II.4.
15. Łukasz.
Lubin, grudzień 2016.
Łukasz wyszedł ze szpitala i od razu u niego w domu pojawili się koledzy z HZL*.
– Nie zdradzisz nas, co? – spytał jeden z nich, Mateusz, przywódca i inicjator ataku.
– A kiedyś was zdradziłem?
– Nie byłeś przecież jeszcze przesłuchiwany.
– Psy próbowały w szpitalu, ale udawałem, że nie mogę mówić.
– Wojtek nas nie zdradził, wiesz? – spytał go sugestywnie Arek, drugi „ważniak" w ich grupie.
– Powiem tak – Łukasz już się zdążył zdenerwować – wasza wizyta źle o was świadczy. Wychodzi na to, że mi nie ufacie i próbujecie zastraszyć.
– Brata kibica? – udał zdziwienie Mateusz.
– Tak, kurwa! – wkurzył się Łukasz – Brata kibica właśnie! Skoro mi nie ufacie, nie macie czego u mnie szukać. A poza tym...
– Co?
– W tej Biedronce był monitoring, idioci... – Miny Mateusza i Arka wskazywały na to, że zupełnie ignorowali ten fakt i teraz dopiero to do nich dotarło.
– Czyli twoje poświęcenie poszło na marne?
– Jakie poświęcenie?
– No, miałeś przecież zamiar wziąć winę na siebie, prawda?
– Za chuja! – zdenerwował się Łukasz. – Rozumiem, że chcieliście wlać Ukraińcom, ale tam do jasnego gwinta były kobiety. Kobiety, rozumiecie?! Co z was za kibice?
– Żadna nie ucierpiała.
– Jedna tak. – Mateusz i Arek nie wiedzieli już co odpowiedzieć Łukaszowi. Postanowili się zmywać.
– Ale Zagłębie Pany, tak? – upewnił się Mateusz.
– Jak ziemia długa i szeroka – odpowiedział Łukasz, kładąc rękę na sercu.
– No! – podsumował to tylko Arek.
– To zbieramy się, bracie. Zdrowiej – stwierdził Mateusz.
Koledzy wyszli, a Łukasz się zastanowił. Czego on szukał między takimi matołami? Łączyła ich tylko miłość do lokalnego klubu ekstraklasy, nic więcej. – Chyba czas poszukać lepszego towarzystwa, nawet na mecze – uznał.
Łukasz zbierał się przez kilka dni, żeby wrócić do szpitala. To był jedyny trop. Drugim był sklep, ale, po pierwsze, pewnie już został tam „persona non grata" i ochroniarz z przyjemnością by go wyrzucił, a po drugie, dziewczyna pewnie i tak była jeszcze na zwolnieniu lekarskim z powodu tej ręki w gipsie. – Raz kozie śmierć – w końcu zdecydował, że idzie.
Pamiętał, że dziewczyna przychodziła do szpitala zawsze po południu, koło siedemnastej. Ubrał się w dżinsy i ciepły sweter w stylu kanadyjskim, który dostał kiedyś od mamy. Do tego szary płaszcz i szalik w kratkę. Wyglądał jak intelektualista. Taki kiedyś był, zanim zaczął pracować w kopalni, bo po polonistyce nie było innej pracy... Taki był zanim zmienili go kibice. Zmienili? A może jednak zanim sam się zmienił, żeby dostosować się do otoczenia.
Już o szesnastej czekał przed wejściem do szpitala. Pół godziny później ją zobaczył. Wyglądała tak pięknie. Czarne włosy miała związane w gruby warkocz, który wystawał spod czapki. Na policzkach miała rumieńce, nie wiadomo czy od zimna czy dlatego, że zawsze takie miała... Ciemne oczy śmiały się razem z nią. Nie poznała go bez dresu i szalika, więc uśmiechnęła się do niego i weszła do szpitala. Łukasz czuł, że serce podchodzi mu do gardła. Było zimno, ale on nie czuł chłodu. Nie mógł się doczekać, aż ona wyjdzie. Tak naprawdę nie wiedział nawet, jak ta dziewczyna ma na imię.
Tuż po siedemnastej zobaczył, że ona wychodzi.
– Cześć – powiedział do niej. Odpowiedziała mu zdziwionym spojrzeniem. Ciągle go nie poznawała. – Zdrastuyte! – przywitał się nieudolnie po ukraińsku. Zmieszała się.
– Czy my się znamy? – spytała po polsku, ale z wyraźnym wschodnim akcentem. Łukasz pomyślał, że jeszcze nigdy mu się tak ten akcent nie podobał.
– Tylko z widzenia – odpowiedział.
– Acha – odpowiedziała i chciała iść dalej. Łukasz poszedł za nią. Zmieszała się znowu.
– Jak masz na imię? – spytał.
– Nadiya – odpowiedziała.
– Ładnie. A ja jestem Łukasz – wyciągnął do niej rękę. Uścisnęła ją po chwili wahania.
– Masz zimne ręce – zauważyła.
– Tak, bo trochę zmarzłem. Czekałem na ciebie – powiedział. Po jej minie było widać, że się zaniepokoiła. – Nie bój się, proszę. Bardzo chciałbym cię poznać.
– Ale dlaczego?
– Mogę cię zaprosić na kawę? Wszystko ci wyjaśnię. No, zgódź się, proszę – Łukasz spojrzał na nią wzrokiem szczeniaka, który czeka na pochwałę.
– Dobrze – zaryzykowała dziewczyna.
Łukasz zabrał Nadię do kawiarni, którą kiedyś lubił, ale dawno już tam nie był. Nie była daleko od szpitala.
– Ładnie tu – zauważyła, kiedy weszli.
– To prawda. Fajny klimat ma ta kawiarnia. Dawno tu nie byłem.
– A ja nie byłam w Polsce w żadnej kawiarni – powiedziała Nadia z zakłopotaniem w głosie.
– A jak długo mieszkasz w Polsce?
– Trzy lata.
– No to może czas już zacząć odwiedzać takie przyjemne miejsca? – zasugerował Łukasz z szelmowskim uśmiechem.
– Może zacznę – odparła i też się uśmiechnęła.
Łukasz podał jej kartę, żeby wybrała sobie kawę i ciasto. Nadia wybrała latte macchiato i pannę cottę z sosem malinowym. Łukasz wziął to samo.
– Lubisz latte macchiato? – spytał niezbyt mądrze. Przecież było widać, że lubi, skoro je zamówiła.
– Tak. Lubię wszystko, co włoskie – odpowiedziała. Uwielbiam ten kraj...
– Naprawdę? A co ci się w nim tak podoba? – zaciekawił się.
– Wszystko. Studiowałam filologię włoską. Uwielbiam język, literaturę, muzykę, sztukę, film... – zaczęła wymieniać, a oczy i policzki jej płonęły. Łukasz patrzył na nią zafascynowany. – A więc jest nie tylko piękna. Do tego inteligentna i wykształcona.
– Ja skończyłem filologię polską – stwierdził. – Ale w tym kraju nie było pracy dla ludzi z moim wykształceniem, więc wylądowałem w kopalni – zażartował, ale zaraz się zorientował, że ona wcale nie musiała oglądać „Świata według Kiepskich". I rzeczywiście. Potraktowała to poważnie.
– To tak jak w moim dla mnie – uśmiechnęła się smutno i pokiwała głową ze zrozumieniem.
– I dlatego przyjechałaś do Polski, żeby pracować w sklepie? – zdziwił się.
– A skąd wiesz, że ja pracuję w sklepie? – zdziwiła się.
– Zgaduję – skłamał. – Bez urazy, ale Ukraińcy w Polsce pracują głównie w sklepach albo fabrykach. Nie było trudno trafić.
– Ja się nie obrażam. Zresztą, kopalnia to też nie jest miejsce dla intelektualisty – zauważyła.
– No właśnie. Ale jakoś trzeba zarabiać na życie.
– Muszę już wracać – stwierdziła Nadia, kiedy skończyła kawę i deser. – Dziękuję ci za zaproszenie, chociaż nadal nie wiem, jak mnie znalazłeś pod tym szpitalem.
– A może uda mi się ci to wyjaśnić następnym razem? Spotkamy się jeszcze? – Znowu zobaczył wahanie w jej oczach, ale ciekawość chyba przeważyła. A może on też jej się spodobał?
– Dobrze. Jutro o tej samej porze pod szpitalem – powiedziała.
– To do jutra – ucieszył się.
Łukasz spotkał się tak jeszcze z Nadią kilka razy. Rozmawiali, śmiali się. Po każdym spotkaniu oboje wracali do domu z jeszcze większym niedosytem siebie.
– Jak ręka? – spytał Łukasz w końcu, kiedy zobaczył, że zdjęli jej gips.
– Już dobrze, dziękuję.
– To dobrze – odpowiedział.
– Nie pytasz mnie, co się stało? – zdziwiła się.
– Nie, bo ja wiem – odpowiedział. Tego się nie spodziewała.
– Kim jesteś? – spytała podejrzliwie.
– Nie pamiętasz mnie? – zdziwił się.
– Nie. Skąd mnie znasz? Po co ta szopka? – zdenerwowała się.
– Opowiem ci, ale obiecaj, że nie wyjdziesz, dopóki mnie nie wysłuchasz do końca.
– W porządku. Tyle mogę obiecać – stwierdziła.
– Znam cię ze szpitala – powiedział. Nadal nie rozumiała. – Przychodziłaś codziennie do dwóch facetów, z którymi leżałem w jednym pokoju – dodał. Wtedy zobaczył w jej oczach przerażenie.
– To ty! Czemu mnie prześladujesz? Co ja ci zrobiłam? – spytała żałośnie.
– Czy ja cię prześladuję? – spytał Łukasz i spojrzał jej w oczy.
– No... właściwie to nie. Ale o co ci chodzi?
– Naprawdę chciałem cię poznać. I przeprosić. Byłem idiotą... Wybacz, proszę.
– Ja... naprawdę nie wiem, co o tym myśleć – musiała przyznać Nadia.
– A nie moglibyśmy po prostu zostać znajomymi i tak jak do tej pory spotykać się na kawę? – zaproponował.
– Wiesz, że pan Maciej i Nazar jeszcze są w szpitalu?
– Mam nadzieję, że niedługo wyjdą. Ich też chciałbym przeprosić, chociaż to nie ja ich pobiłem.
– Ale byłeś z tamtymi.
– Byłem idiotą, Nadio. Dałem się wrobić, jak dziecko. Nigdy więcej nie zrobię nic tak głupiego. Chciałbym też naprawić to, co zrobiłem.
– I to dlatego się ze mną spotykasz? Chcesz, żebym ci wybaczyła?
– Chcę, ale nie dlatego się z tobą spotykam – odparł Łukasz poważnie. – Spotykam się z tobą, bo mi się bardzo podobasz... – Mina dziewczyny ewoluowała.
– Naprawdę? – spytała.
– Tak. Proszę, daj mi szansę.
– Ja... muszę się zastanowić.
– Jasne – Łukasz spuścił wzrok. – Rozumiem. A zabierzesz mnie jutro do szpitala, żebym mógł pogadać z tamtymi?
– A mogę ich spytać o zdanie?
– Może lepiej nie. Nie zgodzą się – uznał.
– Dobrze, możesz jutro pójść ze mną do nich. Jeśli ci wybaczą, ja też to zrobię – stwierdziła.
– Teraz mam jeszcze większą nadzieję, że tak będzie – odpowiedział i uśmiechnął się do niej nieśmiało.
Maciej, kierownik sklepu, i Nazar, pracownik z Ukrainy, kiedy zobaczyli Łukasza z Nadią, też go od razu nie poznali. Kiedy jednak wyjaśnił im po co przyszedł, wyglądali na zszokowanych.
– Naprawdę przyszedł pan nas przeprosić? – spytał Maciej.
– Naprawdę. Chciałbym też wam jakoś wynagrodzić to, co zrobiłem, nawet jeśli to nie ja was pobiłem. Sam fakt uczestnictwa w czymś takim jest odrażający. Nie wiem, co mnie do tego skłoniło, ale wiem, że już nigdy tego nie zrobię.
– Jeśli o mnie chodzi, to jeszcze nigdy nie spotkałem przepraszającego kibola – stwierdził Maciej. Nazar się nie odzywał.
– A ty? – spytał go Łukasz. – Dasz radę mi wybaczyć?
– Czemu ci tak na tym zależy?
– Bo jeśli wy mi wybaczycie, Nadiya też to zrobi – odparł Łukasz szczerze.
– A czemu tak ci zależy, żeby moja siostra ci wybaczyła? – spytał wtedy Nazar. Tego Łukasz się nie spodziewał...
– Twoja siostra???
– Tak. Nadi to moja siostra bliźniaczka. Nie widać? – zaśmiał się Nazar. – Jak Łukasz się im przyjrzał, dostrzegł podobieństwo. Ale nie było ono rzucające się w oczy.
– Zależy mi na niej i na jej zdaniu – powiedział wtedy. Nadia się zarumieniła i spuściła wzrok, a potem spojrzała na brata. A Nazar, kiedy zobaczył jak błyszczą jej oczy, odpowiedział:
– Wybaczam ci. – Łukasz odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko, a Nadia rzuciła mu się na szyję w odruchu radości i pocałowała go w policzek.
– Imię do ciebie pasuje – powiedział zagadkowo Łukasz, patrząc na dziewczynę. – Nadiya-Nadzieja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro