~ 60 ~
On spojrzał się na mnie z lekkim uśmiechem i ścisnął lekko moją dłoń, a następnie ją puścił, bo już musiał wjeżdżać na salę operacyjną, gdzie już nie mogłem wejść. Wyszeptałem ciche "trzymam kciuki", a on pokiwał głową. Uśmiechnąłem się słabo na ten widok i kiedy zniknął za drzwiami, usiadłem na białym krzesełku, które stało zaraz obok nich. Nigdy nie byłem tak zestresowany jak w tamtym momencie. Chciałem, żeby jednak to się wszystko skończyło i dało nam wszystkim spokój, bo mimo wszystko na to nie zasługiwaliśmy, a tym bardziej mój ukochany. Czym sobie zasłużył na taki los? Zdawałem sobie sprawę, że popełnił błędy w życiu, ale to co go spotkało to było za dużo. Zwłaszcza, że starał się naprawiać wszystko z całych swoich sił i nie robić więcej podobnych rzeczy. Nie chciałem myśleć nawet, że coś mogłoby pójść nie tak podczas operacji, ponieważ wiedziałem, że zrobi wszystko by być z powrotem z nami i już nigdy nie opuszczać. Był uparty, więc nie mógł tak po prostu dać się pokonać.
Minuty, w których operowali Jimina, zamieniały się w godziny, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Nie rozmawiałem z nikim, po prostu patrzyłem się w tępo ścianę i jak przez mgłę słyszałem to o czym gadają moi przyjaciele. Siedziałem, myśląc o tym jak się toczy operacja. Czy wszystko przebiegnie tak jak chciałem... chcieliśmy. W końcu po kilka godzinach, wyszedł lekarz. Wstałem i podszedłem do niego. – I co, doktorze?
– Panie Jeon, na szczęście operacja się udała. Chłopak cały czas mimo ciężkiego stanu starał się walczyć co nam trochę pomogło – mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech, a ja poczułem, że robi mi się słabo, ale nie okazałem tego. – Niedługo pielęgniarki zawiozą go na oddzielną salę, o którą prosiliście. Teraz przepraszam to był skomplikowany zabieg i chciałbym odpocząć. Do widzenia – pożegnał się i odszedł.
– Tak... do widzenia... – szepnąłem, chowając twarz w dłoniach i uśmiechnąłem się szeroko. Odwróciłem się do przyjaciół, którzy stali równie mocno się cieszyli jak ja. – Chłopaki, udało się! Jimin przeżył! – krzyknąłem radośnie, podskakując w miejscu, a po chwili podbiegłem do nich, zgarniając ich w swoje ramiona. – Udało się! – wrzasnąłem, czując łzy szczęścia spływające po moich policzkach, które zaczęły nabierać kolorów.
– W końcu coś się układa – usłyszałem stłumiony szept Taehyunga, a ja jedynie mogłem się z nim zgodzić. Wreszcie. Czekaliśmy na ten moment długo. Teraz czas na nasze szczęście.
Po chwili pielęgniarki przeniosły nieprzytomnego Jimina z bandażem na głowie. Chłopak nadal wyglądał słabo, ale wiedzieliśmy, że niedługo nabierze kolorów. Nasz Jimin powróci do normalnego życia. Nie musimy się już z nim żegnać do czasu starości. Znaczy mam taką nadzieję. Nieważne teraz musimy się cieszyć z jego szczęścia.
Od razu poszliśmy za pielęgniarkami, które wiozły właśnie łóżko, na którym leżało moje szczęście. Myślałem, że wybuchnę ze szczęścia, ale powstrzymałem chociaż trochę emocje, które kłębiły się w tamtym momencie w mojej głowie. Pierwszy raz od dłuższego czasu, moja nadzieja na lepsza jutro zrodziła się na nowo. Byłem naprawdę szczęśliwy. – Chłopaki, teraz może już być tylko lepiej. Trzymajmy za niego kciuki – westchnąłem, przecierając twarz dłońmi nadal mając uśmiech na twarzy.
– O! Widzę, że operacja się udała, co? – spytał Hoseok, który nagle wyłonił się zza naszych pleców –Jak miło...
– Byłoby miło, gdybyś stąd wyszedł – wysyczałem przez zęby, czując jak ciśnienie mi podskakuje do wysokiej miary. – Każdy byłby zadowolony.
– Kotku nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie... Albo może zamiast tyłu jakiejś ważnej, nieprzytomnej osoby... – powiedział najspokojniej w świecie i skierował się w inne skrzydło szpitala.
Kiedy to usłyszałem z mojej twarzy zszedł uśmiech, a wstąpiło na to miejsce przerażenie. Nie wiedziałem do czego był zdolny ten chłopak, którego kiedyś nazywałem przyjacielem, dlatego przestraszyłem się jego słów. Spojrzałem się na chłopaków, którzy prawdopodobnie pomyśleli o tym samym co ja. – Co on mógł mieć na myśli? – zapytałem ze strachem w głosie.
– NAMJOON, JEDŹ DO DORMU PO MOJĄ PATELNIE! Muszę z kimś "porozmawiać" na osobności by komuś w głupim łbie poprzestawiać! – Jin się zdenerwował nie na żarty. Nie dziwiłem się mu, bo na jego miejscu, zareagowałbym podobnie, ale w tamtym momencie byłem bardziej przerażony niżeli zdenerwowany. – Dzieci mi taki patafian nie będzie straszył!
– Ale kochanie... – zaczął mąż najstarszego, ale gdy zauważył jego rozłoszczony wzrok, wiedział co się kroi i wolał nie ryzykować dodatkowym guzem na głowie, więc odpuścił z westchnięciem i przetarł oczy dłonią. – Już jadę – oznajmił, po czym od razu skierował się w kierunku wyjścia z szpitalnego budynku.
– On nie zrobi krzywdy Jiminowi, tak? – zapytał po chwili Taehyung, którego głos drżał ze strachu o swojego przyjaciela. Dałbym sobie rękę uciąć, że gdybym się odezwał, mój brzmiałby podobnie albo nawet tak samo.
– Niech spróbuje to go znajdę i poćwiartuję – warknął zdenerwowany Yoongi, który chodził niespokojnie w te i z powrotem. Wszyscy byliśmy w nienajlepszym stanie, ale on był niczym bomba zegarowa, którą ktokolwiek bał się rozbroić. Chyba, że jesteś idiotą takim jak był Hoseok.
– A ja ci pomogę z moją niezawodną różową patelnią! – dodał Jin hyung mający już pewnie w głowie plan morderstwa naszego byłego przyjaciela, chociaż już nie byłem pewien czy aby na pewno powinienem kiedykolwiek go tak nazywać. Był oszustem.
– Przyda się – Yoongi przymknął oczy ze zdenerwowania, zaraz wzdychając. – Muszę się uspokoić, bo zaraz coś uderzę, ewentualnie kogoś – oznajmił, po czym wyciągnął swój telefon z tylnej kieszeni swoich spodni. – Zadzwonię do kogoś, zaraz wracam – mruknął i wyszedł z pomieszczenia.
– A gdzie Namjoon? – zapytał się najstarszy z naszej paczki przez co miałem ochotę się zaśmiać mimo okropnej sytuacji. Chyba zadziałała na niego tak bardzo, że zapomniał o czymś.
– Hyung, kazałeś mu jechać po patelnię do dormu – wyjaśnił rozbawiony Tae, który również się nieco rozchmurzył przez pytanie Jina. Tak działało piękno przyjaźni.
– A no tak... Potrzebuję kawy i leków na uspokojenie... – wydukał i poszedł w stronę barku, pewnie, żeby zaopatrzyć się w owy napój, a ja z pozostałym usiedliśmy na krzesełkach, zastanawiając się nad słowami, a raczej groźbą, którą podarował nam Hoseok.
Perspektywa Yoongiego
Wyszedłem do łazienki, żeby zadzwonić do osoby, która na ten moment mogła mnie jako jedyna uspokoić – Noo, odbierz... – mruknąłem, opierając się o ścianę i nagle usłyszałem zaspaną Julkę w słuchawce i myślałem, że mam przerąbane, ale zlałem to.
– Kimkolwiek jesteś, umrzesz – odezwała się śpiącym głosem. – Chyba, że jesteś osobą, która mnie nakarmi lub da mi dobre wieści na temat Jikooka – mruknęła, po czym ziewnęła.
– Przepraszam, że cię obudziłem – zaśmiałem się cicho, tupiąc nogą o kafelki w jednej w szpitalnych łazienek. – Potrzebuję rozmowy, mała.
– Coś ci mówiłem na temat tej twojej małej, grabisz sobie Yoongi – powiedziała niezadowolona, ale potem westchnęła. – Co się stało, że potrzebujesz rozmowy, duży, hm? – spytała spokojnie.
– Skończyła się operacja Jimina. Powiodła się... – przerwał mi jej pisk szczęścia, na co się zaśmiałem. –Też się cieszę z tego powodu. Szkoda, że się tak nie cieszysz, kiedy ze mną rozmawiasz.
– Jak to nie? – powiedziała udając oburzenie. – Oczywiście, że się cieszę. Za każdym razem jak do mnie dzwonisz lub piszesz... No oprócz tych momentów, kiedy śpię. Wtedy mam ochotę cię udusić –wyznała, ziewając. – Yoongi~, jestem pewna, że dzwonisz do mnie nie z tego powodu. Słyszę zdenerwowanie w twoim głosie. Co się stało?
– Hoseok znowu coś odwala, mam już go szczerze dość. Zagroził prawdopodobnie nam, że zrobi coś Jiminowi – powiedziałem, po czym wypuściłem głęboki oddech. – Mam ochotę go zajebać.
– Bez przekleństw, dupku – parsknęła śmiechem. – Wyrzućcie go z domu, uduście go, a jak będzie się stawiał, to zadzwoń po mnie to wtedy wam pomogę – powiedziała to tak lekko, jakbyśmy właśnie rozmawiali o pogodzie, więc się zaśmiałem. – Co cię śmieszy?
– Jesteś niesamowita, naprawdę – mruknąłem, przecierając twarz dłońmi. – Umiesz mnie tak łatwo uspokoić, chociaż byłem mega wkur... Wkurzony.
– Obiecuję, że dostaniesz w pysk jak nie przestaniesz przeklinać – powiedziała, po czym westchnęła. –Wiesz, Yoongi, trzeba mieć to coś, czego ty nie masz – zaśmiała się głośno, na co przewróciłem oczami, ale i tak sie uśmiechnąłem. – Mógłbyś dać mi jeszcze z godzinę albo może dwie, a najlepiej dzień, żebym się przespała?
– Zadzwonię do ciebie za jakieś dwie, trzy godziny, więc możesz się do tego czasu przespać jeszcze trochę. Myślę, że tyle ci starczy – parsknąłem śmiechem.
– Pożyjemy, zobaczymy, cukier – powiedziała, ziewając. – Dobranoc, duży.
– Dobranoc, mała – odparłem, po czym się rozłączyłem. Pokręciłem głową z uśmiechem, chowając telefon z powrotem do kieszeni i oparłem się o zimną posadzkę. Wspaniała.
a/n: Hoseok głupi i niedobry, prawda?:(
postaram się wstawić jeszcze jeden dzisiaj, ale nie obiecuję, bo muszę napisać rozdział do siebie, wybaczcie:( miłego popołudnia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro