Rozdział 21 | Przepraszam
- Jaką propozycję?
- Dołącz do nas.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Chyba sobie żartujesz!
- Nie. Mówię jak najbardziej poważnie. Co Ci szkodzi? Jak się nie zgodzisz to i tak zginiesz. Nie masz wyboru. No chociaż, że chcesz umrzeć. Za chwilę wracam, a Ty masz podjąć decyzję - powiedział, po czym zostawił mnie samą.
Zjechałam po ścianie na podłogę i schowałam twarz w dłoniach. I co mam teraz zrobić?
Nemesis
Czekałam przed grobowcem na Skroll'a. Po kilku minutach wrócił.
- I co? - spytałam.
- Powinna się zgodzić.
- Ale Ty na serio uważasz, że ona się nam przyda? Nie jest dobra w mordowaniu, ogólnie w walce.
- Ale jej ufają, tak? Przynajmniej niektórzy. To wystarczy, by ich zniszczyć. A na końcu zabijemy i ją. Proste? Proste.
Przewróciłam oczami i poszłam po miecz.
Avril
Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajduje. Za duże to ono nie jest, ale wystarczające by zmieścić dwie trumny.
Przyjrzałam się jednej z nich. Zamknięta, ale spod wieka wycieka czerwona ciesz. Pewnie krew. Chyba nie chcę wiedzieć co znajduje się w środku.
Dookoła porozrzucane są różne narzędzia do sekcji zwłok. Wzięłam jakiś mały, ostry nóż. Był w zakrzepniętej krwi i jakiejś mazi. Przyglądałam mu się, gdy nagle usłyszałam jakiś głos.
- Odłóż to, bo sobie krzywdę zrobisz, dziewczynko.
Tak, to Skroll. Zacisnęłam mocniej dłoń na rękojeści noża i zamknęłam oczy.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam. To słowo źle mi się kojarzy. A dokładniej z moim rodzeństwem. Zawsze mnie tak nazywali. Najczęściej Britney. Poniżała mnie przy wszystkich bez przerwy (pewnie dlatego nie miałam przyjaciół), a Zack tylko ją nakręcał. Całe szczęście, że już nie muszę oglądać jej fałszywego ryja.
- Będę. To jak, DZIEWCZYNKO? Podjełaś decyzje czy byłaś bardziej zajęta bawieniem się tym nożem? Popełnienie samobójstwa i tak Ci nie pomoże.
Rzuciłam w niego narzędziem, a ten się tylko zaśmiał. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- Zgadzam się. Dołączę do Was.
Cherry Pau
- Ja od początku uważałam, że to bez sensu! Nie znajdziemy jej! Pogódźcie się z tym! - marudziła Clocky.
- Też tak uważam - zgodziła się Jane.
- Ty nie masz nic do gadania - powiedział Jeff.
- Mam! I puść mnie! Dalej z wami nie idę!
- Idziesz.
- Nie!
- Tak.
- Nie!
- Tak!
- Cicho! Kłócicie się jak jakieś stare małżeństwo! - warknął Smile.
- Pff, oni by nawet nie mieli czasu na kłótnie, bo wcześniej by się już pozabijali - zaśmiałam się.
- Dobra. Skończyliście? - spytał zirytowany L.J.
- A co?
- Bo nasza zguba się znalazła - wskazał na postać idącą w naszą stronę. Rzeczywiście. To Avril.
- Młoda! - krzyknął uradowany Toby i rzucił się na czarnowłosą.
- O cześć, stary. Miło Cię znowu widzieć.
- I tylko tyle masz do powiedzenia?! Gdzie byłaś?! Z kim?! Jak?! Po co?!
- Toby, spokojnie - oderwała go od siebie i szła dalej. Wszyscy wymieniliśmy się spojrzeniami.
- Aha, super - powiedział sarkastycznie Jason - My Cię szukamy, a Ty nas ignorujesz?!
- Życie - zaśmiała się.
Jasonowi włączyłby się już "tryb wkurwu", gdyby nie Kate:
- To może skoro jesteśmy już na dworze to pójdziemy się zabawić? - spytała, czym rozładowała nie za fajną atmosferę. Wszyscy się z nią zgodzili i po chwili zostałam tylko ja, Jeff, Toby, E.J, Helen, Dina, Grinny i Smile Dog.
- To... może chodźmy z nią pogadać - zaproponował Jack.
- Nie! Ja z nią pogadam! - krzyknęła Dina i zaczęła biec do Avril.
- Helen, lepiej ją uspokój zanim sobie dziecko krzywdę zrobi - zaśmiał się Jeff, a razem z nim reszta.
***
Dina
- Avril! Gadaj co wiesz! - szarpnęłam dziewczynę by odwróciła się do mnie przodem.
- Ale co, co wiem? Wiem dużo rzeczy.
- Nie udawaj! Wiem, że byłaś, tam gdzie byłaś, z Nemesis! I tam był mój miecz! Więc gadaj gdzie on jest!
- Zostaw ją, Angels - usłyszałam głos Cherry. Czerwonowłosa odepchnęła mnie od niej. Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
Cherry Pau
- Nie rozkazuj mi! - zapiszczała. Oho, druga Cane nam tu rośnie.
- Boże, przestań piszczeć, idiotko! Pogódź się z tym, że już nigdy nie zobaczysz tego miecza! - krzyknął Toby.
Dina zaczęła płakać i wbiegła do willi.
- Toby... Ale wiesz, że to nie prawda? - spytał Jack.
- No wiem.
- To po co okłamujesz to biedne dziecko?
- Bo mam jej dość.
- Jak wszyscy, Toby. Jak wszyscy - powiedział Helen.
Chłopaki weszli do willi, przez co zostałam sama z Avril, zwierzakami i Jeff'em.
- Avril... Co jest? - spytałam z troską w głosie.
- Nic nie jest.
- Jasne - prychnął Jeff - Widać, że zachowujesz się jakoś... inaczej, więc co za kit chcesz nam wcisnąć?!
- Jeff! - warkęłam w jego stronę. Spojrzałam na Avril. Miała łzy w oczach.
- Przepraszam... - szepnęła i wbiegła do willi.
________________________________
Ja też Was przepraszam :c Długo rozdziału nie było... Wybaczycie? *^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro