14.Gerard
Frank długo się nie odzywał. Dopiero w dzień świąt Bożego narodzenia, napisał mi krótkie życzenia. Miałem dość tej ciszy, była męcząca.
Z Lindsey też mi się nie układało. Prawie w ogóle się nie widywaliśmy, mało rozmawialiśmy. Przeniosła się do innej grupy na spotkaniach. Nie byliśmy razem co prawda, ale było mi przykro.
Gerard: Błagam, porozmawiaj w końcu ze mną.
Frank: Nie wiem czy to dobry pomysł.
Gerard: Proszę cię. Przyjadę do ciebie, dobrze?
Nie odpisał już nic, dlatego uznałem to za tak. Wziąłem mały pakunek, który miałem dla Franka i pojechałem do niego. Na miejscu przed wejściem odpaliłem papierosa, a po chwili przed drzwi wyszedł Frank. Ubrany był w czarne spodnie, czerwony sweter i czarną kurtkę. Odpalił papierosa i przez chwile siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Po wejściu do środka, do moich nozdrzy dotarł zapach pierników.
—Robiłeś pierniki?
—Mama zrobiła.
—Kto przyszedł, Frank? — Kobieta wyjrzała zza rogu.
—Gerard, mój przyjaciel.
—Chodź, usiądź. Za chwile będzie obiad. — Uśmiechnęła się i zaprosiła nas do kuchni.
—Kiedy tata przyjedzie? — Zapytał Frank, a jego mama stanęła w miejscu i trochę posmutniała.
—Obawiam się, że tata nie da rady przyjechać.
—Dlaczego?
—Ma dyżur świąteczny.
—Czyli to co zwykle. Nigdy go nie ma.
—Frank, nie mów tak.
—Ale to prawda! Ma nas gdzieś.
Frank wstał i poszedł do swojego pokoju. Spojrzałem na kobietę, a ona jeszcze bardziej posmutniała. Powiedziałem, że pójdę do niego i wyszedłem z kuchni.
Frank siedział na parapecie i palił papierosa, wystawiając nogi za okno. Stanąłem obok niego i wyjąłem jedną fajke z paczki. Wypełnialiśmy nasze płuca nikotyną, w ciszy. Nie była to niezręczna cisza, bardziej taka spokojna.
—Jak tam z Lindsey?
—Chyba nie wypaliło.
Frank delikatnie się rozchmurzył i spojrzał na mnie z góry. Z tej perspektywy wyglądał przecudownie. Duże, miodowe oczy, usta, które zdobił kolczyk i kilka tatuaży na szyi. Najbardziej chyba podobał mi się napis „Let Love In". Przejechałem po nim palcem i z przyjemnością poczułem, że jego skóra jest gładka. Usłyszałem też jak Frank wstrzymał powietrze na dłużą chwile. Przesunąłem ręką w lewą stronę dotykając dalej jego tatuaży i jego gładkiej skóry. Wyczułem jego tętno, które było przerażająco szybkie.
—Szybko ci serce bije. — Dotknąłem jego policzka i przejechałem po nim kciukiem. Frank mimowolnie przycisnął swoją twarz do mojej dłoni i przymknął oczy.
—Lubię jak ktoś dotyka mnie po szyi. — Powiedział prawie szeptem.
Patrzyłem mu długo w oczy, aż jego mama zawołała nas na obiad. Na policzki Franka wskoczył rumieniec, a ja się zaśmiałem. Złapałem go za rękę i poszliśmy do kuchni.
*******
Zbliżał się sylwester. Frank i ja postanowiliśmy spędzić go w swoim towarzystwie. Ogólnie ostatnio cały czas widywaliśmy się często. Raz u mnie, raz u niego. Tego dnia zaplanowaliśmy nockę u niego. Przyniosłem napoje, ciastka i ciuchy na przebranie. Będąc pewnym, że zabrałem wszystko, wyszedłem z mieszkania i pojechałem do jego domu. Przed wejściem zobaczyłem Franka jak odbiera pizzę, pomachałem mu i poszedłem w jego stronę.
—Cześć Brendon. — Powiedziałem — Nie wiedziałem, że pizzę rozwozisz.
—Trzeba sobie jakoś dorobić. — Zaśmiał się. Pogadaliśmy jeszcze chwile i rozeszliśmy się w swoje strony. Usiadłem z Frankiem w kuchni i zaczęliśmy zajadać się pizzą, rozmawiając o pierdołach.
Lubiłem siedzieć z Frankiem, ostatnio nasza relacja mocno się zacieśniła, możnaby powiedzieć, że weszła na wyższy poziom. Byliśmy ze sobą w trudnych i dobrych chwilach, wspieraliśmy się wzajemnie i nie obchodziło nas to, co nas dzieliło. Ja byłem jego nauczycielem - on był moim uczniem. Dzieliło nas zaledwie pięć lat różnicy.
Po godzinie siedemnastej Frank wziął laptopa i podłączył go do telewizora. Włączył stronę do oglądania filmów i puścił film o nazwie „Mechaniczna Pomarańcza" z roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego drugiego. Nazwa filmu totalnie nie pasowała do fabuły, ale film był niezły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro