Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.3.

20. Emilia.


Czerwiec 2010 r.

W swoim domu rodzinnym Mark nie był dawno. Nie spotykał się często z ojcem od śmierci mamy. Jakoś nie mieli o czym rozmawiać. Ale teraz poczuł, że musi się z nim podzielić tym uczuciem:

Papa, dit is Emilia – powiedział po holendersku. – Mów do niej po angielsku, bo ona nie zna holenderskiego.

– Dlaczego? – spytał jego ojciec.

– Bo Emilia jest z Polski. – Mina Joachima Vissera była bezcenna. Pewnie przypomniał sobie, jak trzydzieści pięć lat wcześniej to on przedstawiał swoim rodzicom matkę Marka, Annę Leszczyk. Nie umieli nawet wypowiedzieć jej nazwiska. On też nie umiałby wymówić nazwiska Emilii.

– Miło mi cię poznać, Emilio – powiedział po angielsku.

– Muszę ci powiedzieć coś jeszcze, tato... To jest coś ekstra.

– Słucham, synu.

– Tato, ja też będę tatą! Widziałem dziś swoje dziecko na monitorze. Słyszałem jak bije mu serce – powiedział Mark i znowu w jego oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Joachim podszedł do syna i go przytulił. Emilka stała obok i przyglądała się tej wzruszającej scenie. – I pomyśleć, że przypadki potrafią dać ludziom tyle szczęścia – pomyślała. Mark był bardzo podobny do ojca. Joachim Visser też był szczupły i wysoki, choć nie aż tak, jak Mark, też musiał mieć kiedyś jasne blond włosy, choć teraz już miał głównie siwe. Po ich twarzach też było widać, że są ojcem i synem. I kiedyś jakaś Polka zakochała się w nim...

Trzy tygodnie później Mark poszedł z Emilką na badanie prenatalne. Kiedy dowiedzieli się, że dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo, oboje bardzo się ucieszyli. Teraz już nie wyobrażali sobie, że miałoby go nie być.

W sierpniu Mark znalazł sobie nową pracę. W swoim zawodzie, w banku. Ponieważ miał miesięczny okres wypowiedzenia w sortowni i musiał wybrać cały urlop, jaki nazbierał do tej pory, Emilka też postanowiła wziąć urlop w drugiej połowie sierpnia.

– Chcę jechać do Polski – powiedziała Markowi, kiedy już miała ustalony urlop.

– Jak to? – przestraszył się.

– Nie bój się. Chcę jechać z tobą. Na wakacje. Pokazać cię też mojej rodzinie.

– Ach, to w porządku. Ale pojedziesz ze mną do mojej babci?

– Pojadę – obiecała.

Wakacje spędzili w Polsce. Byli tydzień u rodziców Emilki, która spotkała się przy okazji z całą rodziną oraz przyjaciółką Justyną i ulubioną kuzynką, Laurą. Mark stwierdził, że są do siebie podobne, jak siostry. Jakaś różnica jednak była. Emilia była wyższa i miała proste włosy, a Laura niższa i jej głowę zdobiły loki. Poza tym rzeczywiście były podobne. Za to Wioleta, siostra Emilki, była zupełnie inna.

W drugim tygodniu wakacji Mark zabrał Emilkę do swojej babci w okolice Rabki Zdroju. Babcia Marka, Adelajda Leszczyk, okazała się osiemdziesięciodwuletnią dziarską staruszką, która nakarmiła ich po góralsku, a kiedy dowiedziała się, że zostanie prababcią, prawie skakała z radości, ale wtedy zaczęła jeszcze usilniej dokarmiać Emilię. Mark zabrał Emilkę na zwiedzanie okolicy. Pokazał jej miejsca, gdzie spędzał wakacje.

– Jak poznali się twoi rodzice? – spytała w końcu zaciekawiona.

– W 1974 roku mój tata przyjechał do Krakowa z delegacją. Mieli współpracować z jakąś hutą nad nową technologią. I ponieważ nie było zbyt wielu tłumaczy holenderskiego w Krakowie, huta szukała ich na szybko na uniwersytecie wśród studentów filologii niderlandzkiej. Moja mama została mu przydzielona jako tłumacz. Potem pisali do siebie. Jak ona skończyła studia, to przyjechała do niego na wakacje. I już tam została.

– No, fajna historia. Ale ona miała w Holandii łatwiej niż ja, bo znała język.

– To były inne czasy, Emilko. Teraz wszyscy mówią po angielsku. A poza tym ty masz mnie. Ja znam polski – zaśmiał się, obejmując ją ramieniem.

– Ja bym się jednak chciała nauczyć języka, jeśli mam tam zostać.

– A chcesz zostać?

– A ty chcesz, żebym została?

– O niczym innym nie marzę – odpowiedział z przekonaniem.

Amsterdam, wrzesień 2010 r.

Od 1 września Mark zaczął pracę w banku ING Nationale Netherlanden. Miał tam robić to samo, co wcześniej w korporacji. Księgować przelewy. On jednak poczuł misję. Chciał w końcu mieć porządną pracę i zarabiać więcej dla swojej rodziny. Chciał też, żeby jego dziecko było kiedyś z niego dumne. Joachim Visser powiedział któregoś dnia Emilii, że cieszy się, że zrobiła z jego syna mężczyznę. Ona odpowiedziała, że cieszy się, że Mark chce być mężczyzną dla niej.

Amsterdam, listopad 2010 r.

Od listopada Emilia dostała lekarskie zwolnienie z pracy. Ponieważ to była jej pierwsza ciąża i już szósty miesiąc, doktor Czernik uznał, że powinna unikać fizycznej pracy w wymuszonej pozycji. Emilka wykorzystała więc ten czas i zapisała się na intensywny kurs niderlandzkiego. W domu szlifowała język z Markiem, a czasem nawet z jego ojcem, gdy się spotykali. W tym samym czasie dowiedzieli się, że będą mieli córeczkę.

Któregoś dnia, pod koniec listopada, Joachim zaproponował synowi, żeby przeprowadził się z Emilką do niego. Miałby bliżej do pracy, a i okolica była lepsza dla rodziny z dzieckiem. Mark protestował, ale w końcu dał się namówić Emilii.

– Nie będę ingerował w wasze życie, synku – powiedział mu wtedy ojciec. – Jednak mam tylko was i bardzo bym chciał widywać się z wami częściej.

– W porządku, tato. Emilia się zgadza, to ja też. Przeprowadzimy się do ciebie. – I tak zamieszkali z ojcem Marka w pięknym dużym domu przy ulicy Johan Braakensiekhof 4. A Emilka cieszyła się, że ma ogród. Mieszkanie w blokach wychodziło jej już bokiem. Przecież wychowała się na wsi.

Amsterdam, grudzień 2010 r.

Święta spędzili z ojcem Marka. Emilka nie chciała jechać do Polski, bo pod koniec siódmego miesiąca ciąży taka długa podróż była już trochę ryzykowna.

31 grudnia o północy Mark powiedział do niej:

– Życzę nam, kochana Emilko, żeby to był najlepszy rok, jaki oboje mieliśmy do tej pory.

– Dziękuję, Mareczku – Emilka powiedziała do niego tak, jak mówiła jego babcia. – Ja też nam tego życzę.

Amsterdam, luty 2011 r.

W lutym Emilce było już tak ciężko się poruszać, że najchętniej nie wychodziłaby z domu, zwłaszcza, że na zewnątrz było zimno, mokro i wietrznie. Najczęściej do południa siedziała sama w domu, bo Mark i jego ojciec byli w pracy. Nie nudziła się jednak. Uczyła się pilnie słówek i gramatyki. I często gadała do swojego wielkiego brzuszka, w którym rosła jej córeczka. Czasem mała odpowiadała jej ruszając się intensywnie. – Moja mała karateczka – śmiała się wtedy z niej Emilka.

Jej córka urodziła się 22 lutego 2011 roku. Kiedy zobaczyła okrągłą główkę z włoskami tak jasnymi, że prawie białymi, wiedziała już, że imię, które dla niej wybrała będzie pasowało. Klara, znaczy jasna. Markowi bardzo zależało na imieniu po mamie, więc Klara na drugie imię dostała Anna. Co do nazwiska, oboje zgodzili się, że będzie nosiła nazwisko Marka. I tak zapisano jej w metryce: Klara Anna Visser.

Od tej pory świat Emilii był już kompletny. Wyjeżdżając z Polski trochę ponad rok wcześniej nie wyobrażała sobie nawet, że w tym obcym kraju, pełnym szklarni, gdzie miała tylko zarobić na swoją firmę, znajdzie dom i rodzinę.

Amsterdam, marzec 2011 r.

Dziadek Joachim zupełnie oszalał na punkcie swojej małej wnuczki. Podobnie rodzice Emilki, którzy przyjechali w końcu ich odwiedzić, kiedy mała skończyła miesiąc. Spodobało im się, że Mark spędzał wszystkie wakacje u babci w Polsce i wyrazili życzenie, żeby z Klarą było tak samo, jak tylko będzie w stanie u nich zostać. Emilka stwierdziła, że do tego jeszcze daleko, ale że pewnie odwiedzą ich w lecie.

W Polsce, sierpień 2011 r.

Na wakacjach odwiedzili rodziców Emilki, babcię Marka i pojechali na tydzień nad morze. Tam Klara skończyła pół roku. Pewnego wieczora, kiedy mała już spała, a Emilka stała na balkonie i wpatrywała się w morze, Mark podszedł do niej z tyłu i ją objął. Obróciła głowę i wtedy ją pocałował.

– Mam do ciebie sprawę – powiedział.

– Słucham cię.

– Pamiętasz o naszej rozmowie sprzed roku?

– Rok temu odbyliśmy wiele rozmów – zauważyła.

– No to ci przypomnę. Kazałaś mi poczekać rok z jedną rozmową. I ja właśnie do niej wracam. Chodź, mam coś dla ciebie – powiedział i wciągnął ją za rękę do pokoju hotelowego. Na stoliku stała kolacja.

– Zamówiłeś ją?

– Tak. W restauracji hotelowej.

– Super. To jemy?

– Tak. Emilka kątem oka zobaczyła też wino na szafce.

– To jakaś większa okazja? – spytała.

– Mam nadzieję – odpowiedział tajemniczo i nalał jej trochę wina do kieliszka.

– Ale tylko trochę, bo Klara może się obudzić w nocy i będę musiała ją nakarmić – zastrzegła.

– Nie upiłbym swojego dziecka – stwierdził Mark. – Ale teraz śpi, a ja mam pytanie, Emilko.

– Słucham.

– Czy zechciałabyś rozważyć zmianę nazwiska w najbliższym czasie?

– Zmianę?

– Tak. Trochę mnie wkurza, że nosisz nazwisko byłego męża.

– A czemu ci tak zależy na moim nazwisku? – zdziwiła się Emilka, zastanawiając się, czemu Mark mógłby chcieć, żeby wróciła do panieńskiego nazwiska.

– Emilio – powiedział Mark, wyciągając z kieszeni małe aksamitne pudełko i podając jej otwarte. W środku był niewyobrażalnie piękny pierścionek, który musiał kosztować majątek – Chciałbym, żebyś zgodziła się zostać moją żoną. Może to trochę nie po kolei, bo najpierw zrobiliśmy sobie dziecko, potem zamieszkaliśmy razem, a teraz ci się oświadczam, ale mam nadzieję, że resztę życia będziemy mieć dzięki temu uporządkowaną – puścił do niej oko. – Zgódź się, proszę.

Emilka popatrzyła na Marka. Rozczulił ją zupełnie. Miał rację. U nich wszystko było nie po kolei, ale za to w jak najlepszym porządku. Mark bardzo kochał Klarę i zajmował się nią, kiedy tylko mógł. Mała też przepadała za tatusiem. A Emilia i Mark rozumieli się świetnie. Byli bardzo kompatybilni w każdej dziedzinie życia. Jej życie byłoby prawie idealne, gdyby nie to, że chwilowo nie miała pracy, bo umowa w sortowni jej się skończyła, a Klara była za mała, żeby szukać innego zajęcia. Mark jednak pracował na rodzinę tak, jak jej obiecał, i nie skarżył się wcale. Ale czym, nawet przy tym wszystkim, byłoby małżeństwo bez tego co najważniejsze? Co z miłością?

– Czemu chcesz się ze mną ożenić? – spytała więc.

– Bo cię kocham.

– Ja ciebie też.

– To jak będzie?

– To ja się zgadzam – odpowiedziała. Mark założył jej pierścionek na palec, a potem ją przytulił. W końcu szepnął jej do ucha:

– Wiesz o czym teraz marzę?

– Nie. O czym?

– Żebyś poszła ze mną do łóżka, zdjęła z siebie wszystko i została w samym pierścionku – uśmiechnął się do niej zadziornie.

– To jest bardzo dobry pomysł – uznała. Emilia bardzo lubiła biżuterię. Takiego pięknego pierścionka nie miała nigdy w życiu. Nie miała też wcześniej takiego faceta, jak Mark. Idealny partner, doskonały ojciec. Wiedziała, że będzie też super mężem. Klara spała do rana, a Emilka i Mark zaliczyli jeden z najbardziej inspirujących wieczorów, jakie im się dotąd zdarzyły.

Amsterdam, luty 2012 r.

Klara skończyła rok, a Emilka i Mark ciągle nie mogli się zdecydować na datę ślubu ani na miejsce. Ojciec Marka chciał, żeby go zorganizowali w Amsterdamie, babcia, żeby u niej w Rabce, rodzice Emilki chcieliby, żeby u nich... Można było zwariować.

– A ty co byś chciała? – spytał w końcu Mark.

– A ty?

– Ja bym po prostu chciał się w końcu z tobą ożenić. Może być nawet urząd w Amsterdamie.

– To niech będzie. Ale w lecie, żeby rodzina mogła przyjechać.

– Dobrze, pójdziemy jutro sobie ustalić datę.

Amsterdam, sierpień 2012 r.

17 sierpnia 2012 r. Emilia i Mark wzięli ślub w Amsterdamie. Z tej okazji przyjechali jej rodzice, siostra z chłopakiem, babcia i dziadek, babcia Marka ze swoim drugim wnukiem, jego kuzynem Karolem. Przyszedł też oczywiście jego ojciec, Joachim. Bohaterką dnia była półtoraroczna Klara, która właśnie w dniu ślubu rodziców powiedziała swoje pierwsze pełne zdanie po holendersku: „Dziadek, popatrz co ja robię". Dotyczyło to odrywania dekoracji ze ściany w urzędzie.

Dziadek Joachim, który miał pilnować wnuczki, spalił buraka ze wstydu. Pozostali goście nie rozumieli słów Klary. Emilka zwróciła uwagę na jedną sprawę. Jej córka powiedziała pierwsze zdanie po holendersku. Tego dnia postanowiła, że mała będzie mówiła po polsku równie dobrze, jak ona. Nie wyobrażała sobie, żeby jej dziecko nie znało jej ojczystego języka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro