V.4.
40. Emilia.
Amsterdam, kwiecień 2015 r.
Mark w końcu znalazł pracę. – Jednak księgowy, to dobry zawód – uznała Emilka, kiedy powiedział jej o tym pewnego dnia na początku kwietnia.
– Cieszę się. Gratuluję ci, skarbie. – Emilia uścisnęła męża z całej siły. – I jestem z ciebie dumna.
– Dziękuję, kochanie – odpowiedział jej, wyraźnie zadowolony z tego, jak został doceniony.
Wieczorem, kiedy Klara już spała, Mark przytulił się do żony mocno i podziękował jej jeszcze raz. Tym razem bardzo osobiście... Emilia znowu czuła się szczęśliwa. Straszne wydarzenia z ostatnich miesięcy powoli odchodziły w zapomnienie. Miała zdrową, pięknie rozwijającą się córkę, znowu swojego męża, takiego jak dawniej, i oboje mieli pracę. Mark złożył też w sądzie wniosek o przeprowadzenie procedury spadkowej, żeby dom po rodzicach był już formalnie jego. Co mogłoby pójść nie tak?
Amsterdam, październik 2015 r.
Mark i Emilka postanowili już na wakacjach zacząć starać się o drugie dziecko. Kiedy minęły jednak trzy miesiące i Emilia nadal nie była w ciąży, wybrała się do lekarza.
– W czym mogę pomóc, pani Visser? – spytał jej lekarz, ten sam, który kilka lat wcześniej prowadził jej ciążę z Klarą.
– Panie doktorze, od trzech miesięcy bezskutecznie staramy się z mężem o drugie dziecko. Coś nie działa...
– Pani Emilio, ma pani już trzydzieści lat, w tym wieku nie zachodzi się w ciążę zawsze w pierwszym cyklu.
– Ale w trzech?
– To może potrwać i pól roku.
– Ja bym jednak wolała się upewnić, że wszystko ze mną w porządku – upierała się Emilka. – No bo z moim mężem chyba tak, skoro już raz zrobił mi dziecko – zaśmiała się.
– To samo można powiedzieć o pani. Ale dobrze, sprawdzimy. – Lekarz wypisał Emilce skierowanie na badania z krwi i poprosił ją na fotel, a potem na USG. Jego mina się wtedy trochę zmieniła. – Pani Emilio, muszę pani pobrać wycinek do badania histopatologicznego, ma pani niewielkiego guzka w macicy.
– Jak to?
– Nie umiem określić, co to jest, bez badania. Znieczulę panią miejscowo i pobiorę ten wycinek, dobrze?
– Dobrze, skoro pan musi... – Emilka już zaczęła się martwić. Nie tego, że coś może jej być. Tego, że Klara może nie mieć już rodzeństwa. Zabieg był trochę bolesny, mimo znieczulenia i Emilka wychodziła z gabinetu doktora Czernika zdegustowana. Nie wiedziała też, jak ma powiedzieć o tym Markowi. Postanowiła więc nie mówić. Na drugi dzień poszła zrobić zlecone badania z krwi. A potem wróciła do normalnego trybu życia, z tym, że przez tydzień nie była w stanie się kochać z mężem, bo była trochę obolała po tym zabiegu.
Po kilku dniach Mark spytał ją w łóżku, o co chodzi i czemu go unika:
– Emili? Czemu uciekasz ode mnie?
– Nie uciekam, chcę się wygodnie położyć, żeby się wyspać do pracy – zbyła go.
– I tak od tygodnia? Co jest, kochanie?
– Brzuch mnie boli – skłamała Emilka.
– Ach tak... Ale to chyba nie przeszkadza ci się do mnie przytulić? – pytał dalej.
– Nie przeszkadza – odpowiedziała Emilka i poczuła, że łzy jej same lecą. Zaszlochała. Teraz Mark naprawdę się zmartwił:
– Kochanie... co się dzieje? – spytał, obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.
– Nie będziemy mogli na razie starać się o dziecko. Muszę zrobić badania – zaszlochała. – Przykro mi...
– Jakie badania? – Mark zrobił się czujny. – I to nie tobie powinno być przykro. Co się dzieje, skarbie?
– Byłam u lekarza i on mi znalazł jakiś guzek na macicy. Pobrał wycinek do badania. To trochę bolało, dlatego nie mogę się kochać. Przepraszam...
– Ty mnie nie przepraszaj – odpowiedział. – Twoje zdrowie jest najważniejsze. Czemu mi od razu nie powiedziałaś? Kiedy będą wyniki tych badań?
– Nie chciałam cię martwić. Histopatologia będzie za dwa tygodnie, a badania z krwi powinny być w poniedziałek – odparła. – Ale to prawdopodobnie dlatego nie udaje nam się zrobić drugiego dziecka i dlatego jest mi przykro.
– Kochanie – Mark przytulił ją mocniej – mogę mieć jedno dziecko, ale chcę mieć zdrową żonę – powiedział. – Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Czy to jasne?
– Jasne – zachlipała Emilka.
– No ja myślę – stwierdził Mark, po czym znowu mocno ją przytulił i pocałował w czoło. A potem jeszcze w usta.
– Ja też cię kocham, Mark – opowiedziała wtedy Emilia.
Pod koniec października okazało się, że Emilka ma łagodniejszą wersję nowotworu, czyli guz niezłośliwy, ale to nie zmieniało faktu, że wymagała leczenia. Mark bał się o nią tak strasznie, że nawet zaczął się modlić. Przypomniał sobie wszystkie modlitwy, których uczyła go mama, kiedy był mały i które odmawiał z babcią, kiedy przyjeżdżał do niej na wakacje.
Amsterdam, listopad 2015 r.
Emilia miała operację usunięcia guza w listopadzie w klinice w Amsterdamie. Lekarze uznali, że operacja się udała, a sama Emilka musiała zostać kilka dni w szpitalu, ale potem mogła wrócić do domu. Dostała leki i zalecenia pooperacyjne i miała zostać w domu do końca roku. Odczuwała ból, ale przede wszystkim czuła ulgę. Po pierwsze dlatego, że zmiana okazała się niezłośliwa. Nie chciałaby mierzyć się ze złośliwym rakiem. A zwłaszcza nie, kiedy miała trzydzieści lat i małe dziecko. Po drugie, ze względu na Marka i Klarę. Oni bardzo przeżywali jej chorobę. Mark, który rok temu stracił ojca, starał się dla niej być bardzo silny. Obyło się u niego bez leków, co zaskoczyło nawet jego lekarza. Bo Mark od marca był pod stałą opieką doktora van Dijka. Teraz już chodził do niego co dwa miesiące, ale nadal musiał się mu pokazywać.
Emilka dochodziła do siebie w domu. Spędzała sporo czasu sama, kiedy Mark był w pracy, a Klara w przedszkolu. I rozmyślała o całym swoim dotychczasowym życiu. Doszła w końcu do wniosku, że jest naprawdę szczęściarą. Co z tego, że nie mieszka w ojczystym kraju i jej pierwszy mąż tak perfidnie ją wystawił? Co z tego, że ma daleko do rodziny i przyjaciół? Przecież i tak była w Polsce co rok, a czasem nawet częściej. Najważniejsze było, że ma wspaniałą córeczkę i kochającego męża. A cała reszta jakoś się dopasuje. Będzie zdrowa. Tak postanowiła.
Amsterdam, grudzień 2015 r.
Kiedy Emilia, Mark i Klara planowali święta, postanowili zaprosić rodzinę do siebie. Mieli przecież duży dom, mogli zorganizować rodzinną imprezę w Amsterdamie. O dziwo, pozytywnie odpowiedziała zarówno babcia Marka i jego kuzyn, jak i rodzice i siostra Emilki. Mark martwił się czy dla jego żony to nie za duże obciążenie, ale Emilka uparła się, że dadzą sobie radę.
Przed samymi świętami Emilka poszła do lekarza na kontrolę. Od operacji minęło sześć tygodni, dawno nie brała już leków przeciwbólowych, rany się zagoiły. Doktor Czernik nie miał zastrzeżeń do jej stanu, ale na wszelki wypadek wysłał ją jeszcze na kontrolę do onkologa i kazał jej się pokazać na trzy miesiące. Onkolog też nie miał wątpliwości, że Emilia jest zdrowa.
– A to znaczy, że mogę żyć normalnie? – spytała.
– A co ma pani na myśli? – zdziwił się lekarz.
– No, wrócić do pracy, współżyć z mężem?
– Może pani. Proszę jednak brać leki hormonalne przez pół roku. Nie chcemy, żeby od razu zaszła pani w ciążę. To mogłoby być niebezpieczne.
– Jasne. A kiedy będę mogła znowu starać się o dziecko?
– Jak kontrola za pół roku wykaże, że wszystko w porządku – odpowiedział.
– Dziękuję. Do widzenia. – Emilka wyszła od lekarza pełna nadziei. Wyobraziła sobie już przyszłe lato, gorące wakacje i te „starania"... A przede wszystkim wyobraziła sobie, że za rok może już będzie oczekiwała drugiego dziecka. Przecież Klara niedługo miała skończyć już pięć lat.
Święta minęły im w ciepłej, rodzinnej atmosferze, przeładowanej obecnością wielu ludzi w domu. Klara była zachwycona. Mark i Emilia też, choć szczególnie ona była bardzo zmęczona, kiedy jej i Marka bliscy wrócili do Polski.
W Sylwestra Mark położył Klarę spać i przyszedł do niej z szampanem:
– Świętujemy? – spytał.
– A co, kochanie?
– To, że jesteśmy razem, choć przez ostatni rok tyle przeszliśmy...
– To jest powód do świętowania – musiała przyznać.
– Kocham cię, Emili. Nigdy o tym nie zapominaj – powiedział Mark.
– I ja ciebie kocham.
– Kochanie, a mógłbym się dziś z tobą kochać? – spytał z nadzieją.
– Mógłbyś – odpowiedziała mu ze śmiechem. – Właściwie można było już kilka dni temu, ale mieliśmy takie tłumy w domu, że nie było okazji o tym pomyśleć.
– Och, ja myślałem cały czas – zapewnił ją, patrząc na żonę łakomym wzrokiem.
Nowy rok przywitali w łóżku. A potem zasnęli, odurzeni rozkoszą i ukołysani miłością, przytuleni do siebie tak mocno, jakby bali się, że się sobie zgubią.
Amsterdam, styczeń 2016 r.
Emilia wróciła do pracy od stycznia. Zaczął się nowy rok, co do którego miała wielkie plany.
Luty 2016 r.
22 lutego Klara skończyła pięć lat. Urządzili jej przyjęcie w sali zabaw dla dzieci z koleżankami i kolegami z przedszkola. Klara była bardzo szczęśliwa. Po imprezie powiedziała rodzicom, że nigdy jeszcze nie miała tak wspaniałych urodzin.
Marzec 2016 r.
Klara poszła do szkoły. W Holandii obowiązek szkolny dotyczy wszystkich dzieci, które ukończyły pięć lat, od następnego miesiąca. To było dla Emilki coś nowego. Dla Marka oczywistość. Ale rodzice Emilki urządzili z tej okazji prawdziwe larum. Jak to takie maleństwo do szkoły??? Na darmo Emilia tłumaczyła im, że to taka zerówka, bardziej przedszkole niż szkoła. Rodzicom Emilki, którzy urodzili się, wychowali i żyli tylko w Polsce inne systemy edukacji wydały się nie do pojęcia.
19 marca Emilia skończyła trzydzieści jeden lat. Z tej okazji Mark zaprosił ją na kolację do jednej z najbardziej luksusowych restauracji w Amsterdamie. Niespodzianka polegała też na tym, że mieli wyjść tam sami. Dwa tygodnie wcześniej zadzwonił do teściów i poprosił ich, żeby przyjechali na ten właśnie weekend, zająć się Klarą, bo on chciał zrobić taki prezent swojej żonie. Rodzicom Emilki pomysł się spodobał. Przyjechali w piątek, 18 marca.
Emilka myślała, że to jest ta niespodzianka na urodziny i bardzo się ucieszyła. Kiedy jednak Mark w sobotę rano zabrał ją na zakupy i kupił jej sukienkę, buty, torebkę i nową biżuterię, była już wniebowzięta. Ale to nie był koniec prezentu. Po południu mąż kazał jej iść pod prysznic, ubrać nowe rzeczy i przygotować się do wyjścia na osiemnastą. Sam wykąpał się zaraz po niej i ubrał najlepszy garnitur. Emilka nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała męża w takim stroju. Z podniecenia nie mogła ustać w miejscu.
– Mark, gdzie idziemy? – pytała.
– Zobaczysz, kochanie – odpowiadał jej tajemniczo i się uśmiechał. Kiedy podjechali pod Hotel Twenty Seven, przecierała oczy ze zdumienia. Emilka wiedziała, że to drogi hotel i jedna z najlepszych restauracji, Bougainville...
Po luksusowej kolacji i deserze czekała ją jeszcze jedna niespodzianka.
– Zostajemy w hotelu na noc – oznajmił jej Mark.
– Misiaczku, przecież to kosztuje fortunę.
– Stać mnie, żeby zrobić żonie porządny prezent – odpowiedział. – Dostałem niedawno premię, bo moja firma miała dobry rok fiskalny. A poza tym... nie wyobrażasz sobie chyba, że będę cię wieczorem bzykał głośno, kiedy teściowie są w domu? A ja mam wielkie plany wobec ciebie, moja żono – znowu uśmiechnął się, tym razem szelmowsko.
Emilka z wrażenia nie wiedziała co zrobić z nogami. Zrobiło jej się gorąco, czuła jak strużka potu spływa jej po kręgosłupie, a ona cała płonie z pożądania. Stanowczo, ta niespodzianka się Markowi udała. Poszli do pokoju hotelowego, gdzie Mark wyciągnął z lodu szampana i nalał im po lampce. Stuknął swoim szkłem o jej i powiedział:
– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, moja ukochana żono.
Kiedy wypili szampana, zabrał jej lampkę i odłożył razem ze swoją na hotelowym barku. A potem podszedł do niej, wziął jej prawą dłoń w dwie ręce i podniósł do swoich ust. Emilka była już dawno „cała jego", ale w tym momencie pomyślała, że chyba jest w jakiejś bajce. Albo we śnie, z którego nie chciałaby się obudzić.
– Kocham cię, Emilia. Jesteś kobietą mojego życia. Nikogo nie kochałem tak, jak ciebie, i nikogo nie będę kochał.
– Ja też cię kocham, Mark. – Jej mąż uśmiechnął się na te jej słowa i zaczął ją całować.
To bez wątpienia był jeden z najbardziej niesamowitych wieczorów, jakie oboje spędzili w życiu. Mark miał dla Emilki jeszcze jeden prezent, nie do pokazania rodzicom i dziecku. To był komplet bardzo śmiałej bielizny, która właściwie niczego nie zakrywała, ale niesamowicie działała na wyobraźnię. I którą jego żona ochoczo ubrała od razu po rozpakowaniu. Została tylko w bieliźnie, ale ubrała z powrotem swoje szpilki, w których i tak daleko było jej do wzrostu męża.
Mark z zachwytem wpatrywał się w kobietę, która od kilka lat była jego żoną i przez myśl przemknęła mu refleksja czym sobie na to zasłużył. Pamiętał, że rok temu Emilia siłą wyciągnęła go ze szponów depresji. Po tamtym złym samopoczuciu nie było już śladu. A teraz on musiał walczyć o jej zdrowie. W głowie ciągle miał słowa swojego psychiatry. Że psychika ma bardzo duży wpływ na zdrowie fizyczne. W pewnym sensie czuł się winny choroby żony i postanowił nigdy już do tego nie dopuścić.
Mark podszedł powoli do Emilki. Stojąc na wprost niej gładził całe jej ciało. Najpierw ramiona i ręce, potem duże piersi, których widok działał na jego wyobraźnię, od kiedy zobaczył ją pierwszy raz. Potem brzuch, jej wrażliwe miejsce. W końcu Mark uklęknął przed nią i całował jej nogi, a potem włożył jej ręce w majtki i je zdjął. Emilka drżała z pragnienia, ale on chciał się jeszcze nią bawić.
– Spokojnie, kochanie, nie spiesz się, pozwól mi dać tobie jak najwięcej przyjemności – powiedział, po czym oparł ją o ścianę, rozchylił jej uda i zaczął ją pieścić językiem. Emilia odleciała po minucie. To był chyba najszybszy orgazm w jej życiu. – No, to miało być spokojnie? – zaśmiał się, wynurzając się spomiędzy jej ud i widząc jej minę.
– Zapewniam cię, że byłam bardzo cierpliwa – odpowiedziała. – Ale zaraz nie będę. No weź mnie przeleć – poprosiła modulowanym głosem.
– Jeszcze nie – odpowiedział. Ale podniósł ją i zaniósł na duże hotelowe łóżko. Tam zdjął jej górną część bielizny i uwolnił piersi, które zaczął zaraz pieścić rękami i ustami. On był ciągle jeszcze ubrany w garnitur, co Emilka uznawała za przejaw perwersji.
– Ale zdejmiesz w końcu to ubranie? – spytała.
– Nie. Ty mi je zdejmiesz – odpowiedział. – Ale najpierw jeszcze cię trochę pomęczę – uznał i wrócił do zabawy jej piersiami. W pewnym momencie Emilka zrzuciła go z siebie i przewróciła na plecy.
– Ja ci się pomęczę – pogroziła mu. Zabawnie to wyglądało, zważywszy na to, że ona była już zupełnie naga, a on ciągle kompletnie ubrany. Emilka jednak szybko wzięła się za wyrównanie tej różnicy. Zdęła mu marynarkę i rzuciła ją na fotel, który stał niedaleko. Potem odwiązała mu krawat i rozpięła koszulę. Kiedy był już rozebrany od pasa w górę ugryzła go w ramię. – Mmmm... dobrze pan smakuje, panie Visser – powiedziała, oblizując się. – Ciekawe czy w innych miejscach też jest pan taki smaczny? Tym razem to Mark zadrżał. – Ach, więc jednak to trochę emocjonujące? – spytała z szelmowskim uśmiechem, kładąc go na znowu na plecach i rozpinając mu spodnie... zębami. A potem ugryzła go delikatnie przez majtki. – Ach, niech pan się nie boi, nie będzie bolało – dodała i złapała go za nogawki, po czym jednym szarpnięciem ściągnęła mu spodnie, które również wyrzuciła na fotel, tam, gdzie wylądowała wcześniej reszta jego garderoby. A po chwili zastanowienia dorzuciła tam również jego skarpetki.
Mark został w samych majtkach, po których było widać w jakim jest stanie. Emilka wróciła do niego kocimi ruchami, ocierając się o niego piersiami, całując go lub kąsając gdzie popadnie.
– Teraz już jesteśmy prawie kwita – powiedziała, całując go zaraz w usta. – To jak? Boisz się czy nie? – spytała. Mark pokręcił głową.
– Jak mógłbym się ciebie bać? – spytał, patrząc na żonę rozmarzonym wzrokiem.
– A może powinieneś? – spytała, ściągając mu majtki. Mark nadal nie wydawał się przestraszony. Raczej był coraz bardziej podniecony. Emilka wzięła jego członek w rękę i oblizała jego czubek. Naprężył się jak struna. Mark westchnął, a jego żona wzięła go wtedy całego do buzi. I najzwyczajniej w świecie zaczęła go ssać. Robiła to jednak tak intensywnie, że uznał, że zaraz eksploduje, jeśli ona tego nie przerwie.
– Emi, zwolnij – poprosił.
– Czemu? – udała zdziwienie.
– Bo to ja ci chciałem sprawić przyjemność.
– Sprawiasz – uśmiechnęła się. – Ale ja też lubię widzieć tę twoją błogą minę.
– A zrobisz coś dla mnie?
– Słucham, mężu.
– Oprzyj się na rękach i kolanach, i wypnij do mnie – poprosił. Emilka spełniła jego prośbę. A Mark bawi się z nią przez chwilę, gładząc ją po plecach, ocierając się o nią twardym członkiem, gryząc ją w kark albo ściskając pośladki. Kiedy widział już, że aż ocieka pożądaniem, złapał ją za biodra i jednym ruchem wbił się w nią aż do końca. Jęknęła i docisnęła się do niego pośladkami.
– O to mi chodziło – powiedziała.
– Wcale nie – zachichotał. – O to ci chodziło – dodał i zaczął poruszać się w niej, najpierw powoli, dociskając się mocno, a potem coraz szybciej, trzymając ją za biodra. Oboje zaliczyli odlot w tym samym czasie. – Jesteś cudowna – szepnął jej do ucha, kiedy leżeli przytuleni do siebie i odpoczywali po sporym wysiłku, który miał taki przyjemny finał.
– Och, a ty to co? – uśmiechnęła się do męża.
– Ja tylko jestem zakochanym w tobie facetem, który ma tyle szczęścia, że może być twoim mężem, Emili.
– A ja?
– A ty masz być ze mną po prostu szczęśliwa.
– Jestem.
– I o to mi chodziło – westchnął Mark. Kiedy zasypiali przytuleni w hotelowym łóżku oboje myśleli tylko o tym, że cieszą się, bo mają siebie. Nawet jeśli sześć lat wcześniej nic nie wskazywało na to, że czeka ich tyle dobrego, przyjęli ten dar od losu i byli za niego wdzięczni.
W następnym tygodniu Emilka poszła do lekarza na kontrolę. Ginekolog nie miał do niej żadnych zastrzeżeń. Kazał jej odstawić hormony, żeby zregenerowała się błona śluzowa macicy, a potem zrobić cytologię za trzy miesiące.
Czerwiec 2016 r.
W czerwcu Emilka zrobiła badania kontrolne. Wyszło z nich, że jest już zupełnie zdrowa. Od razu powiedziała o tym mężowi. Markowi jakby kamień spadł z serca. Zaplanowali sobie niesamowite wakacje we Włoszech i mieli w planach wrócić do starań o dziecko. Jej rodzice byli trochę zawiedzeni, że Emilka z rodziną nie przyjadą na wakacje do Polski, ale ona obiecała im, że przyjadą na jesień. Lato miało być dla nich czasem wypoczynku, relaksu i wspólnie spędzonego czasu.
Wrzesień 2016 r.
Emilia dowiedziała się, że jej ulubiona kuzynka, Laura, wyjechała ze swoim chłopakiem, Przemkiem, do Anglii, do jego brata. Podobno już dwa miesiące wcześniej Przemek stracił pracę, a firma Laury przynosiła niewielkie zyski. Pojechali tam, żeby coś zarobić. – Pewnie na wesele zbierają. Szkoda, że do Holandii nie przyjechali – pomyślała Emilka i z rozczuleniem przypomniała sobie, jaka Laura jest ze swoim chłopakiem szczęśliwa. Byli razem od liceum, co dawało czternaście lat związku. W tym wieku to naprawdę wyczyn. A potem przypomniała sobie, jak ona wyjeżdżała z kraju, żeby zarobić i zacząć nowe życie, w odcięciu od byłego męża i wszystkiego, co jej przypominało o krótkim i nieudanym pierwszym małżeństwie. – Niech im się uda – zażyczyła sobie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro