specjalny special
To jest chyba pierwszy rozdział który zniszczy linię czasową bo dzieje się w przyszłości! Wstępy są do kitu więc nie przedłużajmy i rozwalmy to już dawno w strzępach uniwersum!
Ha! Nie ma! Jeszcze chciałabym dodać, że to rozdział stworzony na prośbę Marysi księdza Dyni aka Pepe pana dziobaka, który powstał w sumie tylko dlatego, że nie udało mi się uśmiercić Senpaia w poprzednim rozdziale! Już 60 słów mam... szybko to leci.
Pov. Marcyś (wreszcie piszę jako ja :D)
Dzisiaj miałam pójść z Marysią na jakiś konwent o chyba Gwiezdnych Wojnach. Nie ogarniam zbyt tego, ale musiałam z nią pójść, bo Nikola nie mogła, a Marysia musiała mieć opiekuna jakiegoś. Mam wrażenie, że tu nie zwracają uwagi na wiek, bo pisało w sumie tylko tyle, że musi być to opiekun. Nie mam pojęcia jakie są zasady na takich eventach więc będzie fajnie :D.
-Więc jedziemy tam na cały dzień?-spytałam
- Tak! Mogłybyśmy na weekend, ale mi się nie chce.- odpowiedziała Marysia
W sumie z wycieczki na weekend stałby się tydzień, bo jedziemy w poniedziałek.... kto normalny robi takie imprezy w poniedziałek?
- Wszystko wzięłaś?- zapytałam
- upewnie się. Koszulka na zmianę jest, czarny długopis i miotacz ognia!
- po co ci miotacz ognia?
- Zobaczysz! Przyda się bardziej niż inne rzeczy w moim plecaku!
- 0.0... już się boję.
Pojechałyśmy na moim aligatorze Selefirakotajoraninie. Jest dość stary więc nasza wycieczka lekko się przedłużyła, ale to nie problem bo wyjechałyśmy wcześniej. Na parkingu zaparkowałyśmy moim aligatorem w miejscu dla inwalidów (Selefirakotajoranin jest dość stary, dlatego ma uprawnienia do tego miejsca)
- Poczekaj! Widzimy się za 24h.- powiedziałam i pogłaskałam Selefirakotajoranina po łebku.
- A co jeśli będzie głodny?- powiedziała Marysia.
- Kompletnie o tym nie pomyślałam! Wiesz może co jedzą aligatory?
- A czym go karmiłaś wcześniej?
- Nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie. I go nie karmiłam!
- Jeśli do tego czasu nie zdechł to chyba nie musi jeść...
- No to chodźmy!
Jednak na parkingu czekała na nas niespodzianka.
- Nowe star wars są lepsze od starszych! Fani starych części powinny się leczyć! (Nie wiem zbytnio o co chodzi w Star Wars więc będę improwizować)- krzyczał na cały parking chłopak. Widać jakby znał się z Marysią i niezbyt się lubili.
- Co powiedziałeś?!- powiedziała Marysia. Już chyba wiem po co będzie ten miotacz ognia...
- W sumie poprawię swoją wypowiedź. WSZYSTKIE GWIEZDNE WOJNY SĄ DO KITU!
Tutaj Marysia już sięgała do plecaka. Nie starałam się jej powstrzymać. Nawet nie znam tego gościa więc oczywiste jest, że kibicuję Marysi (z bezpiecznej odległości)
- Zawsze jestem przygotowana na takie przypadki.- powiedziała już z miotaczem ognia w ręku.
-... Nowe gwiezdne wojny są do kitu, a stare są świetne.- powiedział koleś, który najwyraźniej chciał przeżyć do następnej zimy.
- Już Ci nie wybacze. Ogień doda rozumu.- powiedziała i zaczęła strzelać (czy jak to powiedzieć) do niego z miotacza. To była chyba jedna z ciekawszych rzeczy w moim życiu. Patrzeć jak Marysia dopieka jakiegoś gościa. Zapomniałam wam jeszcze powiedzieć, że przez ten cały czas Dynia była w stroju dziobaka! Bez tego i tak to by było wystarczająco ciekawe, ale z tym jest jeszcze bardziej wystarczająco ciekawe.
Kiedy gościu już był popiołem ja i Marysia poszłyśmy na konwent, z którego nas od razu wygnano za brak pełnoletniego opiekuna.
Konieec
.
.
.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro