₃
Kiedyś kochałam czytać książki.
To było kiedyś, bo teściowa zmusiła mnie do znalezienia pracy, a ja uznałam, że nagrywanie audiobooków to super sprawa. Nie, żebym narzekała. Z czystym sumieniem mogę polecić pracę lektora, chociaż Gabriel nadal się śmieje, gdy słyszy mój głos w reklamie piwa. Nigdy nie lubiłam piwa. Wątku, wróć.
Kiedyś kochałam czytać książki, ale teraz za bardzo kojarzą mi się z pracą, więc nie potrafię tego robić dla przyjemności. To znaczy, praca sprawia mi przyjemność. Tak nieironicznie. Chociaż ostatnio musiałam szukać baby/zielarki/znachorki, bo lekarz już nie wie, co przepisywać na gardło. Przynajmniej mam seksowną chrypkę jak Harry Stiles – udajmy, że mroczny okres, gdy sprawdzałam, czym jest fan fiction, nigdy nie istniał.
Scrolluję Instagram, bo to jedyne, co nie nadwyręża mózgu. Chociaż po tamtym komiksie dwa posty wyżej, rozważam o zostanie weganką.
Drogi mózgu, proszę, zmień się w bezmyślną papkę i daj mi odpocząć.
Za chwilę Gabriel powinien wrócić z zakupów. Zabrał ze sobą syna i obiecał przywieźć randoma z autobusu, więc niedługo mój spokój zaburzy dwóch i pół* mężczyzny.
Wyraz spokój to element komiczny, bo właśnie wściekam się na własne ciało, że nawet młode nie było piękne. Głupie geny.
Dzwonek do drzwi niesie się echem po... w sumie to nie. Po prostu chcę sama sobie ładnie zarysować chwilę, gdy będę musiała wstać, bo Gabrielowi nie chce się wyciągnąć klucza. Ewentualnie planuje wcisnąć mi torby, ale nie ma, nie ma, mój drogi. Tym razem nie pozwolę się wykorzystać.
Z ostentacyjnym lenistwem, o które nawet kot byłby zazdrosny, idę otworzyć. Trzech samców niekoniecznie alfa stoi pod drzwiami i zanim jeden z nich – ten z bliznami po trądziku aka mój mąż – zdąży włożyć mi do ręki siatkę z zakupami, podaję dłoń obcemu mężczyźnie.
– Wilhelmina Nateńczuk.
– Tomasz Problem.
– Dzięki za szczerość.
Tomek wybucha śmiechem, a ja nie rozumiem, bo jego To masz problem jakoś mnie nie rozbawiło.
– Do usług – mówi.
– Ok. Możesz powiesić pranie.
– Jasne, Will.
– Will? Jak William?
– Nie. Jak ta Wilhelmina z Witch. Moja młodsza siostra to oglądała, gdy nie było rodziców – tłumaczy się natychmiast, bo jak taki męski mężczyzna mógłby oglądać Witch. – Chyba że dla ciebie brzmi zbyt męsko.
– Nie lubię nadawać płci imionom.
W odpowiedzi pan Problem uśmiecha się zaskakująco szczerze.
– Dogadamy się.
Unoszę brew, żeby nie był taki pewny, i przepuszczam chłopców w drzwiach. Teściowa byłaby dumna. Zwłaszcza że sami niosą zakupy, chociaż mam ochotę wyręczyć moje słoneczko.
Gabriel twierdzi, że za bardzo się z nim cackam. Bullshit.
Głównie, by udowodnić toksycznej męskości Gabriela, w jak wielkim jest błędzie, pozwalam Efraimowi położyć torbę na blacie. Wyraźnie zadowolony z siebie podbiega do mnie i tuli na powitanie.
– Tomek zrobi nam różowe naleśniki!
– Naleśniki? – upewniam się.
– Tak! Poprosiłem go.
– Naleśniki? – Odwracam się do studenta gastronomii.
– Naleśniki. – potwierdza. – Słucham naturalnego przywódcy. Nie moja wina, że ma siedem lat.
– Przywódcy?
– Od razu widać, że on tu rządzi.
Oparty o blat Gabriel parska śmiechem. Nachylam się w jego stronę i teatralnym szeptem pytam:
– Jesteś pewien, że nie wcisnął ci kitu z tą gastronomią?
– Tak.
– Nie miał na myśli pracy w Maku?
Gabriel tylko wzdycha pobłażliwie, ale zaraz zdaje sobie sprawę, że coś mu uświadomiłam. Zawsze byłam jego muzą. (Wcale nie).
– Pracujesz gdzieś?
– Dorabiam w takiej małej restauracji niedaleko Starego Browaru.
Próbuję odtworzyć plan miasta w głowie, ale nie jestem taksówkarzem – nie umiem. Niemniej Wyższa Szkoła Hotelarstwa i Gastronomii leży kawałek od centrum. Mnie nie chciałoby się dojeżdżać. Znaczy. Dojeżdżam pociągiem do pracy, ale to co innego jechać do miasta, a co innego jeździć po mieście.
Nieważne.
Z dobroci serca pomogłabym Tomaszowi odnaleźć się w kuchni, ale Gabriel pierwszy wyciąga wszystko, o co prosi pan student gastronomii. Poczułam się bezużytecznie. Wracam na kanapę.
Z tego, co słyszę, dwa starsze chromosomy Y** znalazły więcej niż jeden wspólny grunt, za jaki uważałam DC. W kuchni trwa ożywiona dyskusja o westalkach, a ja zastanawiam się, czy naprawdę nie ma pracy dla historyków, skoro młodszy fan czasów minionych postanowił zawodowo kroić warzywa, a starszy ludzi.
Westalki muszą wybitnie nudzić siedmiolatków, bo Efraim zeskakuje z blatu i siada obok mnie na kanapie.
– Mamusiu – zaczyna – tatuś jest na ciebie zły.
Marszczę brwi. Przecież jestem przykładną żoną. Jeszcze nie wiem, wobec jakich standardów, ale może w jakimś alternatywnym wymiarze uchodziłabym za wzór cnót.
– Dlaczego?
– Musiałem mu powiedzieć, że powiedziałaś, że mogę kogoś kopnąć, jeśli bardzo mi dokucza.
– Ktoś ci dokuczał?
– Tak. Marta. A pani Monika powiedziała, że dziewczynek nie można bić nawet kwiatkiem! A ja powiedziałem, że moja babcia mówi, że to seksistowskie...
Wybucham śmiechem. Ku oburzeniu syna.
– Mamo! To nie jest zabawne! Pani Monika powiedziała o wszystkim tacie i teraz będziecie się kłócić, i przestaniecie się kochać jak rodzice Kacpra!
Aua.
– Słoneczko, nie przestaniemy się kochać. – Przytulam syna.
Bo nigdy nie zaczęliśmy.
Tłumię śmiech na tę myśl. Jestem okropną matką. Siło wyższa, jeśli oceniasz naszą moralność, proszę, wybacz mi.
Chciałam pomyśleć: biedny Kacper. Musi bardzo przeżywać rozwód rodziców.
Och. Co, jeśli po śmierci teściowej Gabriel będzie chciał się rozwieźć? Nigdy nie ustaliliśmy, jak powinno wyglądać nasze życie po zdobyciu spadku.
Pod wpływem impulsu wyciągam męża z kuchni i siłą wpycham do łazienki. Zlew wbija mi się w plecy, gdy Gabryś próbuje przejść obok, żeby usiąść na toalecie. Mówiłam, że trzeba wstawić prysznic, ale nie! Wanna jest super! I wcale nie zajmuje za dużo miejsca.
– O co chodzi? – głos męża wyrywa mnie z zamyślenia.
– Co potem?
– Jakim: potem?
– Po spadku. Dalej jesteśmy rodziną? Rozwodzimy się? Mówimy prawdę Efraimowi?
Konsternacja Gabriela mogłaby być komiczna, ale nie jest. Trochę jak polskie komedie.
– Pytasz mnie o to teraz? Myślałem, że nie podoba ci się Tomek albo...
– Wtedy nie zostawiłabym go z Efraimem.
– Albo stało się coś strasznego...
– Rodzice Kacpra się rozwiedli.
– Kim, do licha, jest Kacper!?
– Kolegą twojego syna! Mógłbyś się interesować jego życiem!
– Ja przynajmniej nie każę mu kopać koleżanek! – Gabriel wstaje gwałtownie i uderza w szafkę nad głową. Konkretniej w uchylone drzwiczki tejże szafki.
Marszczę czoło. (Przydałby się nowy krem).
– Dlaczego krzyczymy?
– Nie wiem.
– Efraim bardzo przeżywa rozwód rodziców kolegi – hiperbolizuję – i boję się, jak zniesie nasz.
– Matko, Wili, nie wiem. Będziemy się tym martwić, jeśli będziemy się rozwodzić. Czy możemy wrócić do kuchnio-jadalnio-salonu?
Ha! JEŚLI!
– Oczywiście, kochanie. Możemy wrócić do twojego kochanka.
– I syna.
– To dopiero Edyp.
– Co?
Zostawiam Gabriela z tym jakże elokwentnym pytaniem. Zanim wejdę do salonu, słyszę z kuchni:
– Twoi rodzice mnie zabiją.
– Nie, jeśli się rozpłaczesz – poważnie radzi Efraim. – Ja zawsze tak robię i nawet na mnie nie krzyczą. Ostatnio tatuś zrobił mi różaniec na konkurs, bo się popłakałem, że zapomniałem, że to zadanie domowe.
Prawie parskam śmiechem, ale Gabriel właśnie wyszedł z łazienki, a ja wolę nie dawać mu powodów do zadawania pytań. Lepiej, żeby nie wiedział, że stworzyliśmy potwora.
Nie wiem, czy jestem oburzona, czy dumna. Chyba powinnam przeprowadzić z synem poważną rozmowę o manipulacji i kłamstwie. Albo przynajmniej o tym, że płacz nie zawsze będzie się sprawdzał.
Zdecydowanie Gabriel jest od moralności w tym rodzicielstwie. Ja od radzenia sobie w życiu.
Wychodząc zza winkla, widzę rozsypaną mąkę. Nie tylko w części kuchennej, ale też pod stołem w jadalni i na dywanie w salonie.
– Zmiotka i szufelek są pod zlewem – informuję.
Mój drogi mąż rzuca się do sprzątania. Frajer.
– Gabriel. – Wwiercam spojrzenie w Tomasza, nie mogąc zapanować nad uśmieszkiem. – Dzieci powinny same sprzątać swój bałagan.
Random z autobusu nie wygląda na urażonego. Prezentuje coś pomiędzy rozbawieniem a wyzwaniem. W przeciwieństwie do Gabriela, który wychyla głowę ze śmietnika, to jest spod zlewu, i mówi z wyrzutem:
– Wili, nie rób ze mnie pedofila.
– Mam dwadzieścia trzy lata – dodaje Tomasz, jakby kogoś to interesowało.
– Brawo. Nie mógłby być twoim ojcem.
To nie tak, że przeszkadza mi jego wiek. Po prostu nie lubię mieć mąki w dywanie przez kogoś, kogo jeszcze nie oceniłam, czy zasługuje na mojego męża. Umiejętność gotowania była przekonująca, ale koleś właśnie nawalił przy naleśnikach. Co mi po takim kucharzu w domu?
Kręcę głową.
┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄
*dwóch i pół to tytuł sitcomu, którego nigdy nie oglądałam, ale często widzę reklamy.
**chromosom Y jest chromosomem płci u większości ssaków. XY determinuje biologiczną płeć męską, a XX żeńską.
***westalka to kapłanka rzymskiej bogini domowego ogniska.
ok. mam to napisane od 29 grudnia, ale im dłużej myślę o tej historii, tym bardziej chcę to zrobić dobrze. problem w tym, że żaden pomysł mnie nie satysfakcjonuje, chociaż aktualnie skłaniam się do rozpoczęcia akcji (tak, to oznacza pisanie od nowa), gdy efraim ma kilkanaście lat i rozumie więcej, niż jego rodzice by chcieli... albo częściowo to wypiera. za dużo możliwości. w każdym razie na ten moment nie widzę przyszłości dla tej linii czasu.
7.02.2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro