₂
Gabriel leży z poduszką na twarzy. Zajmuje całą kanapę, więc siedzę na podłodze i analizuję wszystko, co powiedział.
Dzień po zaspoilerowaniu Jokera* przypadkowemu studentowi, miał zacząć dyżur w szpitalu o czternastej. O siódmej, zaraz po moim wyjściu z domu, wciskał dziecku owsiankę. Przynajmniej tak to ujął, ale jestem pewna, że wsypał do niej kakao, więc dziecko jadło bez zachęcania.
Nie, żebym sama nie robiła tego, co Gabryś. Po prostu przed sobą nawzajem zawsze udajemy, że dbamy o zdrowie naszego syn, bo bez tego jadłby owsiankę z kakao przez cały czas.
W każdym razie Gabryś konsumował chleb z dżemem, gdy słońce mojego życia zadało pytanie, którego boi się każdy rodzic. Pytanie, do którego przygotowywałam się jeszcze zanim plemnik wniknął do komórki jajowej, pozostawiając nić na zewnątrz i dostarczając kod... Jest mi zwyczajnie przykro, że siedziałam w pociągu, gdy Efraim rzucił:
– Skąd się biorą dzieci?
Gabriela na chwilę zatkało, ale zaraz odpowiedział bezbarwnym głosem człowieka, którego zbyt często pytano o to na biologii.
– Z zygoty.
– Co to zygota?
– Zapłodniona komórka rozrodcza.
– Co to komórka rozrodcza?
– Nośnik DNA matki.
– Co to DNA?
– Kod, który mówi... – tutaj przypomniał sobie, że rozmawia z siedmiolatkiem – na przykład, jaki masz kolor włosów.
– Aha.
– Dlaczego pytasz?
– Bo Maciek powiedział, że jego brat mu powiedział, że trzeba wsadzić banan w muszelkę, ale przecież taką dużą muszelkę strasznie trudno znaleźć.
Gabriel postanowił nie obdzierać dziecka z niewinności i nie wytłumaczył metafory banana i muszelki.
Zamiast tego sprawdził Messenger.
Random z autobusu napisał, że z chęcią się z nim spotka przed zajęciami i czy Gabriel może po niego podjechać.
Po szybkiej kalkulacji odpisał twierdząco.
Niestety mój jakże błyskotliwy mąż nie uwzględnił komplikacji pod tytułem: "Tato! Zapomniałem zrobić zadanie na religię!". Nawet przez myśl mu nie przeszło, że będzie tworzyć różaniec z rodzynków (nie zdążył nazbierać jarzębiny) w momencie, gdy powinien już odstawiać syna do szkoły. A student gastronomii czekał.
Czas uciekał, napięcie rosło, staruszka zbyt wolno przechodziła przez pasy, Gabriel nie wytrzymał. Zamiast do szkoły, podjechał pod akademik randoma z autobusu.
Random wsiadł. Uśmiechnął się. Otworzył usta. I w tym momencie zauważył Efraima.
Zgodnie z moimi instrukcjami Gabriel postanowił nie zaczynać od tłumaczenia sytuacji rodzinnej, więc żeby uniknąć pytania "Czyje to dziecko?", powiedział:
– Bardzo cię przepraszam, ale muszę zawieść go do szkoły. Planowałem odstawić go wcześniej, ale na ostatnią chwilę robiliśmy różaniec z rodzynków.
Random sprawiał wrażenie zdezorientowanego (pewnie przez ten różaniec), ale zapewnił, że to nie problem i odwrócił się do mojego słoneczka.
– Hej, kolego. – Podał rękę siedmiolatkowi. – Jestem Tomek, a ty?
– Efraim. Wiesz, skąd się biorą dzieci?
Tomka zatkało. Gabriela zresztą też.
– A ty wiesz?
– Wiem! Tatuś mi powiedział!
Z bardzo wysoko uniesionymi brwiami Tomek najpierw popatrzyła na Gabriela, zastanawiając się, kto jest tatusiem, a później wrócił do Efraima.
– A co tatuś ci powiedział?
– Że z rzygoty!
W tym momencie Gabriel uderzył głową w kierownicę i teraz mogę jedynie dziękować sile wyższej, że akurat stali na światłach.
Słońce mojego życia nie słyszało powtarzanego szeptem: "Zygoty, Efraim. Zygoty" tylko puszyło się jakie to ono mądre, doinformowane i dojrzałe, bo byle dzieci nie wiedzą, że wszystko zaczyna się w rzygocie.
Światło zmieniło się na zielone, ktoś z tyłu zatrąbił, Gabriel podniósł głowę i wcisnął gaz.
Dłuższą chwilę Tomasz trawił sytuację. Na tyle długą, że Gabriel zdążył odprowadzić Efraima do sali, przeprosić za spóźnienie i wrócić. Bez słowa wszedł do samochodu. Usiadł sztywno i odruchowo zablokował zamki.
Tomek jeszcze chwilę ze sobą walczył.
– Efraim jest twoim bratem? – zapytał w końcu.
– To skomplikowane.
– Jak u Edypa?
Ponieważ Gabriel całe życie zrzynał ode mnie na polskim, nie zrozumiał nawiązania do greckiego króla, który miał dzieci z własną matką. Jeszcze pamiętam, jak mu mówiłam, żeby zostawił transkrypcję RNA w spokoju i skupił się na lekcji, bo Edyp kiedyś mu się przyda.
– Może zacznę od tego, że zawsze byłem tym idealnym pierworodnym – zlekceważył pytanie. – Dlatego byłem przekonany, że rodzice zapiszą mi spadek, ale później mój brat wziął ślub, a lepiej inwestować we wnuki niż dzieci...
– Więc stwierdziłeś, że potrzebujesz dziecka.
Zaniepokojony Gabriel zerknął na Tomka. Tomek w napięciu patrzył na Gabriela. Może liczył, że zaprzeczy, ale Gabriel skinął głową.
– Moja żona...
– Masz żonę – stwierdził Tomek i pociągnął za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
– ...uważa, że powinienem ci o tym powiedzieć, zanim zdążę się zaangażować.
Gabriel nie potrafił opisać ekspresji Tomka. Prawdopodobnie był przestraszony zablokowanymi drzwiami, zły i rozczarowany faktem, że Gabryś jest żonaty, oraz zdziwiony, że wiem o jego istnieniu.
– I że powinienem najpierw się wytłumaczyć, zanim palnę: "Mam żonę i dziecko z hemimelią" – kontynuował Gabryś – ale właśnie to zrobiłem, więc proszę, nie uciekaj.
Dramatyczne pięć uderzeń serca później (tak naprawdę nie wiem, ile to trwało) Tomek odsunął dłoń od klamki i żując policzek od środka, powiedział:
– Jeśli teraz wyjdę, będę cały czas się zastanawiał, kim jest twoja żona.
– Wili? Wili jest najwspanialszą żoną jaką mogłem mieć – tak nie powiedział, aczkolwiek byłoby miło.
W skrócie Gabryś opowiedział prawie obcemu studentowi nasze szalenie nudne dzieciństwo, kilka nastoletnich dramatów i tę część studiów, gdzie jeszcze nie przypuszczaliśmy, że zostaniemy małżeństwem. Wszystko to miało stanowić wytłumaczenie, dlaczego oświadczył się mi, a nie lesbijce, której uratowałby tym życie. Dosłowność ratowania życia wyszła na jaw po fakcie.
Podobno Tomek westchnął ze zrozumieniem na wzmiankę o mojej aromantyczności, a gdy Gabryś skończył mówić, długo siedzieli w ciszy. Mój mąż już chciał ją przerwać, gdy Tomek wyrzucił z siebie:
– Mam hemofilię – skoro już mówimy sobie takie rzeczy.
Na tym etapie historii przerwałam Gabrielowi swoim: "Błagam, powiedz, że nie żartowałeś z Rasputina i Aleksieja. Oczywiście, że żartowałeś z Rasputina i Aleksieja***". Przytaknął.
Niechęć do polskiego skutecznie odciągnęła Gabrysia od profilu humanistycznego. Dlatego zdawał rozszerzoną historię na własną rękę, chociaż wszyscy twierdzili, że nie da rady. Dał. Na trzydzieści trzy procent, ale dał. Od początku nie zamierzał się do tego przygotowywać, bo historia, w przeciwieństwie do biologii i chemii, nie była mu potrzebna na studia. Po prostu chciał się sprawdzić. Efekt? Nawiązywał do postaci i wydarzeń, o których już dawno zapomniałam, a później śmiał się z własnych żartów i głęboko miał to, że ich nie rozumiem.
Wracając do rozmowy pod szkołą Efraima, Tomek odebrał żart jako próbę maskowania niewiedzy, dlatego zaczął tłumaczyć, że obecnie dzięki profilaktyce życie z hemofilią nie różni się bardzo od życia bez niej. Przynajmniej, dopóki ma lodówkę pełną czynnika krzepnięcia krwi.
Ponieważ Gabriel ma problem z uczeniem się na błędach, zażartował, że przy apokalipsie może być problem.
Tomek zlekceważył uwagę i mówił dalej o problemie z krzepliwością krwi. Między innymi zapewnił, że raczej będzie żył tyle, ile zdrowi ludzie. Gdy straci przytomność przy wypadku, wszystko będzie zależało od tego, jak szybko ktoś znajdzie jego legitymację chorego, ale przy wypadkach zwykle wszystko zależy od czasu reakcji świadków, więc nie czuje się z tego powodu wyjątkowo.
Z relacji Gabrysia wynika, że nie potrafił przerwać Tomkowi, gdy ten mówił z takim zaangażowaniem. Dlatego podsumował wywód: "Chcę tylko przypomnieć, że jestem chirurgiem, więc to wszystko wiem".
Ode mnie już dawno dostałby w twarz (przysięgam – nie biję męża), ale Tomasz tylko się śmiał.
Kiedy wszystko sobie wyjaśnili, pojechali na kawę, a później Gabriel odwiózł Tomka na uczelnię. Sam szybciej zawitał w pracy z nastawieniem, że nadgodziny jeszcze nikogo nie zabiły.
Spałam, gdy wrócił. Na kanapie, przy włączonym telewizorze, ale spałam. Zdecydowanie nie zamierzałam słuchać, jak mu minął dzień.
Szturcham Gabriela palcem, by sprawdzić, czy nie udusił się poduszką. Odpowiada jękiem, więc nie będę musiała tłumaczyć Tomaszowi, dlaczego zabił mi męża.
– Całowaliście się? – pytam.
– Tak.
– Zaprosiłeś go na obiad?
Podnosi poduszkę z twarzy.
– A miałem?
– Tak. Zadzwoń i powiedz, że twoja żona go zaprasza, ale niech powie, jakich składników potrzebuje do gotowania, to wcześniej kupię.
Rozbawiony podpiera się na łokciu i zabiera mi kieliszek wina z dłoni.
– Kocham cię, Wili, ale musisz przestać pić, gdy mówię o Tomku, bo wpadniemy w alkoholizm.
– Oddaj kieliszek, to jedno z nas wpadnie, a drugie wychowa dziecko.
– Efraim potrzebuje obojga rodziców – gani mnie.
– Może Tomasz nie powie mu: "To, że sypiam z twoim ojcem, nie znaczy, że możesz do mnie mówić mamo"**.
– Ale na pewno zrobi mu kanapkę.
– Student gastronomii? Gabrielu, to tak jakby wymagać od ciebie zrobienia syropu z cebuli.
Przeciągłe mrugnięcie zakończone nienaturalnym wytrzeszczem oznacza, że Gabryś próbuje przeanalizować moje słowa, ale mózg mu zasnął.
– To by miało sens, gdybym studiował farmację.
– Naklejenia plasterka na ropiejącą ranę, panie chirurg?
Powoli kiwa głową.
– Bardzo dobrze. Trzy. Siadaj.
Wybucham śmiechem na wspomnienie jednego z wykładowców, który uważał, że na pięć potrafi jedynie on sam. Czwórkę natomiast stawiał tylko swoim ulubieńcom, do których grona Gabrielowi nigdy nie udało się dostać.
– Gabryś, zadzwoń do niego, póki pamiętasz.
– Mhm. – Sięga po telefon, ale zanim wybierze, zauważa godzinę. – Dochodzi pierwsza.
Wyrywam mężowi komórkę z dłoni i wkładam w nią kieliszek, który musiał odstawić. Wciskam zieloną słuchawkę, dolewam Gabrielowi wina, zauważam jego uniesione brwi.
– To student – tłumaczę się, ale w tym momencie Tomek odbiera.
Jego "Halo?" brzmi, jakby właśnie podniósł głowę z poduszki.
– Witaj, Tomaszu. Masz może plany na weekend?
– Y. Nie.
– Doskonale. To byłaby przyjemność, móc zaprosić cię na obiad.
– Jesteś żoną Gabriela?
– W rzeczy samej. Wyślij, proszę, mojemu mężowi listę potrzebnych składników.
Czuję szarpnięcie i nagle zdaję sobie sprawę, że Gabryś wyrwał mi telefon.
– Przepraszam, Tomek – mówi. – Zabrała mi komórkę. Jest pijana, ale trzeźwa też chce cię na obiedzie. Wpadniesz w sobotę?
– Nie jestem pijana. Ty jesteś pijany.
– O trzynastej? – ignoruje mnie. – Idealnie. Później prześlę ci adres.
O yeah. Mamy kucharza. Koniec z pizzą z mikrofali. Mam nadzieję, że zostanie z nami na dłużej... O shit.
– Gabryś. Co powiemy twojej matce?
┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄
tutaj mówimy, co jest niezrozumiałe →
tutaj mówimy, co nam się nie podoba →
tutaj mówimy, co nam się podoba →
tutaj mówimy, co byśmy zmienili →
tutaj motywujemy się nawzajem do przetrwania kolejnego dnia →
tutaj wylewamy żale →
*zdałam sobie sprawę, że we wrześniu już nie grali Spider-Mana, więc może jednak przenieśmy akcję na październik. Wiem, że nigdzie nie określiłam miesiąca, ale Efraim odrabiał lekcje, więc sierpień odpada.
**to nawiązanie do żartu:
"– Mamo, zrobisz mi kanapkę?
– To, że sypiam z twoim ojcem, nie znaczy, że możesz do mnie mówić mamo.
– To jak mam mówić?
– Marek"
***Aleksy Romanow – ostatni carewicz Rosji, którego Grigorij Rasputin obiecał wyleczyć z hemofilii
Zachowanie Efraima jest oparte na moim bracie, który jako siedmio- ośmiolatek w przypadkowych momentach chwalił się, że wie, czym jest seks. (Ode mnie ofc).
Zdecydowałam, że to będzie short-story, więc proszę na mnie krzyczeć, jeśli będę wciskać za dużo wątków.
27.10.2019
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro