play 7
Hi!
Bez owijania w bawełnę...chciałam skończyć to ff za jakieś pięć rozdziałów, ale ktoś pomógł mojemu Wenowi się ogarnąć i jednak nie skończę tego tak wcześnie. Jeszcze się ze mną pomęczycie ;P
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE, MIŁE SŁOWA I W OGÓLE ZA TO, ŻE LUBICIE(?) TO FF.
ENDŻOJ!!
p.s chyba trochę mi ten rozdział nie wyszedł?
p.s2 przepraszam jeśli są jakieś błędy czy coś ;-;
______________________________________
Luke i Mike opuścili nas godzinę przed północą, co spowodowało pogorszenie się humoru szanownego Styles'a. Jako że byłem pod ręką, to mi się najbardziej dostawało. Mam wrażenie, że na moim biodrze są bardzo ładne odciski długich palców chłopaka. W ogóle on jest ode mnie młodszy, a zachowuje się jakby był tym dojrzalszym. Zwarzywszy na to, iż jest on szefem mafii i w jego głowie są wszystkie wspomnienia...ta, przegrałem to. Westchnąłem głęboko, stojąc pod prysznicem w łazience na drugim piętrze. Czy to dziwne? Ani trochę! Wcale nie uciekam przed loczkiem. Wyszedłem spod mocnego strumienia wody, uprzednio zakręcając wszystkie kurki. Spojrzałem na siebie w lustrze. Czy to przypadkiem nie podchodzi pod narcyzm, kiedy gapię się we własne odbicie? Chociaż w ogóle siebie nie poznaję. Przydługie, karmelowo-brązowe włosy, wpadające do niebieskich oczów z przebłyskami szarości, mały nos, wystające kości policzkowe, na policzku blady jednak nadal widoczny znak. Dalej cienkie, lekko różowe usta, szczupła szyja, taki sobie tors z odrywającą się skorą...moment co?! Zmarszczyłem brwi, przybliżając się do lustra. Od jednego z obojczyków odstawał kawałek jak mniemam skóry. Chwyciłem go miedzy dwa palce i ku mojemu zdziwieniu swoją fakturą w ogóle nie przypominał skóry, bardziej jakąś błonę? Odetchnąłem dwa razy. Gotowy? Nie. Zamknąłem oczy i mocno pociągnąłem za to to. Nie bolało tak jak mogło się wydawać. Uchyliłem jedną powiekę nadal dziwnie wykrzywiony na twarzy spojrzałem w dół.
-Kurwa.
Palcami przejechałem po gładkiej skórze, a dokładniej to po napisie 'it is what it is'. Nie rozumiem czemu go mam, ale bardziej ciekawi mnie to, że nigdy tego nie dostrzegłem. Mam ich więcej. Wiem to. Nie powiem, że to czuję, ale to wiem. Wiem też, że robiłem je komuś na złość. Potarłem miejsce na piersi. Czyżby mój mózg po trzech latach zdecydował sobie coś przypomnieć? Wybornie. Prychnąłem, spoglądając na idealną odbitkę dłoni Hazzy na moim biodrze. No cóż, jest jak jest. Odsunąłem się od umywalki i zawieszonego nad nią lustra. Wystarczy. Bądź mężczyzną Louis, staw czoła swoim lękom czy coś!
Głęboki oddech.
Nie bądź pizdą Louis i zmierz się z wściekłym Styles'em.
To będzie długa noc.
Pomyliłem się i to zdrowo. Kiedy przyczłapałem do pokoju Harry'ego okazało się, że ten śpi przytulając do siebie kołdrę, przy okazji robiąc z siebie dużą łyżeczkę.
Mógłbym być małą łyżeczką. Pokręciłem głową na swoje myśli. Podszedłem bliżej tylko po to, żeby się upewnić czy aby na pewno śpi. Usiadłem koło niego na łóżku. Moja ręka samowolnie spoczęła w jego lokach, przeczesując je delikatnie. Patrzę na jego spokojną twarz. Jest taka różna od tych, które mi pokazuje. Spokój wręcz od niego bije. Chcę się koło niego położyć, ale wiem, że nie powinienem. To nie jest dla mnie dobre. Nie mogę się karmić tym Harrym. Ponieważ on nie jest prawdziwy.
Kogo ja okłamuję?
Sam nie wiem jaki jest prawdziwy Harry, choć gdzieś tam głęboko czuje, że wiem jaki jest. Jednak nie chcę tego do siebie dopuścić. Coś mnie blokuje. Wypuszczam powietrze z płuc, sfrustrowany. Bawię się jego lokami, patrząc na niego podczas snu. Jak jakiś stalker. Kręcę głową zanim się podnoszę do pionu.
Jestem nienormalny.
Pobudka nie należy do najgorszych.
-Louigi!!-małe ciałko spada na mnie, śmiejąc się i piszczą z zachwytu. Krzyczę cicho na to niespodziewane wtargnięcie do mojego miękkiego królestwa.
-Em? Co tu robisz?-mamroczę nieprzytomnie, starając się usiąść.
-Idzies se mna do parku!-mała krzyczy na cały regulator, skacząc po moim brzuchu. Rozumiem, że to moje zadanie na dzisiaj. Posyłam jej mały uśmiech zanim chwytam ją w pół i unoszę do góry. Sadzam dziewczynę po swojej lewej, po czym podnoszę się.
-Lou? Czemu masz obrazek na skórze?-pyta Emma, przyglądając się mi z ciekawością, kiedy naciągam na siebie czarne rurki.
-Sam nie wiem, kruszynko. Myślę, że jest on przejawem buntu -mała się już mnie o nic nie pyta, tylko przygląda się mojej skórze dokładniej. Po chwili naciągam na siebie bordowy sweter.
-Możemy iść -podaje jej dłoń, którą z uśmiechem chwyta. Uwielbiam dzieci. Wesoło rozmawiając schodzimy na dół. Podczas śniadania nie widziałem nikogo znajomego, poza naszą cudowną kucharką. Gdzie do licha są wszyscy?
-Marie?-dopiero kiedy kobieta pokiwała głową na potwierdzenie tego, że słucha, kontynuowałem-Gdzie wszystkich wywiało? Nie ma nawet dziesiątej, a pustki jak na pustyni. Ugh. No wiesz o co chodzi. Gdzie ich poniosło? Nawet Harry'ego nie ma -wydąłem wargę, niezadowolony. Mogę się przyznać w sekrecie, że lubię to jak mnie całuje na dzień dobry i to jak się uśmiecha zanim pojawia się ten chuj.
-Pan Styles, pan Malik, Niall i Sally pojechali na ważne spotkanie wraz z panem Payne'm -powiedziała kobieta, odwracając się do mnie z małym uśmieszkiem na ustach. Ah pojechał ten boczek i nic mi nie powiedział? Czyli to tak się bawimy? Moment....
-Kto to pan Payne?-na moje pytanie mina Marii trochę zrzedła. Oparła dłonie na biodrach zanim odpowiedziała.
-Pan Payne jest jednym z bardzo dobrych znajomych pana Styles'a i pana Malika, chociaż ostatnio pomiędzy panem Malik'iem a panem Payne'em nie jest za dobrze.
-Czemu?-chwyciłem miedzy palce świeżego rogalika. Mmmmm Marie jest zajebistą kucharką, wychyliłem się lekko, żeby spojrzeć na mała Emmę. Dziewczynka spokojnie siedziała na kanapie i oglądała bajkę. Uroczy diabełek w skórze aniołka.
-No cóż...można powiedzieć, że pan Payne lubi dobierać się do zajętych osób?-zaśmiała się delikatnie, wracając do pracy.
-Masz na myśli Nialla?-kobieta pokiwała głową. Oh więc podrywał blondyna, to trochę wyjaśnia czemu go nigdy nie spotkałem. Czyli.. -Jest taka możliwość, że nie spotkałem go ponieważ Harry nie chciał, żeby było ze mną jak z Niallem?
-Myślę, że dokładnie o to chodzi.
Na tym nasza miła pogawędka się zakończyła. Marie pomogła mi spakować trochę jedzenia, dała mi pieniądze na wszelki wypadek i stary telefon. O tak! Zanim wyszliśmy napisałem do Mikey'a. Powiadomiłem go, że jakby coś to jestem w parku wraz z Em i jakby chciał to on i Luke mogą wpaść. Jadąc do pobliskiego, londyńskiego parku toczyłem zacięta walkę na kciuki z dziewczynką. Wstyd przyznać, ale wygrałem tylko dwa razy na dziesięć. Tom wysadził nas pod bramą do wygrodzonego terenu zielonego, po czym poprosił, żebym mu dał znać jak tylko się nam znudzi. Zgodziłem się i już po chwili blond kuleczka słodkości była na placu zabaw, a ja siedziałem na ławce uważnie ją obserwując. Jednak nie tylko ona mogła się czuć obserwowana. Poruszyłem się niespokojnie czując, że ktoś śledzi każdy mój ruch. Normalnie wstałbym, obszedł cały park i wyszedł z drugiej strony, innym wejściem, ale nie mogłem tego zrobić. Nagle ktoś usiadł obok mnie. Nie odwróciłem ani na moment wzroku od Emmy. Po kilku sekundach usłyszałem skrzypienie ławki, spojrzałem w lewo tam, gdzie spodziewałem się tajemniczego ktosia. Zamiast osoby znalazłem kartkę, żółtą kartkę. Chwyciłem ją między palce. Rozejrzałem się kilka razy czy nikt mnie nie obserwuje. Dziwne poczucie bycia pod ciągłą obserwacją zniknęło. Powoli otworzyłem zgięty papier.
Pamiętam wszystko Louis. Ty możesz mnie nie znać. Ja znam ciebie lepiej niż ty. Mam tą przewagę skarbie.
Zacisnąłem mocno zęby. Kto do...? Wziąłem kilka głębokich oddechów. Muszę się uspokoić. Skąd ten wielki gniew i chęć mordu?
-Loui?-Wręcz podskoczyłem kiedy zimna, mała dłoń spoczęła ma moim policzku. Nawet nie wiedziałem, że siedzę pochylony.
-Słucham słoneczko -uśmiechnąłem się delikatnie do Emmy, która po chwili usiadła obok mnie.
-Lubisz wujka Harryego?-zapytała, wygrzebując z mojej czarnej torby prowiant, który dała nam Marie. Patrzyłem na blondynkę przez dłuższą chwilę, nie za bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć. Jej pytanie jest kłopotliwe. Nawet bardzo. Prawda jest taka, że sam nie mam pojęcia co czuję. Raz jest miły, raz ma ochotę mi obić twarz za nic. Sam nie wiem, chociaż gdzieś tam głęboko w żołądku to wszystko wydaje mi się znane. Mam wrażenie, że musze przeboleć to, iż Harry ma tyle twarzy, żeby w końcu odnaleźć tego prawdziwego chłopaka. Takiego, jaki jest naprawdę. Czuję jakbym szedł tą ścieżką jeszcze raz, tylko tym razem jestem totalnie nieświadomy tego, w co się pakuje. Spojrzałem w szare oczka dziewczynki, które wręcz skanowały całą moją skromną osobę. Poprawiłem grzywkę zanim się odezwałem, patrząc gdzieś w niebo.
-Sam nie wiem Em. Jednak myślę, że go lubię, chociaż jest -wykonałem dziwny ruch rękami w powietrzu, zupełnie nie zwróciłem uwagi na zbliżającą się do nas postać- taki trudny do określenia, ale chyba to jest w nim intrygujące. Nigdy nie wiesz co myśli. Tajemniczy z niego człek...aaa!-pisnąłem mało męsko, kiedy czyjeś duże dłonie zasłoniły mi pole widzenia. Słyszałem wesoły chichot dziewczynki obok. Kamień z serca. Na szczęście nic jej nie jest. Uniosłem dłonie do twarzy i zacząłem macać dłonie. Były gładkie, delikatne, a na długich palcach znajdowały się sygnety.
-Harry?-zaśmiałem się, wykręcając się do tyłu. Moje oczy przywitała do połowy zapięta czarna koszula i pełno tatuaży. Posłałem mu ładny uśmiech, choć to pewnie wyglądało jak grymas. Nie puszczając jego dłoni, poniosłem się, żeby na niego spojrzeć. Na perfekcyjnym obliczu widniał delikatny uśmiech, który niestety nie dosięgał oczu. Zieleń była wzburzona niczym pole pełne zielonej trawy podczas tornada. Chwycił mocno moją dłoń, przy okazji miażdżąc mi palce. Spojrzałem na niego, nie rozumiejąc co on tutaj robi, przecież powinien być na spotkaniu. Emma wyprzedziła mnie w zadaniu tego pytania.
-Wujku! Co tu robisz?-zapytała, uśmiechając się szeroko i przytulając się do jego nogi odzianej w grzesznie obcisłe jeansy. Boże co za nogi.
-Widzisz kruszynko, spotkanie skończyło się wcześniej -kłamstwo. Jeżeli byłaby to prawda, to gdzie jest Niall, Zayn i reszta? No właśnie, nie ma ich. Harry pewnie wyszedł, bo się wkurwił czy coś. Westchnąłem. Tym razem sam chwyciłem dłoń loczka. Spojrzał na mnie szczerze zdziwiony, a ja oglądałem drzewa w parku. No co? Są piękne.
-Emma? Wracamy do domu na ciasteczka?-zapytałem, spoglądając na szczęśliwą blondynkę. Dziewczyna pokiwała żwawo głową, po czym chwyciła moją dłoń. Musimy wyglądać jak rodzina, ja trzymający dłoń Harry'ego, pominę fakt, że nie czuję palców, i Em trzymająca się mojej drugiej dłoni. Słodko.
Po powrocie do domu jednak nie było aż tak słodko. Okazało się, że poza nami i Marie nie ma nikogo. Westchnąłem głośno. Emma pociągnęła mnie do kuchni po obiecane wcześniej ciastka. Całą czwórką zasiedliśmy przy kuchennym blacie jedząc czekoladowe, kruche placuszki. Marie wesoło rozmawiała z Harrym i blondynką, co mnie nieco dziwiło, bo heloł, czy nikt z nich nie widzi tej wściekłości w oczach loczka? Przecież to bije na kilometr. Oparłem łokieć na blacie, a brodę na dłoni. Wpatrywałem się w piękny profil znajdujący się koło mnie. Czemu jest taki wzburzony? Coś się stało? Wtem Harry odwrócił się w moją stronę z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
-Jestem aż tak idealny, że nie możesz oderwać ode mnie wzroku Lewis?-ohoho jest źle. Chyba nawet Marie to wyczuła, bo nagle usiadła prosto niczym strzała. Harry nigdy nie przekręcił mojego imienia, nie licząc pierwszego wieczoru tutaj. Prychnąłem pod nosem.
-Trudno znaleźć coś ciekawszego od ciebie, Harold -po co w to gram? W jednej sekundzie Harry znalazł się przede mną. Chwycił w swój stalowy uścisk mój łokieć i pociągnął mnie do wyjścia z kuchni, słyszałem jeszcze ciche pytanie Emmy 'Marie, gdzie oni idą?'.
-Szybciej kurwa. Musimy porozmawiać -będzie rzeźnia. Harry wprowadził mnie jak mniemam do swojego gabinetu, który znajduje się na drugim piętrze praktycznie na końcu korytarza. Zostałem wręcz rzucony na skórzany fotel.
-Ostrożniej no, z porcelany jestem -Louis zamknij się. Loczek warknął coś pod nosem i zaczął chodzić po całym pomieszczeniu. Poprawiłem się na swoim miejscu. Przede mną znajdowało się wielkie, zrobione z ciemnego drewna biurko, które chyba było ręcznie rzeźbione, do tego potężny czarny fotel na kółkach, też skórzany. Za nim znajdowało się wielkie okno, które zajmowało prawie całą ścianę. Jestem pewien, że z niego widać panoramę Londynu, chociaż nieźle oddaloną. Po bokach znajdowały się regały z książkami oraz nieduży barek. Wszystkie meble są utrzymane w ciemnych barwach, tak samo jak ściany. Ogólnie jest przytulnie, ale jakoś tak mroczno. Jedna z dwóch lamp nadaje temu pomieszczeniu drapieżny charakter. Poprawiam się jeszcze raz na miękkim fotelu. Koło mnie znajduje się jego bliźniak. Harry cały czas krąży dookoła biurka. Wygląda jak lew z tymi rozwalonymi lokami i do połowy rozpiętą koszulą, nie przeczę, że wolę go bez niej. Strzelam sobie mentalnie z liścia. Louis co się z tobą dziej? pytam sam siebie, patrząc na tył ramki stojącej na biurku.
-Do kurwy z nędzą!-aż podskakuje na swoim miejscu, kiedy pięść Harry'ego uderza w biurko. Całe szczęście, że to nie jest moja twarz. Wypuszczam drżący oddech, patrząc na niego w napięciu. Lepiej żebym milczał. Tak, to dobra decyzja. Kędzierzawy siada w fotelu, opiera łokcie na blacie i podnosi na mnie wzrok, a ja czuję się nagle taki mały -Oj Louis, Louis. Nie dość, że sobie grabisz, to jeszcze ten chuj się pochwalił tym, że cię spotkał. Co ja mam z tobą zrobić? Czego nie rozumiesz w zdaniu "należę do Stylesa" hmm? No, kurwa. Czego? Tak trudno siedzieć na dupie w domu?-wręcz na mnie warczy, a ja nie za bardzo wiem o co chodzi. Milcz Louis, bądź cicho.
-A czy tak trudno nie być kutasem i ze mną jak człowiek porozmawiać, hmm?-no i jestem w dupie. Zielone oczy powiększyły się z dwa razy, po czym pociemniały. Miałem milczeć, a nie mu pyskować. Harry sięga po ramkę z jak mniemam zdjęciem, kładzie przedmiot szklana stroną do dołu.
-Tsss Lou, nikt ci nie mówił, że czasem lepiej żebyś trzymał ten śliczny języczek za zębami?-przełykam ciężko ślinę na ton jego głosu. Niby jest zły, ale jednak jest tam nutka jakby rozbawienia? A chuj wi.
-Mówili, ale ich nie pamiętam, więc nie, nikt mi tego nie mówił -mam ochotę wstać i...Nie Louis, zostań. Czemu ja siebie nie słucham? Podniosłem się z mojego wygodnego jak cholera fotela, po czym wolnym krokiem podszedłem do loczka, który lustrował mnie z góry na dół. Jak tylko znalazłem się przed nim, chłopak wyprostował swoje długie nogi, dając mi sygnał. Nie rób tego Louis! krzyczał mój mózg, ale aktualnie mam go gdzieś. Usiadłem mu na udach, ramiona owijając dookoła jego karku. Ciepłe, duże dłonie wylądowały na mojej talii, przyciągając mnie bliżej. Spojrzałem w jego butelkowe oczy. Widziałem, że już się trochę uspokoił. Poczekam jeszcze chwilę zanim się go zapytam o co mu chodziło. Harry położył czoło na moim ramieniu. Zacząłem głaskać jego kark, na co zamruczał. Okej, co jest? Uśmiechnąłem się delikatnie, nadal głaszcząc delikatną skórę jedną ręką, a drugą bawiąc się czekoladowymi lokami. Ciepły oddech łaskotał mój odkryty obojczyk. Po chwili poczułem na nim miękkie usta. Jeden pocałunek. Drugi. Trzeci. Przy dziesiątym westchnąłem, niechcący ciągnąc włosy Harryego. Spodziewałem się jakiegoś krzyku, a zamiast tego dostałem cichy chichot. Gdzie jest Harry?! Mężczyzna przyciągnął mnie jeszcze bliżej, przechodząc z pocałunkami na moją szyję. Odchyliłem głowę trochę w bok, żeby ułatwić mu zadanie. Tym razem robienie nowych malinek było w cholerę przyjemne. O la boga. Jego język jest cudowny. Przyciągnąłem go bliżej, nawet tego nie rejestrując.
-Jak ty to robisz, Lou? Nie potrafię być na ciebie wściekły...-westchnął Harry w moją szyję.
-Uwierz mi Haz, ja sam tego nie wiem -zaśmiałem się w jego włosy. Po raz pierwszy zaśmiałem przy nim. Chyba Harry też musiał to zauważyć, bo zostawił moją szyję i spojrzał mi w oczy. Posłałem mu lekki uśmiech zanim jego ciepłe, malinowe usta nie zderzyły się z moimi w powolnej pieszczocie. Teraz było inaczej. Wolno, namiętnie, ale też czule. Tak, czule, ten pocałunek był czuły. Bez zębów czy języka. Nasze usta ocierały się o siebie w pełnej synchronizacji. Czułem się tak, jakbym już kiedyś je całował, ale to niemożliwe. Wziąłem mały oddech przez nos, ale i to niewiele dało. Oderwałem się od loczka, głośno dysząc. Czemu? Przecież to było takie niewinne. Pocałunek może i był niewinny, ale ciepła dłoń na moich plecach już nie była taka niewinne. Długie palce, z delikatnością o jaką bym ich nie posądzał, głaskały dolną część moich pleców.
-Harry?-zapytałem, na co otrzymałem cichy pomruk z okolic mojej szyi. On chyba ma jej jakiś fetysz, albo co -Co cię tak zdenerwowało?-zacząłem na powrót masować jego kark, kiedy ramiona loczka mocniej mnie ścisnęły, a gorący oddech parzył moją wrażliwą skórę.
-Chcesz znać pierwszy czy drugi powód?-zamrugałem zdziwiony. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się po nim tego, że da mi wybór, że w ogóle będzie chciał mówić!
-Obydwa?-zapytałem niepewnie, całując jego loki, na co dłoń na moich plecach zamarła. Ups. Zrobiłem to ...bez udziału własnej woli! O tak. To dobre wytłumaczenie. Wręcz idealne, tego się trzymaj Lou! Dłoń mężczyzny wróciła do wcześniejszej wędrówki po dolnych partiach pleców . To miłe. Nawet bardzo. Poprawiłem się na jego kolanach czekając na odpowiedź.
-Nie dasz za wygraną, co nie?-pokręcił głową, łaskocząc moją szyję na co zaśmiałem się cicho -Jesteś do niego tak podobny, że to aż dziwne- szepnął w moją szyję myśląc, że nie słyszę. Taki chuj. Ciekawe o kim mówił, jednak nie miałem czasu na rozmyślanie o tym, bo znowu się odezwał. Tym razem oderwał się od mojej skory i spojrzał na mnie z dołu. To dziwne widząc go niżej, gdy zazwyczaj to on jest ten wyższy. Posłałem mu delikatny uśmiech, a on odpowiedział tym samym -Kojarzysz Martina Blacka?- kiwnąłem na 'tak', raz go spotkałem, a już moja nienawiść do niego była gigantyczna - To właśnie ten chuj mnie wkurwiał cały ranek, kiedy posyłał mi swoje zarozumiałe uśmieszki jakby wiedział coś, czego ja nie wiem. Ledwo się powstrzymałem przed uduszeniem skurwiela. Jakbym mógł to bym go zajebał. Kulka w łeb to byłaby za miła śmierć -żachnął się, a ja zachichotałem. Mózgu da fug?! -Jakby jego pieprzonych min było mało, to jeszcze kazali nam wspólnie odebrać towar. Jakby nie wiedzieli, że ja i on nie możemy żyć w jednym pomieszczeniu -warknął w moją szyję - Zresztą nie tylko towar, mamy się pofatygować do pobliskiego handlarza ludźmi po jego całkiem spory dług. Rada pożycza, rada zbiera wielkie żniwa, czy coś w ten deseń, nie za bardzo słuchałem. W każdym razie jutro mam z nim jechać i Bóg mi świadkiem, że to będzie cud jeśli go nie zajebie, a tym cudem będziesz ty -Aha, co? Popatrzyłem na niego zdziwiony -Jedziesz ze mną, Lou i nie ma, że nie.
-Czyli nie mam tu nic do powiedzenia?-posłałem mu zadziorny uśmiech. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie byłem aż taki śmiały w stosunku do Harryego. Przecież ja się go boję i go nie lubię! Ta i jestem w podstawówce. Pociągnąłem go za włosy do tyłu na co jego brwi stworzyły piękne 'v' na czole. Zaśmiałem się i, UWAGA UWAGA z własnej woli, ja, Louis William Styles, pocałowałem Harolda. Delikatnie poruszałem ustami nie pogłębiając tej pieszczoty. Nie mam zielonego pojęcia czemu ten wieczór obfituje w takie czułe pocałunki. To nie w stylu Harry'ego. Oderwałem się od niego, po raz ostatni muskając jego cudne usta. Uśmiechnąłem się niewinnie i poruszyłem na jego kolanach, niechcący się o niego ocierając. Upss? Oczy Harry'ego pociemniały z pożądania, a ja udałem, że tego nie widzę.
-A drugi powód? -Harry patrzył na mnie przez chwilę zdezorientowany. Przejechałem ręką z jego karku na miękki policzek. Jego skora jest taka delikatna, że aż chce się ją macać całymi daniami. Przejechałem kciukiem po jego szczęce. Boże, czemu on jest taki? Brak mi słów.
-Ty Louis, ty byłeś powodem -spojrzałem w jego oczy, doszukując się oznak tego, że kłamie. Nie kłamał. Szlag. Schyliłem się po czym pocałowałem go pod okiem. Zrobiłem to sam nie wiem czemu. Co ja odstawiam. Powaliło cię William.
-Czemu?-zapytałem, wpatrując się w jego piękne oczy. Jedna z dłoni przeniosła się z moich pleców na moje ramię, a stamtąd na mój policzek. Długie palce gładziły oznakowaną skórę.
-Nie pojmujesz tego, co oznacza, że jesteś mój, tylko mój. Nie możesz wychodzić bez mojej zgody lub beze mnie, nie możesz zadawać się z innymi jeżeli na to nie pozwolę. Jak myślisz jak się czułem kiedy ten pomidor wparował do salonu, od razu się do ciebie przytulając? Gdybyś wtedy nie pokazał pazurków pewnie bym go z miejsca zajebał -mówił, głaszcząc mój policzek i patrząc mi w oczy -Nikt poza mną nie ma prawa cię dotykać, rozumiesz? Należysz do mnie, cały, bez wyjątków -po tych słowach wrócił typowy Harold, który lubi się wgryzać w moją szyję. Syknąłem na uczucie twardych zębów, jednak po chwili pojawił się język, przez co zapomniałem o bólu i pociągnąłem za miękkie loki. Harry oderwał się ode mnie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle coś przykuło moją uwagę. Odsunąłem kołnierzyk jego koszuli tylko po to żeby zobaczyć małą malinkę, która nie była moim dziełem. Wtedy sobie przypomniałem. Harry, kobieta, jęki, ból głowy i wspomnienia. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, kiedy chwyciłem go mocno za szyję, odchylając ją w bok. Ustami przywarłem do gorącej skóry, tworząc nową malinkę na tej wcześniejszej. Chłopak sapnął, zaskoczony moimi poczynaniami. Oderwałem się do niego z głośnym mlaśnięciem. Z zachwytem przyglądałem się wielkiej, krwistoczerwonej plamie na jego ramieniu. Jestem lepszy od tej suki. Nadal trzymając szyję Harry'ego spojrzałem w jego oczy, które wyrażały czyste zdziwienie.
-Jako że ja jestem cały twój, to ty też. Jeśli jeszcze raz zobaczę, że jakaś suka zrobiła ci malinkę, to...-poruszyłem biodrami kilka razy ocierając się o krok chłopaka -...możesz pomarzyć o tym, że kiedyś pozwolę ci na coś więcej niż macanie -po tych słowach gwałtownie podniosłem się z jego kolan. Harry wygląda jak żaba, kiedy patrzy na mnie zdziwiony. Ruszyłem do drzwi, kręcąc tyłkiem. Otworzyłem je, jednak zanim wyszedłem posłałem mu słodki uśmiech.
-Czekam pod prysznicem -po tym zamknąłem drzwi. Przeszedłem kilka kroków tylko po to, żeby skulić się pod innymi drzwiami.
Louis ty chory pojebie! On cię zajebie! Przecież ty nie masz tu nic do gadania! O kurwa! Chwyciłem się za czerwone policzki. Co ja zrobiłem?!
Jestem martwy. Do tego zaproponowałem mu wspólny prysznic. Kill me plz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro