Rozdział IV - Zaskocz mnie jeszcze
29. Emilia.
Amsterdam, luty 2013 r.
W lutym Klara skończyła dwa latka, a Emilka stwierdziła, że najwyższy czas zacząć rozglądać się za jakąś pracą. Jej mąż, Mark, co prawda nieźle zarabiał w banku, ale ona nie mogła przecież wiecznie siedzieć w domu. To nie było jednak wcale takie proste. Emilka nadal chodziła na kurs języka niderlandzkiego i miała nadzieję, że kiedy dostanie certyfikat, o pracę będzie łatwiej. Mimo holenderskiego nazwiska ciągle jednak była Polką w Amsterdamie. A Polacy byli największą grupą pracowników zarobkowych w Holandii.
Amsterdam, czerwiec 2013 r.
Joachim pracował do końca czerwca i od lipca miał przejść na emeryturę. Powiedział Markowi i Emilce, że może zająć się Klarą, zanim ta pójdzie do przedszkola. Klara bardzo kochała swojego dziadka i Emilka wiedziała, że będzie z nim dobrze zaopiekowana. Zintensyfikowała więc swoje poszukiwania.
Amsterdam, Lipiec 2013 r.
Emilka ciągle szukała pracy. I wtedy wpadła jej w ręce ulotka po polsku. Ze straszliwymi błędami. Firma pośrednictwa pracy oferowała zatrudnienie dla pracowników sezonowych i stałych przy zbiorach owoców, w sortowniach oraz przy prostych pracach fizycznych w fabrykach i na budowach. Takie prace, jakie ona wykonywała, kiedy przyjechała do Holandii. I jakie wykonywali inni Polacy w tym kraju. Pewnie nie zwróciłaby uwagi na tę ulotkę i firmę, gdyby właśnie nie te błędy. Ulotka wyglądała, jakby była tłumaczona Googlem. Kiedy zadzwoniła do tej firmy, okazało się, że tam nikt nie mówi po polsku. Umówiła się więc z nimi na spotkanie.
– Dzień dobry, nazywam się Emilia Visser – przedstawiła się po holendersku.
– Czym możemy pani służyć?
– Myślę, że to ja mogę służyć państwu – odpowiedziała, już po angielsku i uśmiechnęła się profesjonalnie.
– Szuka pani pracy?
– Tak, ale nie sezonowej ani tymczasowej – wyjęła ulotkę i pokazała ją szefowej firmy. – A na taką ulotkę nie znajdą państwo pracowników z Polski.
– Dlaczego? – zdziwiła się kobieta.
– Bo są tu straszne błędy. Ludzie boją się podpisywać umowę z firmą, która wypuszcza coś takiego na rynek. Nie wydają się państwo wiarygodni dla potencjalnych pracowników. A w biurze nikt nie mówi po polsku.
– Co pani proponuje?
– Jestem Polką, mam męża Holendra i mieszkam w Amsterdamie. Mówię po polsku, angielsku, francusku i ciągle uczę się holenderskiego. Skończyłam studia magisterskie z zarządzania zasobami ludzkimi. Znam się na tym. Jeśli mnie pani zatrudni w swoim biurze, gwarantuję, że będziecie rekrutować znacznie więcej pracowników, zwłaszcza z Polski.
– No, to jest konkretna propozycja – musiała przyznać właścicielka biura. – Proszę mi dać czas do namysłu, skontaktuję się z panią do końca tygodnia.
– Proszę bardzo. Gdyby miała pani jakieś pytania, zostawię mój numer telefonu – to mówiąc Emilka napisała na kartce swoje imię i nazwisko, i numer komórki. I wróciła do domu. To była środa, 3 lipca.
W piątek o ósmej rano Emilka miała telefon z agencji. Zostawiła Klarę z teściem, wzięła ze sobą angielski odpis dyplomu i pojechała na swoją pierwszą poważną rozmowę o pracę w Holandii.
– Pani Emilio, przekonała nas pani – powiedziała szefowa biura, oglądając jej dyplom. – Zatrudnię panią na próbę. Jeśli to prawda, co pani mówi, będzie pani miała u mnie pracę na stałe – dodała.
Wieczorem opowiedziała o tym mężowi. Mark był sceptyczny co do pomysłu pracy w takim miejscu, ale Emilka była przekonana, że to nisza dla niej. Zgodna z jej wykształceniem i dająca możliwość wykorzystania języków. W końcu zgodził się z jej argumentacją:
– Masz rację. Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. Jestem z ciebie dumny, Emili. Sama znalazłaś sobie pracę – powiedział i pocałował ją. – Kocham cię, wiesz?
– A ja kocham ciebie – odpowiedziała. Ponieważ Klara już spała, Mark spojrzał na nią sugestywnie:
– A co ty na to, żeby uczcić twoją nową pracę lampką wina?
– Uważam, że to doskonały pomysł, kochanie – odpowiedziała i pociągnęła go za rękę do kuchni. Tam Mark nalał im po lampce czerwonego wina, a potem przyciągnął ją do siebie i pocałował:
– Pij szybko, bo ja mam większe plany wobec ciebie, żono – powiedział i puścił do niej oko. Emilia poczuła przyjemny dreszcz, spływający po jej kręgosłupie i uśmiechnęła się do męża. Oboje już wiedzieli, że to będzie bardzo fajny wieczór...
Amsterdam, sierpień 2013 r.
Emilia do końca sierpnia podwoiła liczbę zrekrutowanych przez jej biuro Polaków. Znalazła też więcej pracowników tymczasowych z innych krajów, co spowodowało, że agencja musiała otworzyć filię. I tak Emilka dostała stałą pracę w Holandii.
Amsterdam, wrzesień 2013 r.
Od września Klara poszła do przedszkola. Emilka i Mark nie mogli się nadziwić temu, jak ich malutka córeczka szybko zmieniła się w rezolutną dziewczynkę, paplającą w dwóch językach i bardzo absorbującą dla wszystkich oprócz jej dziadka, Joachima, który uwielbiał ją tak, jakby była największym cudem, jaki pojawił się na ziemi. Dla niego była.
Emilka była szczęśliwa. Wyglądało na to, że Mark też jest. Ponieważ ze względu na nową pracę nie miała w tym roku wakacji, postanowili z mężem wziąć więcej urlopu w grudniu i pojechać na dwa tygodnie do Polski na święta.
W Polsce na święta, grudzień 2013 r.
Emilia z rodziną przyjechała najpierw do rodziców. Jej siostra Wioleta, miała już kolejnego chłopaka. Właściwie, to za każdym razem, kiedy Emilka przyjeżdżała do Polski, Wiola chodziła z kimś innym. Nie nadążała już za siostrą. Były rodzonymi siostrami, był między nimi tylko rok różnicy (właściwie kilkanaście miesięcy), a nie dość że wyglądały zupełnie inaczej, to jeszcze miały całkiem inne charaktery i sposób bycia.
– O, nowy chłopak – zauważyła kąśliwie, kiedy Wiola przedstawiła jej Bartka. Nie znosiła tego imienia od kiedy rozwiodła się ze swoim pierwszym mężem, Bartoszem właśnie.
– A twój ciągle stary, coraz starszy – zaśmiała się Wioleta, nawiązując złośliwie do sporej różnicy wieku między Emilką, a Markiem. Emilka miała dwadzieścia osiem lat, a Mark trzydzieści sześć. Może i był sporo starszy, ale trudno było nazwać go „starym".
– Ale ciągle ten sam – odparła, wystawiając język do siostry. – Bierz przykład z Laury. Od ponad dziesięciu lat ma tego samego chłopaka, już mieszkają razem – powiedziała.
– Ty mi naszej kuzynki nie dawaj za przykład, siostrzyczko, a siebie tym bardziej. Każdy sobie układa życie, jak chce. Po dziesięciu latach to by mi się facet już zdążył znudzić – stwierdziła Wiola i zaczęła się śmiać. Emilka uważała, że sama za szybko wyszła za mąż. Oboje z Bartkiem byli niedojrzali i pewnie dlatego to się tak skończyło. Pomyślała, że jej kuzynka dobrze zrobiła, nie spiesząc się ze ślubem. Pomieszka sobie trochę z tym Przemkiem i wtedy zobaczą...
Przed samymi świętami była na zakupach z mamą i córką. Została chwilę przy regale z książkami, podczas kiedy jej mama z Klarą poszły dalej. I wtedy usłyszała głos, o którym myślała, że już dawno zapomniała:
– Cześć, skarbeńku. – To był Bartek Zarzeczny, jej były mąż. Jak on śmiał w ogóle ją zaczepiać, nie mówiąc już o tym, że tak ją nazwał. Trzy lata po rozwodzie!
– Czego chcesz, Bartek? – spytała.
– Nie wiedziałem, że cię tu zobaczę. Jak ci się zbiera pomidorki w Holandii? – spytał złośliwie. – Bo do niczego innego się nie nadajesz...
– Masz nieaktualne informacje – odpowiedziała Emilia. – Spadaj. – Obróciła się i nie zamierzała więcej z nim rozmawiać, ale on najwyraźniej miał taką potrzebę, bo kontynuował:
– To oświeć mnie. Przerzuciłaś się na paprykę? Ile zamierzasz tam jeszcze pracować? No bo przecież nie do emerytury – zaśmiał się złośliwie. – Kiedy wrócisz do Polski? Stęskniłem się.
– Nawet gdybym wróciła, a nie zamierzam, to na pewno nie dla ciebie – odpowiedziała. – Spadaj. Nie chcę cię widzieć – powtórzyła.
– Ale ja bym chciał – powiedział.
– Za późno. Lubię swoje nowe życie, jestem szczęśliwa. Zostaw mnie w spokoju. – Bartek jednak nie zamierzał ustąpić. Podszedł do niej i próbował ją objąć. W tym momencie zza regału wybiegła Klara. Emilia właśnie próbowała oswobodzić się z jego uścisku. Klara krzyknęła:
– Zostaw moją mamę! – Bartek zgłupiał. Puścił Emilkę, a Klara podbiegła do niej i wskoczyła jej na ręce.
– Już dobrze, kochanie – powiedziała córce. – Ten pan się pomylił. A gdzie babcia?
– Przymierza jakiś sweter i prosiła, żebyś przyszła zobaczyć – powiedziała Klara. Emilka poszła więc do przymierzalni z córką na rękach, nie zaszczyciwszy Bartka nawet spojrzeniem.
Wieczorem, kiedy kładła z mężem Klarę spać, mała nagle spytała jej:
– Mamusiu, a czemu ten pan w sklepie cię przytulał?
– Mówiłam ci, pomylił się – odpowiedziała Emilka spokojnie, choć od razu skoczyło jej ciśnienie na samo wspomnienie tego incydentu. Kiedy wyszli z pokoju Klary, Mark zaraz jej spytał:
– Co się stało w sklepie? – Emilka zastanowiła się przez chwilę i doszła do wniosku, że najlepiej powiedzieć Markowi prawdę. Kiedy usiedli na kanapie w jej pokoju u rodziców, powiedziała:
– Napadł na mnie były mąż.
– Jak to „napadł"???
– Szukałam sobie akurat książek, a mama z Klarą gdzieś poszły razem. Ktoś do mnie podszedł i zaczął gadać głupoty. To był Bartek.
– Czego chciał od ciebie?
– Obrażał mnie i pytał kiedy do niego wrócę.
– I co mu powiedziałaś?
– A jak myślisz?
– No...
– Powiedziałam mu, żeby spadał.
– Bardzo dobrze. I poszedł sobie?
– Nie, próbował mnie objąć. Klara przyszła akurat, kiedy się z nim szarpałam. Kiedy ją zobaczył, puścił mnie. A ja wzięłam ją na ręce i poszłam do mamy.
– Szkoda, że mnie z wami nie było – stwierdził Mark.
– Ja też żałuję. Chociaż... chyba wolałabym, żeby on nic nie wiedział o moim życiu.
– A ja bym wolał, żeby wiedział, że masz męża.
– To co? Mam mu wysłać zdjęcie z tobą? – zaśmiała się.
– A czemu nie?
– Taki stary, a taki głupi – zaśmiała się Emilka. Mark zrobił się czerwony na twarzy ze wstydu. Czuł się niepewnie. Właśnie się dowiedział, że jest zazdrosny jak cholera. Kiedy usłyszał, że ktoś próbował dotykać jego żonę, odezwał się w nim neandertalczyk. Miał ochotę znaleźć tego gościa i walnąć go maczugą w łeb. – Kochanie, gdybym mu coś wysłała, pokazałabym mu, że mi zależy na jego zdaniu, że się z nim liczę. Ja go wolę zignorować.
– W porządku. Ale następnym razem ja idę z tobą na zakupy – stwierdził.
– Przecież ty nie znosisz zakupów.
– Poświęcę się, trudno – odpowiedział Mark. Emilka uznała, że jej duży (nawet bardzo duży) chłopczyk potrzebuje trochę czułości. Usiadła mu więc na kolanach, przodem do niego i objęła go rękami za szyję, a potem pocałowała.
– Kocham cię – powiedziała. W tym momencie dostała jakąś wiadomość na polski numer. Wzięła do ręki telefon: – Kto do mnie pisze o tej porze? – zdziwiła się. Otworzyła panel wiadomości i już po numerze zobaczyła, że to były mąż. – To on – powiedziała Markowi. – Coś mi wysłał. Skasować bez otwierania?
– Nie wiem. A może chciał cię przeprosić?- zasugerował Mark.
– A po co mi jego przeprosiny?
– Pokaż mi, co napisał – poprosił.
– Nie przesadzasz trochę?
– Nie, będę spokojniejszy. – Mark musiał przyznać, że pojawienie się, nawet epizodyczne, byłego męża Emilii, wywołało w nim burzę niechcianych emocji. Emilka poddała się:
– W porządku. Przeczytamy to razem, a potem skasuję. Treść smsa brzmiała: „Czy ta dziewczynka mogłaby być moją córką?" – Co za tupet! – wkurzyła się Emilka. A Mark jeszcze bardziej.
– Odpisz mu, proszę.
– Dobrze. – Emilka odpisała Bartkowi: „Nie. Nie mogłaby. Jest córką moją i mojego męża." – Zadowolony? – spytała Marka.
– Tak. Dziękuję. – Po chwili jednak przyszedł następny sms. „Masz męża?"
– Co za kretyn... To nie będzie miało końca, Mark. Proszę cię, zignorujmy go.
– Nie chcesz mu powiedzieć o mnie?
– Przecież wyraźnie napisałam, że Klara jest córką mojego męża. Mam to podkreślić na czerwono czy jak?
– Napisz mu tylko to.
– Dobrze. Ale nie każ mi z nim dyskutować pół nocy... – westchnęła Emilka poirytowana i odpisała Bartoszowi: „Tak, mam męża. Odczep się ode mnie". – Okej, skarbie? – spytała Marka.
– Mam nadzieję, że tak – odpowiedział i ją przytulił.
– No ja myślę, bo miałam wobec ciebie pewne plany na ten wieczór. Nie chcę, żeby mi coś zepsuło humor – puściła do niego oko. Mark się rozpromienił. Zamknął za nimi drzwi, położył ją na łóżku i zaczął całować, a potem rozebrał ją szybko i wszedł w nią jeszcze szybciej, obejmując ją mocno. – Widzę, że urojona konkurencja na ciebie działa – pomyślała sobie, ale nie mogła na to narzekać. Lubiła taki szybki i pełen emocji seks.
Mark kochał się z nią jak w transie. Tulił, całował, ściskał, kąsał, a do tego mruczał jak tygrys. Było jej tak dobrze i czuła się taka szczęśliwa, że praktycznie zapomniała już o nieprzyjemnym incydencie z minionego dnia.
Niestety, Bartek o niej nie zapomniał. Kiedy Emilia obudziła się rano, zobaczyła, że mąż wpatruje się w jej telefon ze wściekłym wyrazem twarzy.
– Co się stało, Mark? – spytała.
– Zobacz, jaki prezent nam przysłał twój były – pokazał jej zdjęcie. To był selfik, którego kiedyś Bartosz zrobił im w łóżku, zaraz po seksie. Leżeli na nim nadzy, spleceni, spoceni i z wypiekami na twarzy, uśmiechnięci. Z dopiskiem „Pamiętasz, jak nam było dobrze?"
– Ja pierdolę! – wkurzyła się Emilka. – To już jest stalking.
– Czemu muszę to oglądać?
– Nie musisz. I ja też nie muszę. Jak jeszcze raz coś do mnie napisze, idę na policję – stwierdziła Emilia. I odpisała Bartoszowi: „Ostatnie ostrzeżenie. Masz wykasować wszystkie moje zdjęcia. I odczep się ode mnie, bo pójdę z tym na policję." W odpowiedzi Bartek przysłał jej jeszcze jedno takie zdjęcie z podpisem: „Pokaż mężowi, może się czegoś nauczy". Mark się wściekł i kazał Emilce podać mu adres byłego męża.
– A po co?
– Pójdę tam i obiję mu mordę.
– On na to liczy, skarbie. Ciebie zamkną, a ja zostanę sama z Klarą na pastwę losu, tak? Ogarnij się. Policja jest od tego.
– Zgłosisz go?
– Tak. W poniedziałek.
– A ja będę całą niedzielę się martwił?
– Ja zrobię coś, żebyś się nie martwił.
– Co?
– Pójdziemy na spacer przed jego blok i podkurzymy go trochę? W końcu mu puszczą nerwy, a wtedy nagramy gada i będziemy mieć gotowy materiał dla policji. I ani mi się waż stracić kontrolę nad sobą, Mareczku – Emilka uśmiechnęła się szelmowsko. Mark pomyślał w tym momencie, że oto zakochał się w geniuszu. Po raz pierwszy, od kiedy znał Emilię, poczuł się onieśmielony, a to go tak nakręciło, że wciągnął ją z powrotem do łóżka.
Pół godziny później wynurzył się z nią spod kołdry.
– Emili, nie wyobrażasz sobie nawet, jak ja cię kocham – wysapał jej do ucha, kiedy leżał ciągle na niej po niesamowitym porannym seksie.
– Nie muszę sobie wyobrażać, pokazałeś mi to dogłębnie – puściła do niego oko.
Rzeczywiście, koło południa Emilka pojechała do miasta z Markiem. Poszli pod blok Bartosza.
– A więc tu mieszkałaś?
– Kiedyś tak. Ale to nie było dla mnie najszczęśliwsze miejsce.
– A które jest szczęśliwe?
– Każde, w którym jestem z tobą – odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego. Mark zatrzymał się, przyciągnął ją do siebie i pocałował. I wtedy otworzyło się okno i Bartek zaczął na nich krzyczeć: „Widzę tę szopkę!" Udali, że go nie słyszą, ciągle stali przytuleni i się całowali. Po chwili okno się zamknęło, a niedługo później Bartosz był na dworze obok nich. Ale Emilka zdążyła już włączyć nagrywanie w telefonie.
– Przyprowadziłaś mi go na szkolenie? – spytał były mąż z jadowitym uśmiechem.
– Nie, jestem z mężem na spacerze. Czego chcesz, Bartek? Przestań mnie stalkować! Nie życzę sobie więcej żadnych wiadomości od ciebie i masz wykasować wszystkie zdjęcia, na których jestem – zażądała.
– A ci mi zrobicie? Gołym okiem widać, że ten twój kochaś nie ma jaj – prowokował. Emilka złapała mocniej Marka za rękę, żeby nic nie odpowiedział ani nie zareagował impulsywnie.
– Ma większe niż ty – odpowiedziała. – Ja akurat mam porównanie. Ale on cię nie rozumie. Mówi tylko po holendersku – zaśmiała się i powiedziała do Marka po holendersku: – Toch mijn man? [niderl. prawda, mój mężu?]
– Dank je schat [niderl. dziękuję, kochanie] – odpowiedział Mark. Mina Bartka wtedy się zmieniła.
– Nie rozumie mnie? To na chuj ja się produkuję...
– Nie wiem. Odczep się ode mnie. Każde z nas ma swoje życie i moje mi się bardzo podoba.
– A co mi zrobisz? – powtórzył.
– Zgłoszę stalking i naruszenie dóbr osobistych na policję.
– W dupie mam policję! – powiedział Bartosz butnie.
– Ale my nie – odpowiedziała Emilka, wyciągając telefon i pokazując Bartoszowi, że go nagrywała. Po czym pociągnęła Marka za rękę, żeby stamtąd iść. Kiedy odeszli kawałek, Emilka wyłączyła nagrywanie i powiedziała do Marka po polsku: – Mam nadzieję, że mamy go z głowy.
– Ja też. Ale w sumie miałaś rację, mogliśmy go zignorować. Nie jest taki straszny z bliska.
– Mówiłam ci. On od dawna nic dla mnie nie znaczy.
– Ulżyło mi.
– Cieszę się. – Emilka wspięła się na palce i pocałowała męża. – Kocham cię, Mark.
– Ik hou van jou, Emilia.
Znowu Amsterdam, styczeń 2014 r.
Emilka i Mark zostali w Polsce do nowego roku. Wrócili do domu dopiero w sobotę, 4 stycznia, bo od poniedziałku oboje musieli wracać do pracy. Dziadek Joachim bardzo się już zdążył stęsknić za swoją wnuczką, a oni po prostu za domem. Kiedy wieczorem Klara już spała, a oni wykąpali się i położyli do łóżka, Mark powiedział do Emilii:
– Wiesz, Emili, od kiedy mieszkamy tu razem, naprawdę czuję, że to jest mój rodzinny dom. Wiem już, jak musiał czuć się tata, kiedy kupował ten dom dla naszej rodziny. To jest wspaniałe uczucie być mężem i ojcem. Jestem bardzo szczęśliwy, że was mam.
– Ja też uważam, że to wspaniałe uczucie mieć rodzinę. Oboje dajecie mi dużo radości.
– A może dalibyśmy jej sobie jeszcze więcej? – spytał Mark.
– Co masz na myśli?
– Co powiesz na drugie dziecko?
– Och, kochanie... Też mi się już marzy, ale musimy trochę poczekać. Niedawno zaczęłam pracę. Jeśli w lipcu przedłużą mi umowę, możemy się postarać.
– A teraz?
– Co teraz?
– O co teraz możemy się postarać?
– Możesz się postarać o miłą atmosferę – zaśmiała się Emilka – a potem, żeby było mi jeszcze cieplej.
– Z największą przyjemnością – uśmiechnął się Mark szelmowsko i przystąpił do dzieła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro