Romantyczny Hades
Dawno, dawno temu, jako jeszcze mały, blogowy rak (teraz jestem dużym rakiem) napisałam sobie shota świątecznego o wdzięcznym tytule "Seksualny Hades".
Nie, nie podam wam źródła, bo nie chce, żebyście to czytali.
Natomiast sam pomysł był cute, dlatego w tym roku postanowiłam go wykorzystać i stworzyć o wiele lepszą wersję tej opowieści :D ( to nie tak, że mi wyobraźnia dała bana na życie, wcale a wcale)
Dziękuje bardzo @Reiczel za sprawdzenie mi rozdziału, pomocy w okładkach i wgl czasem jesteś spoko, Bro. <3
**********
Gdy nadszedł czas świąt, świat oszalał.
Święta krzyczały o swoim istnieniu, kurwa, wszędzie.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zawładnęły również krajami, które z owym przedsięwzięciem miały tyle wspólnego, co wysokie IQ z człowiekiem o zbyt dużej ilości chromosomów.
Sytuacja wyglądała więc tak, że gdziekolwiek człowiek nie poszedł, atakowały go bombki i choinki, przy wejściu do sklepu spożywczego dostawało się lapsa na mordę jakimś
kolorowym łańcuchem czy co gorsza, jakimś świecącym gównem, które gdy tylko się
dotknęło, plątało się tak, że rozwiązywanie tego trwałoby dłużej, aniżeli odkurzanie pustyni.
Bałwany, renifery, sanie, śnieg, gwiazdki, jeszcze więcej śniegu, trochę baranków,
śnieg, pary chodzące za rączki i chłonące iście świąteczną atmosferę oraz...
Śnieg!
A Taehyung miał już tego dość. Nie przepadał za świętami, sztuczną otoczką wokół nich i to
wszystko zdecydowanie bardziej go męczyło niż cieszyło. Z drugiej strony, jednak zdarzyła się rzecz, która lekko poprawiła mu humor.
Jakimś magicznym cudem udało im się w tym roku dostać wolne na święta. Nie to, żeby ktoś o to prosił czy tym bardziej się tego spodziewał, wręcz przeciwnie!
Przecież to był idealny dzień do nagrywania jakiś głupich filmików dla fanów w strojach elfów
czy innych krasnali, do poćwiczenia, bo w sumie, każdy czas jest dobry, żeby zarżnąć ich maksymalnie, co nie?
Otóż nie.
Nikt do końca nie wiedział, czy to menadżerowi pękło serce,czy też kalendarz szwankował
(bo może zwyczajnie nie ogarnął terminów?) ale chłopcy mieli dzisiaj czas wolny. Naprawdę wolny: zero kamer, zero presji, zero fanów. Wolne, kurwa, rzecz piękna.
Oczywiście, gdy się o tym dowiedzieli, musieli szybko ogarnąć sprawę. Z racji tego, że już na kolejny dzień ich grafik był zapchany, nie opłacało im się wyjeżdżać do rodziny.
Postanowili więc, że po raz kolejny ją sobie zastąpią i spędzą dzień wspólnie (dzień jak co dzień, ale już pominiemy). Każdy z nich ubrał się ładnie i w południe wybrali się na dobre jedzenie, które tym razem zafundował im menadżer. Mężczyźni więc nie szczędzili sobie w dokładkach i smażonych węgorzach, opychając się smakołykami po kres swoich możliwości.
Zaraz potem wrócili do domu, by obejrzeć razem film.
Zwykły film, jak najzwyklejsi ludzie na jakimś zjeździe rodzinnym, gdy już wszystkie rozmowy i plotki się znudzą i trzeba coś ze sobą wspólnie zrobić.
Ale po co?!
No po co komu normalny wieczór?
Na pewno nie BTS...
Nie minęło 5 minut, Taehyung nawet nie wiedział jeszcze, kto jest głównym bohaterem, a wybył Hoseok. Ot tak, dostał telefon od przyjaciela, poinformował, że na noc go nie będzie i tyle go widzieli. I za nim poszła fala, drodzy państwo. Dwie minuty później Namjoon sobie nagle przypomniał, że „ojejku, zapomniałem, że menadżer coś ode mnie chciał, lecę do biura", następnie Jimin dostał smsa od jakiejś randomowej koleżanki, że przejeżdża przez Seul i ma się z nią zobaczyć, a na końcu ulotnił się Yoongi z Jinem, nawet się jakoś specjalnie nie tłumacząc.
Zawsze to samo.
Człowiek chce z nimi spędzić czas raz, na spokojnie, to nagle każdy ma mnóstwo znajomych i spraw do ogarnięcia, gdzie na co dzień wszyscy go i maknae zaczepiają, bo nie mają nawet do kogo napisać.
No i właśnie, jeszcze ten przeklęty Jungkook.
On jeden dzisiaj akurat nie miał nic do roboty i dalej grzecznie siedział na tej pieprzonej
kanapie, wpatrując się w ekran telewizora.
A Taehyung umierał.
Umierał, po kawału dostając mocnej palpitacji, modląc się w duchu, żeby telefon Jeona zadzwonił i ten jednak zniknął na jakiś dłuższy czas.
Nie, nie myślcie sobie, że Tae był złym kolegą, który nie lubił ich zespołowego maknae. Wręcz przeciwnie, lubił i to zdecydowanie za bardzo. Uwielbiał jego męskie do bólu ciało, które zmieniło się w tak krótkim czasie, że blondynek nawet nie zorientował się, kiedy to zaczął pragnąć, by go one broniło i nosiło jak księżniczkę. Ubóstwiał te gęste włosy, dobrze zaostrzoną szczękę, śmieszne zęby i żyły na dłoniach. Bardzo lubił jego styl, śmiech, sposób myślenia, poczucie humoru, odwagę, pasję... No dobra, był w nim zakochany po uszy. Nie czepiajcie się, Kim sam nie ogarnął, kiedy ten debil zawładnął jego serduszkiem i zgarnął je tylko dla siebie.
Nie było to ani zdrowe, bo Tae wręcz skręcało w brzuchu, kiedy na przykład taki Kook się przy nim przebierał. Wygodne też jakoś niespecjalnie, no bo cholera, raczej ze swojego kumpla, który ślini się do plakatu IU, nie zrobi się nagle geja i nie wejdzie w szczęśliwy związek pełny szczeniaczków.
Wyobraźcie więc sobie teraz biednego wokalistę, który musiał siedzieć blisko Jungkooka, wdychać jego śliczny zapach, podziwiać z niewielkiej odległości jego przystojną twarz i to wszystko, kurwa, w święta. Czas cudów, słodkości i romantyzmu, gdzie Taehyung
nie chcąc, ale jednak niestety mimowolnie, wyobrażał sobie jakieś miłosne teksty
czy sytuacje, jakie mogłyby się teraz zdarzyć.
Przecież on wariował!
I żeby było gorzej, został na tym przyłapany.
- Tae, jeśli ten film cię nie interesuje, to mogę wyłączyć, ale proszę, przestań tak na mnie patrzeć. To trochę krępujące. - mruknął spokojnie Jeon, biorąc łyk herbaty, którą wcześniej sobie przygotował. Wyglądał zdecydowanie zbyt daddy w tym momencie. Jeszcze miał na sobie białą koszulę, co było okrutnym zamachem na biedne uczucia estetyczne Kima.
- Znaczy, nie... Znaczy... Ja... - Kim był w dupie i zdecydowanie nie wiedział, jak ma się z niej przetransportować gdzieś wyżej, chociażby do bezpiecznego jelita grubego. - Nie umiem się na nim skupić, tu jest jakoś tak duszno i ciepło.
- Tu jest tak jakoś duszno i ciepło, ale nie otworzę okna, tylko będę się gapił na Jungkooka, bo on to zrobi. Wy to mnie wykorzystujecie - zaśmiał się Kook, bo w sumie trochę się przyzwyczaił, że jego starsi przyjaciele lubili się nim czasem wysłużyć. Nie zawsze sobie pozwalał wchodzić na głowę, ale umówmy się, to był Tae. Dla niego brunet mógłby nawet gwiazdkę z nieba złapać, jakby trzeba było, albo znowu zacząć rapować w piosenkach. W sumie, to drugie to w ogóle mógłby zacząć tak po prostu robić.
- Nie, to nie tak... - mruknął zawstydzony Taehyung, bo miało to być wybrnięcie z głupiej sytuacji, a wyszło jak zwykle. Nie dość, że teraz Jeon go widzi jako sierotę, to jeszcze patafiana, który wysługuje się innymi jak księżniczka. Po prostu super.
- A jak? - Jeon otworzył lekko okno w salonie, po czym znów zasłonił zasłony, by światło nie wpadało do pomieszczenia i nie psuło atmo... Seansu.
-No, bo ja lubię,jak mi jest ciepło i duszno, o! I było mi przez to tak fajnie, że się nie skupiłem na filmie! - A nagrodę za najgorszą wymówkę świata otrzymuje pan Kim, spierdolina życiowa, dziękuje dobranoc.
Jungkook lekko zmarszczył swoje gęste brwi, analizując słowa przyjaciela, które nijak nie chciały mu się złożyć w coś, co ma jakikolwiek sens. Postanowił jednak nie drążyć tematu i zwalić po raz kolejny na to, że to on był głupi. Opcja bezpieczna i sprawdzona, mówię wam.
Wtedy jednak wpadł też na inny pomysł. Ryzykowny jak cholera, ale chyba jego frustracja przerosła dzisiaj wszystko.
Bo chyba warto wspomnieć, że tak jak Kim szalał za zespołowym maknae, tak ten maknae szalał za swoim blondwłosym hyungiem. Oczywiście, nie wiedział o cichym zauroczeniu mniejszego do swojej osoby, tak samo o swoim zakochaniu nikomu nie wspominał. Może był i męski, umięśniony i w sumie dorosły, jednak w sprawach sercowych często gęsto czuł się jak małe dziecko, pierwszy raz wypuszczone na podwórko bez opieki rodziców. W dodatku złożenie kilku prostych zdań na co dzień sprawiało mu trudność, co dopiero splecenie magicznego: „Hej Taehyung, kocham cię, bądź moim chłopakiem". No błagam.
Dzisiaj jednak Jeon oszalał. Tae od rana był stanowczo zbyt rozkoszny, ubrał się na obiad w bardzo, ale to BARDZO obcisłe spodnie oraz koszulę w kwiaty, w której wyglądał bosko. Perfekcyjne. Jak jebany posąg jakiegoś greckiego boga. Ale oczywiście, pieprzony ideał nie poprzestał na wyglądzie. Lepił się do Jungkooka cały czas, zabijał go zapachem swoich perfum, a teraz, śmiał się wpatrywać w jego oczy tak niesamowicie uroczo, że kurwa, granica przyzwoitości została przekroczona.
- Hm... Czyli skoro teraz otworzyłem okno, to będzie ci zimno, tak? -rzucił niby od niechcenia, idąc na około kanapy, po czym usiadł bardzo blisko boku Tae, przez co drugi dostał napadu przyjemnych dreszczy.
- Tak? Trochę? - burknął speszony blondynek, zagryzając swoją pełną wargę. Z jednej strony, dobrze, że Jungkook łyknął jego debilne tłumaczenie, ale z drugiej... Czemu drąży ten temat?!
- Och, to źle zrobiłem! Nie chciałem, żebyś był niezadowolony - powiedział z udawaną skruchą brunet, po chwili przybliżając się jeszcze bardziej. Pierw sięgnął po koc, który leżał tuż obok niego i przykrył ich obu, a potem jedną ręką, iście nieśmiało, niczym dziewica (którą, wbrew plotkom, jednak nie był), objął mniejszego ramieniem.
Kim, gdyby mógł, to już by umarł, ale jakoś tak jego serce wolało wręcz przyspieszyć, pompując więcej krwi, która prawdopodobnie postanowiła zamieszkać na stałe w jego policzkach. Od kiedy to, przepraszam bardzo, Junkook obejmuje go pierwszy?! Co tu się wydarzyło właśnie?! Teraz to dopiero mu się duszno zrobiło!
To nie tak, że nigdy się z Kookiem nie obejmował, robili to nawet często, zwłaszcza, gdy kamer nie było. Ale nigdy, przenigdy, Jeon nie wykazywał pierwszy inicjatywy. To zawsze Tae kleił się do niego niczym osierocone dziecko pierwszy raz widzące swojego tatusia... Nie ważne.
- Jungkok - jęknął speszony, powolutku odwracając głowę w stronę bruneta, co było jednak błędnym posunięciem. Ten mały ciul wpatrywał się w niego intensywnie, z delikatnym, zabójczym uśmiechem, jakby był jakimś idolem czy inną gwiazdą!
- Tak? Dalej ci nieprzyjemnie? - Jego głos brzmiał zaczepnie, a potem włożył drugą dłoń pod koc i położył ją na udzie przyjaciela, który tak w sumie, mógłby już przestać nim
być. - A teraz?
Jeon zwariował w momencie, gdy policzki Taehyunga zarumieniły się jeszcze mocniej, a ona sam zadrżał delikatnie. Wiedział, że jeśli źle to rozegra, to spierdoli wszystko i
zostanie znienawidzony, ale nie myślał o tym zbyt intensywnie. Wygrały niestety jego pierwotne instynkty, które zawsze starał się chować gdzieś głęboko w sobie. Natomiast teraz po prostu już nie potrafił i zamiast pomyśleć racjonalnie, nachylił się nad twarzą blondyna, szepcząc uwodzicielsko:
- Tae, czy teraz dobrze?
Taehyunga, jak kpop kocham, zalały siódme poty, gdy starał się rozgryźć, co tu się właściwie dzieje. Jak to, taki niedostępny, hetero Kookie go tu nagle przytula i maca. I mówi takim głębokim głosem?
-Znaczy się... Co ty robisz? - wydukał w końcu, na co brunetowi zaświeciła czerwona lampka przez co zaczął się powoli odsuwać, już mając minę „Ja? Absolutnie nic". I może by to zadziałało, gdyby nie to, że Tae poczuł delikatny ból w serduszku, przez co zebrało się w nim jednak troszkę odwagi, by powiedzieć coś prosto z tego obecnie zranionego mięśnia. - Czemu się odsuwasz?
- Hyh? - A trzeba było siedzieć grzecznie... Czemu brunet zawsze wpadał na głupie pomysły?
- Czemu zawsze się odsuwasz... Wszystko jest dobrze, ale jak cię dotknę, to robisz się niemiły. To zawsze ja cię przytulam, ty mnie nigdy. To zawsze ja cię budzę, ja piszę pierwszy... A kiedy w końcu ty się zebrałeś i mnie przytuliłeś... To już się odsuwasz? Jak to jest? Czy ja śmierdzę, jestem jakiś odpychający, brzydki, głupi? - Tae nie mógł już się powstrzymać i pierwsze, malutkie łezki popłynęły po jego policzku. To było okropne, tak pęknąć, tak się upokorzyć, ale po prostu nie potrafił inaczej.
- Tae, słońce, nie, nie, nie jesteś!
Jungkook absolutnie spanikował, łapiąc twarz swojego przyjaciela w obie dłonie, zmuszając go tym do kontaktu wzrokowego. No i co on miał teraz zrobić?
Może powiedzieć prawdę? Raz się żyje, ewentualnie go wypierdolą z wytwórni, życia i wszystko zjebie. Nie pierwszy, nie ostatni raz, jakby się nad tym dłużej zastanowić.
- Tae... Ja się krępuję. Gdy mnie dotykasz, to jest jak... Nie jestem w tym dobry, boże - jęknął zażenowany samym sobą, ponownie na niego spoglądając - Ty po prostu jesteś... Jesteś nooo....
- No jaki kurwa?!
- Piękny kurwa! -wrzasnął Jeon, a zaraz potem się zreflektował, bo do cholery, miało być romantycznie, a nie patologiczne. - No cudowny. Idealny. Rany, Tae! Ja cię uwielbiam, ubóstwiam, nawet może trochę kocham, tylko bez „może" i „trochę".
- Och... - Taehyunga zatkało. Spodziewał się wielu rzeczy. Na przykład Kook mógł go skrycie nienawidzić, albo naprawdę jego perfumy nie musiały należeć do ulubionych bruneta, no ale żeby wyznawać mu uczucia, które on sam krył?! Jakiś głupi czy co? - Jungkook, ja...
- No dawaj tę litanię wyzwisk, możesz zacząć od „ty pieprzony".
- Ty pieprzony debilu, czemu mówisz mi to dopiero teraz?
Na te słowa Jeon już po raz drugi w ciągu godziny zmarszczył brwi, bo kolejny raz nie łapał.
- Ty...Piep...Co? - Chłopak przełknął ślinę, na co tamten uśmiechnął się tylko szerzej.
- Jesteś głupszy niż myślałem. Naprawdę, czasem twój brak mózgu mnie przeraża - westchnął blondyn teatralnie, ocierając pojedynczą łezkę ze swojego policzka.
- Yyy...
- Nie ma „yyy" tylko zrób coś z tym uczuciem teraz - warknął Tae, bo jego smutek zawsze szybko przeradzał się w złość, a error mózgowy Kooka w tak romantycznej chwili był naprawdę nie na miejscu.
- Co mam zrobić? - Spanikował większy, bo nie dość, że nie rozumiał, nie ogarniał, to jeszcze na niego krzyczano!
- Pocałuj mnie! Po prostu mnie pocałuj.
No i Jungkook w końcu załapał. Uśmiechnął się nieśmiało, po czym złapał delikatnie podbródek lekko już rozjuszonego Taesia i z należytą czcią złączył ich wargi w słodkim pocałunku. Nie trwał on długo,nie był zbyt intensywny, ale umówmy się. Każdy z nich pierwszy raz całował chłopaka, w dodatku kolegę z zespołu i było w nich i tak już tyle emocji, że cud, iż ich wargi dały radę razem współpracować, a nie tylko drżeć jak nogi Namjoona przy pierwszym treningu do 'Dope'.
-- Teraz ci przyjemnie? - zapytał speszony Jeon, ale jednocześnie niezmiernie zadowolony. W końcu miał go dla siebie i w takiej formie, o jakiej marzył. Jednak święta to czas cudów, cholercia.
- Yhym... Chce jeszcze - mruknął nieśmiało blondynek, a zaraz potem znów pocałował Kooka, tym razem zdecydowanie mocniej i z większym zaangażowaniem. Jungkook tylko poczuł kolejną salwę motylków w brzuchu i lekko potarł rozgrzany policzek chłopaczka swoim kciukiem. Taki śliczny, taki jego... I już kufa nigdy nie odda. Nie ma takiej opcji. A jak Jimin spróbuje dotknąć, to zamknie go w szafie. - Jejciu, Kookie.
- Ehe, mam to samo, oszaleję - jęknął i w końcu się odważył. Na początku lekko zagryzł wargę Kima, by ten szerzej otworzył usta, a potem subtelnie trącił jego język swoim. Na początku ten rodzaj całowania wychodził im naprawdę dziwnie i iście niezdarnie, ale już po paru minutkach ćwiczeń byli w tym lepsi i bardziej rozluźnieni. Tae coraz to bardziej wchodził i przyklejał się ciałem do tego Jeona, za to brunet pozwolił sobie położyć dłonie wygodnie na biodrach Taehyunga, wodząc nimi w dół i w górę. Niesamowitość sytuacji po prostu wywalała im poza nawias uczuciowy, jeden chciał drugiego ponad miarę, bo nareszcie mógł chcieć. I wszystko było miło, atmosfera stawała się coraz gorętsza i bardziej namiętna, kiedy tu nagle...
DUP!
Przewrócił się Jimin i wypadł za framugi drzwi, a zaraz za nim padł Hoseok i Yoongi, niczym źle ułożone worki ziemniaków w warzywniaku.
Na chwilkę zapadła dość niezręczna cisza, którą tym razem przerwał uroczy Taehyung.
- Czy wy nas kurwa podglądaliście?! To było ukartowane?! Wy małe szmaty, ja was zaraz... -I naprawdę mało brakowało, żeby blondynek wstał i ich wszystkich pozabijał swoim trującym
jadem, gdyby nie silne dłonie Jungkooka które go przytrzymały oraz postać lidera oraz Jina, którzy również pojawili się znikąd, tyle że na równych nogach.
- Chłopcy, nie macie co robić, tylko młodszych podglądać? Marsz mi do pokojów i nie chce was do rana widzieć gdziekolwiek indziej - warknął poważnie Namjoon, na co cała trójka
zbrodniarzy praktycznie bez dyskusji wstała i ruszyła do wskazanych wcześniej
pomieszczeń.
Po chwili nie było już po nich śladu i jedyne co było słychać, to jakby krzyk Yoongiego, który brzmiał w stylu „Jimin, zabije cię, za spaszczenie tej akcji". Ale to mogło być coś innego, nikt nie wnikał.
Jin lekko odchrząknął i uśmiechnął się do zakochanej parki, po czym powolutku zaczął się wycofywać z salonu, ciągnąc Namjoona za dłoń. To nie tak, że zatrzymali się za framugą, by
dalej podglądać chłopców. Przecież byli dojrzali, nie zrobiliby czegoś takiego.Nigdy.
- Czy oni wszyscy...Nas...Jungkook? - zajęczał Kim, który próbował pojąć co się właśnie stało. Niestety, jego mózg został zatrzymany w wyścigu neuronów, gdyż Jeon mocno przyszpilił go do kanapy, przewracając go i kładąc się na jego kruchym ciałku.
- Jutro się nad tym zastanowimy, okej? Teraz wolę zająć się tobą - wyszeptał, przygryzając
płatek wrażliwego uszka blondynka, na co tamten zadrżał.
- O tak, zajmij się mną.
- Wypieszczę cię, kochanie- I tak jak powiedział, tak zaczął robić. Pocałował swojego uroczego aniołka najbardziej męsko i samczo jak tylko potrafił, by pokazać, jak bardzo go pożąda i, o zgrozo, jak długo musiał to ukrywać! Trącał ten kochany języczek swoim, zagryzał pełne wargi blondynka, ciągnąc je w swoją stronę, zachowywał się tak, jakby chciał go kurwa zjeść!
Obiad z Tae? Brzmi smacznie!
Kim nie chciał pozostać bierny w pieszczotach i idąc za tropem swojej zbereźnej wyobraźni, postanowił opleść Jeona swoimi nogami w pasie. I może nawet by się udało, gdyby nie to, że chłopcy zapomnieli, iż kanapa do najbardziej szerokich nie należała i w momencie podniesienia prawego uda przez Kima, oboje z niej spadli i to dość z dużym hukiem.
Gdyby byli 30 letnim małżeństwem, to pewnie by się teraz pozabijali i postraszyli rozwodem, ale hej! Byli świeżo upieczoną parą, przeżyli, nikt nic nie złamał, w dodatku księżniczka Jeona spadła na niego, przez co nie odczuła żadnego bólu, więc wszystko było w porządku.
Mężczyźni podsumowali wypadek gromkim śmiechem, a blondyn stwierdził, że w sumie ta pozycja jest jeszcze lepsza, bo kurcze, leżenie na swoim nowym chłopaku okrakiem było zdecydowanie zbyt dobre.
- Jeszcze nie zaczęliśmy, a ty już wiesz, że podłoga jest fajniejsza od kanapy? - zachichotał Jungkook, po czym delikatnie cmoknął swojego aniołka w nosek, na co tamten śmiesznie go zmarszczył.
- No ale pomyśl! Taki ładny, puchaty, biały dywan jest lepszy od ciasnej, ograniczającej kanapy! - powiedział zadowolony z swojego geniuszu Kim i lekko polizał szyję bruneta, niczym rasowy kotek swojego pana.
- Ty to zawsze znajdziesz wytłumaczenie, gwiazdeczko.
- Wazeliniarz - miauknął Tae, zagryzając swoją pełną wargę, bo choć słowa Jeona w normalnych okolicznościach wydawałyby mu się nieco zbyt urocze, tak teraz wchodziły i to porządnie. Jak on zaraz. Huehue.
- Owszem, jeśli to znaczy, że zaraz mam jej użyć w odpowiednim miejscu.
- Jungkook!
***
To co się potem działo, nie nadaje się na świątecznego shota, więc pominiemy.
Mogę wam tylko zdradzić, że chłopcy byli naprawdę szczęśliwi. W dodatku, ich szczęście tylko rosło, gdy na przykład rano obudzili się w swoich ramionach, bądź w momencie, kiedy jedli razem śniadanie z innymi członkami zespołu, którzy zgodnie uznali, że będą wspierać ich związek. No, może oprócz Jimina, który nie tyle co ich nie wspierał, ale nie wygłosił tego na głos, gdyż pół jego twarzy było jakieś takie spuchnięte i lekko czerwone. Może go coś ugryzło? Kij wie.
- Dobra chłopaki, było miło, ale czas do pracy. Ubieramy buty i marsz do auta - nakazał lider, ocierając sobie usta chusteczką i bacznie przyglądając się swojej gromadce przyszywanych dzieci.
- Nie ma mowy. My z Jungkookiem do auta, a wy na przystanek autobusowy! - powiedział wesoło Tae, splatając dłoń z tą bruneta, na co Kook lekko się zarumienił. Niby to on był ten dominujący, ale... Ale cicho!
- Czemu? - Zmarszczył brwi Yoongi, bo kurde, no teraz to nie zrozumiał.
- Za wczorajsze szpiegostwo. Nie wiecie, że tak nie ładnie? Za karę pojedziecie sobie autobusem.
- To jest nie fair! - warknął Hoseok, wydymając swoją dolną wargę.
- Życie pisze różne scenariusze. Lepiej się spieszcie, bo zaraz wam odjeżdża. A ty kochanie, chodź już - mruknął elegancko Tae, zostawiając wszystkich w niesamowitym kontraście z jego postanowieniem. No oprócz Jeona, który dumnie i z wypiętą piersią za nim pomaszerował.
Wesołych świąt!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro