~ 21 ~
Od czterech godzin włóczyłem się po Miami. Łzy ciekły mi nadal ciurkiem po policzkach, ale już mnie one nie obchodziły. W głowie miałem tylko obraz Jimina, który mówi, że wolałby zostać pobity na śmierć zamiast cierpieć z powodu mojej zdrady, której nawet nie chciałem. Bałem się strasznie, że mi nie wybaczy. Można by rzec, że byłem przerażony dalszym przebiegiem życia bez mojego Jimina. Był dla mnie wszystkim. Obaj wiele w życiu przeszliśmy i na samym początku on mi przyprawiał tylko dodatkowe zmartwienia, ale z czasem pomógł mi się podnieść na nogi. Ja też mu w tym pomogłem. Nawzajem siebie uratowaliśmy. Nawzajem się w sobie zakochaliśmy bez opamiętania, a teraz... kiedy pojawiła się opcja utraty go. Odechciewa mi się żyć.
Po pewnym czasie stałem przy poręczy pewnego mostu. Nie zamierzałem sobie zrobić krzywdy dopóki Jimin nie dał mi ostatecznie do zrozumienia, że chce się rozstać, ale planowałem już co ze sobą zrobić w razie tego. Zabicie się jest najbardziej korzystniejszą opcją, chociaż dla niektórych może wydawać się ona niemoralną, dziecinną, głupią i bezsensowną. Tylko, że ja właśnie taki jestem, więc do mnie pasuje pozbawienie się życia, które już nie będzie miało kompletnego sensu bez mojej miłości. Prawdziwej miłości. Drugiej takiej nigdy nie znajdę, gdyż przytrafia się ona tylko raz w życiu, a u mnie jest nią obdarzony Jimin. Tak wybrało moje serce i nawet nie pragnąłem tego zmienić.
Gdy poczułem w kieszeni wibracje swojego telefonu, chciałem się rozpłakać. Strach, że Jimin zerwał ze mną przez wiadomość, objął całkowicie moje ciało. W końcu jednak musiałem to odczytać, by mieć czarno na białym, że moje życie dobiegło końca. Drżącą dłonią sięgnąłem po telefon do kieszeni, a gdy moje potwierdzenie o tym, iż Jimin napisał okazało się prawdziwe, niespodziewany szloch wyrwał się w moich ust. Lecz gdy odczytałem wiadomość rozpłakałem się jeszcze bardziej ze zmartwienia i... szczęścia.
Od Chimin: Wróć do mnie... Potrzebuje cię, króliczku...
W natychmiastowym tempie przetarłem swoją dłonią policzki i oczy odpisując na jego wiadomość, a następnie zacząłem biec w kierunku szpitala.
Do Chimin: Już biegnę, przepraszam
***
Pędem wleciałem do budynku, po drodze tutaj łamiąc z dziesięć przepisów drogowych. Ważniejszy był mój ukochany, dlatego zdawałem się tym nie przejmować. Schodami ruszyłem na odpowiednie piętro, żeby dotrzeć tam w jak najszybszym tempie. Na korytarzu siedzieli moi trzej przyjaciele z niemrawymi minami zachowując się nerwowo.
- Jimin pisał, że mnie potrzebuje. - wydukałem, gdy się przy nich znalazłem - Coś się stało?
- Byłem u niego - oznajmił cicho Jin - Wytłumaczyłem mu całe zajście, a potem poprosił bym podał mu telefon. Zgaduję, że właśnie wtedy napisał do ciebie, a potem poczuł się źle i stracił przytomność.
- Ale dlaczego zemdlał? - jęknąłem zrozpaczony - Przecież to nie tak wszystko miało wyglądać - dodałem, starając się ponownie nie wybuchnąć płaczem w czym na szczęście pomógł mi lekarz Jimina, który wyszedł po chwili z jego sali, podchodząc w jednej chwili do nas.
- Przepraszam, że tak długo musieliście czekać - zaczął na wstępie doktor.
- Co się z nim dzieje? - spytałem przerywając jego początkowy monolog, którego nie miałem najmniejszej ochoty słuchać.
- Omdlenie było spowodowane zdenerwowaniem i stresem - westchnął zrezygnowany - Chociaż mówiłem panom, że chłopak ma nie być wystawianym na takie emocje. Teraz chce się widzieć z jakimś Jungkookiem i zgaduję, iż to chodzi o jednego z panów, więc proszę tym razem uważać. - dodał, odchodząc od nas.
- Co ja mam mu niby powiedzieć? Nie uwierzy mi - wyszeptałem, kręcąc głową.
- Mówiłem ci już, że z nim rozmawiałem - odezwał się najstarszy - Wystarczy, że z nim pogadasz szczerze. Jimin nie jest już zły.
- Jin hyung ma rację - głos zabrał Taehyung - Szczera rozmowa, prosto z serca i wszystko będzie jasne, a teraz idź. Twój książę czeka na ciebie - uśmiechnął się lekko, pchając mnie w kierunku drzwi. Pociągnąłem szybko nosem i robiąc tak jak radzili mi starsi wszedłem do sali.
- Cześć, Jiminnie - uśmiechnąłem się słabo, gdy moje oczy go ujrzały, po czym usiadłem koło jego łóżka, spuszczając głowę na dół - Przepraszam za to wszystko, ja...
- Gdzie byłeś tyle czasu? Martwiłem się, Jungkookie - wyszeptał i mogłem przysiąc, że na mnie spojrzał.
- Nie chciałeś mnie widzieć to się wyniosłem. - skrzyżowałem dłonie, by ukryć ich trzęsienie i podniosłem na niego wzrok.
- Jungkookie, przede mną nic nie ukryjesz przestań ukrywać swoje zdenerwowanie bo wiem ze kiedy trzęsą ci się ręce to krzyżujesz je na klatce piersiowej by inni tego nie widzieli, ale ja nie jestem inni. - po jego policzku spłynęła jedna łza, dlatego odwrócił głowę w drugą stronę. Z pewnością nie chcąc bym na to patrzył.
- Jimin, nie płacz - poprosiłem niepewnie - Błagam tylko nie przeze mnie... Nie zasługujesz na to. Proszę, odwróć głowę.
- W tym rzecz, że zasłużyłem na wszystko co najgorsze - wyjawił cicho, nadal nie odwracając głowy.
- Nie zasłużyłeś, nie mów tak - tym razem zażądałem złamanym głosem - Serce mi się kraja jak to słyszę. Nie mów tak.
- Jungkook, uważasz mnie za ideał którym nie jestem. Każdy ból jaki otrzymałem czy to fizyczny czy psychiczny jestem winny sam sobie. Miałeś być z Hoseokiem, to on od początku próbował zdobyć twoje serce i nagle ja się w tobie zakochałem i odebrałem mu ciebie, więc raniąc przyjaciela otrzymałem karę, która i tak nie jest tak ciężka jak strata takiej wspaniałej osoby, czyli ciebie - wytłumaczył z gulą w gardle.
- To ty zasługujesz na szczęście, nikt inny. Nie zależy mi na nikim innym tak samo jak na tobie. Nie wątp w siebie. Jesteś najbardziej utalentowany,najwspanialszy i nie do zastąpienia. Nie żałuje ze cię poznałem, bo to było coś niesamowitego. Coś czego drugi raz nie dostane. Ale czasami żałuje, ze zakochałeś się we mnie, bo mógłbyś mieć kogoś o wiele lepszego niż ja. Jestem wdzięczny za każdy twój uśmiech, wściekły na siebie za każda twoja łzę i.. czasami zastanawiam się czemu akurat ja. A nie, powiedzmy Tae.. Czy ktoś inny. Nie jestem niezwykły,wyjątkowy i można mnie zastąpić. Skazałeś siebie na cierpienie, będąc ze mną. Jesteś masochista - parsknąłem cicho śmiechem.
- Nie mów tak, Jungkookie. Gdyby nie ty nadal bym zaliczał wszystko co popadnie razem z Hobim i Sugą. Zmieniłeś mnie.Bez ciebie byłbym skazany na wieczne cierpienie, bo nie wiedziałbym jak wspaniała a za razem ciężka może być miłość. Ty mi pokazałeś ten piękny świat gdzie istnieje osoba najważniejsza dla mnie w całym wszechświecie.Bez ciepie byłbym nikim. Nie wybrałem nikogo innego bo to ty stałeś się dla mnie bardziej wyjątkowy od innych. Tae to mój najlepszy przyjaciel, można powiedzieć ze wychowałem się u jego boku. I jest hetero co i tak nie dawało mi u niego szans czego nawet nie chciałem. Pokochałem najcudowniejszą osobę jaką poznałem w całym swoim życiu. Pokochałem osobę, która pokochała mnie. - westchnął, nadal na mnie nie patrząc.
Pociągnąłem nosem i wstałem z krzesełka, podchodząc do Jimina z drugiej strony łóżka, po czym klęknąłem, patrząc na jego twarz, lecz mój ukochany zamknął oczy.
- Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego spotkałem, kocham cię i nigdy nieprzestane. Jesteś piękny kiedy płaczesz, ale jeszcze piękniejszy jak się uśmiechasz,pokaż mi najpiękniejszego Jimina na świecie i spójrz mi wreszcie w oczy - zaśmiałem się cicho, choć w moich oczach nadal kręciły się łzy.
- Czym sobie zasłużyłem na taką wspaniałą miłość od ciebie? - otworzył w końcu oczy, zatapiając się w moich tęczówkach.
- Po prostu jesteś, to starczy. Uśmiechnij się dla mnie, proszę. To jest najpiękniejszy widok na całym świecie. Pokaż mi go. - uśmiechnąłem się by go również do tego zachęcić.
- Masz najcudowniejszy uśmiech na świecie - skomplementował mnie, sam wykrzywiając usta w uśmiechu zarezerwowanym tylko dla mnie.
- Mój szczeniaczek - zachichotałem, przytulając go tak by nie uszkodzić bardziej jego żeber - Jestem strasznie szczęśliwy, już nikt nam nie przeszkodzi, żebyśmy byli razem. Szczęśliwi.
- Wiem ze nie możemy sobie tego obiecać bo życie potrafi być upierdliwe, ale starajmy się by właśnie większość chwil była dla nas szczęśliwa - wyszeptał, całując mnie w ucho i oddając uścisk dwa razu mocniej.
- Zrobię wszystko, żebyś już nie musiał cierpieć. - oznajmiłem mu równie cicho, przymykając na chwilkę oczy.
-Ja dla ciebie zrobię to samo mój uroczy króliczku słodki jak ciastko... - zaśmiał się, wypuszczając mnie ze swoich ramion.
Słysząc ten cudowny dźwięk zagryzłem wargę ze szczęścia, starając się ukryć szeroki uśmiech i intensywnie patrzyłem się w oczy mojego narzeczonego.
- Śmiej się więcej, za każdym razem jak się śmiejesz rodzi się jeden króliczek - zachichotałem.
- Ahh tak? Skąd to wiesz? - posłał mi ciepły uśmiech.
- Mam swoje dojścia, nie bądź taki ciekawy wszystkiego - zaśmiałem się głośniej widząc jego szczęście - Kocham cię.
- Ja ciebie też, skarbie - odpowiedział, podnosząc się na tyle, żeby cmoknąć moje czoło...
----------------------------------------------------------------
I w takich własnie chwilach jest zawsze pięknie i ludziki płaczą ze szczęścia, mam rację? ^^
Kochamy ich mocno i tak dalej, awwww ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro