Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Różowy śnieg i Święty Jabbałaj.

Dla klimatu, w mediach u góry powinniście mieć kultowe, znane chyba wszystkim intro ze Star Wars ;)

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...

Wśród całego mnóstwa zapierających dech w piersiach widoków, Gardir miał jeden charakterystyczny tylko dla niego. Otóż na tej planecie padał różowy śnieg. Na tym świecie padał, oczywiście, „normalny" śnieg (szczególnie w wyżej położonych rejonach). Jednakże przez kilka dni w roku, opady te przybierały różową barwę. Zjawiska tego nigdy żadnym uczonym nie udało się wyjaśnić, co tylko przydawało mu niezwykłości.

Na Gardirze minął kolejny standardowy rok. Moc zmieniła nieco swoją aurę. Jako że to mistyczne pole energii spaja i przenika wszystkie żywe istoty, wszystkie one odczuły tę zmianę. Nikt zaś nie poczuł jej mocniej, aniżeli Rycerze Jedi.

Pewnego mroźnego, choć słonecznego poranka, mieszkańcy Świątyni Jedi obudzili się i wyjrzawszy przez okno, ze zdumieniem zauważyli świat skąpany w bajkowym, różowym puchu. 

Podczas wspólnego śniadania w kantynie okazało się, że dzisiaj wszyscy członkowie JO już od przebudzenia nie mogą przestać się uśmiechać. Nie potrafili też usiedzieć na miejscu. Każdego gdzieś „nosiło". Tak po cichu zdradzę Wam, że nie tylko Jedi z Gardira wiedzieli o różowym śniegu, ale o tym później...

Ci spośród Zakonników, którzy zachowali w sobie trochę z dziecka, dodatkowo czekali na wizytę Świętego Jabbałaja. Był to wesoły Hutt w czerwonej czapeczce z pomponem i takim samym kubraczku (przy czym ten drugi był o kilka rozmiarów za mały i niezupełnie dopinał się na masywnym cielsku właściciela).

Nie do końca wiadomo, skąd się ten Święty wziął. Krążyły pogłoski, że był on potomkiem pewnego zacnego i wpływowego Hutta, który przez stulecia zapewniał pracę i rozrywkę różnym istotom, którym gorzej się w życiu wiodło: tancerkom, muzykom, czy łowcom nagród.

Wzorem swojego przodka, Święty Jabbałaj mieszkał właśnie na Tatooine: planecie najdalszej od jasnego centrum Wszechświata, zwanej „galaktycznym biegunem ciepła". W tym uroczym, zapomnianym przez Moc miejscu, wesoły jegomość wraz ze swoimi niemniej wesołymi pomocnikami-droidami w pocie czoła tworzył prezenty dla grzecznych dzieci.

Wspomniany Hutt wesołości i serdeczności miał w sobie tyle, że z czasem rozrósł się do monstrualnych (nawet jak na przedstawiciela swojej rasy) rozmiarów. Nie pasowały na niego największe sanie czy platformy repulsorowe – zawsze brakowało miejsca na wór z prezentami, niemal równie wielki, jak on sam.

Dla kogoś, kto wedle wieści gminnej musiał oblecieć całą Galaktykę w jedną noc, stanowiło to problem nie lada. Szczęśliwie Święty miał pomysłów „od groma".

Zaprzągł więc do pracy (w przenośni i dosłownie) bithańskiego inżyniera Numernabisa, słynnego z niekonwencjonalnych projektów. Wśród tych była choćby brama na jeszcze nieistniejące drugie piętro...na które nie prowadziła żadna turbowinda ani tym bardziej schody. Numernabis uzasadnił to następująco: „Zechce Święty machnąć pięterko? Drzwi już przewidziane! Myślenie przyszłościowe!"

(bithańskiego, czyli pochodzącego z rasy Bithów):

Dzięki takiemu geniuszowi powstały sanie jedynie w swoim rodzaju. Wreszcie zmieścił się na nich i Święty Jabbałaj, i jego wielki czerwony wór, po brzegi wypełniony prezentami. Na sanie weszła również gromadka rozbrykanych małpojaszczurów – nieodłącznych towarzyszy podróży Jabbałaja.

(typowy małpojaszczur):

https://youtu.be/X-Y6YfDBmh8

Do tychże sań nasz bohater zaprzęgał pięć potężnych Banth, których gęste futra przystrojono w kolorowe koraliki i dzwoneczki. Zwierzę na samym przodzie wyróżniało się ponadto wielkim i widocznym z daleka, czerwonym nosem (oficjalnie to jakaś anomalia genetyczna. Nieoficjalnie? Bantha dobrała się ponoć do zapasów koreliańskiej z magazynu Świętego... Nie nam to oceniać).

(Bantha):

Te wyjątkowe sanie repulsorowe były dodatkowo gęsto okryte tzw. „włosem anielskim". Obiegowa opinia głosiła, że surowiec na tę dekorację pozyskiwano od „Aniołów" mieszkających na księżycach Iego – choć jako żywo, żadna istota, która faktycznie te księżyca widziała, nie spotkała tam ani jednego „Anioła"...

(Anioł z księżyców Iego):

Przygotowany jak należy, Święty Jabbałaj z niejakim trudem wślizgnął się na sanie. Poprzednią noc spędził na ostatnim przeglądzie, czy aby żadne dziecko z jego listy (przygotowywanej przez specjalną komórkę szpiegowską CBŚP – Centralnego Biura Świątecznych Pomocników, którego agenci znajdowali się w domu każdego dziecka w Galaktyce) nie zostało pominięte. Sprawdził też raz jeszcze wszystkie prezenty w worku.

Wraz z pierwszym brzaskiem Dnia Jedynego W Roku, Święty Jabbałaj wzniósł się w powietrze, aby każdy maluch na każdej planecie jeszcze tej samej nocy dostał swój prezent. Tutaj mamy kolejną tajemnicę: nikt nie wie, jakim sposobem przy takim ciężarze sanie i Banthy mogły w ogóle latać. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem wydaje się być to od dawna propagowane przez Rycerzy Jedi – Magia zupełnie inna od Mocy i znacznie od niej starsza...

Podczas swojej corocznej misji, wesoły Hutt zawsze zostawiał sobie jeden świat na sam koniec: Gardir. Jako się rzekło, Święty wiedział o fenomenie różowego śniegu i jego symbolice. Wiedział, że mieszkańcy Świątyni Jedi czekali wtedy na dźwięk dzwoneczków oraz jego tubalne: „HO! HO! HO!", które niosło się w promieniu dobrych kilkunastu kilometrów, na wyższych szczytach powodując lawiny.

Jabbałaj wiedział, iż najmłodsi Adepci już grzecznie spali w swoich komnatach; starsi próbowali na niego czekać, ale on zawsze był sprytniejszy i zastawał ich śpiących. Podłogi Świątyni i wszystkie pomieszczenia lśniły czystością. Każda komnata przystrojona była świątecznym stroikiem. Wszędzie wisiały małe lumy, przez co wszystko skąpane było w łagodnym, kolorowym świetle. W całym kompleksie świątynnym unosił się smakowity zapach ciast, sałatek i innych świątecznych potraw, przygotowywanych ze śpiewem na ustach przez utalentowaną kulinarnie żeńską część Zakonu.

W wielkiej sali, gdzie przeważnie organizowano zebrania całego Jedi Order, stała teraz pięknie ubrana choinka z małą repliką pierwszej Gwiazdy Śmierci na czubku. Spowodowała ona niewielkie zamieszanie.

Pierwotnie bowiem rolę tej najpiękniejszej ozdoby Świąt miał pełnić Tentaaakel. Rycerz Adon zasugerował, aby wobec tego przyciąć Tenowi nieco gałązki, żeby bardziej przypominał choinkę – w końcu i tak nazywany był Drzewkiem, nie?

(Tentaaakel pochodzi z rasy, która wygląda dosłownie jak Groot z MCU):

Padawanka Renoka z łobuzerskim uśmiechem wyciągnęła specjalny sekator świetlny. Drzewko, rzecz jasna, gwałtownie zaszumiało w proteście, na co reszta obecnych wybuchnęła śmiechem.

(Renoka jest Togrutanką, tak jak Ahsoka):

Wobec tak stanowczej odmowy Padawana, padła następnie propozycja, aby rolę choinki przejęła stojąca w kącie, elegancka lampka: Azir. Ów Jedi wszakże również grzecznie odmówił. Cóż było robić? Mistrz Nightwish wraz z Rycerzami Merdukiem i Petrusem wyruszyli na poszukiwanie odpowiedniej choinki w okolicznym lesie.

(Merduk to Zabrak - jak Darth Maul, tylko bez tych czerwono-czarnych tatuaży ;) ):

Po kilku godzinach misja zakończyła się sukcesem. Do Świątyni trafił najpiękniejszy, najbardziej okazały świerk, jaki udało się znaleźć. Wszyscy radośnie przystąpili do dekorowania. Efekt prezentował się wspaniale – i trochę wesoło. Ten, wciąż przeżywający wcześniejsze „przycięcie gałązek", własnoręcznie wykonał dosyć osobliwą Gwiazdę na czubek – Gwiazdę Śmierci.

Zapadła Noc Jedyna W Roku. Ta najbardziej wzruszająca i najpiękniejsza. Święty Jabbałaj przyleciał na Gardir. Wiedział, że Jedi w Świątyni są już gotowi i dostrojeni do panującej teraz Magii, tak, jak na co dzień byli dostrojeni do Mocy. Wiedział, że wszyscy byli grzeczni (już za czasów Mistrza Rusisa w szeregach JO działał agent Centralnego Biura Świątecznych Pomocników...). Wiedział także, iż część Zakonników bardzo próbowała nie spać, aby móc go zobaczyć chociaż przez chwilę.

Wreszcie późno w nocy, powietrze nad Kryształową Górą Świątynną wypełnił dźwięk dzwoneczków i na tle będącego teraz w pełni Adaru (jednego z księżyców Gardira) ukazała się sylwetka potężnego Hutta na gigantycznych saniach ciągniętych przez Banthy. Rozległo się donośne: „HO! HO! HO!", a następnie: „MELE KALIKIMAKA!"* - po huttyjsku znaczy to dosłownie: „WESOŁYCH ŚWIĄT!".

To był znak, na który wszyscy czekali cały standardowy rok. Niebo nad Świątynią Jedi na Gardirze rozświetlił niezwykły blask. Tej Nocy spełniają się wszystkie życzenia. Tej Nocy rozpoczynają się Święta...

* Mele Kalikimaka! - Tak składa się życzenia "Wesołych Świąt (Bożego Narodzenia)" na Hawajach.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro