~ 86 ~
Zlecenia!
Jak macie koło siebie noże to wyrzućcie je!
Macie jedzenie bądź picie to też się tego pozbądźcie.
PRZYPOMINAMY, ŻE JAK NAS ZABIJECIE TO KTO BĘDZIE WSTAWIAŁ NEXTY!?
Kochamy was~ Wiedzcie o tym <3
***
Perspektywa Jimina
Znów poczułem ból we wszystkich partiach ciała. Nie wiedziałem gdzie jestem i co się stało. Ze wszystkich sił starałem się otworzyć powieki, ale wydawały się takie ciężkie. Miałem bardzo płytki oddech, który przyspieszył, gdy nie mogłem się obudzić. W końcu zebrałem w sobie wszystkie siły i gwałtownie otworzyłem oczy.
Na początku światło dzienne, którego chyba trochę nie widziałem dało mi się we znaki. Gdy przyzwyczaiłem się do zmiany jasności, zamazanym wzrokiem zauważyłem na lewo zauważając kardiomonitor i kroplówkę, czyli muszę znajdować się w szpitalu, tylko z jakiego powodu? Nagle usłyszałem czyjeś głosy nad swoją głową. Nadal nie wyostrzonym wzrokiem spojrzałem na postury postaci, które niby wydawały mi się znajome.
Gdy jednak mój wzrok załapał ostrość zauważyłem pochylających się nade mną piątkę chłopaków, w których oczach można było zobaczyć ogromne szczęście jak i niedowierzanie... tylko dlaczego ludzie, których nie znam cieszą się na mój widok. Może oni wiedzą dlaczego nic nie pamiętam...
- Jimin? Skarbie.. Jak się czujesz? - zapytał spokojnie jeden z chłopaków.
- Ska..skarbie? - spytałem zaskoczony. – Gdzie, gdzie ja jestem?
- W szpitalu.. - odpowiedział niepewnie, patrząc na mnie z iskierkami w oczach. - Czemu się dziwisz, że tak cię nazwałem?
- W... w szpitalu? - spytałem sam siebie szeptem. – A-ale dlaczego tutaj jestem i... i kim ty jesteś? Kto to Jimin? – zadawałem kolejne pytania zdezorientowany mówiąc ciut głośniej.
- Nie żartuj sobie. - zaśmiał się nerwowo, będąc coraz bardziej zagubionym i spojrzał się z niepokojem na resztę przyjaciół. - To nie jest śmieszne, Jimin, naprawdę.
- Przepraszam, mam na imię Jimin? I z czego mam żartować. W ogóle znamy się? - spytałem coraz bardziej nie rozumiejąc sytuacji... Dlaczego mu tak zależy?
- Ty naprawdę nie pamiętasz. - powiedział cicho, a w jego oczach zauważyłem mieniące się łzy, które próbował odgonić. - Tak, masz na imię Jimin. I tak znamy się.
- No dobrze, ale kim jesteś i kim są oni? - spytałem wskazując głową na niego i resztę.
Zacisnął dłonie w pięści, a na jego policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. - Jesteśmy razem, a to są nasi przyjaciele. - powiedział łamliwym głosem, a jego łzy podwoiły swoją ilość.
- Ale... dlaczego nie pamiętam ich ani ciebie? Nie pamiętam siebie, więc może powiecie mi co się stało skoro jesteście niby ze mną...blisko? I gdzie są moi rodzice, bo zakładam, że ich mam? - zadawałem pytania jak z torpedy, ale co innego miałem zrobić skoro nic nie wiem o samym sobie.
- Miałeś operację, bo zachorowałeś na raka mózgu. - odparł, siadając z powrotem na krzesło, które stało obok mnie. - Przeżyłeś śmierć kliniczną, czego efektem ubocznym właśnie może być utrata pamięci, nie wiem.. - mruknął, przecierając twarz dłońmi i westchnął. - A twoich rodziców... już dawno z tobą nie ma, Jimin. - spojrzał się na moją dłoń, jakby chciał ją złapać, ale zaraz odwrócił wzrok.
Widząc jego zakłopotanie złapałem jego dłoń, bo widać, że w jakimś stopniu mu na mnie zależało. Popatrzyłem mu głęboko w oczy i zadałem jeszcze raz pytanie, na które nie dostałem jednoznacznej opisanej odpowiedzi. - Jak masz na imię? I kim dla siebie jesteśmy? - mówiłem słabo.
Przełknął ślinę i ścisnął moją dłoń. - Mam na imię Jungkook i jestem.. - westchnął, a łzy znowu zaczęły spływać po jego policzkach. - i jestem twoim.. narzeczonym.
- Moim narzeczonym? - spytałem niedowierzając i przejechałem wzrokiem po twarzach reszty, który potwierdzili lekko skinięciem głowy. – Proszę, nie płacz... - mimo tego, że go nie pamiętałem to jednak jego łzy nie były dla mnie przyjemnym widokiem. - Skoro jesteś moim narzeczonym to na pewno nie bez powodu, ale ja... teraz nic nie pamiętam... Jestem gejem? - spytałem, gdy zauważyłem że lekko się uspokoił.
- Zanim mnie poznałeś byłeś bi, ale potem chyba zmieniłeś zdanie - zaśmiał się cicho.
- Oh, no więc Jungkook. Możecie zawołać lekarza bo nie czuję się za dobrze. - posłałem im słaby i niepewny uśmiech.
- Oh, tak, przepraszam. - puścił moją dłoń, uśmiechając się do mnie słabo i wstał z miejsca. - Już idę po niego. – wyszeptał i wyszedł z Sali, zostawiając mnie z czwórką innych ludzi, którzy przyglądali mi się zaszklonymi oczami i smutnymi uśmiechami. O co tu do jasnej cholery chodzi?!
------------------------
No to ten... dziś next kolejny chcecie czy coś?
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro