Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Duchowny

Wybiła ósma, Dawid i Ethan przeszli już kawał drogi, idąc po równinie co jakiś czas widzieli w oddali mniejsze lub większe domy, nic jednak nie zdawało się nadawać na bezpieczne schronienie, prawie w każdym budynku dało się dotrzeć powybijane okna lub doszczętnie zniszczone drzwi. Ethan patrzał na ten widok posępnie. Każdy dom zamieszkały kiedyś przez rodziny stał teraz pusty, był to smutny obraz tego jak szybko opustoszały miasta i wioski. Chłopak przeniósł wzrok na mężczyznę idącego obok. Dawid od paru minut wpatrywał się w mapę milcząc, zwalniał co chwile po czym znowu ruszał zmieniając kierunek, brunet starał się nadążyć.
-I co, Wiesz gdzie jesteśmy?- Zapytał w końcu zerkając na kompana, ten pokiwał wolno głową po czym rozejrzał się wokół wypatrując czegoś.
-Mniej więcej... wychodzi na to, że niedaleko powinna być strefa, można sprawdzić czy coś tam zostało- Ethanowi nie spodobała się ta propozycja jednak musiał przyznać,  że prowiantu nie starczy in na zbyt długo. Ponadto większość stref jakie spotkali były już dawno opuszczone.
Na samym początku państwo ustawiło miejsca oddalone od gniazd zarazy i ustanowili tam bezpieczne strefy które w teorii miały chronić zdrowych obywateli, autobusy po brzegi załadowane ludźmi jeździły tam zabierając pasażerów na pewną śmierć. Żadna ze stref nie przetrwała próby czasu, miały uniemożliwiać przemienionym wejście, i rzeczywiście tak się stało, chorzy nie mieli się możliwości tam dostać, jednak zawiedli ludzie którzy do stref  potajemnie transportowali zarażonych członków rodziny, w ten sposób nowe ogniska wybuchały w strefach a te zmieniały się jedna pod drugiej w grobowce pełne ciał. Zarażeni jednak nie zostawali tam na zbyt długo, każde z miejsc które zostawało strefą miało mnóstwo zabezpieczonych okien co sprawiło, że przemienieni szybko je opuszczali. Tonatomiast skutkowało tym, że opuszczone strefy stawały się skrzynią pełną skarbów pełną przydatnych przedmiotów. Obaj ruszyli w kierunku jednego z takich miejsc, które nie okazało się wcale tak blisko, musieli przejść dwie godziny drogi by w końcu na horyzoncie zobaczyć miasteczko, pokrywało się to z mapą więc byli pewni że to właśnie tam znajdą strefę, ich zaskoczenie nie było małe gdy zamiast pojedynczego zabezpieczonego budynku zobaczyli całe miasteczko okrążone kolczastą siatką, przy której stały wyłączone lampy. Ogrodzenie miało wiele wyszarpanych szczelin, na niektórych zaostrzonych krawędziach siatki znajdowały się niedawno pozostawione ślady krwi. Ethan zwątpił widząc świeże podkopy pod siatką spojrzał na towarzysza jednak ten pewnie ruszył w stronę jednej ze szczelin, przerzucił przez nią plecak po czym sam przeszedł na drugą stronę.

-Ethan nie ma co zwlekać czas nas goni- Chłopak kiwną głową dalej niezbyt pewien ten decyzji po czym sam przeszedł przez ogrodzenie stając na chodniku który zaczynał się od razu za siatką,  brunet rozejrzał się, miasteczko było zadbane, wyglądało tak jakby mieszkańcy wciąż tu byli ,jednak idąc dalej w stronę rynku wszelkie jego nadzieje na żywych ludzi zniknęły, rynek który był po prostu gołym wybrukowanym placem był pełen ciał, leżały często jedne na drugich rozszarpane, w powietrzu unosił się okropny smród rozkładu i śmierci, Dawid miną cmentarzysko idąc w stronę kościoła, nie raz już spotykał takie widoki, nie widział potrzeby większego analizowania tego co się tam stało, postanowił po prostu przejść do budynku znajdującego się w centrum -Czemu akurat tam- Zapytał Ethan podbiegając kawałek by go zdogonić. Zapasy mogły być schowane gdziekolwiek jednak mężczyzna o kruczo czarnych włosach wzruszył jedynie ramionami tak jakby odpowiedz była oczywista  -Gdy przychodzi kryzys ludzie uciekają do Boga- Solidne drewniane drzwi świątyni otworzyły się powoli popychane przez obu mężczyzn, jednak żaden z nich nie spodziewał się wymierzonego strzału w ich stronę który został wymierzony ze środka budynku. Obaj stanęli jak wryci kierując swój wzrok na mężczyznę ubranego w sutannę, stał on parę metrów od nich celując w nich z broni myśliwskiej. Widząc jednak postawę mężczyzn opuścił nieco broń. -Zamknijcie drzwi- Po tych słowach przerzucił broń na plecy, Dawid widząc to rozluźnił chwyt którym do tej pory obejmował broń. Ethan zgodnie z poleceniem zamknął  drzwi które z ciężko uderzyły odcinając ich od reszty miasteczka.

-Myślałem że nie spotkam już nikogo żywego- Obcy był starszym mężczyzną którego twarzy wykazywała wycieńczenie, jednak jego oczy mimo upływu zapewne długiego czasu spędzonego w samotności wciąż wykazywały życzliwość. Dawid obserwował go z odległości nie pałając do niego zbytnim zaufaniem. Ksiądz to zauważył jednak nie powiedział nic w pełni rozumiejąc jego zachowanie. -Musicie być głodni. w skrzyniach przy spowiednicy znajdziecie puszki i wodę, częstujcie się- Dopiero po tym co powiedział obcy Ethan zauważył masę położonych jedną na drugą skrzyń oznaczonych nieznanym mu logiem. Gdy on poszedł po coś do jedzenia Dawid wciąż obserwował właściciela budynku, nawet na chwile nie spuszczał z niego oka tylko po to by nie dać się zaskoczyć, jak polujący drapieżnik analizował i wychwycał każdy najmniejszy ruch duchownego -Jak potwory się tu dostały, widziałem, że w mieście jest sporo lamp uv, myślałem, że działają na potwory jak zwykłe słońce- Powiedział to podchodząc trochę bliżej do duchownego, ten złączył dłonie razem kręcąc delikatnie głową tak jakby odrzucał od siebie pewną myśl. -Potwory, owszem to były potwory ale nie myślimy o tym samym, za tym co tu się stało stoją ludzie- Ksiądz usiadł na jednej z ławek prostując sutannę na kolanach, w tym samym momencie dołączył do nich Ethan podając Dawidowi puszkę.  Obaj mężczyźni stali w ciszy, ten pokazał gestem by usiedli, wiedząc że są tylko gośćmi postanowili nie stawiać oporu wobec życzliwszych gestów.

-To co się tu stało nie jest aż tak skomplikowane, w sumie nawet nie wiem czy to będzie dla was coś nowego - Tu urwał na chwile zwieszając wzrok w obawie ,że ich uraził ci jedna siedzieli w ciszy, postanowił kontynuować  przerwał mu jednak trzepot skrzydeł, nad ich głowami przeleciało parę gołębi które porobiły gniazda na filarach oraz belkach pod sufitem, ptaki dostały się do świątyni przez niewielki otwór w wybitej szybie, jednak tylko niewielkie ptactwo było w stanie się tamtędy dostać reszta okna była zabita deskami. Gołębie co chwile gruchały obserwując nowo przybyłych, po chwili jednak straciły zainteresowanie siadając w gniazdach lub wylatując w poszukiwaniu pokarmu, mężczyzna przemówił powoli-Nasza strefa nie miała problemów z odpieraniem intruzów, z czasem potwory przestały w ogóle przychodzić, tak jakby wiedziały, że to miejsce jest dla nich nie do zdobycia. Wszyscy się uspokoili, nawet nie wiecie jak się cieszyliśmy gdy nocami nie było słychać tych zniekształconych głosów i krzyków dochodzących z okolic siatki- Tu przerwał spoglądając na ptaki które przeleciały nad ołtarzem. -Przestaliśmy pilnować ogrodzenia, miało to trwać tylko dwa dni by strażnicy nabrali sił po wielu nieprzespanych nocach, przed zmrokiem wraz z paroma osobami sprawdziliśmy lampy uv które powstrzymywały bestie przed wejściem na ten teren, każda z nich działała- Powiedział to z złością w głosie - Jednak gdy zapadła noc żadna lampa się nie odpaliła zanim cokolwiek zdołaliśmy zrobić potwory wyszły z lasu i szybko dostały się do miasteczka, starałem się zabrać jak najwięcej ludzi do kościoła jednak- Tu znów przerwał potrząsając głową -Jak widzicie tylko mi udało się tu dostać- Tu skończył jednak Dawid pokręcił głową nie rozumiejąc tego -Mówiłeś ,że to ludzie, teraz mówisz ,że potwory- Duchowny wstał i podszedł do niego -Pomyśl chłopcze, ktoś musiał wyłączyć generatory zasilające lampy, do tego następnego dnia gdy wyszedłem sprawdzić czy ktoś ocalał brakowało auta które zostawiło tu wojsko- Ethan spojrzał na księdza w ciszy, sam fakt, że tylko on zdołał przeżyć zdawał mu się dość dziwny, zwłaszcza, że sprawcą katastrofy zależało widocznie na pozbyciu się wszystkich skoro zadbał by nawet dzieci nie przeżyły, nie skomentował jednak tego, był na nieznanym terenie, wszelkie konflikty mogły y skończyć się tragedią, uznał też ,że nie koniecznie jego domysły mogą być faktycznie trafne.

-Cóż możecie zostać tu tak długo jak tylko chcecie, w piwnicy są materace. Rozgośćcie się- Po powiedzeniu tego wyszedł z głównej sali wchodząc do jednego z bocznych pomieszczeń, Dawid i Ethan szybko odnaleźli piwnice, dopiero gdy zamknęli do niej solidne dębowe drzwi poczuli się na tyle komfortowo by się odezwać. -Też masz takie dziwne wrażenie ,że nie powiedział prawdy- Zapytał Ethan siadając na jednym z materacy. -Ta, Nawet głupi wyczuł by, że kłamie, nie zostaniemy tu długo musimy uzupełnić tylko zapasy- Dawid położył się na materacu obok, była to miła odskocznia od spania na ziemi lub podłodze, brunet zrobił to samo patrząc w sufit, gdy miał już przymknąć oczy usłyszał szum który szybko zamilkł, od razu się poderwał patrząc w stronę mężczyzny -To było radio- Dawid przeklną pod nosem odsuwając rękę od radia, Ethan spojrzał na niego zmieszany. -Czemu je wyłączyłeś, co jeśli to byłą Elizabeth- Czarnowłosy spojrzał na niego z ukosa siadając -To nie byłą ona- odpowiedział na tyle spokojnie ile mógł brunet jednak zaczął już coś podejrzewać -Skąd możesz wiedzieć skoro je wyłączyłeś- Wstał stając przed kompanem ten podniósł powoli na niego wzrok, wiedział, że nie jest w stanie już dalej kłamać, do tej pory miał na tyle szczęścia że radio odzywało się gdy byli w ruchu lub gdy chłopak spał jednak tym razem szczęście go opuściło. Milczał więc podając chłopakowi radio, Ethan odrazy wyrwał mu je z ręki, serce zaczęło mu mocniej bić a dłonie zacisnęły się w pięści.-Jak długo- Zapytał wrogo -Jak długo starali się nawiązać kontakt a ty to ukrywałeś-Podniósł głos jednak w odpowiedzi otrzymał jedynie cisze, Ethan szybko włączył radio odwracając się do mężczyzny plecami, ten siedział powoli opuszczając wzrok, nie chciał by chłopak się dowiedział, nie teraz.

-Elizabeth słyszysz mnie- Ethan prawie krzyknął do radia, przez chwile panowała kompletna cisza jednak nagle radio zaszumiało i rozległ się cichy głos -Ethan?- Chłopak rozpoznał od razu głos Sasu, jednak był on słaby i zdawał się zanikać. -Sasu, co się stało gdzie jesteście- Znowu chwila ciszy zanim dostał odpowiedz -Nie wiesz?- rozmówca powiedział to słabym i zmęczonym wzrokiem. -O czym- dopytał brunet nie rozumiejąc pytania. -Elizabeth nie żyje a Oliwia i Kacper są aktualnie uznani za zaginionych- Ethan zamarł a po jego skórze przeszedł zimny dreszcz. Miał taką nadzieje, że się jeszcze spotkają, że reszta grupy pójdzie za nimi, jednak ta wiadomość roztrzaskała tą myśl-A co z tobą- zapytał cicho wciąż układając sobie wszystko w głowie. -Znalazła mnie grupa byłych wojskowych, mają bazę w górach, jedziemy w tamtym kierunku- Między rozmawiającymi zapadła cisza Sasu nagle powiedział spokojniej. -Baza jest na Rusinowej polanie, zabezpieczyli teren podobno jest tam bezpiecznie, kierujcie się tam- Po tym rado ucichło. Ethan usiadł na materacu chowając twarz w dłoniach. Dawid wstał powoli i usiadł obok niego w milczeniu. Chłopak nie podniósł głowy jedynie przetarł twarz -Już wiem czemu powtarzałeś by się nie przywiązywać- Mężczyzna położył dłoń na jego ramieniu. -Z tego miejsca mamy cztery dni drogi, jednak jeśli uda nam się odpalić jedno z tych porzuconych aut to może uda nam się szybko znaleźć Sasu- Ethan podniósł głowę patrząc na niego zaskoczony. -Chcesz za nim jechać?, sam mówiłeś, że unikasz zbiorowisk ludzi- Dawid westchnął szybko myśląc nad odpowiedzią -Owszem jednak i tak wielokrotnie nadginaliśmy zasady, ten ostatni raz możemy też to zrobić- Bardzo nie chciał tam jechać jednak wiedział, że dalsze wędrówki mogą w końcu poskutkować śmiercią chłopaka, wiedział, że nie zawsze zdoła go obronić, wolał więc nie ryzykować, ponadto może ta baza okaże się rzutem w dziesiątkę widząc jak samopoczucie bruneta się poprawia uśmiechnął się i wstał -Gdy naprawimy auto od razu pojedziemy- Ethan kiwnął głową szybko sobie jednak przypominając o fakcie z radiem -Czemu mi nie powiedziałeś- Powiedział oschle, wytłumaczenie, że po prostu śmierć Elizabeth nie zrobiła na nim wrażenia wydawała się Dawidowi nie odpowiednie w tej sytuacji, potarł więc głowę po czym z dość dobrze udawanym smutkiem powiedział -Bałem się twojej reakcji, nie chciałem byś się obwiniał, sam wiesz, że nie mieliśmy łatwo, rozproszenie mogło by nas wiele kosztować- Improwizowana wymówka zadziałała bo chłopak kiwną głową, kładąc się z powrotem -Jest około jedenastej mamy więc kawał dnia- Dawid przytaknął - Możemy iść poszukać jakiś wartościowych rzeczy, oraz oczywiście auta, materace nie uciekną- Obaj przystali na to i po chwili opuścili piwnice, nie spotkali księdza co ich lekko uspokoiło, wciąż mieli co do niego mieszane uczucia. Miasteczko nie było zbyt duże, parę sklepów, kościół i nie wielkie domki mieszkalne, idąc ulicami co jakiś czas przechodzili przy ciałach, obaj starali się jednak na nie nie patrzeć. Nagle coś białego przeleciało tuż przed nosem niższego chłopaka, obaj zatrzymali się spoglądając w niebo z którego zaczęły powoli opadać niewielkie płatki śniegu, kręciły sięone przy każdym podmuchu wiatru opadając na ziemie, przez chłód nie rozpuszczały. Kiedyś pewnie cieszyli by się na ten widok jak dzieci, jednak teraz dołożyło to jedynie kolejnych kłopotów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro