III.2.
19. Emilia.
Sześć lat wcześniej, Amsterdam, czerwiec 2010 r.
Emilia spotykała się z Markiem w każdy weekend, a czasem też w tygodniu. Poza tym jej życie wyglądało tak, jak do tej pory. Zajmowała ją głównie praca. Myślała ciągle o tym, że jest w Holandii po to, żeby jak najwięcej zarobić. W pracy oboje zachowywali profesjonalny dystans, ale kiedy się witali albo mijali, widzieli w swoich oczach obietnicę. Uśmiechali się do myśli, że ich prywatny czas będzie wyglądał zupełnie inaczej.
Pod koniec czerwca Emilia była już zakochana po uszy, a wcale nie cieszyło jej, że Markowi tak szybko z nią poszło. A jednak zaufała mu mimowolnie. Czuła się z nim dobrze, bezpiecznie, nigdy się nie nudziła, bo mieli mnóstwo wspólnych tematów, a w łóżku między nimi iskrzyło.
W ostatnią niedzielę czerwca Mark odwiózł ją wieczorem i odprowadził pod same drzwi.
– Co robisz? Jeszcze ktoś cię zobaczy – zaprotestowała.
– Mam to w nosie. Chciałem ci coś powiedzieć.
– Słucham cię.
– Mogę wejść?
– Chodź – otworzyła drzwi i wpuściła do swojego pokoiku – ale uprzedzam, że miejsca tu nie ma za dużo. – Markowi jednak nie chodziło o podziwianie jej pokoju. Wziął ją w ramiona i pocałował. A potem spojrzał jej w oczy i powiedział:
– Zakochałem się w tobie, Emilko.
– Czemu mi to teraz mówisz? – spytała, udając obojętność, choć wewnątrz wrzała od emocji.
– Bo chciałbym, żebyś zamieszkała ze mną od lipca. Po co mamy jeździć w tę i z powrotem?
– Nie boisz się, że w pracy będą na nas gadać?
– Ja nie. A ty się boisz?
– Trochę tak.
– Ja bym się tym nie przejmował – stwierdził.
– Pomyślę o tym, dobrze?
– Dobrze.
– Coś jeszcze chciałeś mi powiedzieć? – spytała.
– Nie, chciałem cię o coś zapytać.
– Pytaj.
– Co ty czujesz do mnie? – Emilia zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. Nie dlatego, że jej nie znała. Wiedziała doskonale, że ona też jest w nim zakochana. Ale czy powinna tak się odsłaniać? – A jednak on to zrobił... – Powiesz mi?
– Nie spodziewałam się tego, ale... – Mark patrzył na nią wyczekująco – ja też się w tobie zakochałam. Tylko... sam zobacz. Znamy się od dwóch miesięcy, spotykamy od miesiąca. Jak to wygląda? No przecież niepoważnie.
– A interesuje cię, jak to wygląda, czy bardziej, jak to oboje czujemy? – Zastanowiła się nad jego słowami. Trafił w punkt. – A w sumie co ryzykuję poza tym, że znowu może się nie udać? Już to przerabiałam. Nie będzie tak bolało, jak za pierwszym razem.
– Masz rację. Ja też tak czuję, jak ty. Sporo nas różni, jesteś o osiem lat starszy, ale nigdy z nikim nie czułam się tak dobrze, jak z tobą. Powinniśmy dać sobie szansę. – Mark uśmiechnął się, a potem uścisnął ją z całej siły.
– Jestem szczęśliwy, że myślisz i czujesz tak, jak ja. Emilko, wymów to mieszkanie i lepiej się pakuj, bo w środę zabieram cię do siebie.
– Dobrze – ona też uśmiechnęła się do niego i poczuła całą sobą, że robi coś dobrego.
Mark wrócił do siebie, a ona rozejrzała się po swoim pokoju. Nie miała dużo rzeczy do pakowania. Tylko rzeczy osobiste. Głównie ubrania, kilka naczyń i sztućców, jeden rondel. To, co było jej niezbędne na co dzień.
W środę, 30 czerwca, po pracy Mark pomógł jej znieść wszystko do jego samochodu. I pojechali razem do niego. Wieczorem kochał się z nią z takim zapałem, że po wszystkim spytała go ze śmiechem czy nie brał czegoś na wspomaganie.
– To ty jesteś moim wspomaganiem – odpowiedział, udając oburzenie. I pocałował ją w usta z głośnym cmoknięciem. – Uwielbiam cię, Emilia.
– A ja ciebie, Mark.
Amsterdam, lipiec 2010 r.
Emilka na początku lipca zaczęła się źle czuć. Wszystko ją bolało, była zmęczona i nie miała w ogóle apetytu. Ciężko znosiła dzień pracy w upale, a w domu ciągle by spała. Nawet w niedzielę. W końcu Mark zauważył, że coś z nią nie tak:
– Emili, źle wyglądasz. Chyba powinnaś iść do lekarza.
– Trzeba było mnie tak nie eksploatować i dać mi się wyspać – zażartowała sobie z niego.
– Nie żartuj sobie. Masz jutro wolne i masz iść do lekarza. Dam ci adres mojego.
– Ja mam wolne? – zdziwiła się.
– Jeszcze jestem twoim kierownikiem – zaśmiał się – mogę ci dać wolne, kiedy mi się spodoba.
– Jesteś wrednym gadem – Emilka wystawiła do niego język. – Dobrze, pójdę do lekarza, ale daj mi już spokój.
– Dam ci spokój, jak mnie pocałujesz, mała – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem. Emilka przytuliła się do niego i podniosła głowę, żeby patrzeć mu w oczy. Ona nie należała do niskich ze swoimi 172 centymetrami wzrostu. Ale Mark miał z metr dziewięćdziesiąt. I jak mówił do niej „mała", to naprawdę tak myślał. Wspięła się na palce i cmoknęła go w usta.
W poniedziałek rano Mark pojechał do pracy, a Emilka została dłużej w łóżku. Kiedy już uznała, że musi wstawać, poczuła mdłości. Poleciała do toalety, ale przecież nie miała czym wymiotować, więc się tylko męczyła. Potem napiła się wody i próbowała doprowadzić się do porządku. Wtedy coś przyszło jej do głowy. Wyjęła z torebki swój kalendarzyk i sprawdziła, kiedy ostatnio miała okres. 19 maja. A był 5 lipca. – O kurwa. – Nie było jej stać na żaden inny komentarz.
Włączyła swój komputer i wpisała w wyszukiwarce „polski ginekolog Amsterdam". Wyszukało jej jedno nazwisko. Zadzwoniła pod wskazany numer. Na szczęście recepcjonistka też mówiła po polsku:
– Gabinet doktora Czernika. W czym mogę pomóc?
– Muszę się umówić do lekarza w tym tygodniu – powiedziała.
– Czemu to takie pilne?
– Bo chciałabym potwierdzić czy jestem w ciąży – odpowiedziała.
– A może pani przyjść teraz?
– Mogłabym.
– To proszę przyjść jak najszybciej. Doktor przed południem ma tylko jedną pacjentkę.
– Będę – odpowiedziała Emilia krótko i rozłączyła się. A potem ubrała się i rozejrzała po mieszkaniu Marka. – A tak mi tu fajnie było... – pomyślała. I wyszła.
Doktor Czernik przyjął ją od razu, bo akurat nikogo nie było w poczekalni.
– Poproszę imię, nazwisko i datę urodzenia – powiedział na wstępie. – Muszę pani założyć kartę pacjenta.
– Emilia Zarzeczna, urodzona 19 marca 1985 roku.
– Adres zamieszkania w Holandii?
– Kotterspad 16, 1081 KP Amsterdam.
– Dziękuję. A teraz poproszę datę ostatniej miesiączki.
– 19 maja. – Lekarz popatrzył badawczo na Emilię.
– Może pani być w ciąży?
– To właśnie chciałabym ustalić.
– Współżyła pani w ciągu ostatnich sześciu tygodni?
– Owszem.
– Zabezpieczenia?
– Prezerwatywy.
– Okej, zapraszam na fotel – powiedział lekarz. Potem poprosił ją o przejście na leżankę, żeby zrobić jej usg. Bez problemu ustalił, że oboje mieli słuszne podejrzenie: –Pani Emilio, siedem tygodni mi wychodzi z kalendarza, a proszę zobaczyć – wskazał na małą plamkę na usg – to jest pani dziecko. Ponieważ nie słyszę jeszcze bicia serca, zakładam, że do poczęcia musiało dojść później niż w czternastym dniu cyklu. Proszę się ubrać. – Emilia wróciła do przebieralni i po chwili siedziała na fotelu przed biurkiem lekarza. – Dobrze, to teraz formalności. Do dwunastego tygodnia ma pani czas na podjęcie decyzji czy chce pani zachować dziecko, ale zalecam zrobić to jak najszybciej. Proszę się zastanowić samej, porozmawiać z ojcem dziecka i dać mi znać. Druga sprawa jest taka, że jeśli jednak zechce pani urodzić to dziecko, powinna się pani zgłosić do mnie za dwa tygodnie na badanie, które pozwoli nam określić przybliżony termin porodu, a w za następne trzy tygodnie na badanie prenatalne. Decyzja należy do pani, ale proszę o rozwagę i przemyślaną decyzję. Ma pani jakieś pytania?
– Nie. Dziękuję za informację, panie doktorze – odpowiedziała Emilka i wyszła z gabinetu. W głowie jej się kręciło od nadmiaru informacji. – Jestem w ciąży. Z facetem, z którym spotykam się od miesiąca. Jak mam mu to powiedzieć? Jezu, muszę z kimś pogadać, bo zwariuję... – pomyślała i pierwszą osobą, jaka jej przyszła na myśl była jej przyjaciółka, Justyna. – Ona już ma dziecko. Może mi powie, jak to jest... – Emilia wróciła do mieszkania Marka i wybrała numer Justyny.
– Justy, masz czas? Muszę pogadać...
– Mam, Jasiek akurat śpi – odpowiedziała jej przyjaciółka. – Mów.
– Mam problem... Właśnie się dowiedziałam, że jestem w ciąży.
– Jak to? Z kim? – Justyna niedowierzała.
– Z Markiem. Mieszkam z nim od tygodnia.
– Co??? Kurczę, opowiadaj od początku, bo mi się to w głowie nie mieści. Co to za Marek?
– Mark Visser. To jest mój kierownik z sortowni.
– Niewiele mi to mówi.
– Justy, skup się. Zmieniłam pracę od maja, pamiętasz?
– Tak.
– W nowej pracy poznałam Marka. Jest moim kierownikiem. Osiem lat starszy ode mnie, też rozwiedziony. W dodatku jego matka była Polką, on dobrze mówi w naszym języku. Zaczęliśmy się spotykać pod koniec maja. Na początku czerwca zagęściliśmy znajomość i wylądowaliśmy z łóżku. Tydzień temu wprowadziłam się do niego, a dziś dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Czego tu nie rozumiesz?
– Może tego, czemu tak szybko wam poszło? I po co mówisz, że masz problem i chcesz ze mną gadać, skoro ci tak dobrze idzie?
– No właśnie o to chodzi, że za szybko. Wygląda na to, że pękła nam gumka, bo przecież się zabezpieczaliśmy. Jak mam powiedzieć facetowi, z którym spotykam się od miesiąca, że jestem z nim w ciąży? No i jest jeszcze jedna sprawa... Co będzie, jeśli on każe mi usunąć ciążę?
– A ty chcesz mieć to dziecko?
– A ty chciałaś? – spytała Emilia Justynę. Pamiętała, jak jej przyjaciółka była przejęta, kiedy na czwartym roku studiów okazało się, że jest w ciąży. Ale ona spotykała się z Pawłem od kilku lat. Po prostu wzięli ślub, a potem urodził się Janek.
– Jak już się dowiedziałam, że jestem w ciąży, nie wyobrażałam sobie tego inaczej.
– Ja też tak mam. Ale nie wiem co powie Mark. Może jednak spakuję się i wrócę do Polski?
– Sama go sprawdź.
– Boję się.
– Czego?
– Że się zawiodę, bo okaże się, że znowu się pomyliłam.
– Daj mu szansę. Inaczej nigdy się tego nie dowiesz.
– A jeśli się nie uda?
– To wtedy się będziesz martwiła. Najwyżej wrócisz do Polski. Masz rodziców, siostrę, mnie. Ale mam nadzieję, że wam się uda.
– Dzięki, Justy.
– Trzymaj się, kochana. I koniecznie daj mi znać, jak wam idzie.
– Tak zrobię. Pa. – Emilia rozłączyła się z przyjaciółką i zastanowiła się chwilę. Mark miał wrócić z pracy dopiero za trzy godziny. Chciała ugotować coś dobrego, ale nie mogła patrzeć na jedzenie. I w dodatku to zmęczenie... Położyła się „na chwilę" i obiecała sobie, że wstanie, zanim jej facet wróci.
Obudził ją Mark. Nawet nie usłyszała, jak on wszedł. Podszedł do niej, śpiącej na kanapie, i pocałował ją w czoło, a potem w usta.
– Hej, śpiąca królewno. Jak się masz? – spytał.
– Już wstaję – zreflektowała się Emilka – miałam zrobić nam coś do jedzenia, ale przespałam całe popołudnie.
– Nie przejmuj się. Powiedz mi lepiej czy byłaś u lekarza?
– Tak.
– I co ci jest?
– Opowiem ci po obiedzie, dobrze?
– To może chodźmy coś razem przygotować. Na co masz ochotę? – spytał Mark. – Na nic – pomyślała Emilka. Jednocześnie czuła już, że nic nie jadła od rana i jest po prostu głodna. Pomyślała o pieczonych ziemniakach i warzywach na parze. I o majonezie. I poczuła, że to jest to.
– Ja bym dzisiaj zjadła coś bez mięsa – powiedziała.
– Och, nie będzie mielonych? – Mark udał żal i zrobił smutną minę, ale zaraz się roześmiał: – Dobrze, kochana, mów, co mam robić.
– Umyj małe ziemniaczki, upieczemy je w całości. Ostatnio kupiłam też jakąś mieszankę warzyw mrożonych. Ugotuję je na parze. I zrobię sos czosnkowy.
– Brzmi nieźle. Ale ja proszę jednak o kawałek mięsa. Potrzebuję więcej energii – zaśmiał się. Emilka wyjęła więc z lodówki jednego fileta z kurczaka i powiedziała:
– Ale sam musisz go usmażyć.
– Jasne. – Dzieląc się pracą, zrobili obiad błyskawicznie. Kiedy Emilka jadła, dopiero poczuła, jaka była głodna. Mark chyba jednak był jeszcze bardziej głodny, bo zjadł szybciej od niej. – Mam coś dla ciebie – powiedział po chwili i wyszedł do przedpokoju, skąd wrócił zaraz z małym pudełkiem Ferrero Rocher. – Chciałem ci powiedzieć, że mieszkasz ze mną dopiero od kilku dni, a ja się czuję, jakby tak zawsze miało być. No i aż mi się chce wracać do domu, kiedy wiem, że ty tu jesteś. To dla ciebie, bo wiem, że lubisz orzeszki i czekoladę – uśmiechnął się, po czym podał jej pudełeczko i pocałował ją w usta.
– Dziękuję – Emilka była wzruszona, ale zaraz ogarnęło ją przerażenie. – I miałabym ot tak to stracić? – pomyślała. – Może jednak nie powinnam go tak zaskakiwać? Może mu nic nie powiem i usunę ciążę? Może jeszcze będziemy mieć dzieci? Ale jak miałabym się pozbyć tego mojego maleństwa? No jak???
– Co ci jest? – spytał w pewnym momencie Mark, który zauważył zmianę na jej twarzy.
– Przykro mi, ale chyba muszę popsuć nam tę sielankę.
– Jak to??? – przestraszył się. – Źle ci ze mną?
– Nie, nawet bardzo dobrze.
– A więc jesteś chora? – zmartwił się jeszcze bardziej.
– Nie, to też nie to.
– No to co? Emilia, nie znęcaj się, powiedz mi wreszcie – poprosił.
– Wygląda na to, że mieliśmy awarię sprzętu zabezpieczającego – powiedziała. Mina Marka nie wskazywała na to, że cokolwiek zrozumiał.
– Co?
– Chyba nam gumka pękła. Jestem w ciąży, młotku! – wyrzuciła to z siebie w końcu.
– A... – Mina Marka nadal nie wyglądała zbyt inteligentnie, ale powoli zaczęła wyrażać jakieś emocje. – To pewne?
– Co?
– Że jesteś w ciąży?
– Pewne. Byłam dziś u lekarza.
– I to dlatego tak źle się czujesz?
– Najprawdopodobniej dlatego. Nie wiem. Nigdy dotąd nie byłam w ciąży.
– Zamierzasz urodzić dziecko?
– Tak.
– I co teraz?
– A co ma być? Muszę się zdecydować, co dalej. Szczerze mówiąc, myślałam o powrocie do Polski. Mogłabym przez jakiś czas mieszkać u rodziców, tak jak po rozwodzie. A potem jakoś sobie ułożę życie.
– A co ze mną?
– Mark, pomyśl logicznie. Znamy się od dwóch miesięcy, spotykamy się od miesiąca, mieszkamy razem od tygodnia... Ja mam pracę tymczasową, a w dodatku ty jesteś moim kierownikiem. Mieliśmy spróbować wspólnego życia, ale nie umawialiśmy się na zabawę w dom z prawdziwym dzieckiem w roli lalki. To nie jest coś, co można testować. Oboje potrzebujemy stabilności, a nie mogę wymagać od ciebie, żebyś się teraz deklarował co do przyszłości.
– Ale Emilko, to jest moje dziecko! Ja też chciałbym o nie dbać, mieć wpływ na jego wychowanie. No i jesteś ty. Kocham cię, chcę być z tobą.
– Ale ja się boję... – Emilia się rozpłakała. Mark podszedł do niej i ją przytulił.
– Daj mi szansę – poprosił. – Mam trzydzieści trzy lata, jestem dorosłym facetem. Znajdę lepszą pracę i będę dbał o ciebie i dziecko. Zostań ze mną. Nie wyjeżdżaj. – Emilia poczuła się dobrze w jego ramionach, ale chciała być z nim uczciwa:
– Nie wiem jeszcze, co zrobić, ale dziękuję ci za twoją opinię i deklarację. Mam propozycję.
– Jaką?
– Za dwa tygodnie mam iść do lekarza. Jeśli chcesz, pójdź ze mną. Potem powiesz mi, co ty na to.
– Pójdę. A mam jeszcze jedno pytanie.
– Tak?
– Zamierzasz nadal pracować w tej sortowni?
– A mam jakieś wyjście? Przecież muszę pracować, bo nie miałabym nawet ubezpieczenia w Holandii.
– Masz wyjście, żeby mieć ubezpieczenie. Wyjdziesz za mnie? – Tego już się Emilia nie spodziewała. To było niewyobrażalne dla niej. Wyjść za mąż za faceta, którego ledwo zna?
– Nie – odpowiedziała. Ale widząc zawód na jego twarzy dodała: – Teraz nie. Wróćmy do tego tematu za jakiś rok. Jeśli nadal będziemy razem i będziemy chcieli być, to pogadamy, okej? – Na twarzy Marka pojawiła się jakaś nadzieja.
– Dobrze. A więc zostaniesz?
– Jeszcze nie wiem. Spytaj mnie za pięć tygodni, bo wtedy będę musiała podjąć ostateczną decyzję co do rejestracji ciąży w Holandii.
– Mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się ciebie przekonać, żebyś została.
Od następnego dnia pracy, Mark nie umiał już zachować profesjonalnego dystansu do Emilii. Zwracał uwagę na to, co ona robi, jak się czuje, nie pozwalał jej niczego podnosić, w końcu w przerwie śniadaniowej go opieprzyła:
– Mark, uspokój się! Zdradzisz mnie i mnie zwolnią przez ciebie. Muszę normalnie pracować. Nic mi nie jest.
– Mam spokojnie patrzeć na to, jak możesz zrobić krzywdę sobie i naszemu dziecku? – spytał.
– Masz mnie nie wydać w pracy – odpowiedziała. – Muszę mieć tę pracę, bo inaczej nie będę mogła zostać w Holandii. Rozumiesz to?
– Rozumiem. Postaram się nie panikować. – Oczywiście Mark wcale nie przestał panikować, tylko starał się to dobrze ukrywać, ale Emilka nie mogła się już na niego skarżyć. W domu za to zachowywał się tak, jakby chciał jej udowodnić, że nadaje się na partnera i ojca. Wręcz przesadzał z troskliwością i wyprzedzaniem jej próśb, zanim sama zdążyła sobie uświadomić, że je ma. Po dwóch tygodniach Emilka miała go szczerze dość. W końcu, poirytowana, wygarnęła mu tę nadgorliwość:
– Mark, posłuchaj, bo nie będę się powtarzać – powiedziała groźnym tonem.
– Gniewasz się na mnie? – zdziwił się. – A ja się tak staram... – zrobił minę skruszonego chłopczyka.
– No właśnie. Za bardzo się starasz – postarała się mu wyjaśnić. – Czemu nie zachowujesz się i nie traktujesz mnie tak, jak wcześniej?
– Bo jesteś w ciąży?
– Jestem. Ale w drugim miesiącu. Poza tym naprawdę chciałabym żyć normalnie. Jeszcze nie zdecydowałam czy tu zostanę, a ty robisz wszystko, żebym stąd wiała jak najdalej?
– Naprawdę??? – wydawał się zaskoczony. – A mi się wydawało, że robię wszystko, żebyś chciała zostać ze mną...
– Nie tędy droga. Pomyśl, dlaczego w ogóle zaczęłam się z tobą spotykać?
– Nie wiem. Bo byłem uparty?
– Nie – zaśmiała się Emilka – to by ci nic nie pomogło, gdybym nie uważała, że jesteś interesujący.
– A więc polubiłaś mnie, zainteresowałem cię, spodobałem ci się?
– Tak. Właśnie tak. A skoro podobałeś mi się wcześniej, czemu teraz to psujesz? Bądź dla mnie taki, jaki naprawdę jesteś. Nie przesadzaj w żadną stronę.
– Cholera wie, jaki ja jestem... – westchnął Mark. – Na pewno potrafię być irytujący. Inaczej by mnie żona nie zostawiła – stwierdził. – Staram się być lepszy niż jestem, żeby mi się to nie powtórzyło. Nie zostawiaj mnie, Emilko, proszę... – spojrzał na nią błagalnie. Poczuła jak coś łapie ją za serce.
– To słuchaj tego, co do ciebie mówię – zażądała. – Bądź dla mnie przyjacielem, rozmawiaj ze mną, bądź kochankiem, traktuj mnie jak kobietę, która ci się podoba...
– Bardzo mi się podobasz – wtrącił.
– ... Nie przerywaj mi, kiedy mówię – zaśmiała się. Zawtórował jej śmiechem. – To nie jest tak, że ja ci daję jakąś szansę, a ty musisz zdać egzamin i zasłużyć sobie na mnie. Oboje sobie dajemy szansę, żeby się lepiej poznać, zrozumieć, żebyśmy mogli razem żyć i wychować nasze dziecko na porządnego człowieka. Przypadek postawił nas w takiej sytuacji. Normalnie pewnie jeszcze długo nie myślelibyśmy o dzieciach. Ale ono będzie, więc musimy trochę bardziej się postarać. Trochę. Ale nie zapominajmy o sobie. Dobrze?
– Jak sobie życzysz, moja śliczna – odpowiedział i zaczął całować Emilkę, a potem zaniósł ją do łóżka, rozebrał ją i siebie, i kochał się z nią delikatnie. – Tak lepiej? – spytał ją, kiedy oboje odpoczywali po przyjemnym wysiłku fizycznym.
– Znacznie lepiej – uśmiechnęła się do niego. – Właśnie w takim Marku się zakochałam.
– Dziękuję, że mi to mówisz. Mi też jest już lepiej. Strasznie się bałem.
– Nie ma czego. Jutro idę do lekarza. Nadal chcesz iść ze mną?
– Chcę.
W poniedziałek Mark zwolnił się z pracy wcześniej i koło południa był po Emilkę w domu. Pojechali razem do lekarza, którego ona sobie wcześniej znalazła. Doktor Czernik ją pamiętał.
– Dzień dobry, pani Emilio. A kto to jest?
– Mój partner, ojciec dziecka.
– Mark Visser – przedstawił się.
– Holender? – zdziwił się lekarz.
– Niezupełnie – zaśmiała się Emilka.
– No właśnie – odpowiedział Mark. – Moja mama była Polką.
– Wszystko jasne. Nieczęsto ktoś o niderlandzkim nazwisku mówi po polsku.
– Do rzeczy, panie doktorze – zwrócił mu uwagę Mark. – Przyszedłem zobaczyć moje dziecko.
– Zaraz je pan zobaczy. – Lekarz kazał mu najpierw poczekać na fotelu, kiedy badał Emilkę. Kiedy stwierdził, że wszystko w porządku, poprosił ją na leżankę i zaczął badanie usg, a Mark mógł podejść do monitora. – Proszę zobaczyć – pokazał mu malutkiego ludzika, który szybko ruszał rączkami i nóżkami. Zrobił też dla nich zdjęcie. – A teraz posłuchamy bicia serca. – Najechał kursorem na maleństwo i wszyscy troje usłyszeli szybkie bicie malutkiego serduszka. Emilka pomyślała, że w życiu nie słyszała nic piękniejszego. A Mark miał łzy w oczach. Kiedy wychodzili z gabinetu lekarza, przez dłuższą chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Pierwsza odezwała się Emilka:
– Nie wyobrażałam sobie nawet, że to takie niesamowite uczucie zobaczyć swoje dziecko i usłyszeć bicie jego serca, na długo zanim się urodzi.
– Ja się dziś właśnie dowiedziałem, że można też płakać ze szczęścia – powiedział wtedy Mark, obejmując Emilkę ramieniem i całując ją w czoło. – Chodź – powiedział po chwili, łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą.
– Gdzie?
– Chcę cię przedstawić mojemu tacie. Mogę?
– Możesz – uśmiechnęła się do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro