tęsknił w Anglii. No i ciasta. Sernik i keks.
Następnego dnia poszli z Matyldą do rodziców Piotrka. Przemek oczywiście był, ale zachowywał się wyjątkowo spokojnie. Laura obawiała się jednak, że on nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tej sprawie, którą najwyraźniej uważał za niezakończoną, bo od czasu do czasu patrzył ukradkiem na nią i na Matyldę. Oczywiście, tylko wtedy, kiedy Piotrek tego nie widział. Rodzice Piotrka za to byli bardzo szczęśliwi z powodu obecności swojej wnuczki i cieszyli się z jej postępów. Bo Matylda była już siedmiokilowym bobasem i wolała więcej czasu spędzać na siedząco, na kolanach dziadków, niż w wózku.
W drugi dzień świąt poszli z córką do rodziców Laury. Państwo Kotowicz cudem powstrzymali się od nieprzyjemnych komentarzy, chyba dlatego, że podejrzewali, dlaczego Laura nie przyszła do nich z rodziną na wigilię. Oni też bardzo cieszyli się ze swojej pierwszej wnuczki i doszli do wniosku, że nie warto zrażać do siebie dorosłej córki i jej partnera, kimkolwiek by nie był. Kiedy wrócili do domu, Laura skomentowała wizyty u ich rodziców:
– A widzisz? Czasem warto się postawić.
– Jak to?
– Zauważyłeś, że wszyscy rodzice byli dla nas mili?
– A normalnie nie są?
– Ech, faceci... – westchnęła Laura. – Nie wyczuwacie niuansów.
– Czego???
– Piter, błagam! Niuansów, odcieni. Postawiliśmy im się, to musieli zaakceptować fakt, że jesteśmy dorośli i żyjemy, jak chcemy.
– A gdybyśmy przyszli na wigilię, nie zaakceptowaliby?
– Twoja logika mnie powala – zachichotała Laura. – Kiedyś też by zaakceptowali, ale prawdopodobnie zajęłoby im to więcej czasu.
– Ja się cieszę, że ty jesteś zadowolona – stwierdził Piotrek, wzruszając ramionami. – Mi niczego nie brakuje.
– Dziękuję – Laura cmoknęła go w usta. – Skoro jesteś taki szczęśliwy, to dziś kąpiesz Matyldę – uśmiechnęła się przewrotnie.
– Jak sobie życzysz. A potem co?
– Potem?
– Jak wykąpię Matyldę.
– Nakarmię ją i położę spać.
– I?
– Piter – zaśmiała się Laura – lepiej mi powiedz, o co ci chodzi.
– O ciebie, Laurka. Chcę cię więcej.
– To po co pytasz? Wiesz, jak mnie zachęcić – puściła do niego oko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro