2
Elif:
Szłam wściekła przed siebie do kolejnej sali wykładowczej. Wkurzył mnie ten kretyn. Co on sobie myśli, że jak jest dziekanem to można mu wszystko? Co za dno ludzkie nie no tak się wściekłam, że wyszłam z tej budy. Wsiadłam w samochód i odjechałam. Postanowiłam przeczekać lekcje w jednej z pobliskich restauracji.
- Cześć - przywitałam się z zaprzyjaźnionym kelnerem.
- Znowu zły dzień? Nie na uczelni? - zapytał śmiejąc się.
- Nawet nie pytaj.
- Podać to co zawsze? Lecz nie bo widząc twój samochód szkoda żebyś go zniszczyła jadąc pod wpływem. Chyba że dasz się odwieść - puścił mi oczko.
- Nie pozwalaj sobie to co zawsze i podwójne - kiwnął głową na znak że rozumie i odszedł.
Zatopiłam wzrok za oknem lubiłam obserwować ludzi. Oni ciągle się gdzieś spieszą. Nie rozumiem? Czy nie można zwolnić? Zatrzymać się i odetchnąć ? To jest właśnie dorosłe życie ? Rodzina? Praca? I ciągły pośpiech? To ja wolę jednak być sama.. z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk stawianego przede mną trunku. Tequila tak to jest to tuż przed południem smakuje najlepiej. Nie oczekiwanie ktoś się dosiadł odwróciłam się i odsunęłam się nieco. Patrząc zdziwiona na kelnera z którym kilka minut temu rozmawiałam.
- Zakończyłem pracę - mówi i pokazuje coś do kolegi.
Który po chwili przynosi mu to samo co mnie.
- Pozwoliłam ci się dosiąść? Bo jakoś mi się nie wydaje. Nie lubię bezczelności. A ty właśnie to pokazałeś - mówię krzywiąc się.
- Daj spokój.
- Myślisz, że jak kilka razy pogadaliśmy to już jesteś kimś ważnym?
- Nie bądź nie grzeczna.
- Nie no kurwa a ty jesteś ? Przysiadłeś się bez pozwolenia i mnie męczysz !
Moje zdenerwowanie właśnie doszło do skraju którego nawet ja nie rozumem. Będzie się działo.
- Weź się ogarnij już idę - wstał z miejsca - Idiotka - pokiwał na mnie głową.
- Nie kurwa nie będziesz mnie obrażać ! - wstałam chwytając butelkę jednego faceta i uderzyłam kelnera w głowę.
Ten upadł a ja puściłam szkło i zaczęłam uciekać lecz przy samochodzie ogarnęłam, że moja torba została w środku. A z tamtąd wychodziło właśnie kilka osób i pokazywali w moją stronę. Więc ruszyłam w nogi ile sił. W pewnym momencie zaczęła robić się mgła. Spowodowana parowaniem ziemi przed deszcz rano a teraz dopiekło i tego efekt. Czułam się jak w dobrym kryminale. Najpierw zrobiłam zadymę a teraz uciekłam. Zaśmiałam się i pokręciłam sama na siebie głową. W pewnym momencie wpadłam na kogoś.
- Mam cię ! - krzyknął to był on otworzyłam szeroko oczy jak to?
Przecież dopiero dostał w lep butelką.
- Jakim chujem? - zapytałam bardziej siebie niż jego.
Ruszyłam spowrotem lecz tam też już stało kilka mężczyzn.
- Teraz już nie masz gdzie uciec i jak się czujesz cwaniaro!!
- Tam! - pokazałam palcem.
W chwili ich nieuwagi uciekam wciąż biegnąc przed siebie. Zdyszana nie miałam już siły powoli biec.
- Stój!
Potknęłam się i upadłam szybko się pozbierałam lecz ktoś złapał mnie za kaptur. Szybko rozpięłam bluzę uwalniając się z niej. Biegłam dalej przed siebie lecz zauważyłam postać idącą w moją stronę. Przerażona nie miałam już drogi ucieczki. To już mam przejebane. Ale gdy stanął przede mną sam Kuzey Bozbey nawet się ucieszyłam.
- Co ty tu robisz ? - zapytał.
- Pomóż mi - schowałam się za nim.
Mężczyźni podeszli bliżej patrząc to na mnie to na Kuzey'a.
- Co narobiłaś ! Mów szybko - odwrócił się w moją stronę łapiac za ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro