IV.8.
36. Norbert.
Hamburg, listopad 2016 r.
Norbert cały dzień stresował się tym, co miało się wydarzyć wieczorem. Nie mógł przestać myśleć o Ayliz. Niby wiedział, że jego koledzy są profesjonalistami i nic jej się z nimi nie stanie, ale i tak stresował się, że nie może uczestniczyć w akcji. Miał w Hamburgu zadania do dokończenia. Nie mógł się jeszcze spalić.
Kiedy tuż przed dwudziestą niósł jej kolację, wiedział, że wszystko się może zdarzyć. Również, że on może nie wyjść cało z tej sytuacji, bo zostając na miejscu, ryzykował. Ale... w końcu taką miał pracę.
Kiedy Ayliz go zobaczyła, uśmiechnęła się. On był jednak spięty i profesjonalny.
– Ayliz, od tej pory wykonuj wszystkie polecenia człowieka, który ci się przedstawi jako Grau, to znaczy szary po niemiecku – poinstruował ją. – Skontaktuję się z tobą, kiedy tylko będę mógł – dodał. – Kiedy ktoś mnie ogłuszy, obrzuć mnie swoją kolacją.
– Co?
– Zrób to, co mówię.
– W porządku. Coś jeszcze?
– Tak. Wrócę po ciebie, pamiętaj – dodał i w tej chwili zapadły egipskie ciemności. – Już tu są. Wyłączyli prąd. Bądź dzielna – dodał. Minutę później do pokoju wpadło dwóch zamaskowanych facetów ubranych na czarno z napisem „Polizei" na plecach. Jeden z nich ogłuszył Norberta, a drugi podszedł do Ayliz.
– Chodź z nami – polecił jej.
– Czekaj, on mi kazał to zrobić – powiedziała i wyrzuciła zawartość swojego talerza na leżącego bezwładnie Norberta. – Nic mu nie będzie?
– Nie – odpowiedział facet. – Idziemy. – Złapali ją pod pachy i zbiegli po schodach, niosąc dziewczynę między sobą. Wrzucili ją do furgonetki policyjnej i Grau kazali jej się nie ruszać. Po chwili z budynku wybiegł trzeci i wsiadł do furgonetki. Odjechali szybciej niż przyjechali.
– Masz jej paszport? – spytał Szary trzeciego faceta.
– Mam – odpowiedział.
– No to pozostaje nam trzymać kciuki za Norberta – stwierdził Szary.
– Połknął lokalizator. Znajdziemy go – odparł drugi.
Ayliz nie miała pojęcia, co się z nią dzieje ani kim są ci faceci, którzy mieli na sobie ubrania niemieckiej policji, ale nie mówili między sobą po niemiecku. Pamiętała jednak, co powiedział jej Norbert. Że musi mu zaufać, bo innego wyjścia nie ma. Skoro więc chciała być wolna, musiała go posłuchać.
Jechali jakieś pół godziny, po czym porzucili furgonetkę policyjną na nieoświetlonym parkingu przy drodze i przesiedli się do innego auta. Potem jechali jeszcze koło dwudziestu minut. Ayliz zarejestrowała tylko, że przyjechali do jakiegoś strzeżonego budynku. A potem zrobiło się całkiem ciemno. Chyba wjechali do podziemnego parkingu. Dwóch facetów wysiadło z auta i poszli sobie. Wtedy odezwał się do niej ten trzeci. Po turecku:
– Jestem Grau. Mam dopilnować, żebyś znalazła się w bezpiecznym miejscu, Ayliz.
– A co będzie z Norbertem?
– Poradzi sobie. On naraża dla ciebie życie, więc doceń to i nie rób nic głupiego.
– Co mam robić?
– Dostaniesz dokumenty na nowe imię i nazwisko. Zamieszkasz w Polsce. Nauczysz się języka, pójdziesz na studia, jeśli będziesz chciała. Ofiarujemy ci nowe życie.
– A czego chcecie w zamian?
– Oczekujemy, że nie narazisz żadnego z nas. A kiedyś, być może, że odwdzięczysz się za ratunek, pomagając nam rozpracować siatkę twojego stryja.
– Kiedy zobaczę Norberta?
– Jak oboje będziecie gotowi.
– A jeśli zechcę jednak pojechać do Turcji? – spytała Ayliz.
– To prawdopodobnie będą cię torturować, a potem zabiją, ale zanim zginiesz, wydasz im nas wszystkich, bo na torturach tak jest. Norbert wtedy zginie przez ciebie – powiedział Grau, a oczy Ayliz zrobiły się wielkie z przerażenia. – Tylko nie Norbert...
– Myślisz, że stryj by mnie zabił?
– A masz jakieś wątpliwości?
– Nie, masz rację. Nie mam wątpliwości – musiała przyznać. – Mojego chłopaka w Turcji już zabił.
– Chcesz narazić Norberta?
– Za nic.
– To posłuchaj... Od dziś nazywasz się Alicja Kaplan. Jesteś córką Polki i Turka, ale ojciec porwał cię do Turcji, gdy byłaś mała, dlatego nie mówisz po polsku. Teraz dorosłaś, a po śmierci ojca dowiedziałaś się o wszystkim i sama postanowiłaś przylecieć do kraju matki. Ponieważ twoja matka też już nie żyje, zamieszkasz u jej najbliższej przyjaciółki. Zamierzasz nauczyć się polskiego i żyć tutaj. Zapamiętałaś?
– Tak. To ma sens.
– To powtarzaj sobie tę historię, aż sama w nią uwierzysz. Musimy troszkę zmienić twój wygląd. Nic wielkiego, zmiana koloru włosów, fryzury. Potem zawieziemy cię do Polski, zamieszkasz u tej kobiety, która zgodziła się tobą zaopiekować i nauczyć cię języka. Raz w miesiącu będziesz spotykała się z naszym agentem.
– A co z Norbertem? Bo obiecał mi, że po mnie wróci...
– Ludzie, ależ ty jesteś uparta... – westchnął Grau. – On nie może narazić siebie i ciebie. Przyjedzie, jak będzie mógł. Jasne?
– Jasne, panie Grau.
– Świetnie. No to chodźmy. – Grau wypuścił Ayliz z samochodu i zaprowadził ją do windy, a potem do jakiegoś pomieszczenia, mówiąc: – Tutaj będziesz spała. Jutro rano ktoś do ciebie przyjdzie.
– Nie pokażesz mi swojej twarzy, Grau? – spytała.
– Nie. I więcej mnie nie zobaczysz. Od jutra zajmą się tobą pracownicy konsulatu.
– Grau...
– Tak?
– Dziękuję. – Ayliz położyła się na kanapie w pokoju i patrzyła przez okno na księżyc, od którego miała imię * [Ayliz – tur. blask księżyca]. Wyglądał inaczej niż w jej rodzinnej Turcji. Próbowała zasnąć, ale to nie było łatwe. Myślała o Norbercie i o tym, jak leżał bezwładnie na podłodze jej pokoju. – Zrobił to dla mnie... – pomyślała i w oczach pojawiły jej się łzy.
Norbert ocknął się godzinę później. A raczej ocucili go koledzy-ochroniarze. Wodą. Wiadrem zimnej wody na głowę.
– Co jest, kurwa?! – krzyknął i złapał się za głowę. – Co się stało? Moja głowa, ale napierdala – zrobił minę cierpiętnika.
– Szef chciałby z tobą porozmawiać – odpowiedział mu złowieszczo Hamza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro