Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

play 6


Heyyyyyyy
Rozpieszczam was wiecie? Dzisiaj rozdział "ROCK ME!",a wczoraj opublikowałam moje Muke z którego jestem mega dumna! I polecam je gorąco!
Co do rozdziału to powiem wam, że to jest najgorszy rozdział jaki w życiu napisałam ;-; wybaczcie.
Pisze właśnie dla was kolejny rozdział i jestem załamana sobą :'D heheszki
Jutro mam uro i tak jakby nie mam jak wrzucić rozdziału więc jest lol.
Cieszcie się i radujcie czy coś?


ENDŻOJ!
możecie polecać moje ff nie obrażę się XD + to najkrótszy rozdział jaki napisałam :<

_____________________________________________





Głaskałem powoli trzęsące się ciało czerwonowłosego chłopaka. Powinienem go pocieszać, jednak nie potrafiłem. Sam znam ból bycia uderzonym przez osobę którą lubimy, jednak w tym wypadku Michael kocha Luke'a. Nie pojmuję tego, jak można się na kogoś wkurwić za to, że ten chce odwiedzić kumpla i dać mu telefon. Znaczy....pojmuję, patrz Harold. Nie znam Luke'a, ale wiem jedno: jak go spotkam to mu przypieprzę w twarz. Po kilku godzinnej rozmowie Mike uznał, że jest głodny i chce lody. Na szczęście mamy pełną lodówkę lodów. Razem zeszliśmy do salonu, który był dziwnie cichy. Wtem do kuchni wpadł Niall. O nie. To się źle skończy.

Piątą godzinę nie mogę przestać się śmiać z komentarzy Michaela i Nialla, dotyczących głupiej telenoweli, którą oglądamy. Po zakończonym seansie chłopaki stwierdzili, że pora na horror. Nie powiem, spodobał mi się ten pomysł. Szczerze, miałem już dość brazylijskiej opery mydlanej. Rozłożyłem się wygodnie na wielkim fotelu, który zazwyczaj zajmuje Harry. Właśnie skoro o nim mowa...
-Niall?-zagadnąłem Irlandczyka wcinającego popcorn o smaku karmelowym, do tego miał jeszcze masło orzechowe. Nie mam pojęcia jak on może to jeść.
-Pho?-mówiąc to wypluł parę nie przeżutych do końca ziaren prażonej kukurydzy.
-Gdzie Zayn? I Harry?-Michael usiadł na kanapie obok blondyna i patrzył na nas z zainteresowaniem.
-Ohni shom...-przełknął ostatnią porcję i kontynuował- Haz i mój skarbek pojechali na spotkanie rady. Zazwyczaj odbywają się one na zmianę z bankietami, na szczęście-uniosłem brew, zdziwiony kiedy i Niall i Mikey westchnęli w wyrazie zadowolenia.
-Te bankiety są aż takie straszne?-zapytałem, poprawiając się w fotelu. Moi towarzysze pokiwali zgodnie głowami na potwierdzenie-Mike ty też na nie chodzisz?-spojrzałem na małego pomidorka, który kręcił się trochę nerwowo na swoim miejscu.
-Ano chodzę, znaczy nie byłem na wszystkich, bo Luke nie za bardzo lubi na nie chodzić i chodzimy tam tylko wtedy kiedy Ed go o to prosi-mówi Michael ,wymachując jak zwykle rękami. Znowu jest moim ćpunem powietrza :) , a Nill aż się opluł sokiem bananowym.
-CO?! Jesteś od Sheerana? Louis?! Wiedziałeś i mi nie powiedziałeś?!-krzyknął, patrząc to na mnie, to na chłopaka po przeciwnej stronie pokoju. Uniosłem ręce do góry w obronnym geście.
-Ja niewinny! Ja nic nie wiem! Mike tłumacz się.
Wzrok blondyna od razu spoczął na farbowanym towarzyszu. Nagle Ni podskoczył niczym mała małpka, przedarł się przez stos poduszek na kanapie i opadł tuż przy twarzy Michael'a.
-Gadaj, a nie na Louis'a się gapisz-chłopak został dźgnięty w pierś, na co się lekko skrzywił.
-Już, już. Tak, jestem od Sheerana. Znaczy Luke jest, ja tylko jestem jego partnerem. Uprzedzając twoje pytanie Niall, tak, Luke jest prawą ręką Ed'a-widząc pytające spojrzenie blondyna kontynuował-Luke mnie znalazł kiedy tak jakby byłem bity?-zaśmiał się, nerwowo pocierając swój kark. Ja znałem tą historię więc w momencie kiedy chłopak zaczął opowiadać, wyłączyłem się totalnie. Myślami błądziłem tam gdzie nie powinienem. Zaczęło mnie zastanawiać to wszystko. Czemu jestem tutaj, a nie na przykład w Meksyku? Czemu Harry mnie lubi i jeszcze tutaj jestem, mało tego, żyję? Przecież to nie możliwe, żeby coś do mnie czuł, bo jestem tylko jego zabawką...ale nigdy nie zrobił nic więcej poza wpakowaniem się pod mój prysznic i małym macankiem. O co tu chodzi? Czemu czuje, że znam ludzi, których nigdy w życiu nie widziałem? Wzdycham głęboko. Nienawidzę tej pustki w mojej głowie. Jakby wszystko co o sobie wiem, zostało mi dane przez Mardock'a.
.
.
.
Eureka! Mardock, przecież to on był ze mną odkąd pamiętam, to dzięki niemu wiem jak mam na imię i wiem o sobie podstawowe rzeczy. Gwałtownie podniosłem się do pionu, tym samym zwracając na siebie uwagę rozbawionych chłopaków. On wie o mnie wszystko, znaczy musi, skoro jest ze mną od trzech lat. Jak teraz o tym pomyślę...to zawsze był jakiś za bardzo opiekuńczy względem mnie. Muszę się do niego wybrać.
-Louis?-Niall odezwał się jako pierwszy.

-Hmmm?-mruknąłem, z powrotem opadając na fotel.
-Co jest? Wiesz, coś za gwałtownie się podniosłeś. To nie w twoim stylu.
-Muszę iść się z kimś zobaczyć...-zacząłem, ale przerwał mi dziki krzyk blondyna, który doskoczył do mnie w trzech krokach i chwycił za przód mojej koszulki.
-CZY CIEBIE BÓG OPUŚCIŁ?!-krzyknął w moją twarz.
-Już dawno...-wymamrotałem, patrząc mu w oczy.
-Louis, nie możesz. Chyba, że chcesz zostać zajebanym przez Hazze, to droga wolna-uniosłem wysoko brew-Nie patrz tak na mnie. Harry wie, że się wymknąłeś-O kurwa. Jestem w dupie-Tylko jeszcze nie wie kiedy i jak, ale uwierz mi dowie się i już nie będzie tak miło. Na razie się powstrzymuje, ale jak Micheal stąd pójdzie to urządzi ci jesień średniowiecza-Potrząsnął mną dla lepszego efektu-Więc błagam cię stary, nigdzie nie wychodź na razie, bo tylko go wkurwisz. Sam wiesz jaki on jest-Pokiwałem głową. Niall puścił moje biedne ciało tak, że opadłem na kanapę. Wraz z Mike'em włączyli horror. Skąd on wie? Przecież nie powinien...ta, Louis nadal myśl, że Styles to idiota, a daleko nie zajdziesz. Spotkanie z staruszkiem musi poczekać. Kurwa. Czemu muszę być taki zjebany?
-Idę po coś do picia, chce ktoś coś?-zapytałem, wstając z fotela, przy okazji poprawiając za duży sweter, który wcale nie pachniał loczkiem.
-Cole i piwo, raz proszę!-zawołał za mną Mikey. Coś mi się wydaje, że lepiej się już czuje. To dobrze. Lubię kiedy się uśmiecha. Wszedłem do pustej kuchni. Dziwne, gdzie się podziali wszyscy? Zazwyczaj w tym pomieszczeniu jest największy ruch. Podrapałem się po głowie po czym skierowałem swe kroki w kierunku wielkiej lodówki. Liczę na jakieś dobre ciasto. Otworzyłem ją i aż odetchnąłem z ulgą. Uwielbiam naszą kucharkę. Na kwadratowym talerzyku przykrytym folią aluminiową znajdowała się mała karteczka z napisem „Dla Lou :)". Awwww. Wyciągnąłem moją porcję ciasta czekoladowego na blat, do tego wziąłem jeszcze dwie butelki coli i jedną piwa. Jestem gotowy do powrotu. Zanim opuściłem kuchnię, chwyciłem mały widelczyk i włożyłem go sobie do ust. Tak jest mi wygodnie. Zaopatrzony w napoje, widelczyk i ciasto, wróciłem do salonu. Zastałem tam niecodzienny widok bo fotel, który zajmował Mikey i kanapa którą zajmował Niall, były puste, a moi kumple siedzieli schowani za fotelem Harry'ego. Parsknąłem cicho, siadając na swoim miejscu. Wyciągnąłem z ust metalowy sztuciec, po czym odwróciłem się do nich, opierając się o wezgłowie fotela.
-To co panowie? Może obejrzymy „Mulan"? -zaśmałem się cicho.
-A może „Avatara"? -zapytał Niall z nadzieją, Mike pokiwał głową na jego słowa.
-Dla mnie spoko.
Tak właśnie skończyło się nasze oglądanie horror'u. Po skończonym cieście i seansie, każdy z nas udał się do swojego pokoju. Tym razem uważałem, żeby nie „pomylić" drzwi. No bo tak jakby przez ostatnie tygodnie spałem u Harry'ego, robiąc za jego poduszkę? Heh. Brawo Louis. Korzystając z tego, iż mojego pana nie ma w domu, wziąłem spokojny prysznic. Pierwszy raz od ponad półtorej miesiąca odbył się on bez wielkich dłoni na moim ciele. Nie żebym miał coś przeciwko. Skąd. Ubrany w wygodne czarne bokserki, za duży t-shirt, wpakowałem się do swojego łóżka. Kręciłem się przez dobre pół godziny, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. I to nie dlatego, że brakuje mi gorącego ciała za mną! Absolutnie nie! Nagle usłyszałem głuchy trzask w pokoju obok. Już chciałem wstać kiedy do moich uszu dotarły jęki. Kobiece. Wyłapałem pojedyncze słowa, typu „Harry", „mocniej", „o kurwa".
Sam nie wiem co w tym momencie poczułem. Chyba wszechobecną pustkę. Nakryłem się mocniej kołdrą nie chcąc słyszeć tej...zdrady? A no tak! Moje serce właśnie wita się z żołądkiem. Jest mi niedobrze na myśl, że Harry w tej sekundzie rucha się z Bereniką. W sumie nie powinno mnie to obchodzić, ale jednak obchodzi. Za bardzo. Czemu to tak bardzo boli? Przecież ja go znam za krótko. Wtem czuję jak coś ostrego wbija mi się w głowę. Słyszę bicie własnego serca w uszach. Moja głowa boli tak jakby ktoś wbijał mi w nią gwoździe. Zwijam się w kłębek i zaczynam krzyczeć. Nie, ja nie krzyczę, ja się drę w niebo głosy. Jestem pewien, że cały Londyn jest w stanie mnie usłyszeć.

-Nie ma mowy.
-Musisz to zrobić. Dla dobra rodziny.
-Jakiej rodziny? TO nazywasz rodziną? To raczej jest hodowla morderców.
-Zważaj na słowa! Chyba nie chcesz, żeby twojemu...
-Zamknij się do kurwy! Go do tego nie mieszaj.
-Zrobisz co ci każe, inaczej twój chłoptaś nie będzie już taki piękny. Zrozumiałeś Louis?
-Tak, ojcze.

-Louis! Lou! Kurwa! Czemu on się nie budzi do cholery?!
-Harry spokojnie. Zaraz powinien się obudzić.
Mruknąłem coś niezrozumiale, kręcąc się na miękkiej pościeli. Ból promieniujący z mojej głowy był nie do zniesienia. Chwyciłem się za nią, powoli się podnosząc.
-Louis? Hej! Nie powinieneś się podnosić-ciepły głos Michael'a docierał do mnie jakby zza jakiejś ściany. Duże dłonie spoczęły na moich ramionach, lekko pchając mnie do tyłu tak, że wylądowałem na miękkich poduszkach.
-Zostań z nim-nie mam pojęcia kto miał ze mna zostać, w sumie mam to w dupie. Po kilku długich chwilach, kiedy już odpływałem, poczułem jak moje ciało zostaje przyciągnięte do innego, twardego ciała. Zaciągnąłem się zapachem tejże osoby.
Harry.

Kolejne dni mijały mi w dobrej atmosferze. Nikt nie wspominał o moim mały występie wokalnym, a ja nawet nie chciałem tego pamiętać. Pomiędzy mną a Hazza było inaczej? Często rozmawialiśmy, chodziliśmy się przejść, czy po prostu oglądaliśmy filmy. Chociaż nadal miałem wrażenie, że jak tylko Mike nas opuści, to loczek wybuchnie. Właśnie, Michael był u nas już tydzień, czuł się tutaj dobrze, a mieszkańcy go polubili. Był późny wieczór, kiedy Niall zadecydował, że obejrzymy film. Chciałem zając swoje miejsce na fotelu, ale ktoś mnie ubiegł. Harry uśmiechał się do mnie tym swoim uśmiechem, dzięki któremu były widoczne dołeczki. Prychnąłem pod nosem i pod wpływem chwili wpakowałem się na jego kolana. Mike aż się opluł swoja porcją kakao, Niall zaśmiał się na to w ramię Zayna, który patrzył to na mnie, to na Harry'ego z dziwnym uśmiechem. Poprawiłem się na kolanach loczka, opierając się przy tym o jego tors.
-Nie za wygodnie ci przypadkiem?-ciepły oddech owiał moje ucho, na co zachichotałem. Okej co się dzieje? Czy w tej gorącej czekoladzie coś było?
-Bywało lepiej-pokazałem mu język, po czym odwróciłem się w stronę ekranu. Blondyn wraz z Mike'm wybrali 'Dwa tygodnie na miłość', nie mam pojęcie czemu akurat ten film, ale się nie odzywałem. Oparłem się wygodniej o tors Harry'ego, którego ręka owinęła się dookoła mojej tali. Było mi miło. Bardzo miło. Znienawidzone prze ze mnie motyli latały po całym moim żołądku. Jednak tym razem nie miałem nic przeciwko nim. Wtem ciepłe usta loczka spoczęły ma mojej szyi delikatnie ją muskając. Po raz pierwszy się tak zachowywał i cholernie mi się to podobało. To było takie...znane? Jakbym już kiedyś czegoś takiego doświadczył. Jakby te same usta już kiedyś coś takiego mi robiły, ale to jest niemożliwe. Znaczy się pomijając fakt, że niczego o sobie nie pamiętam, nie liczę tego nagłego przebłysku, to raczej mało prawdopodobne, żeby ktoś taki jak Haz się mną zainteresował.
-Pnie Styles?-gruby głos wyrwał mnie z zamyślania, na co podskoczyłem na udach chłopaka o zielonych oczach.
-Słucham Tom-Niall zastopował film, wszyscy wpatrywaliśmy się w rosłego ochroniarza.
-Ktoś do pana...-mężczyzna odsunął się ukazując nam wysokiego blondyna o smutnym i zmartwionym obliczu. Michael pisnął cicho, prawie się dławiąc jedzoną pianką. Czyżby to był Luke?
-Czego chcesz Hemmings? Jeżeli przysłał cię Ed tylko po to, żeby mnie namówić na partyjkę pokera to sobie odpuść i wypierdalaj-mruknął ostro Harry, chwyciłem jego dłoń ściskając ją. Butelkowe oczy spojrzały na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi.
-Może ja będę mówił co? Bo coś mi się wydaje, że to mój gość, Haz-wyszeptałem do jego ucha, dyskretnie kiwając głową w kierunku czerwonowłosego, który gapił się na blondyna.
-Ja...ja nie przyszedłem w tej sprawie...-wymamrotał chłopak, podnosząc głowę i spoglądając na nas. Po chwili jego niebieskie oczy odnalazły zielone oczka Mikey'a. Wtedy cała postawa Luke'a jakby się rozluźniła, a oczy ogarnął spokój choć nadal widziałem po nim, że jest zaniepokojony. Z drugiej strony Michael wyglądał jakby ze sobą walczył. Jego zielone oczy spotkały moje i chyba zrozumiał przekaz, bo zerwał się ze swojego miejsca i podbiegł do chłopaka. Rzucił się na niego, mocno przytulając. Haz sprzedał mi sójkę w bok, na co spojrzałem na niego.
-Widziałeś-bardziej stwierdził niż zapytał. Pokiwałem głową, przyznając mu rację. Prawie pisnąłem, kiedy wbił mi swoje palce w bok-Musimy porozmawiać i to poważnie-przez moje ciało przebiegł niekontrolowany dreszcz. Kurwa. Czemu mam wrażenie, że ta rozmowa nie będzie ani miła, ani komfortowa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro