10# Doświadczenie
Connie
Udałam się w miejsce, gdzie mieszkała Jaspis. W pewnym momencie poczułam ulgę, gdy spostrzegłam Stevena siedzącego koło wspomnianego klejnotu.
Rozmawiali o czymś, a Steven wydawał się smutny. Nie słyszałam jednak o czym, ponieważ byłam za daleko, więc postanowiłam podejść bliżej. Wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać, ale miałam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej, żeby wesprzeć jakoś Stevena.
- Pokonałeś ją nie będąc w tej mocy. A nie dość, że była fuzją, to ty w porównaniu do niej, starałeś się być cicho i ją pokonać nie raniąc. Więc z tą mocą Ci się uda. - Przypomniała.
Od razu domyśliłam się, że Jaspis mówiąc moc, ma na myśli ten różowy stan Stevena. Jednak co do walki z fuzją, to nie wiedziałam. Steven nie raz walczył z klejnotami i także zdarzały się fuzje jak na przykład Malachit (w sumie to raczej Kryształowe Klejnoty walczyły i arbuziki, ale jednak Steven będąc jednym z owocowych ludków także pomagał), fuzję Rubinów, Bluebird czy Topazy, jednak raczej nie starał się być wtedy cicho. Może o jakiejś walce nie pamiętam?
- Tylko, że jak bym miał to zrobić w tajemnicy? Podczas wczorajszej walki, rękę wyleczyłem, ale potem było ciężko ukryć krew. Musiałem wyrzucić moją bluzę. A to była tylko jedna postać. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak to by wyglądało z paroma. - Odparłem.
Zamarłam. Wczoraj?! No jasne, to pewnie dlatego nie wrócił wczoraj wieczorem do domu i pewnie właśnie z tego powodu nie ma teraz na sobie tej bluzy. Jakim cudem tego nie zauważyłam?!
Czyli wczoraj odbyła się walka z jakąś fuzją?!
- Steven? - Zaczepiłam go przez przypadek i wyszłam z kryjówki.
On popatrzył na mnie nie wiedząc jak zareagować.
- To... Ja was chyba zostawię. Idę nazbierać kamyków. - Oświadczyła Jaspis i poszła.
Nastąpiła chwila ciszy.
- To... prawda? Wczoraj walczyłeś z kimś? - Zapytałam.
On dalej milcząc odwrócił wzrok.
- Powiedz. To prawda tak? No powiedz! - Krzyknęłam zaczynając płakać.
- Tak... - Odpowiedział wciąż nie nawiązując kontaktu wzrokowego.
Po moich policzkach pociekły łzy.
- Byłeś ranny? - Drążyłam dalej.
- Trochę. - Odparł nie próbując się tłumaczyć czy wymigiwać.
- Kto cię zaatakował? Miał związek ze zniknięciem Diamentów?! - Zapytałam coraz bardziej przerażona.
On tym razem odwrócił wzrok i spojrzał mi w oczy.
- Ja wiem, że fakt, że ktoś mnie zaatakował i zranił, nie jest zbyt radosny, ale naprawdę nie musisz się martwić. Nic takiego się nie stało. Nie jestem ranny, uleczyłem się. - Powiedział.
To mnie lekko uspokoiło, jednak wciąż byłam niespokojna. Przestałam płakać, a Steven mnie przytulił.
- Nadal nie odpowiedziałeś mi na pytania. - Odparłam.
- To była Bluebird. - Wyjaśnił.
- A czemu cię zaatakowała? - Zapytałam już spokojniej.
- W sumie sam nie wiem. Po prostu mnie nie lubi i tyle. - Odpowiedział.
Gdy Jaspis wróciła, pożegnaliśmy ją i poszliśmy do domu.
W domu zastaliśmy poza naszymi dziećmi, klejnoty.
- Witajcie. - Odpowiedziały, a ja poczułam się, jakbym to ja była gościem, a nie one.
- Hejka - Odpowiedzieliśmy jednocześnie ze Stevenem. Zarumieniłam się.
- Co wy robicie w naszym domu? - Zapytał Steven swobodniejszym tonem niż ostatnio.
- Nie to, żebyśmy nie chcieli. Możecie przychodzić kiedy chcecie. Po prostu raczej nie przychodzicie, gdy nas nie ma. - Poprawiłam szybko.
- Z wyjątkiem Ametyst. - Skorygował mąż.
- Jakoś tak wyszło. Myślałyśmy, że jesteście, a potem Nick i Jessica zachęcili nas, byśmy poczekali. - Wyjaśniła Perła.
Usiedliśmy za stołem, a Connie przyniosła napoje.
Perła
Gadaliśmy przez jakiś czas swobodnie. Nawet Steven zachowywał się tak jak dawniej. No prawie...
Tak czy inaczej coś niedawno musiało zajść między tą dwójką. Coś ważnego.
Jednak nie dopytywałam się o to.
Prawdopodobnie jutro też będzie szczęśliwy. Jego dzieci mają jutro urodziny. Dlatego też podczas rozmowy uzgadnialiśmy dokładniej jutrzejszy dzień.
Kiedy zakończyliśmy, wszyscy rozeszli się do domów.
Steven
Ponieważ miałem dobry humor, postanowiłem żonce zrobić kolację. Zanim zniknęły Diamenty bardzo często robiłem kolację, teraz jakoś nie robię. Czas to chyba zmienić.
Ugotowałem jajka i zrobiłem pastę jajeczną do chleba, po czym przyniosłem kanapki i do tego herbaty.
Po zjedzeniu, umyłem naczynia i pościeliłem łóżko.
Zaproponowałem Connie, by pierwsza poszła się myć, jednak ona mnie tylko przytuliła.
- Kocham cię - Powiedziała po chwili.
- Ja też cię kocham. - Odpowiedziałem.
Staliśmy do siebie przytuleni przez jakiś czas. Gdy oderwałem się, poczułem, że Connie chciałaby o coś poprosić.
- Connie? Chcesz mnie o coś zapytać? - Ponagliłem.
- Tak, ale to głupie... - Odpowiedziała i miała zamiar pójść się myć, ale ją zatrzymałem i zachęciłem.
- Chodzi o to... Że tak dawno nie byliśmy razem... - Skomentowała.
- Ale przecież jesteśmy razem. - Odpowiedziałem jej.
- Ja wiem, ale... Tak inaczej razem... To głupie, przepraszam. - Powiedziała.
Zarumieniłem się i się pocałowaliśmy.
Gdy przestaliśmy, włączyłem muzykę i wyciągnąłem rękę w jej stronę.
Ona się zarumieniła i przyjęła moją dłoń, po czym zaczęliśmy tańczyć walca.
Ma rację, dawno się nie złączaliśmy...
Stevonnie
Uśmiechnęłam się. Tak dawno nie było fuzji.
Kiedyś Steven i Connie od czasu do czasu łączyli się dla frajdy, jednak potem przestali.
Kiedy Connie zaszła w ciążę, bała się, że jeśli będąc fuzją zacznie rodzić to Steven zniknie lub dzieciom coś się stanie
Steven się nie przejmował groźbą zniknięcia, jednak nie było wiadome czy złączanie się i rozłączanie nie szkodzi dzieciom, więc nie przekonywał ukochanej do fuzji.
Gdy się urodziły, ukochana para nie miała wiele czasu na zabawy, a przy dzieciach tylko raz powstałam. Potem się nie pojawiałam, bo mali się bali. Jest dwójka rodziców i nagle nie ma żadnego tylko obcy człowiek, a im nie można było wytłumaczyć, że obcy człowiek to fuzja mamy i taty.
Dlatego przestali. Tak wyszło, że Jessica i Nick nigdy mnie nie widzieli, mimo że oboje chcieli.
Jessica w celu badań i poznania nowej osoby, Nick też chciał mnie poznać i zobaczyć jak to się robi.
- Mamo... Wiesz, gdzie są moje spodnie? - Zapytał w pewnym momencie Nick wchodząc do środka.
Kiedy mnie zobaczył, odskoczył.
- Kim ty jesteś? Dlaczego jesteś taka wysoka i podobna do mnie? Jesteś jakąś daleką kuzynką? I co robisz w naszym domu? - Zapytał głośno zdezorientowany.
Jessica zajrzała do środka, a w jej oczach pojawiły się gwiazdy.
- Ale wielka... - Wydusiła oglądając mnie ze wszystkich widocznych stron, skupiając większą uwagę na twarz i klejnot, który mimo, że był doskonale widoczny, to Nick go nie zauważył.
Ja się uśmiechnęłam.
- Hejka, Jestem Stevonnie. - Przywitałam się.
- Coooo? Fuzja mamy i taty! Ale odlot! - Skomentował Nick.
- Powiedz mi o wszystkim! O wszystkim! Jak to jest być fuzją? - Zapytała córka.
Ja się uśmiechnęłam i zaczęłam odpowiadać na lawinę pytań.
- A czy będziesz na urodzinach? - Poprosiła Jessica.
- A rodzice? Nie chcecie, żeby byli z wami? Ja wiem, że teoretycznie jestem waszą matką i tatą, ale jednak jest inaczej. - Zauważyłam.
- Nie musisz być na całej imprezie, bo chcemy mieć też was osobno, ale proszę przez jakiś czas, prooooszę. Przemyślcie to. - Poprosiła Jess.
- Zastanowimy się. - Odparłam.
Ponieważ było już późno, Jessica i Nick poszli już spać.
A ja poszłam się umyć, a po umyciu się rozłączyłam.
Steven
Connie i ja przebraliśmy się w swoje piżamy i poszliśmy w stronę łóżka.
Skorzystaliśmy z chwili prywatności i po zakończonej czynności, poszliśmy spać.
___________________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!
Słów: 1327
Next: jutro
Tytuł nawiązuje do tego, jak na początku Granat nazwała Stevonnie.
(Nie jesteś grupą ludzi ani jedną osobą, tylko... Doświadczeniem. Bądź dobrym doświadczeniem. No już. Idź... Się...Bawić! ~ mniej więcej z pamięci)
Chciałam też nazwać ten rozdział ,,Prawda", ze względu na to, że Connie więcej wie, ale stwierdziłam, że może mi się to później przydać, zobaczymy. A także Stevonnie, głównie ze względu na ship, który się tu pojawił niż na fuzję, ale to mogłoby sprawić, że zaspojlerowalabym wam, że ona tam będzie. Stąd mamy "doświadczenie" nawiązujące do Stevonnie, a z kolei ona do shipu XD
I tak, wiem, że Stevonnie jest niebinarna i jak najbardziej wspieram osoby LGBTQ+.
(Nie należę do nich, ale nie jestem homofobem), jednak niestety w języku polskim nie jest prosto nazywać takie osoby i co innego w serialach, gdzie widać kto gada, a co innego książka.
Jakbym używała u niej liczby mnogiej, to w niektórych zdaniach mogłoby być to mylące. (Teraz nie przytoczę zdania, ale było jakieś, które było mylące z tego powodu)
Tak więc tak, tu też jest osobą niebinarną, ale poza używaniem zaimków they/them (czyli liczba mnoga - oni), używa tu też she/her (ona...).
No to chyba tyle do wyjaśniania,
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro