06.12.2027
Grudzień.
Światełka, bałwanki, śnieg, jebana gwiazdka. Ugh. Nie tylko gwiazdka! Także moje urodziny! Mam dosyć. Z każdym dniem myślę nad tym czy się nie zabić. Coraz częściej czuję te ukłucia w ramieniu. Naprawdę się martwię że Angel zaczął ćpać.
Ogólnie zaczęłam dostrzegać plusy w tym że jestem uziemiona. Nie muszę przynajmniej patrzeć na te wszystkie kiczowate dekoracje. Ostatnio myślałam nad tym czy nie ubłagać Vincenta o nauczanie domowe. Jakbym miała wrócić do szkoły to bym jebła.
Jeśli chodzi o naukę języka polskiego, to nawet mi to idzie. Umiem już się przywitać, pożegnać i zapytać o jakąś najprostszą pierdołę. Ale uwaga, zaskoczenie, najłatwiej wbiły mi się do łba przekleństwa. Pod tym względem, ten język jest tak bogaty że po prostu żyć, przeklinać i nie umierać! Znalazłam też super piosenki po polsku. Na przykład "Diss na miłość" czy "Mam krew na twarzy i tym razem nie jest sztuczna". Umiem w te ich słowa i wiem co one oznaczają, ale wymowa ich to już inny wymiar. Na przykład, takie słowo jak: Syzeszyn? To chyba nazwa jakiegoś miasta czy chuj. To się chyba powinno pisać Szyczecin? Czy coś w ten deseń. Nie wiem już. Albo bezgledni? Bezglendy? Bezwzgelndy. Chyba tak to się piszę. Sama już nie wiem.
Śmieszne jest to że jak oni mieli święto dziękczynienia, to mnie zamknęli w pokoju i nie wypuszczali, a sami zeżarli tego indyka. Ha! Co za kurwy. Niech się udławią tymi swoimi piwskami. Mogą mnie cmoknąć O, właśnie Will przyszedł z moimi paczkami. Zaraz je rozpakuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro