Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.9.

51. Norbert.


Hamburg, grudzień 2016 r.

Kobieta położyła palec na ustach i powiedziała:

– Ani słowa, bo nas zdradzisz! Jestem agentka Czerwona. Muszę uciekać razem z tobą. Ludzie Özdemira obserwują kościół. Mamy tylko jedno wyjście – Po czym pociągnęła go za rękę w stronę księdza, nie dając mu nawet zareagować. Norbert poszedł za nią posłusznie. Ostatnią rzeczą, jakiej by się spodziewał było to, że jedna z prostytutek jest tak naprawdę agentką. W dodatku w tej samej służbie, co on. – Jak ona...? – Nie miał jednak czasu na rozważania, bo Czerwona pociągnęła go za rękę do zachrystii i odezwała się do księdza:

– Szczęść Boże, księże proboszczu. Przyszliśmy ustalić datę ślubu.

– Ach, to wy – ksiądz najwyraźniej wiedział, o co chodzi. – Chodźcie za mną. – I otworzył szafę, za którą ukazało się tajne przejście. – To zejście do krypty. Korytarzami wyjdziecie aż do portu. A tam już ktoś będzie na was czekać – powiedział, podając im latarkę.

– A ksiądz będzie bezpieczny?

– Tak sądzę – odpowiedział. – Pan Grau zapewnił mnie, że jego ludzie będą obserwować kościół do jutra.

– W porządku. Dziękujemy – powiedziała Czerwona i pociągnęła Norberta za rękę. Zeszli do podziemi.

Szli tak już przez dobre pół godziny. Kobieta miała mapę od księdza.

– Jak to się stało, że ty zostałaś...? – zaczął pytanie Norbert, nie bardzo wiedząc, jak ma je skończyć.

– Kim? Prostytutką czy agentką?

– Jedną i drugą. Jesteś Czeszką?

– Nie, jestem Polką. Mój tata był Czechem. Szary zwerbował mnie na studiach w Karslruhe.

– Gdzie??? – Norbert niedowierzał.

– Na studiach. Skończyłam wychowanie fizyczne w sekcji gimnastyka artystyczna.

– Jesteś... gimnastyczką? – Norbert nie wierzył w to, co słyszy.

– Tak – zaśmiała się. – Myślisz, że gdzie nauczyłam się tańca na rurze? W katolickim liceum w Wałbrzychu? – zachichotała. – A ty skąd się tu wziąłeś?

– Miałem być policjantem. Szary zwerbował mnie na ostatnim roku studiów.

– Musiałeś się wyróżniać.

– Ty... też.

– Chodzi ci o tę przykrywkę? – spytała.

– Tak. Nie znam wielu agentów, którzy zdecydowaliby się na taką pracę. To ogromne poświęcenie – zauważył.

– Nie dla mnie. Właśnie dlatego mnie zwerbowali. Jestem... nimfomanką – zachichotała dziewczyna, a Norbert poczuł, że się czerwieni. Dobrze, że było wystarczająco ciemno.

– To znaczy...

– To znaczy, że lubię się bzykać. Na studiach zaliczyłam prawie cały rok kolegów i nawet niektóre koleżanki, a do tego wszystkich wykładowców. – Norbert o mało się nie zakrztusił własną śliną, która zaczęła mu się produkować w niewyobrażalnych ilościach. – To była wymarzona robota dla mnie – stwierdziła kobieta. Swoją drogą, nie uważasz, że fajna by była z nas para agentów? – spojrzała na niego, przysuwając twarz blisko do jego twarzy. – Jak „Pan i Pani Smith".

– Nie sądzę, żeby pozwolili nam się jeszcze spotkać. Za duże ryzyko – uznał Norbert, odsuwając się od koleżanki na bezpieczną odległość, bo poczuł, jak pot spływa mu po czole, mimo, że w kanałach było naprawdę zimno.

– Żartowałam. Szary przestrzegł mnie od razu, że nie wolno mi spoufalać się z kolegami. Umiem oddzielić sprawy zawodowe od prywatnych. Już się tego nauczyłam...

– A ja nie umiałem i dlatego tu jestem... – westchnął Norbert, myśląc o Ayliz.

– I dlatego też ja musiałam odejść. Özdemir zaczął węszyć i prześwietlił wszystkich pracowników.

– Wybacz.

– Nie ma czego. Agencja wpuści tam jeszcze kogoś, bo idąc za głosem serca, przypadkowo odkryłeś, że Özdemir, to kopalnia informacji wywiadowczych. A ponieważ uciekliśmy razem, odwrócimy tym samym uwagę starego od naszych prawdziwych motywów. Szary zadba, żeby Turek pomyślał, że chcieliśmy być razem. Polski ochroniarz i czeska dziwka. Za cholerę nie skojarzy nas z wywiadem.

– Oby – wyraził życzenie Norbert.

– Już jesteśmy na miejscu – zauważyła Czerwona i wyłączyła latarkę. Rzeczywiście, kanał kończył się delikatnym światłem, jakby księżyc odbijał się w wodzie. – Cicho – położyła znowu palec na ustach. Norbert szedł za koleżanką aż do końca tunelu, który rzeczywiście wychodził na kanał już za nabrzeżem.

– Jaki mamy plan?

– Nie mamy. Ktoś ma nas odebrać z portu.

– Wierzysz im?

– A mam wybór?

– Masz. Możesz uciec sama i zgłosić się w centrali pod Warszawą.

– Razem nie mamy szans – zauważyła.

– Ja tak nie uważam, ale i tak musielibyśmy się później rozdzielić.

– Ja im zaufam – stwierdziła Czerwona. – Idę na spotkanie w porcie.

– Jak chcesz. – Norbert podjął decyzję. – Daj mi kiedyś znać, że u ciebie wszystko w porządku – powiedział, po czym cmoknął ją w policzek i pobiegł krzakami w stronę portu. Trochę zajęło mu poszukiwanie statku, który miał płynąć do Polski. – Emotion – powiedział sam do siebie, wyszukawszy trasy statków w Internecie. – Następny port w Gdyni. – Norbert sprawdził kieszenie. Wyjął wszystkie pieniądze, a portfel z dokumentami i kartami wyrzucił do morza. A potem przywrócił ustawienia fabryczne telefonu, po czym wyjął baterię i wyrzucił wszystko do wody, a sam zaczął obserwować statek.

Norbert musiał być ostrożny, bo statki w porcie były ochraniane. Schował się w cieniu i przyglądał się ruchom ochroniarza. W pewnym momencie usłyszał głos:

– Musimy przeszukać ten statek. Może się na nim ukrywać zbieg. – Głos należał do faceta w mundurze niemieckiej policji. Tym samym, w którym jego grupa odbijała Ayliz. – Niebieski – pomyślał Norbert i słuchał dalej. – Obok zobaczył nieoznakowany samochód policyjny i drugiego pseudopolicjanta. A w samochodzie Czerwoną. Nie wyglądała na spokojną.

– Nikogo tu nie było – powiedział ochroniarz.

– Jednak muszę wejść i sprawdzić pokład – upierał się agent przebrany za policjanta.

– Skoro pan musi, to proszę sprawdzić, byle szybko, bo statek odpływa zaraz po szóstej – stwierdził ochroniarz. Niebieski wszedł na pokład. W ręce trzymał broń. Obszedł cały pokład i sprawdził każdą płachtę przykrywającą skrzynie.

– Wygląda na to, że go tu nie ma, ale proszę być czujnym – zalecił ochroniarzowi i zszedł ze statku. Norbert w tym czasie już był po drugiej stronie statku i wspinał się na pokład. Jeszcze tylko dwa skoki i znalazł się za skrzyniami, które niedawno sprawdzał jego kolega. – Czemu mnie tak szukają? – zastanawiał się. Ochroniarz poszedł znów na swój obchód, a Norbert zobaczył, że Niebieski wyciągnął z samochodu Czerwoną. Za włosy.

– Gdzie on jest, do cholery? – spytał jej po polsku. Miał podniesiony głos i groził jej bronią.

– Mówiłam ci, że nie wiem. Rozdzieliliśmy się. On nie chciał iść na spotkanie z wami. Namawiał mnie, żebym poszła z nim, ale się nie zgodziłam.

– I nie powiedział ci, gdzie idzie?

– Nie. Co wy wyprawiacie? Gdzie jest Szary?

– To nie jego interes – odpowiedział Niebieski, ciągle przystawiając jej broń do głowy.

– Co??? – zdziwiła się Czerwona. – To jest samowolka?

– Pozdrowienia od pana Özdemira – powiedział jej Niebieski i nacisnął spust. Norbert zamarł w bezruchu. Ten drań zabił agentkę! Siłą woli powstrzymał się, żeby nie wybiec tam i nie zatłuc go gołymi rękami. Wystawiłby się jednak od razu... – A więc Szary nie wiedział o tym, że ma kreta w drużynie...

– Co ty robisz? – krzyknął za to młody kolega Niebieskiego, który od razu wyskoczył z auta.

– Nie wpierdalaj się, młody! – odpowiedział mu Niebieski – bo sam oberwiesz kulkę.

– Dzwonię do szefa – zaprotestował młodszy agent. Norbert go nie znał. Musiał być niedawno zrekrutowany.

– Nie wpierdalaj się – powtórzył Niebieski, po czym strzelił w kierunku młodego, a następnie włożył broń w dłoń Czerwonej, która z pewnością już nie żyła. Niebieski wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.

– Co się tu do cholery dzieje?! – krzyknął wtedy ochroniarz, który właśnie wrócił z obchodu i zdążył tylko usłyszeć strzały i zauważył dwa ciała leżące na nabrzeżu. Wtedy Norbert postanowił jednak się ujawnić. Wyszedł zza skrzyń i powiedział do ochroniarza po niemiecku:

– Jest pan Polakiem?

– Tak – odpowiedział tamten.

– To dobrze – powiedział wtedy Norbert po polsku. – Porucznik Norbert Faber, polski wywiad – przedstawił się. Ochroniarz zbladł.

– Co tu się u licha... – Norbert nie dał mu dokończyć. Doskoczył do niego i zabrał mu broń.

– Nazwisko! – krzyknął do ochroniarza.

– Zdrojewski. Ryszard Zdrojewski.

– Panie Zdrojewski, radzę zapomnieć o tym, co pan tu widział. Mamy do czynienia ze zdradą i morderstwem popełnionym przez podwójnego agenta. To ten, który uciekł. Potrzebuję pomocy, proszę za mną – powiedział i pobiegł na nabrzeże, a ochroniarz za nim. Norbert doskoczył najpierw do Czerwonej. Nie żyła, tak jak myślał. – Zapłacisz mi za to, Niebieski – wycedził przez zęby. Norbert wyjął wszystko z kieszeni koleżanki i zabrał jej torebkę. Spojrzał na jej dowód osobisty. Halina Nemec. – Żegnaj, Halinko... – Potem wyjął jej pieniądze, a dokumenty i torebkę wyrzucił do wody.

– Czemu pan to robi? – zdziwił się ochroniarz.

– Nie mogę jej ze sobą zabrać. Musi wyglądać na napad rabunkowy – wyjaśnił Norbert. – Chyba nie sądzi pan, że zostawię jakieś ślady dla niemieckiej policji? – W tym momencie zauważył, że drugi agent się poruszył. – On żyje! – Norbert doskoczył do młodego. Rzeczywiście był postrzelony w głowę, ale musiał zrobić unik, bo kula ledwie go drasnęła. – Otwórz oczy, młody – powiedział do niego. – Jak się nazywasz?

– Biały – odpowiedział tamten i znowu stracił przytomność. Norbert wyjął mu telefon i zadzwonił do Szarego.

– Co jest, Biały?

– Szary, posłuchaj, bo nie będę się powtarzał – zaczął mówić Norbert.

– Zielony? Co jest, u licha?

– Zamknij się choć raz i posłuchaj! – zażądał Norbert.

– Okej.

– Wiesz, gdzie jest Niebieski?

– Nie wrócił jeszcze.

– Niebieski jest kretem Turka. Zamordował na nabrzeżu Czerwoną i postrzelił ciężko Białego. Mnie nie znalazł i tylko dlatego żyję.

– O kurwa. Masz jakichś świadków na to, co mówisz, Zielony?

– Daję ci ochroniarza polskiego statku z Gdyni. – To mówiąc ustawił dźwięk na głośnik i podał ochroniarzowi telefon, mówiąc: – Porozmawiaj z panem majorem, Zdrojewski.

– Ryszard Zdrojewski, bosman marynarki w rezerwie – przedstawił się ochroniarz. – Pracuję dla armatora...

– Chuj mnie obchodzi, dla kogo pracujesz, Zdrojewski! – odpowiedział mu Szary. – Sprawdzę cię sam. Chcę wiedzieć czy to, co mówi mój agent, to prawda.

– Cała prawda – odpowiedział ochroniarz.

– Zaraz tam będę, uważajcie na siebie – powiedział wtedy Szary i się rozłączył.

– Masz apteczkę na pokładzie? – spytał Norbert ochroniarza.

– Tak. Już przyniosę – odpowiedział tamten i pobiegł w stronę statku. Norbert natomiast obejrzał rannego kolegę. Biały miał szansę z tego wyjść, ale potrzebował pomocy medycznej. Kilkanaście minut później podjechał nieoznakowany samochód na sygnale. Wysiadł z niego Szary i ktoś jeszcze.

– Co się tu u licha dzieje? – spytał Norberta.

– Jest tak, jak powiedziałem, szefie. Kto przysłał Niebieskiego po nas?

– Sam się wyrwał.

– A co z tym młodym?

– Sanitariusz już go zabierze. Pomóżcie mi go przenieść do auta.

– A co robimy z Niebieskim?

– A co ty chcesz z nim zrobić? Przez niego wszyscy jesteśmy spaleni. Muszę odbudować komórkę i zlikwidować gnoja.

– Szary... ja chcę wam pomóc znaleźć Niebieskiego.

– Nic z tego. Szukają cię tutaj Turcy. Wsiadaj na ten statek i płyń do Polski. Zgłoś się w centrali i opowiedz o tej sytuacji.

– A co z Ayliz? – Norbert musiał spytać o to, co było dla niego najważniejsze.

– Z centrali skontaktuj się z naszym konsulatem w Hamburgu. Ale jak znam życie, wyślą cię w inny kawałek świata na następny rok, więc nie licz, że ją zobaczysz.

– Nie chodzi mi o to, żeby ją zobaczyć, tylko chcę wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku.

– W porządku – odpowiedział mu Szary. – Uczy się polskiego, żeby mogła iść na studia. Podobno zdolna z niej bestia, już się zaaklimatyzowała.

– Minęły niecałe dwa miesiące – zauważył Norbert.

– No przecież mówię, że zdolna z niej bestia. Zielony, zmykaj na ten statek.

– Dzięki, szefie. Zadbaj o młodego – wskazał na samochód, gdzie leżał Biały – i złap tego skurwiela, Niebieskiego, żeby pomścić naszą koleżankę.

– Nie martw się. Taki mam właśnie zamiar. – Szary wskoczył do auta, które odjechało zaraz na sygnale, a Norbert wrócił na statek.

– Muszę się dostać do Polski, panie Zdrojewski. Proszę mnie gdzieś ukryć.

– Zaraz mi się służba kończy. Proszę pójść za mną – powiedział ochroniarz, który, jak się okazało, był emerytowanym żołnierzem marynarki wojennej. Zaprowadził Norberta do wolnej kajuty pod pokładem. – Będę tu pana odwiedzał. Zapukam cztery razy. Dwa razy po dwa. Proszę nie otwierać nikomu innemu. Jak się kapitan dowie, że kogoś przemycam, będzie wściekły.

– Dziękuję – odpowiedział Norbert. Drzwi kajuty się zamknęły i Norbi zamknął się też od środka.

Kiedy ucichły kroki ochroniarza, rozejrzał się dookoła. To musiała być jakaś izolatka. Kajuta była malutka, dwa na dwa metry. Tyle, żeby zmieściło się łóżko i żeby móc rozprostować kości obok. W pomieszczeniu obok była toaleta i umywalka. – Ale skończyłem... – westchnął Norbi i usiadł na łóżku. – Wielki pan szpieg ukrywa się pod pokładem statku towarowego. I to wszystko z powodu Ayliz... Norbert jednak ani przez chwilę nie wątpił w to, że było warto. Usłyszał od Szarego, że młoda ma się dobrze i radzi sobie w Polsce. To było najważniejsze.

Norbert nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego względem żadnej dziewczyny. Traktował ją z troską i czułością, jak młodszą siostrę, a jednocześnie odczuwał wyrzuty sumienia, bo w snach Ayliz nawiedzała go jako kobieta, której pragnął. I taki miał właśnie sen, kiedy zasnął, bo zasnął od razu, gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki. Nie spał przecież całą noc. Nie od razu zorientował się, że śpi. Śniło mu się, że jest w pracy, przyszedł do Ayliz z posiłkiem, rozmawiali. A potem ona podeszła do niego i go pocałowała. A Norbert podniósł ją i zaniósł na łóżko. Obudził się w momencie, kiedy ją rozbierał i zorientował się, że to musi być sen. Przebudził się sfrustrowany i usłyszał pukanie. Puk-puk, puk-puk. Jego ochroniarz. Podszedł do drzwi i jej otworzył, zachowując czujność.

– Panie poruczniku...

– Tylko bez stopni, panie Zdrojewski – odpowiedział Norbert.

– Przepraszam, będę pamiętał. To zupełnie odwrotnie niż w wojsku – zauważył.

– To prawda.

– Był pan żołnierzem? – spytał tamten.

– Nie, miałem być policjantem – odpowiedział Norbert, wiedząc, że nie jest to informacja, z której ktoś postronny mógłby cokolwiek wyciągnąć.

– Przyniosłem panu obiad – powiedział w końcu ochroniarz.

– Och, dziękuję. Myślałem, że będę tu głodował – zachichotał Norbert.

– Nie mógłbym na to pozwolić. – Marynarz podał mu pojemnik z posiłkiem i butelkę wody. – Musi panu wystarczyć do rana, bo zaraz idę na wachtę i będę schodził jutro o szóstej – powiedział.

– Nie ma problemu. A kiedy będziemy w Gdyni? – spytał.

– Pojutrze. 27 grudnia o szóstej rano – stwierdził Zdrojewski.

– Dziękuję.

– Proszę. Do jutra – powiedział marynarz i wyszedł. Norbert znowu zamknął drzwi. – A więc jest po południu. Musiałem długo spać – zauważył. – Szkoda, że nie wiem, która godzina. Jutro poproszę o jakiś zegarek. – Norbert postanowił wykorzystać pozostający mu czas na myślenie. Pojutrze miał być w Polsce. Miał przy sobie trzysta euro i jakieś drobniaki. To musi wystarczyć na coś do jedzenia, pokój w hotelu, nowe ubranie, telefon na kartę i przejazd do Warszawy. Powinno, ale trzeba będzie oszczędzać...

Marynarz przyszedł następnego dnia rano ze śniadaniem i obudził Norberta.

– Dzień dobry.

– Czołem – odpowiedział Norbert.

– Przyniosłem panu śniadanie.

– Dziękuję. Naprawdę mi pan pomaga...

– Ku chwale ojczyzny, panie poruczniku – odpowiedział marynarz. – Dzisiaj przyniosę panu jeszcze obiad, a jutro rano obudzę pana przed wejściem do portu.

– A mógłbym dostać jakiś zegarek? Nie widzę tu pór dnia i wszystko mi się miesza.

– Postaram się coś zorganizować – odparł marynarz i wyszedł. Norbert znowu zamknął drzwi. I oddał się marzeniom. Kiedy tylko położył się i zamknął oczy, zobaczył twarz Ayliz. Uśmiechała się do niego. Tak, jak tego dnia, kiedy powiedział jej, że będzie wolna.

Norbert próbował zająć sobie jakoś czas. Wykonywał proste ćwiczenia fizyczne i próbował obliczać duże sumy w pamięci. W końcu jednak musiał zasnąć, bo znowu obudziło go pukanie. To był jego znajomy ochroniarz.

– Przyniosłem obiad i zegarek. Szykuję się na wachtę – poinformował go Zdrojewski.

– Dziękuję.

– Jutro nad ranem przyjdę pana wypuścić. Musi pan opuścić kajutę zanim przybijemy do portu – stwierdził.

– To oczywiste. Będę gotowy. Zresztą, nic ze sobą nie mam – wzruszył ramionami Norbert.

– Poradzi pan sobie?

– Pewnie. Nie w takich opałach bywałem. Szkolili mnie do tego.

– Ale nikogo pan nie zabije?

– Nie – zaśmiał się Norbert. – Choć chętnie bym wykończył tego zdrajcę, który zabił mi koleżankę. Zgłoszę się do centrali i pewnie mnie wyślą na następną misję. W Niemczech się nie mogę już pokazać.

– Trochę panu zazdroszczę... - powiedział ochroniarz. – Ale jednak nie. Wolę dorabiać na emeryturze niż narażać życie tak, jak pan.

– A ma pan dla kogo żyć, rodzinę, kogoś bliskiego? – spytał nagle Norbi.

– Tak, mam żonę i dwoje dzieci. Znowu ich zobaczę.

– Ile ma pan lat?

– Czterdzieści. A pan?

– Trzydzieści trzy.

– I ma pan rodzinę?

– Nie. Ale chyba już chciałbym mieć. Tylko nie mam kiedy...

– A emerytura kiedy?

– Za półtora roku.

– No to ma pan odpowiedź. No, na mnie czas, muszę iść na wachtę.

– Jasne. Dzięki za wszystko... – Ochroniarz wyszedł, a Norbert znowu zamknął drzwi. Spojrzał na zegarek. Była prawie osiemnasta. – Za dwanaście godzin będę w Polsce...

Norbert położył się wcześnie, bo wiedział, że rano będzie musiał być w pełni skoncentrowany. Zmusił się do zaśnięcia, ale choć starał się nie myśleć o Ayliz, ona wciąż do niego wracała. Znowu o niej śnił. Obudziło go znajome pukanie. Wstał i otworzył drzwi.

– Panie poruczniku, czas się zbierać – powiedział marynarz.

– Już wychodzę – odpowiedział Norbert. Zdrojewski zaprowadził go na pokład.

– Będzie pan musiał zejść, kiedy tylko dobijemy do nabrzeża.

– Myślę, że dam radę. Jeszcze raz dziękuję – Norbert wyciągnął rękę do ochroniarza, który natychmiast ją uścisnął.

– Cieszę się, że mogłem pomóc.

– Ja też – uśmiechnął się profesjonalnie Norbert. – Ku chwale ojczyzny – zasalutował marynarzowi, po czym schował się za skrzyniami w pobliżu liny cumowniczej. Było zimno i wietrznie. Czuć było koniec grudnia. Norbert jednak interesował się tylko tym, jak bezpiecznie wydostać się ze statku. Niedługo zobaczył ląd. – Gdynia. Jestem w Polsce! – ucieszył się.

Zanim statek przybił do brzegu na pokładzie zaroiło się od marynarzy. Norbert miał jednak szczęście, bo kapitan zawołał wszystkich do siebie, kiedy tylko statek wszedł do portu. Jednostka dobiła do brzegu, a Norbert szybko wyrzucił cumę i zsunął się po niej na nabrzeże. A potem pobiegł ile sił w nogach w stronę miasta. Wiedział, że jest brudny, śmierdzący i nie ma przy sobie dokumentów. Gdyby ktoś go chciał wylegitymować, miałby problem. Wsiadł jednak na tyły porannego autobusu, który był prawie pusty z racji 27 grudnia. Kierowca zlustrował go wzrokiem, ale chyba się nad nim zlitował, bo nie było ludzi w autobusie. Zdziwił się jednak, kiedy Norbert podszedł do niego.

– Czego tu? A może bilet chce kupić? – zarechotał.

– Kupiłbym, ale mam przy sobie tylko euro – odparł Norbert. Zdawał sobie sprawę z tego, że ma akcent charakterystyczny dla kogoś, kto mieszkał wiele lat w Niemczech.

– No to jedno euro będzie – stwierdził metodycznie kierowca autobusu.

– Dam panu dziesięć, jeśli mi pan powie, gdzie mam wysiąść, żeby trafić do jakiegoś centrum handlowego, bo muszę sobie kupić ubrania, i jak mi pan poleci niedrogi hotel na jedną noc.

– Wysiądzie pan na przystanku Śródmieście. Tam będą sklepy i Hotel Centrum. Tani i niezły.

– Dziękuję – odpowiedział Norbert, i podał kierowcy dziesięć euro.

– To ja dziękuję. Myślałem, że pan jest bezdomnym – przyznał kierowca.

– Nic z tych rzeczy. Po prostu przyjechałem do Polski na święta i za bardzo zabalowałem – zaśmiał się Norbert. Kierowca mu zawtórował.

Norbert wysiadł na wskazanym przystanku. Była już ósma. Najpierw poszedł do kantoru, gdzie wymienił część pieniędzy, a potem do sklepu z ubraniami, gdzie kupił bieliznę, dżinsy, ciepłą bluzę i kurtkę. W obuwniczym obok kupił cieplejsze buty i wygodny plecak. Po namyśle poszedł jeszcze do kiosku po maszynkę do golenia, gazetę do czytania. W końcu wybrał się do restauracji na śniadanie. Na dworze było zimno, a wszędzie patrzyli na niego podejrzliwie. Nic dziwnego. Od ponad trzech dni się nie przebierał i nie kąpał... I jeszcze tachał ze sobą wielkie torby z rzeczami.

Po śniadaniu poszedł do hotelu. Postanowił mówić po niemiecku.

Guten morgen – powiedział z idealnym niemieckim akcentem. – Dzień dobry. Wiem, że jest wcześnie, ale impreza się skończyła i koledzy mnie wystawili. Potrzebuję pokoju w hotelu do jutra. Mają państwo coś wolnego? – spytał.

– Oczywiście. Mogę pana nazwisko?

– Hans Grüne – odpowiedział Norbert, używając swojego niemieckiego pseudonimu.

– Ma pan jakiś dokument? – spytał recepcjonista. Norbert sięgnął do kieszeni i zrobił zmieszaną minę...

– Wygląda na to, że zgubiłem paszport... – westchnął, mieszając w kieszeniach i wyciągając tylko pieniądze – euro i złotówki. – Niestety, mam tylko pieniądze. To duży problem dla państwa?

– Dla nas nie. Dla pana większy...

– Wiem o tym – odpowiedział Norbi. – Ale pójdę do konsulatu, jak tylko się ogarnę. Widzi pan, jak wyglądam – dodał. Recepcjonista pokiwał tylko głową ze zrozumieniem.

– W porządku. Nie będę panu robił większych problemów niż pan ma – uznał. – Ale proszę zapłacić za pokój z góry.

– Nie ma sprawy – Norbert podał mu banknot o nominale stu euro. – Proszę mi policzyć od razu za obiad i kolację, a jeśli to możliwe, prosiłbym o zarezerwowanie nocnego pociągu do Warszawy. Bilet odbiorę sam na dworcu.

– Oczywiście. Czy mogę służyć czymś jeszcze?

– Dziękuję, to wszystko. – Norbert odebrał klucz do pokoju i poszedł na pierwsze piętro. Otworzył sobie drzwi kartą i włożył ją do czytnika. – Ciepło, łóżko, łazienka... – Norbi rozebrał się i poszedł prosto do łazienki, gdzie odkręcił sobie wodę pod prysznicem i zamknął się w kabinie.

Kiedy spływała po nim gorąca woda, czuł, że powoli wraca do życia. Użył hotelowego żelu pod prysznic. Stał tam chyba z pół godziny, aż poczuł, że zmył z siebie wszystkie nieprzyjemne wydarzenia z ostatnich dni. Potem wytarł się hotelowym ręcznikiem i się ogolił. A później walnął się na łóżko i przez chwilę leżał tam nagi. – Kurwa, ale się porobiło – westchnął. Ale kiedy zamknął oczy znowu zobaczył Ayliz. – Dla ciebie było warto – powiedział do jej wyobrażenia. Poczuł się, jakby trafił rozum. – Czy ja gadam ze zjawą? Ayliz, odezwij się... poprosił.

– Jestem tu, Norbert – odpowiedziała, po czym podeszła do niego i go pocałowała. Norbert przyciągnął ją do siebie, rozebrał, a potem kochał się z nią na hotelowym łóżku. Obudził się, kiedy w jego śnie ona miała orgazm i jęknęła głośno. Obudził się w takim stanie pobudzenia, że nie pozostało mu nic innego, jak ręcznie dokończyć sprawę. Wstał szybko i znowu poszedł pod prysznic. Odkręcił ciepłą wodę i zamknął oczy. Widział Ayliz, jak wiła się pod nim, słyszał jej jęk rozkoszy...

Norbert pozbył się napięcia fizycznego, ale nie pozbył uczucia niepokoju. Kiedy wyszedł spod prysznica, ubrał nową bieliznę i położył się do łóżka. Zasnął prawie od razu.

Obudził się trzy godziny później. Była trzynasta. Wstał i ubrał nowe dżinsy, bluzę, kurtkę i buty. Stare spakował do torby i zabrał ze sobą. Musiał jeszcze zorganizować sobie jakiś telefon na kartę. Kiedy zszedł do recepcji, pracownik hotelu ledwo go rozpoznał. Norbert znowu odezwał się po niemiecku:

– Tchüss – przywitał się.

– Och, pan Grüne – zreflektował się recepcjonista. – Nie poznałbym pana...

– Ja też bym siebie nie poznał, kiedy zobaczyłem się rano w lustrze – zaśmiał się Norbert. – Muszę teraz wyjść. Czy zrobił mi pan rezerwację na pociąg?

– Tak. Wyjazd o dwudziestej trzeciej trzydzieści. W Warszawie będzie o czwartej rano. To nie za późno?

– Nie, bardzo dobrze – stwierdził Norbert. – Dziękuję.

Wyszedł z hotelu i wyrzucił swoje stare rzeczy w pierwszym kuble, do którego się zmieściły. Potem spytał przechodzącej starszej pani, gdzie znajdzie jakiś bazarek. Kobieta wskazała mu kierunek. Miała rację. To było to, czego Norbert szukał. Miejsce, w którym można kupić wszystko. Bez trudu znalazł stoisko z tanimi telefonami i używanymi kartami, których nie trzeba było rejestrować. W sam raz dla takich, jak on. Wybrał mało awaryjny model smartfona i włożył do niego używaną kartę. Kupił od razu doładowanie za pięć dych. – No, znowu w sieci – uśmiechnął się do siebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro