Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26# Walka ostateczna

                              
Steven

Byłem pewien, że ten cios połamał mi wiele kości, jednak na szczęście moje ciało szybko je wyleczyło.

Podniosłem się, gotowy zaatakować Fuzję, wiedząc, że nie mam już szans.
Ale przecież musiałem coś zrobić.
Spojrzałem się na Connie, która jeszcze żyła, ale wiedziałem, że jest źle.

Użyłem szybkości i zacząłem biec w stronę Diamentów. Ona się zamachnęła i walnęła w blok różowej ściany, który wyczarowałem w ostatnim momencie. Wspomniana bariera rozpadła się na kawałki, a ja wysoko skoczyłem, znajdując się przez chwilę na wysokości głowy Fuzji Diamentów, po czym wyczarowałem pod sobą tarczę i odbiłem się w stronę "wroga".

Zielona 2.0 skorzystała z tego i zaatakowała białym laserem z oczu - moc Białej, którą mogła kontrolować klejnoty (jakby ktoś zapomniał). Jednak nie zdążyła mi nic zrobić, bo otoczyłem się bańką w wersji tych bloczków i wyczarowałem na niej kolce.

                           
Granat

Czułam się bezsilna i gdyby nie klatka blokująca moce to bym zaatakowała, a jeśli bym nie mogła, to bym przymarzła.
Moje wizje nie były zbyt wyraźne. Dostrzegałam wciąż najbardziej prawdopodobną możliwość, w której Steven po prostu przegrywa. Była też ścieżka, gdzie to pół klejnot wygrywa, ale nie widziałam w przyszłości Connie. Chciało mi się płakać z tego powodu, jednak się powstrzymałam, bo wiedziałam, że nie mogę. Jeśli zobaczyliby moje łzy, domyśliliby się, a Steven by się rozproszył.

Jedyne co mogłam robić to z przerażeniem patrzyć, jak bliska mi osoba walczy z fuzją diamentów, odczuwając cierpienie i gniew, a także tracąc po woli kontrolę nad zachowaniem. Był brutalny, a najgorsze, że miał powód, by tak się zachowywać.

Diamentowa Fuzja dostała w oko tą diamentową wersją bańki. Cios osłabił fuzję, jednak tylko chwilowo, gdyż Diamenty nie zwracały uwagę na ból, wciąż będąc jakby nieobecne.

Steven wykorzystał z chwilowego osłabienia i szybko zamknął fuzję w ścianach z różnych stron. Fuzją zaczęła atakować barierę. Ponieważ Zielona 2.0 była olbrzymia i potężna, Steven zaczął opadać z sił, jednak to go nie powstrzymało przed utrzymywaniem barier.

- Ugh! Czy ja wszystko muszę robić sama?! - Zapytała Akwamaryn, która przez cały czas przyglądała się z boku, po czym wyjęła dzwonek, by znowu coś rozkazać.
Dzięki mojej wizji przyszłości zrozumiałam, że zamierza rozkazać Zielonej 2.0, żeby użyła zielonej aury blokującą emocje, żeby osłabić chwilowo Stevena i wydostać się z blokady. Jednak nie zdążyła zadzwonić, ponieważ Steven wyczarował, tym razem normalną tarczę (jedną ręką wciąż powstrzymując tamtą barierę swoją mocą) i rzucił w jej stronę, trafiając w dzwonek.
Dzwonek wylądował dwa metry od Bluebird i chwilowo nikt go nie posiadał, a Zielona 2.0 przestała się ruszać, czekając na nowego właściciela.
Steven zdjął barierę i za pomocą przyśpieszenia w ostatniej chwili zdobył dzwonek.
Użył siły i zniszczył dzwonek, co spowodowało, że fuzja nabrała charakteru.

- Nie! Nie ujdzie ci to na sucho! - Krzyknęła Bluebird do Steven'a.

- To tobie nie ujdzie to na sucho! - Wykrzyknęła Zielona 2.0, po czym się rozłączyła, a na jej miejscu pojawiły się trzy, niezwykle wkurzone diamenty.

                            
Steven

Bluebird była świadoma tragedii sytuacji i tylko uśmiechnęła się nieśmiało, a po chwili się rozłączyła.

- Diamenty! Bardzo wam dziękuję! Ta Rubin... Zmusiła mnie do fuzji! Ja nie mogłam nic zrobić! To jej wina! - Odpowiedziała Akwamaryn udając niewiniątko, jednak nikt jej nie uwierzył.

- Że co proszę?! - Zaczęła Oczko i już po chwili obie zaczęły się kłócić.

To mi przypomniało moment, gdy Oczko i Akwamaryn nie mogły się połączyć i rozpoczęły kłótnie w trakcie walki ze mną.

Nie miałem jednak zamiaru stać i czekać aż przestaną się kłócić, więc podbiegłem do Connie i wygiąłem pręty tak, żeby móc wejść. Magia blokująca ucieczkę okazała się zbyt słaba w porównaniu do moich mocy w różowym stanie. Po chwili mój stan ulepszenia nie był już potrzebny i po chwili miałem już normalne kolory.

Podszedłem do ukochanej. Jej rana była śmiertelna, a ona straciła dużo krwi.

- Connie? - Powiedziałem cicho mając nadzieję, że otworzy oczy.

Ona spojrzała na mnie. Już miałem przybliżyć się, żeby ją uleczyć śliną, ale ukochana podniosła ociężale rękę i dotknęła nią mojego policzka.

- Kocham cię, Steven. Cieszę się, że udało mi się spędzić z tobą wiele lat. Że mogłam stać u twego boku. Szkoda, że to już koniec. - Odpowiedziała drżącym cichnącym głosem.

- Nie... - Odpowiedziałem cicho, nie mogąc wydobyć z siebie nic więcej.

Wielka gula utknęła mi w gardle.
Ukochana umarła na moich ramionach, a to wszystko przez Bluebird. Chociaż to też była moja wina. Mogłem to jakoś inaczej zrobić. Mogłem lepiej ją pilnować, od razu wszystko jej powiedzieć. Może nie powinienem był ją poznawać czy się z nią wiązać. Gdyby nie spotkanie ze mną, dalej by żyła. Chciało mi się krzyczeć, ale się powstrzymałem. Nic by to nie dało. Nie chciałem się pogodzić z jej odejściem. Może to tylko zły koszmar, a jak się obudzę, to żona mnie przytuli i uspokoi? Albo przyniesie śniadanie? Może mogę jeszcze coś zrobić?
Nie mogę jej stracić!

Wiedziałem, że moja ślina tu już nie pomoże, bo ona potrafi tylko leczyć, a nie wskrzesić...
I właśnie wtedy przypomniało mi się, jak kiedyś udało mi się uratować Larsa.
Łzy! Może one zadziałają! Musi zadziałać! Proszę niech to zadziała!
Objąłem Connie, a łzy pociekły po moich policzkach spadając na zimne ciało mojej ukochanej. Po chwili pojawiło się różowe światło i usłyszałem dźwięk leczenia. Żona stała się różowa. Po chwili otworzyła oczy, a mi kamień spadł z serca.

- Connie! - wykrzyknąłem, a ona się uśmiechnęła.

Wyciągnęła rękę i wytarła moje łzy.

- Cii... Już dobrze. Jestem. Nic mi nie jest. - Powiedziała, a ja odwzajemniłem uśmiech.

Pomogłem jej wstać i po chwili wszyscy uwięzieni byli już wolni.
Wszyscy podeszli do Connie ciesząc się, że jest już dobrze, a Nick i Jessica ją uściskali. Po chwili także mnie.

Uścisk nie trwał długo, bo po chwili Diamenty straciły cierpliwość do wciąż kłócących się sprawczyń tego zamieszania.

- Cisza! - Krzyknęła Żółta do Akwamaryn i Rubin.

Wspomniane klejnoty od razu ucichły, a ja podszedłem razem z resztą do Diamentów.

                            
Connie

Przestraszone Oczko i Akwamaryn zaczęły się cofać, chcąc szybko uciec.

- O nie! Bez kary wam się nie obejdzie! - Powiedziała surowo Biała.

- To macie pomysł na odpowiednią karę? - Zapytała Niebieska kierując swoje słowa do reszty Diamentów.

- Powinniśmy je roztrzaskać po tym co zrobiły. Co wy na to? - Zaproponowała Żółta.

- Nie! - Wykrzyknął Steven.

- Ja wiem, że nie lubisz takich rozwiązań, ale może tak będzie lepiej. Zrobiły krzywdę wielu osobom, a jeśli ich nie rozstrzaskamy to będzie więcej ofiar. - Odpowiedziała Niebieska.

- Nie ma mowy. Owszem skrzywdziły nas wszystkich, ale i tak nie zasługują na rozstrzaskanie. Tak po prostu nie można. Poza tym będziemy wtedy tacy jak one. - Odpowiedział ukochany, a ja się uśmiechnęłam.

To była jedna z wielu przyczyn za które go kochałam. Jego dobroć i zdolność do wybaczania nie miały granic. Nawet jeśli ten, komu ma wybaczyć, kogoś zabił.

Ostatecznie zadecydowaliśmy, że Oczko i Akwamaryn nie zostaną rozstrzaskane ani pozbawione formy i zabańkowane (bo taka propozycja też padła) tylko zresocjalizujemy ich. Spróbujemy im pokazać dobro. Może się zmienią i kto wie? Może nawet polubią ziemię?

Diamenty przeprosiły za wszystko co nam zrobiły nieświadomie i zabrały Oczko i Akwamaryn. (Resocjalizacja co prawda ma się odbywać na Ziemi, ale nie dzisiaj.)

A my postanowiliśmy uczcić wygraną, więc skierowaliśmy się w stronę domu.

Przez chwilę panowało milczenie, gdy nagle przerwał je Steven.

- A właśnie! Nick! To dla ciebie. - Powiedział mąż wyjmując z kieszeni łańcuch z odłamkiem kryształu, pomagający w teleportacji przez tych, co nie są klejnotami lub pół klejnotami.

[Nie wiem, czy o nich jeszcze pamiętacie, ale była o nich mowa wcześniej ~ Autorka]

- Jesteś pewien czy na to zasługuję? Wcześniej nie chciałeś mi tego dać. - Powiedział zaskoczony Nick.

- Bo byłeś nie odpowiedzialnym dzieckiem. Ale już nie jesteś. Dojrzałeś.
W momencie, gdy chciałeś pomóc Kryształowym Klejnotom w walce z Bluebird, udowodniłeś, że zasługujesz na to. No i potem jak mi pomogłeś was znaleźć. - Odpowiedział Steven, a Nick uśmiechnął się, podziękował i założył wisiorek.

- Skąd ty wiesz o tej akcji z Bluebird? Wiem, że Nick nie zdążył Cię ostrzec, bo dosyć szybko dołączył do nas w klatce. - Zapytała zaciekawiona Ametyst.

- Przyśniło mi się to, ale już jakiś czas po tym zdarzeniu. - Odpowiedział mąż.

- Poza tym po porwaniu Nicka przeteleportowalismy się do świątyni i zobaczyliśmy ślady po tarczach - Dodałam.

Resztę drogi, Steven był zasypywany pytaniami bliźniaków o różowy stan i wszystkie moce z nim związane jak na przykład przyśpieszenie oraz o wskrzeszaniu.

Ukochany unikał mojego wzroku i ewidentnie coś go dręczyło, więc jak tylko wróciliśmy do domu dopilnowałam, żebyśmy zostali sami.

- Coś cię dręczy. - Powiedziałam do Stevena, czekając na jego odpowiedź.

- Ja... Chodzi o to, że... Może nie powinniśmy być razem... - Powiedział, a ja poczułam niepewność.

- Jak to? Czemu? Nie podobam ci się już? - Zapytałam drżącym głosem.

- Nie! Wręcz przeciwnie! Kocham cię całym moim sercem! I dlatego się nad tym zastanawiam... - Odpowiedział.

- Nie rozumiem. - Stwierdziłam.

- Chodzi o to, że mogłabyś być cały czas szczęśliwa, a dopóki ze mną będziesz, to tak nie będzie... - Zaczął się z lekka chaotycznie tłumaczyć.

- Ale co ma do tego szczęście? Nie rozumiem. - Zapytałam.

- Będąc ze mną cały czas ci coś grozi. Odkąd mnie poznałaś, wiele razy narażałaś swoje życie, Akwamaryn i Topazy cię porwały, walczyłaś w Homeworldzie, a teraz jeszcze Bluebird ciebie zabiła. Gdyby nie ja, byłabyś o wiele szczęśliwsza. Nie musiałabyś być teraz do końca życia różowa. - Wyjaśnił, a ja zaczęłam się śmiać.

Steven był zdezorientowany moim zachowaniem, a ja starałam się uspokoić.

- Chodzi o to, że mi to nie przeszkadza. Lubię moje życie, lubię pomagać i kocham Ciebie. Nie wyobrażam sobie jak to by było bez Ciebie. Ja teraz jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa dzięki tobie. To ty byłeś moim pierwszym przyjacielem i wsparciem. Pomogłeś z matką, sprawiłeś, że mogę pomagać. Nigdy bym z tego nie zrezygnowała. A różowy mi nie przeszkadza. - Odparłam, a on się uśmiechnął.

Nareszcie wszystko wróciło do normy.

___________________________________________

Jeszcze będzie epilog, więc spokojnie!
Do jutra!

Ale tylko epilog.
Jak ten czas szybko leci...

Domyślał się ktoś, że uśmiercę i wskrzeszę Connie?

Słów: 1614

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro