~ 89 ~
***
- Ale czy szanowny świętej boleści lekarz nie potrafi zrozumieć, że nie czuję się zmęczony! - usłyszeliśmy po parunastu krzyk Jimina wjeżdżającego do sali.
- Przecież mówię panu, iż odpoczynek jest teraz wskazany w pana stanie... - odpowiedział zdenerwowany lekarz, ale starał się opanować by za chwilę nie wybuchnąć. - Dlaczego pan jest tak cięty na moje rady?
- Czuję po prostu, że mam coś panu za złe i nie powinienem ufać w ty sprawach akurat pana osobie. – Jimin wiercił w nim dziurę oczami, sycząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- No dobrze, w takim razie proszę iść spać, jak poczuje się pan zmęczony! - lekko podniósł głos i nieźle wnerwiony skierował się do drzwi przez, które chwilę temu wszedł. - Jak pan Jeon znajdzie chwilę to niech przyjdzie do mojego gabinetu. Do zobaczenia później panie Park! - dodał znikając z pomieszczenia.
- Żegnam! - rzucił sam do siebie głośno Jimin.
- Dużo robili ci badań? - zapytałem niepewnie, nie chcąc denerwować jeszcze bardziej chłopaka.
- Nie, ale strasznie mi się dłużyły te badania przez tego palanta. - powiedział starając się uspokoić. - Może wy wiecie dlaczego czuję do niego taką niechęć?
- Um.. to trochę długa historia. - zaśmiałem się nerwowo, pocierając dłońmi o spodnie. - Mam ci ją opowiedzieć?
- Jak masz czas... - wyszeptał lekko się podnosząc następnie upadając z powrotem na miejsce. - No tak nadal jestem slaby... - uśmiechnął się smutno pod nosem.
- Musisz trochę poczekać zanim nabierzesz sił, Jimin - powiedziałem i odwróciłem się bardziej w stronę łóżka na którym leżał, spoglądając na niego. - A co do czasu, mam go pod dostatkiem w ostatnim czasie, więc nie będzie z tym problemu. – westchnąłem. - Twój ojciec zmarł, kiedy miałeś pięć lat. – zacząłem opowiadać. - Miał raka mózgu, tak samo jak ty do niedawna. Umarł na stole operacyjnym. Lekarz mówił, że ma bardzo dobre rokowania i miał 60 procent szans na przeżycie tej operacji. Wszystko zdawało się być dobrze, ale gdzieś popełnili błąd, bo zmarł. A tym lekarzem, właśnie jest ten człowiek, który tak cię denerwuje. Twój lekarz, który cię zoperował.
- TEN CZŁOWIEK ZAMORDOWAŁ MOJEGO OJCA?! - w jego oczach zobaczyłem olbrzymią wściekłość i chęć mordu.
- Nie, Jimin, on go nie zamordował - powiedziałem, wstając z miejsca. - Pojawiły się komplikacje, których nikt nie mógł przewidzieć. Nawet inny, lepszy lekarz.
- To może powinni lepiej badać ludzi nie sądzisz? - wysyczał lekko swoją złość przerzucając na mnie. - Dobra nie ważne. Nie wiem jak było i pewnie w najbliższym czasie się nie dowiem...
- Nie wiem, czy wiedziałeś cokolwiek o tym co się tam stało. - odparłem cicho, spuszczając swój wzrok. - Nie lubiłeś o tym rozmawiać. Zgaduję, że chcesz teraz zostać sam i przemyśleć to wszystko, mam rację?
- Nie wiem... może odpowiesz mi na ostatnie pytanie i będziesz mógł iść do domu, gdzie widzę nie możesz się doczekać by dotrzeć. – prychnął. - Jaki ja byłem... no wiesz, przed operacją?
- To nie tak, że chcę iść do domu. Ostatni miesiąc przesiedziałem tutaj, czekając na ciebie i najchętniej zostałbym jeszcze dłużej, ale boje się. Teraz, nie wiem jak się w stosunku do ciebie zachowywać. Każdy mój ruch budzi u mnie zwątpienie, bo boje się, że mnie się przestraszysz i przestaniesz chcieć ze mną rozmawiać. - westchnąłem, siadając ponownie na swoim miejscu. - Często uważałeś, że nie jesteś idealny i nie zasługujesz na nasze towarzystwo, co próbowałem za każdym razem wybić ci z głowy. Zawsze stawiałeś nasze szczęście ponad wszystko, martwiłeś się bardziej o nas niż o siebie. Przez większość czasu byłeś uśmiechnięty, przez co i ja się uśmiechałem. Zarażałeś nas wszystkich swoim entuzjazmem. Byłeś z pewnością pewny siebie, ale też bardzo kochany i uroczy. Dbałeś o mnie i chłopaków, jak nikt. Podbudowywałeś nas wszystkich na duchu, sprawiałeś, że nasze buzie się śmiały nawet w najgorszych momentach. Nie wiem jak to jest możliwe, ale nadal to robisz. - wzruszyłem ramionami, lekko się uśmiechając. - Byłeś, będziesz i jesteś dla nas bardzo ważny, to jest pewne.
- Um... Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem i pewnie myślisz, że teraz powiem, iż to przez tego lekarza, ale prawda jest taka, że z własnej woli na ciebie naskoczyłem pod wpływem emocji - spojrzał na mnie trochę zbitym wzrokiem. - Bardzo mi miło słyszeć, że byłem wcale nie najgorszym człowiekiem, lecz dlaczego uważałem, iż na was nie zasługuje?
- Rozumiem, że możesz być zdenerwowany, spokojnie. - zaśmiałem się cicho. - W przeszłości, jeszcze zanim mnie poznałeś, byłeś dość bardzo rozrywkowym chłopakiem, że tak to ujmę. Sprawiałeś reszcie trochę problemów i zmartwień, dlatego tak potem myślałeś.
- Czyli w skrócie byłem typem złego chłopca, tak? - zaśmiał się lekko.
- Dobrze powiedziane. - spuściłem wzrok na swoje dłonie, ale z moich ust i tak wyleciał cichy śmiech.
- Spuszczasz ze mnie wzrok jakbyś się bał, że mnie nim zabijesz. – zachichotał.
Zarumieniłem się delikatnie, uśmiechając się lekko na jego chichot. - Jedno nadal się nie zmieniło. Nadal potrafisz mnie zawstydzić jednym głupim tekstem.
- Ah tak? Potrafię cię tak szybko zawstydzić? - zapytał zadowolony z tego powodu, uśmiechając się szeroko.
- Jesteś okropny. - zaśmiałem się, spoglądając na Jimina. - Tak, potrafisz. I nie karz mi tego powtarzać.
- A jaki tekst z mojej strony najbardziej ciebie kiedyś zawstydził? - z każdą chwilą chyba coraz bardziej się do mnie przekonywał próbując wywołać moje większe zażenowanie*
- Chyba nie myślisz, że ci powiem. - spojrzałem się na niego z niedowierzaniem, nadal się uśmiechając. - Jeszcze to wykorzystasz przeciwko mnie.
- Im więcej wiem o swojej przeszłości tym większa szansa na szybszy powrót mojej pamięci... - zaczął grać nieczysto.
- Szantażysta. - mruknąłem, kręcąc głową. - Nadal, w dalszym ciągu zawstydzam się, kiedy nazywasz mnie króliczkiem. Robiłeś to ciągle, przez co często widziałeś mnie zarumienionego. To było okropne, bo wyglądam strasznie z rumieńcami na twarzy.
- Yhym... W takim razie króliczku dziękuję za podpowiedź w tym co mogę zrobić, żeby zobaczyć cię czerwonego na twarzy... - spojrzał na mnie chytrze, przez co spaliłem jeszcze większego buraka, a siedzący z tyłu Suga, który już chyba nie miał siły w sobie kryć śmiechu, wybuchł dość głośno śmiejąc się pewnie z mojego zawstydzenia.
- Boże, jak ja was za to nienawidzę. - odparłem, chowając twarz w dłoniach, czując coraz większe pieczenie na policzkach. Moje serce przyśpieszyło rytmu, kiedy usłyszałem jak do mnie się odezwał. - Zawsze dawałem się podpuścić, moja kolejna wada.
- Oj, to nie wada króliczku, to dość słodkie. - zaśmiał się. - To jest dziwne, że tak normalnie z tobą rozmawiam znając cię... no przynajmniej od straty pamięci jakąś godzinę? Jak ty to robisz? - posłał mi pytające spojrzenie, uśmiechając się ciepło.
- Za drugim razem, będę musiał uważać na to co mówię. - wymruczałem, a moje rumieńce podwoiły swój kolor. - Wiesz, może jakaś cząstka ciebie pamięta mnie, a twój mózg po prostu zapomniał. Nie wiem, nie pytaj się mnie, nigdy nie byłem dobry z biologii. - zaśmiałem się. - Jedynie anatomia mi jakoś lepiej szła, ale to tyle.
- Anatomia mówisz? - spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem. - Dobrze wiedzieć, że lubisz oglądać wszystkie mięśnie w ciele człowieka i w ogóle... A jaki temat podobał ci się najbardziej, króliczku, co? - zaśmiał się słabo.
- Nie o to mi chodziło! - krzyknąłem, a moje policzki nadal były czerwone. - Po prostu ten dział mi lepiej szedł, bo zawsze mi pomagałeś, bo sam się tym interesowałeś. - wywróciłem oczami, a Yoongi wybuchł śmiechem, słysząc to co powiedziałem. Dopiero po chwili zrozumiałem o co mu chodziło. - Pogrążam się coraz bardziej... - wyszeptałem.
- Można tak powiedzieć, króliczku. - zaśmiał się Jimin z takiego obrotu spawy. - Skoro interesowałem się anatomią to pewnie miałem jakiegoś, no nie wiem.... manekina, który był moją otwartą księgą wszystkich mięśni, jak uważasz? - patrzył się na mnie z coraz to bardziej chytrym uśmiechem, a Yoongi zwijał się na krześle z wybuchu nieopanowanego śmiechu.
- Naprawdę lubisz na mnie patrzeć jak jestem zażenowany? - mruknąłem niezadowolony. - Zawstydzasz mnie! I to w bolesny sposób to wykorzystujesz!
- Już, już nie spinaj się tak, bo króliczku żyłka ci pęknie... Jesteście pewnie zmęczeni to jedźcie już do domu. – powiedział, patrząc na nas z miłym uśmiechem.
- Nie chcesz, żeby któryś z nas został? - zapytałem niepewnie. - Ale jeśli chcesz odpocząć, to już stąd idziemy
- Widać po was obu ogromne zmęczenie więc idźcie do domu. Dam sobie radę sam - powiedział chyba wyczuwając mój niepokój względem zostawienia go samego.
- Oh, okay - westchnąłem, podnosząc się z krzesła. - Jutro przyjedziemy popołudniu z obiadem, chyba, że chcesz żebyśmy przyjechali wcześniej, no to.. Wiesz, przyjedziemy. - plątałem się we własnych słowach
- To tylko i wyłącznie wasza decyzja. - wzruszył słabo ramionami. - Mam tylko nadzieję, że ten chłopak zapomni o patelni. - zaśmiał się. - Jak on miał Jin?
- Tak, Jin. Nie zapomni o niej, to jest dla niego świętość. - zaśmiałem się cicho. - Ja przyjadę trochę wcześniej niż chłopaki, bo i tak nie mam co robić, a oni mają swoje sprawy do zrobienia - również wzruszyłem ramionami.
- No dobrze...w takim razie do zobaczenia. - pożegnał się z małym uśmiechem na twarzy.
- Do jutra, miłego odpoczynku. - uśmiechnąłem się do niego szeroko.
- Do zobaczenia, przepraszam, że w ogóle się nie odzywałem, ale dałem się mu nacieszyć tym, że jesteś tutaj znowu. - wyszeptał, robiąc wszystko, żebym tego nie usłyszał, ale nie udało się. Odchrząknąłem znacząco, a on się spojrzał na mnie ze słodkim uśmiechem. - No to do zobaczenia. - powiedział i szybko wyszedł z sali.
- Przepraszam za niego. – mruknąłem. - On taki jest zawsze. Um.. no to do zobaczenia - pomachałem mu ręką i wyszedłem z sali. Oparłem się o najbliższą ścianę, wzdychając z ulgą. Uśmiechnąłem się szeroko. - Będzie wszystko dobrze - pomyślałem, zaciskając dłonie w pięści.
-----------------------------------
Prosz, bardzo ^^
Mam nadzieję, że uda mi się dziś wstawić jeszcze jeden rozdzialik, więc trzymajcie kciuki <3
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro