Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.Recykling - Nie sądzę, żeby powiedział ci nie...

Kochani Wracam do życia i na Wattpad!!! ;)

Ktoś się cieszy?

***

Stiles powinien pamiętać o tym, że Derek Hale jak nikt inny potrafi komplikować mu życie. Nie chodzi nawet o rozmowę, bo ta w jakiś sposób naprawdę pomogła mu zamknąć tamten niezbyt przyjemny rozdział. Problem w tym, że Jackson się na niego najwidoczniej obraził, nie odbiera ani nie odpisuje. Stiles ma ochotę pieprznąć telefonem o ścianę.

Kilka minut po tym, jak wyjaśnili sobie z Derekiem wszystko co było do wyjaśnienia, wraca Cora i patrzy na nich wyczekująco.

— Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. — oznajmia Stiles, cofając się o krok.  Wie, że to błąd już sekundę później, bo Cora patrzy na niego z tym charakterystycznym błyskiem w oczach. Teraz tak bardzo przypomina Petera, że to aż przerażające. — Przestań się we mnie wgapiać.

— Wiem, że to nie moja sprawa i obaj jesteście dorośli... ale wy tak na serio? Byłam pewna, że Whittemore mnie wkręca.

Stilinski przez chwilę zastanawia się jak to rozegrać. Dziewczyna nie jest głupia i jeśli w nieskończoność będą odmawiać odpowiedzi, to dojdzie do odpowiednich wniosków. Mógłby zaprzeczyć, gdyby nie miał do czynienia z cholernym wilkołakiem, który słyszy bicie serca i od razu wyłapie każdy fałsz. Jest też trzecia opcja: może po prostu powiedzieć prawdę.

— Tak. Coś, kiedyś było między nami... — przyznaje, a Cora wpatruje się w niego z niedowierzaniem — Nie jesteś pięciolatką, ani zakonnicą. Zdajesz sobie sprawę, że ludzie ze sobą sypiają czasami nawet próbują zbudować na tym coś więcej, ale to nie zawsze się udaje.

— Ale to przeszłość? Teraz wy nic... no wiecie?

— Nie! — odpowiada lekko oburzony. Chociaż może nie powinien, bo przecież okłamywali z Derekiem wszystkich dookoła przez naprawdę długi czas. Cora ma prawo do podejrzliwości... co do rodzaju ich relacji. Dziewczyna przez chwilę przygląda mu się uważnie, aż w końcu kiwa głową i uśmiecha się krzywo. Czyli wszystko między nimi okay.

— To może lepiej żeby któryś upewnił się, że dotarło to do Jacksona, bo wyglądał na nieźle wkurzonego.

— Wiem — wzdycha Stilinski — Pojechał do siebie? — Cora tylko wzrusza ramionami. — Okay, nie ważne... sam sprawdzę.

— Stiles... na pewno nie chcesz żebym była gdzieś w pobliżu? — pytając, dziewczyna wygląda na nieco zakłopotaną — Wiesz tak dla pewności... przypominam, że macie z Jacksonem długą historię znajomości. Nawet jeśli ostatnio dogadujecie się lepiej, to powinieneś pamiętać, że on jest przemienionym wilkołakiem, a teraz jest na ciebie wściekły.

— Dzięki Cora, ale nie trzeba — mówi i uśmiecha się ciepło, bo taka przyjacielska troska zawsze jest przez niego doceniana —Jackson nie zrobi mi krzywdy.

— Jesteś pewny? — wtrąca Derek i Stiles przez chwilę jest zaskoczony, że on nadal jest w jego domu. Spodziewał się, że Hale ulotni się jak tylko upewni się, że wszystko sobie wyjaśnili. I nie może pozbyć się nagłego wrażenia, że to pytanie ma też jakieś drugie dno.

— Tak, jestem.


***

Jeszcze przed obiadem żegna oboje Hale'ów. To pewna ulga, że Cora zdecydowała się jednak jechać z bratem. Nie żeby miał coś przeciwko samej dziewczynie, ale wrócił tylko na kilka dni i chciałby poświęcić kilka chwil swojemu staruszkowi. Teraz dodatkowo musi wymyślić jak poradzić sobie z obrażonym Whitemorem. Nie wie jak ludzie to robią - sprawiają, że ich związki działają. Przecież wszyscy się kłócą, o pierdoły i o te naprawdę ważne sprawy. On tak na dobrą sprawę nigdy nie był w żadnym i wracają do niego stare wątpliwości, co do tego czy w ogóle nadaje się do tego typu relacji...

Zanim zdąża wymyślić coś sensownego, jego ojciec wraca z posterunku. Nie spodziewa się miażdżącego żebra uścisku, ale wygląda na to, że nie tylko on tęsknił. Zaczyna odczuwać znajome wyrzuty sumienia, bo może nie powinien go zostawiać...

— Znam tą minę, synu — mówi z pobłażliwym uśmiechem. — Wszystko u mnie w porządku i ani się waż myśleć o powrocie! — dodaje.

— Chcesz żeby dzielił nas ocean, bo wtedy nie mam jak pilnować twojej diety. — prycha, patrząc wymownie w stronę lodówki, która świeci pustkami. — Nie zdążyłem zrobić zakupów... miałem małe komplikacje po powrocie.

— Czy te komplikacje mają coś wspólnego z tym, że Whittemore dostał dzisiaj trzy mandaty?

— Um, może?

— Stiles... wiesz, że nie przepadałem za tym chłopakiem — szeryf siada na jednym z kuchennych krzeseł i gestem pokazuje mu aby zrobił to samo. — To co wyprawialiście w szkole... do tej pory gabinet dyrektora to mój najczęstszy koszmar. Teraz jak o tym pomyśle to wydaję mi się komiczne, ale wtedy takie nie było... Jednak ostatnio rozmawiałem parę razy z matką Jacksona i wiesz co mi powiedziała? — Stiles kręci przecząco głową, bo zna tą kobietę jedynie z widzenia i opowieści Jacksona. — Powiedziała, że Jackson był bardzo zamknięty w sobie i przez pierwsze miesiące po adopcji prawie wcale się nie odzywał. Do czasu aż spotkał w przedszkolu chłopca, który usiadł obok niego w ławce i bez przerwy paplał.

— Przypominam, że kazał mi być cicho i zniszczył mój rysunek.

— Taaak, a ty rozbiłeś mu nos piórnikiem

— Cóż... nasze początki zawierają dużą dawkę przemocy, jak na pięciolatków...

— A jak to wygląda teraz? — pyta John i Stiles ma ochotę schować się pod stołem. Wie, że to dziecinne, ale nie może pozbyć się wrażenia, że ojciec dostrzeże wszystko, nawet to co Stiles wolałby zostawić dla siebie. — Może i jestem stary, ale nie głupi.

— To skomplikowane. Przyjaźnimy się, a przynajmniej tak było do dzisiejszego poranka... wydaje mi się, że go uraziłem i to cholernie mocno.

— Czy wy...?

— Nie — piszczy Stiles, bo nie spodziewał się, że ojciec będzie chciał wiedzieć takie rzeczy. — Zanim wyjechałem na studia, można powiedzieć, że się z kimś spotykałem i ten ktoś nie był wobec mnie fair. — Stara się mówić na tyle ogólnikowo żeby staruszek nie połapał się, że chodzi o Dereka. To nikomu nie przyniosłoby niczego dobrego — Przyjęli mnie na Oxford. Spakowałem się i zniknąłem z Beacon Hills, zostawiając to w cholerę. Byłem zbyt wściekły i zraniony żeby wyjaśnić to wcześniej, a dzisiaj on tak po prostu pojawił się przed naszymi drzwiami i poprosił o rozmowę... Jackson nie był zadowolony, że się zgodziłem.

— Domyślam się, że mówisz mi niezbędne minimum.

— Tato!

— Dobra już dobra, nie będę drążył — obiecuje John — Sprawa wygląda tak: jeśli zależy ci na Jacksonie to mu to powiedz.  Nie sądzę, żeby powiedział ci nie, skoro ugania się za tobą od przedszkola.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro