play 2
Hi!
Dodaje rozdział trochę później niż zazwyczaj, ale musicie mi wybaczyć. Trochę krucho z moim zdrowiem ostatnio.
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie wam do gustu :D Liczę na jakieś komentarze i gwiazdeczki
Bardzo dziękuję za wszystkie vote i komenty pod wcześniejszymi rozdziałami.
ENDŻOJ!!
Z góry przepraszam za wszystkie powtórzenia i błędy ;-;
Aszton x
________________________________________________________________________
-Louis. Hej, wstawaj-głos Niall'a nie docierał do mnie za dobrze. Czułem się jak w jakimś innym świecie, otumaniony zapachem ciemnowłosego. Czyżby właśnie tworzył swój nowy Lalaland? Tylko zmienię mu nazwę na Hazzaland i będzie pasować. Z świstem wypuściłem wcześniej wstrzymywane powietrze. Czułem zimne palce na moich ramionach, ktoś ustawiał mnie do pionu, jak miło. Nadal czułem ten cholerny zapach. To było dziwne. Nawet bardzo. Przecież powinien się ulotnić czy coś. Nieprzytomnie podniosłem wzrok na Nialla, koło którego stał ten facet o czekoladowych tęczówkach. Zamrugałem kilka razy. Przecież ja go znam!...ale skąd, to jest pytanie. Uśmiechnąłem się delikatnie i wtedy do mnie dotarło czemu mi tak zimno i wszyscy się na mnie gapią! Nie mam na sobie nic poza spodniami. O Jezusie. Mulat wyciągnął do mnie dłoń z szelmowskim uśmiechem, za który zarobił od blondi kuksańca w bok.
-Zayn Malik, miło mi Louis. Niall miał racje, jesteś niezły na pewno spo...ała kurwa Niall!-warknął na chłopaka obok, który walnął go w brzuch pięścią. Czemu mam wrażenie że mi o czymś nie mówią? Chwileczkę. Przejechałem spojrzeniem po jednym i po drugim. Nie są podobni ani nic, więc jakim cudem mają to samo nazwisko. Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu. Tak się zadumałem nad tym jakim cudem dzielą to samo nazwisko, że nie zauważyłem jak Niall chwyta twarz Zayna w dłonie i mocno go całuje. Odciąłem się w momencie kiedy usłyszałem jęk blondyna. Patrzyłem na nich wielkimi oczami. Więc oni ten tego...? O Jezu. Oni się prawie przede mną zjadają. Boże. Nie mam pojęcia czemu, ale spaliłem raka. Czułem ciepło aż na szyi. Niall spojrzał na mnie wielkimi oczami kiedy Zayn całował jego szyję.
-Eee, no, tego, smacznego? Zabezpieczajcie się czy coś. Ja wam nie będę przeszkadzał. Pójdę na wycieczkę krajoznawczą. Ładnie ci w czerwonym Ni -zaśmiałem się nerwowo, wskazując na wielkiego siniaka, który pojawiał się na jego obojczyku. Chłopak chyba chciał coś powiedzieć, ale nie dane mu było dojść...do słowa oczywiście. Szybkim krokiem przemierzyłem te kilka metrów, które dzieliły mnie od potężnych, drewnianych schodów. Paradoks kurwa. Wszystko takie niby nowoczesne, ale schody to wyglądają jak z innej epoki. Przeskakiwałem co dwa stopnie żeby szybciej znaleźć się...w sumie to chuj wie gdzie. Stałem jak ostatni idiota na środku długiego holu i nie miałem pojęcia gdzie iść. Pierwszy raz jestem w takim domu do stu czortów! Prawo? Czysto. Lewo? Czysto. Po przekątnej? Zayn pieprzący Nialla. A w górze żyrandol z diamentami. O boże! Oni tam się no...kurwa. Moje nogi zdecydowały za mnie. Lewo, schody, prawo, lewo i znowu schody. Chyba byłem w jakiejś mrocznej części domu, bo jakoś mało tutaj światła. Nadal czułem, że jestem czerwony jak piwonia w samo południe, zapach skoszonej trawy ciągle mi towarzyszył, a ja się zgubiłem. Byłem w dupie. Louis idioto! Nie trzeba było uciekać jak jakaś dziewica kiedy widziałeś dwóch facetów, których de facto nie znasz, prowadzących grę wstępną. Dodajmy, że dziewicą nie jestem. Miałem ochotę walić głową w ścianę ,ale nie widziałem, czy tutaj ludzie już nie śpią o tej porze. Ruszyłem w stronę pierwszych lepszych drzwi. Teraz dopiero we mnie uderzyło zmęczenie, stres i ból wszystkich kości. Jednak trochę mnie ta podróż moim puszkomobilem uszkodziła. Chciałem tylko łóżka. Chwyciłem pierwsza klamkę. Błagam, żeby było otwarte! Jest! Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Szybko wsunąłem się do pomieszczenia. Przez wielkie na pół ściany okno balkonowe wpadał blask księżyca. W innych okolicznościach pewnie bym wyszedł na balkon, żeby podziwiać pełnie, lecz nie czułem w tym momencie niczego poza silna potrzebą snu. Po drodze do wręcz królewskich rozmiarów łóżka ściągnąłem z siebie zniszczoną część garderoby. W samych bokserkach rzuciłem się na delikatną pościel. Wczołgałem się pod ciepłą kołdrę, która pachniała lawendą. Kocham te kwiaty. Uśmiechnąłem się delikatnie, zamykając oczy. Powinienem się bać, trząść się ze strachu, a najlepiej płakać nad swoim losem i użalać się nad tym, że zostałem sprzedany jak zwierzę. Jednak jedyne o czym mogłem myśleć, to to jak bardzo zapach skoszonej trawy i mięty, który unosił się w pokoju, mnie uspokaja.
Kto do cholery zostawił odsłonięte okno?! Ja się pytam, kurwa?! Przykryłem się wielka poduszką, żeby te okropne promienie mnie nie dosięgły, jednak okazało się to kompletnie nie pomocne. Nie mogłem już zasnąć, a po raz pierwszy spało mi się tak dobrze. Niechętnie wychyliłem głowę spod mięciutkiej poduszki. Nieprzytomnym spojrzeniem oglądałem pomieszczenie. Ściany były utrzymane w ciepłych barwach, co mi się bardzo podobało. Okno balkonowe zajmowało praktycznie cała ścianę, a w nogach wielkiego łóżka, na którym siedziałem stała ciemnobrązowa skrzynia, idealnie pasująca do dwuskrzydłowej szafy. Po za tymi meblami w pokoju znajdował się dywan z długim włosiem, które łaskotało moje nagie, brudne stopy, do tego dwa fotele i mały stolik, ustawione naprzeciwko szklanych drzwi. Wstałem na drżących nogach i stanąłem pośrodku pokoju. Szczerze mówiąc to już kocham to pomieszczenie. Pomimo tego, że układ mebli jest tutaj do bani. Przeciągnąłem się, aż mi kości strzyknęły. Może powinienem pójść poszukać Nialla? Kiwnąłem głową na swoją myśl. Już chciałem założyć wczorajsze spodnie, ale mój wzrok padł na skrzętnie ukryte drzwi. Porzuciłem moje spodnie na rzecz przygody, która okazała się drogą do łazienki. Bez chwili zastanowienia zrzuciłem z siebie bokserki i wskoczyłem do kabiny prysznicowej. Ciepłe krople obmyły moje ciało, a ja zamruczałem z przyjemności. Nawet nie zauważyłem, że do łazienki prowadzą jeszcze jedne drzwi, również bardzo dobrze ukryte, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Nie usłyszałem tego, zbyt zajęty namydlaniem się olejkiem o zapachu lawendy. W końcu mogę się umyć w cieplej wodzie!
-No no...tyłek to ty masz zajebisty-Z piskiem odwróciłem się w stronę tego cholernego, zachrypniętego głosu. Harold stał tam jak jakiś powalony król, opierając się o umywalkę, z ramionami założonymi na torsie i w samych luźnych dresach. Boże. Ile on ma tych tatuaży. Patrzyłem na niego wielkimi oczami. Cofnąłem się o krok, tym samym wchodząc głową pod strumień wody. Włosy zasłoniły mi widok na mężczyznę który uśmiechał się złowieszczo. Nawet nie wiem kiedy wszedł pod prysznic, stając dokładnie przede mną. Jego butelkowe oczy patrzyły na mnie jakbym był jakąś zwierzyną, którą udało mu się upolować. Wyciągnął rękę i chwycił mnie mocno za szyję. Nogi miałem jak z waty. Cały drżałem, bynajmniej nie z zimna. Co się kurwa dzieje?! Co on tu robi? Jak? Kiedy i dlaczego ja? Czy on chce mnie zgwałcić? Boże. Harry odwrócił moją głowę bokiem, po czym pochylił się nad moim uchem. Owiewał je ciepłym oddechem, a ja miałem dylemat czy zacząć się już hiper-wentylować, czy dopiero za chwile. Syknął niezadowolony. Chwycił w swoje długie, arystokratyczne palce moje włosy i pociągnął brutalnie w dół. Wydałem z siebie cichy jęk bólu, który po chwili zamienił się w niemy krzyk kiedy Harold wgryzł się w wrażliwe miejsce za uchem, jakby to było co najmniej jabłko. Czułem jak jego zęby przerywają moją skórę, a kilka kropel krwi wypływa z tamtego miejsca, choć to równie dobrze mogła być woda. Boli. Nie wiem skąd bierze się we mnie ta siła, ale chwyciłem go za wytatuowane ramię i odepchnąłem, cofając się pod ścianę. Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami, przykładając drżąca dłoń do szyi. Harry odgarnia włosy do tyłu z przerażającym uśmiechem na ustach. Przełykam głośno ślinę. Czuje, że się w coś wjebałem.
-Niegrzecznie, Lewis. Nikt ci nie powiedział, że nie wolno ci mnie tak traktować?-zapytał na pozór miło. Jego oczy krążyły po moim ciele tylko po to, żeby znowu spocząć na mojej twarzy. Czułem, że znowu się rumienię. Jestem nagi, a on ubrany. Boże. Louis stop.
-Nie, nikt mi nie powiedział, że gustujesz w ludzkim mięsie, ani że lubisz się ludziom wypakowywać pod prysznic-prychnąłem, zakręcając wodę. Znowu miałem ten dziwny przypływ siły. Pokręciłem głową. Harry patrzył na mnie beznamiętnym spojrzeniem, które z jakiegoś powodu mnie denerwowało. Co ze mną nie tak? Nawet go nie znam, a już mnie denerwuje- Poza tym Niall był wczoraj tak bardzo zajęty, że nawet mi nie wyjaśnił co tutaj dokładnie robię, ani gdzie jestem. Nie wspominając o tym, że miał mnie oświecić co do twojej osoby, Haroldzie-znowu prychnąłem. Oblicze mężczyzny naprzeciwko nawet nie drgnęło. Policzyłem w głowie do trzech, po czym minąłem go w drzwiach prysznica. Wytarłem się dokładnie i zawinąłem ręcznik dookoła bioder. Już miałem podejść do umywalki, nad którą znajdowało się lustro, żeby zobaczyć jak bardzo źle jest z moja szyją, kiedy poczułem zimne dłonie na biodrach. Automatycznie spiąłem wszystkie mięśnie. -Chcesz wiedzieć co tutaj robisz?-szepnął do mojego zaczerwienionego ucha. Kiwnąłem potwierdzająco głową. Po raz kolejny poczułem ten specyficzny zapach, który nie chciał mnie opuścić wczorajszego dnia. Serce biło strasznie głośno w mojej piersi, tak, że obawiałem się czy Harry przypadkiem go nie słyszy -Jesteś tutaj żeby mnie zabawić Louis. Jesteś moja dziwką. Pamiętaj o tym-warknął do mojego ucha, chwytając w garść mokre włosy, po czym pociągnął je do tyłu z większą mocą niż wcześniej. Zacisnąłem mocno powieki z bólu. Ciepły język mężczyzny przejechał po mojej szyi. Mogłem wyczuć jego uśmiech, kiedy tylko zatrzymał się w miejscu, w którym dało się wyczuć szaleńczy puls. Gwałtownie puścił moje włosy, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami, których wcześniej nie widziałem. Przez kilka dłuższych chwil stałem tam tak, jak mnie zostawił. Nadal nie docierało do mnie to, że od teraz nie dość, że jestem jego, to będę robił za jego prywatną dziwkę. Kurwa. Przyłożyłem drżącą dłoń do ust. W tym momencie żałowałem, że nie zginąłem wtedy podczas trzęsienia, które zmieniło całe życie na ziemi. Wziąłem kilka drżących oddechów. Uspokój się Louis. Będzie dobrze. Pieprzony Niall! Miałem ochotę krzyczeć, ale jakoś powstrzymałem się od tego. Na miękkich nogach podszedłem do umywalki. Miałem ochotę płakać. Zagryzłem mocno wargę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Z płaskiej tafli patrzył na mnie wychudzony chłopak o niebieskich oczach, roztrzepanych, karmelowo-brązowych włosach. Pod jego oczami znajdowały się szare worki od zbyt dużego zmęczenia. Wyglądałem jak gówno. Jakim cudem ktoś mnie chce? Odwróciłem głowę w bok. Kurwa. Za uchem znajdowała się idealna odbitka uzębienia Harolda w kolorze czerwonym. Tego nie da się ukryć. Westchnąłem żałośnie. Wytarłem włosy jednym z ręczników. Opuściłem łazienkę otulony wcześniej znalezionym szlafrokiem. Podszedłem do wielkiej szafy. Chwyciłem za uchwyty i pociągnąłem. Moim oczom ukazały się stosy przeróżnych swetrów. Ciemne, jasne, w paski, w groszki, niebieskie czy też zielone, do wyboru do koloru. Wyciągnąłem prosty czarny sweter. Na bank był na mnie za duży, ale co tam. Zacząłem przeglądać kolejne szafki w poszukiwaniu bokserek oraz jakiś spodni. Znalazłem. Wciągnąłem na tyłek dolną część garderoby i przyjrzałem się sobie w odbiciu. Byłem okropny. Do tego te wszystkie strupki, blizny, czy też otarcia. Szybko zarzuciłem na siebie o wiele za duży sweter, który sięgał mi do polowy uda. Zaciągnąłem się zapachem materiału. Skoszona trawa, proch strzelniczy i mięta? Cholera. To pachnie Harrym! Już chciałem to z siebie zrzucić, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się szeroko, a w nich stanął nie kto inny jak Niall. Z cała kolekcją malinek na szyi i nadgarstkach.
-A więc to tu jesteś druhu!-podszedł do mnie z wesołym uśmiechem na twarzy, lecz zaraz on zniknął, kiedy dostrzegł, że mam coś za uchem. Odsunął moje włosy na bok. Patrzył wielkimi oczami na ugryzienie tak, jakby sam nie miał czegoś podobnego na szyi. Prychnąłem odsuwając się od niego.
-Miałeś mi coś wyjaśnić wczoraj, ale coś ci chyba przeszkodziło, co nie?-uśmiechnąłem się słodko. Blondi zarumienił się mocno, po czym pokiwał głowa.
-Tak...wybacz po obiedzie ci wszystko wyjaśnię, obiecuje-powiedział, patrząc to w moje oczy to na moje ucho.
-Obiad? Brzmi dobrze. Możemy iść? Jestem trochę głodny -uśmiechnąłem się do niego i ruszyłem w stronę wyjścia.
-Pasują ci rzeczy Harry'ego- wypalił, kiedy schodziliśmy po tych wielkich schodach, a ja omal co nie wywaliłem się z wrażenia. Spojrzałem na swoje ubrania, a potem na Nialla.
-Przecież Harry jest za wysoki na te spodnie, a sweter to wziąłem przez przypadek..-mruknąłem choć prawdą było, że nie miałem innych ubrań.
-Nie przejmuj się Lou. Jak już się zaaklimatyzujesz, to pojedziemy na wielkie zakupy! Obkupimy się za wsze czasy!-posłałem mu kolejny szczery uśmiech. Pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyliśmy, że znajdujemy się w salonie połączonym z jadalnią, w której było całkiem sporo zupełnie mi nieznanych ludzi. Kilku uśmiechało się do mnie miło, a pozostali obserwowali mnie uważnie, coś między sobą gadając. Spojrzałem na Harolda, który siedział na szczycie stołu i przyglądał mi się z drapieżnym uśmiechem. Miałem wielką ochotę przyłożyć mu teraz w tą przystojną mordę.
Denerwujący mnie boczek jeden.
Całe śniadanko przegadałem z miłą blondynką, której imię brzmiało Sally. Jako jedyna nie patrzyła na mnie wzrokiem pod tytułem ''biedny chłopak'', chociaż z drugiej strony nie miałem pojęcia czemu jestem taki biedny. Może chodzi im o to, że całkowicie zignorowałem władczy ton boczka imieniem Harold i zamiast koło niego usiąść i stanąć twarzą w twarz ze straszą kobietą, której zielone oczy były jeszcze straszniejsze niż mojego pana, poczujcie sarkazm yeaah, to usiadłem na samym końcu stołu koło tej miłej blondi. Głowa stołu, aka Haroldzik, nadal zabija mnie wzrokiem, co pewnie widzą wszyscy w tym pomieszczeniu, ale jakoś nie przeszkadza im to w żywej rozmowie. W połowie czwartej kanapki czuję jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Niall uśmiecha się do mnie z wypchanymi policzkami.
-Na boga, chłopie usiądź i przełknij, a potem mów-mruczę z szynką między zębami. Chłopak stosuje się do moich zaleceń, na co uśmiecham się do niego uśmiechem ala dobra matka roku 2014-Grzeczny chłopiec. A teraz o co chodzi?-pytam z ciekawością, biorąc łyk gorącej herbaty z miodem. Niall wskazuje delikatnym ruchem głowy początek stołu. Spoglądam tam znad różowego kubka w motyle. Harry pochyla się nad Zaynem, który trzyma telefon kurczowo przyciśnięty do ucha.
-Pewnie znowu problemy z tymi chujkami - warczy wojowniczo Sally, a ja spoglądam na nią jak na jakieś ufo. O co chodzi? Znowu boli mnie to, jak niedoinformowany jestem. Dwójka najprzystojniejszych mężczyzn tego podłego świata podnosi się z miejsc i nie oglądając się na nikogo wychodzi, mijając naszą trójkę. Zaraz po nich wychodzą kolejne osoby, tak jak byli usadzeni przy stole. Wszyscy podążają za nimi, poza nami oraz starszą panią, która się do nas uroczo uśmiecha.
-Kolejny raz rządzą na nie swoim terenie - mówi, spokojnie popijając herbatkę, a mi łapki dosłownie opadły na dno rowu mariańskiego. Halo? Pomocy? Nie wiem o co biega? SOS?! Irlandczyk dostrzega moje zdezorientowanie. Wzdycha ciężko, po czym kończy swoją wielką kanapkę.
-Więc, to ten moment kiedy mam ci wszystko wyjaśnić, a ty masz siedzieć cicho jak myszka pod miotłą, okej? -pyta mnie, a ja kiwam energicznie głową, mocniej ściskając swój kubek-Po pierwsze, wiesz gdzie jesteśmy? Nie, jasne że nie. Wybacz głupie pytanie. Aktualnie znajdujemy się osiem kilometrów od Londynu, a dokładniej mówiąc jego granicy -Rozszerzam oczy w szoku. Niemożliwe! Jestem w Londynie?! Już chce coś powiedzieć, lecz nie jest mi to dane.-Pytania na koniec, okej? Jak chcesz to je spisuj!-zaśmiał się cicho blondyn, ale zaraz znowu kontynuował.- Wiesz jak teraz wygląda Londyn?-Kręcę głową na 'nie'- Teraz istnieje podział na cztery obszary. Na każdym z obszarów władzę sprawuje pewna rodzina, że tak to ujmę. Ty, ja, Sally i reszta należymy do jednej z nich -Moja szczęka spotyka się z podłogą w namiętnym pocałunku - Harry jak się domyślasz to głowa rodziny, Zayn to jego prawa ręka, a Lara..-tutaj wskazał na babcię-...jest wcześniejszym szefem. Ale wracając. Jesteśmy jedną z nich, co oznacza, że są jeszcze trzy-wyciąga przed siebie trzy palce -Rodzina Eda, z którą utrzymujemy dobre stosunki. Można powiedzieć, że się lubimy-zgina pierwszy palec-Rodzina El, tutaj mamy z nimi tylko dobre stosunki, nie próbujemy się zabić i to nam wystarcza-zgiął kolejny palec- Na końcu są oni. Rodzina Blacków. Nienawidzimy ich, zresztą z wzajemnością. Tylko dzięki El i Edowi jeszcze się nie pozabijaliśmy. Więc trzymaj się od nich z daleka, ok?-Kiwam głowa niczym grzeczny chłopiec- Tak więc Londynem rządzą cztery rodziny, razem tworzą coś w rodzaju rady która spotyka się raz na miesiąc lub dwa -Opuszcza dłoń. Dziwnie się czuje. Mam wrażenie, że znam to nazwisko. Black, Black, Black. Jest tak znajome, jednak nie mogę sobie przypomnieć skąd je znam- To chyba najważniejsze co powinieneś wiedzieć- Zamyśla się i spogląda na moja twarz. Sięga dłonią do wrażliwej po brutalnym ugryzieniu skóry -Wiesz co to znaczy?-Wzdycham z rezygnacją. Chłopak powinien już wiedzieć, że nie wiem nic. Wszystko trzeba mi wyjaśnić- Więc nie. Dobra...to oznacza, że należysz do Harry'ego i nikt nie ma prawa cię dotknąć dopóki masz to na sobie. Każdy w mieście będzie wiedział, żeby z tobą nie zadzierać, bo jesteś Styles- uśmiechnął się do mnie miło, a ja zmarszczyłem brwi. Nie byłem Styles.
-Nie jestem Styles, tylko Classir -zaprzeczyłem, wymyślając jakieś nazwisko na poczekaniu. Przecież im nie powiem, że nie pamiętam swojego nazwiska, na Boga -Poza tym ty jesteś Malik, więc co to za tekst? -Nie rozumiem o co mu chodzi, tak nagle tym walnął. O ile cała ta wcześniejsza gadka była nawet zrozumiała to to, co powiedział teraz? Ani trochę. Sally spojrzała na mnie w szoku, że nie wiem a Lara ukryła mały uśmiech za kubkiem. Noż cholera!
-Od kiedy Harry cię kupił straciłeś swoje nazwisko. W tym świecie to ono ma moc, nie imię, tylko nazwisko. Jak tylko przekroczyłeś próg tego domu przestałeś być Louisem Jakimśtam, a stałeś się tylko Louisem. Bez nazwiska. Nikim znaczącym. Dzięki temu..-wskazał znamię, które natychmiast przykryłem drżącą dłonią -stałeś się Louisem Stylesem, należącym do głowy rodziny Styles. Jak myślisz czemu jak tylko przekroczyłeś próg jadalni dzisiaj to wszyscy umilkli? Harry cie uznał naprawdę szybko -Teraz wszystko nabierało sensu. Te spojrzenia, uwagi, ciche rozmowy, zdziwienie, że nie wykonałem rozkazu Hazzy...nie jestem wolny. Moje życie nie należy już do mnie. Nie mam prawa o niczym decydować. Moja wolność, której broniłem od trzech lat, została mi zabrana w przeciągu pięciu dni. Bezwiednie tarłem miejsce ze strupkami układającymi się w idealne zęby Harolda. Jasna cholera. Chciałem iść do swojego pokoju z wielkim balkonem i pomyśleć, ale znów nie było mi to dane. Lara podniosła się z siedzenia i podeszła do mnie.
-Teraz ja cię przejmuje cukiereczku. Niall ma swoje pracę, tak samo Sally. Ja cię oprowadzę po domu, a później powiem jaka będzie twoja funkcja. Skończ męczyć ten biedny kark i chodź do kuchni, a wy lenie do roboty!- krzyknęła z uśmiechem na dwójkę blondynów. Heheh blondynki. Wstałem z twardego krzesła. Bez pytań, czy też chociaż spojrzenia w stronę Nialla, udałem się do kuchni. To nie tak, że nie mam tysiąca i jednego pytania, ale najpierw muszę je przemyśleć, żeby nie wyjść na większego idiotę niż już myślą, że jestem. Nie miałem pojęcia, że moje kochane miasto aż tak się zmieniło. Umieściłem kubek w zlewie po czym z delikatnym uśmiechem odwróciłem się do babci, która mi się przyglądała.
-Lubisz ogrody cukiereczku?- zagadnęła, a ja odetchnąłem z ulgą. Chciała tylko iść na spacer. Przytaknąłem jej z uśmiechem. Nigdy się tak nie pomyliłem, bicz!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro