Rozdział III - Kiedy życie wywraca się nam do góry nogami
18. Laura.
Listopad 2016 r.
Tej nocy, po dyskotece w Starej Piwnicy, Laura spała długo i miała niezwykłe sny. A potem, koło południa, obudziła się i spojrzała na kalendarz w swoim pokoju. Była niedziela, 27 listopada. – 27 listopada. Już koniec listopada jest – uświadomiła sobie. Wyjęła z plecaczka kalendarzyk, z którym nigdy się nie rozstawała. – Ostatni okres miałam 14 października – zauważyła. – Tak mi się coś wydawało, że się cholera spóźnia. Pewnie przez stres i zmianę klimatu – uznała.
Tej niedzieli nie zajmowała się już więcej tym tematem. Kiedy jednak minął prawie tydzień i nic się nie zmieniło, kupiła sobie test ciążowy. Wyszedł pozytywny. – No, tego mi jeszcze brakowało... – przestraszyła się. – Ale się wpakowałam. – Ale po chwili doszła do wniosku, że przecież to ona tak bardzo chciała mieć dziecko. Przemek nie chciał. Ona chciała.
No właśnie. Przemek. To raczej on był ojcem jej dziecka. A co jeśli to jednak Piotrek? – Nie, to niemożliwe – policzyła sobie. – A właściwie co to dla ciebie za różnica, idiotko? – sama opierniczyła się w myślach. – Pominąwszy fakt, że są bliźniakami jednojajowymi, czyli mają to samo DNA, nie chcesz jednego ani drugiego. – I wtedy to do niej dotarło. Że będzie matką. Matką nowego człowieka. Że będzie miała kogoś, kto będzie ją kochał bezwarunkowo i na zawsze. Ale że będzie miała to dziecko sama. Bo nie zamierzała mówić o nim Przemkowi. I Piotrkowi też nie, dla równowagi, bo jeszcze wygadałby się bratu. A poza tym co miała im powiedzieć? Że nie wie, który z nich zrobił jej dziecko?
Grudzień 2016 r.
W piątek, 2 grudnia, zaraz po pracy Laura poszła do lekarza, żeby usłyszeć potwierdzenie tego, do czego sama doszła. Tak jak się spodziewała, ginekolog potwierdził, że jest w ciąży:
– Niecałe sześć tygodni i sześć dni, według daty ostatniej miesiączki, ale USG pokazuje, że poczęcie nastąpiło trochę później. sześć tygodni i cztery dni. Spodziewany termin porodu 20 lipca. Na następnej wizycie doprecyzujemy. Proszę mi się pokazać za dwa tygodnie – polecił jej.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziała. Wyszła z gabinetu lekarskiego i poraził ją ogrom odpowiedzialności. Poczuła, że musi z kimś porozmawiać. I to znowu była Emilka. Jej kuzynka, starsza o dwa lata, była mamą ślicznej pięcioletniej Klary. Tylko ona wiedziała, jak się teraz może czuć Laura.
Wybrała więc numer Emilki i opowiedziała jej o tym, jak wróciła do Polski, znalazła pracę, jak ostatniej soboty bawiła się na wieczorze panieńskim Natalki i w jakiej sytuacji widziała przyjaciółkę Emilii, Justynę. Gadała i gadała. A Emilia słuchała. W końcu jednak zapytała Laurę czy u niej wszystko w porządku. Wyczuła ją. I wtedy Laura przyznała się kuzynce, że spodziewa się dziecka i zamierza wychować je sama:
– Ktoś jeszcze o tym wie?
– Nikt oprócz ciebie. Dopiero się dowiedziałam. W pracy nie mogę na razie powiedzieć. Rodzicom tym bardziej się nie przyznam, bo będą się domagać ojca dziecka.
– A jest nim Przemek?
– Najprawdopodobniej – odparła Laura, wprawiając tym samym Emilkę w osłupienie.
– To są inne możliwości? – zdziwiła się.
– A kto mi mówił o klinie? – zaśmiała się Laura, maskując tym samym swoje zakłopotanie.
– To była rada fryzjerki Justyny – odpowiedziała jej kuzynka.
– Tej Justyny, która w trakcie swojego rozwodu opuszcza dyskotekę z towarzystwie przystojnego bruneta z policyjną odznaką?
– Tej samej – zaśmiała się Emilka.
– Chyba wszystkie jesteśmy takie same – stwierdziła wtedy Laura.
– Nie, no przestań, Laurka. Ty nie zamierzasz w ogóle przyznać się potencjalnemu ojcu twojego dziecka, że nim jest? Są przecież testy...
– Nie o to chodzi. Nawet gdybym miała stuprocentową pewność, że to Przemek, a nie mam, i tak nie chcę go więcej widzieć. A poza tym, ty zamierzałaś powiedzieć ojcu swojego dziecka, że nim jest?
– No, od razu to nie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro