Rozdział 9
RIVER
Obecnie
Z oczywistych przyczyn prawie nie zmrużyłem w nocy oka. Cały czas myślałem o Mel, stwierdzając, że jeśli tak dalej pójdzie, to totalnie mi odwali.
W tym momencie, po tym do czego doszło w nocy - decyzja o moim powrocie do Nowego Jorku została przełożona do odwołania. Nie było szans, żebym teraz sobie odpuścił. Mogłem ją mieć, wiedziałem to. Musiałem zrobić wszystko co tylko się dało. Nigdy w życiu nie zależało mi na niczym tak bardzo jak na niej, a z reguły się nie poddawałem - tym bardziej kiedy naprawdę czegoś pragnąłem. Zawsze dążyłem do celu, gdy miałem wystarczającą motywację.
A jeszcze nigdy nie miałem motywacji tak ważnej jak Mel.
Wychodząc z domu zastanawiałem się co pożytecznego dzisiaj zrobić, aby zająć swoje myśli i nie zapętlać się na ubiegłej nocy.
- Nudzisz się synu? – zapytał mnie Henry, kiedy stałem patrząc na wypasające się konie.
- Tu nie ma szans na nudę, jak na ironię – odparłem z uśmiechem.
- Chcesz nauczyć się tego z czego słynie każdy szanujący się kowboj? - zapytał, a ja spojrzałem na niego z zainteresowaniem, po czym całe popołudnie jeździłem konno, a nawet nauczyłem się zarzucać lasso. Betty też świetnie sobie radziła, a lekcje jazdy z Timem przynosiły jej mnóstwo frajdy i satysfakcji.
Po aktywnym popołudniu razem z Betty i Wendy usiedliśmy wspólnie do kolacji, gdy do pokoju wparował Ray.
- Tęskniliście? – zapytał siadając przy stole – Ty braciszku na pewno, jesteś taki uczuciowy, prawdziwy wrażliwiec z ciebie…
- Wypatrywałem cię przez okno, łamiesz mi serce, że tak rzadko przychodzisz do domu. Dobrze, że chociaż znalazłeś czas na wspólny posiłek – odparłem ironicznie, gryząc swoją kanapkę.
- Tak, staram się… Słyszałem, że zaraz wyjeżdżacie, więc może byśmy gdzieś dzisiaj wyszli? – Ray zapytał nakładając sobie szynkę na kawałek chleba.
No tak… Nie zdążyłem jeszcze nikomu powiedzieć, że jednak przełożyłem wyjazd.
- Ale ja też? – zapytała z nadzieją moja siostra, patrząc na Raya z rozmarzeniem.
- Jasne, mój kolega robi małą imprezę, ale nie jakąś dużą, posiedzimy sobie spokojnie. Ma też młodszą siostrę, która pewnie chętnie spotka się z Betty, co wy na to?
- River! Proszę cię braciszku, zrób to dla mnie! – mała złapała mnie za rękę. Chciałem zobaczyć się z Mel, ale pomyślałem, że może też tam będzie… W końcu ona i Ray obracali się w podobnym towarzystwie, i już raz była na imprezie na którą mnie zabrał. Dzisiaj popołudniu próbowałem do niej zadzwonić, ale niestety nie odbierała. Poza tym szkoda mi było Betty, wszystkie wieczory spędzała w domu. Towarzystwo dziewczynki w jej wieku dobrze by jej zrobiło.
- Okej, ale nie na długo.
- Dobre i to bracie, w takim razie jesteśmy umówieni! – powiedział Ray, poklepując mnie po ramieniu.
***
Weszliśmy do domu kolegi Raya, a Betty od razu pobiegła z Mendy - siostrą Bena, który organizował spotkanie, do jej pokoju. My natomiast poszliśmy na piętro gdzie siedziało kilka osób. Wszyscy rozmawiali, śmiali się i pili piwo.
- Hej ludzie, to jest River, mój brat przyrodni – wrzasnął Ray, a obecni spojrzeli na mnie i przywitali się. Ben oczywiście nie omieszkał powiedzieć jak bardzo podobny jestem do ojca. Chyba każdy w Utah oprócz Mel, witał mnie w ten sposób. Niestety jej nie było, więc poczułem irytujący zawód. Musiałem się stąd jak najszybciej wyrwać i jakoś z nią skontaktować. Nie wyobrażałem sobie że mielibyśmy nie omówić tego do czego doszło między nami w nocy.
Jedyne co mnie tu jeszcze trzymało to Betty, więc usiadłem czując, że to będzie długi wieczór, gdy nagle otworzyły się drzwi balkonowe, przez które weszła Melanie, z jakimś blondynem. Poczułem jak moje serce zaczyna mocno walić w piersi i wszystko we mnie ożywa z podekscytowania.
- Mellie, pomożesz mi z tymi szlugami? Nie mogę ich poskręcać, to chyba jakieś gówniane bletki… – mówił blondyn przyglądając się sceptycznie skrętowi trzymanemu w ręce. Mel westchnęła z rezygnacją. Usiadła przy stoliku nie rozglądając się po pokoju i nie zauważając mojej obecności.
- Daj to człowieku, nie bletki są gówniane tylko po prostu tego nie ogarniasz. Nie możesz sobie kupić normalnych fajek?
- Ten tytoń jest najlepszy. – Stwierdził blondyn, a dziewczyna parsknęła śmiechem, wkładając skręta w usta.
- Mel! Zastanawiałem się czy będziesz. Dobrze cię widzieć… – Ray podszedł do Melanie patrząc na nią z zachwytem, ale ona ledwo na niego zerknęła.
- Cześć, stary. – Powiedziała wyciągając w jego kierunku pięść, z tymi koszmarnie poranionymi kłykciami. Ray delikatnie uderzył w nią swoją. Chyba tylko po to, aby podtrzymać jej uwagę machnął w moim kierunku.
- Pamiętasz mojego brata? Tego co zaginął w akcji i dostał udaru? – Spojrzała na mnie przelotnie, a po chwili znowu skupiając uwagę na trzymanej w dłoni bletce, w którą nasypywała tytoń.
- Jasne, że pamiętam, cześć River. A to jest Johnny. – Pokazała na blondyna, który machnął do mnie, nie odrywając wzroku od telefonu. – Znajomy.
- Fajnie, miło mi. – Odparłem, patrząc na nią wymownie, ale ona nawet się na mnie nie obejrzała. Jakbym był nikim, jakbym w ogóle się dla niej nie liczył. Jakbym nie całował jej warg i szyi, zlizując z nich łzy, a ona nie robiła mi dobrze ustami. Jakbyśmy byli sobie obcy i nie widzieli się od czasu tamtego dnia, kiedy przywiozła mnie poparzonego do domu. Poczułem się jakby dała mi w twarz. Znowu. Johnny w tym czasie odkleił oczy od telefonu i podniósł na mnie wzrok.
- O cholera, człowieku, wyglądasz jak wasz stary! – oczywiście, mogłem się tego spodziewać.
- Obiło mi się o uszy – westchnąłem z rezygnacją, a Mel nawet tego nie skomentowała, skupiona na swoim zajęciu. Wyglądała jak zwykle zjawiskowo i wszystko we mnie pragnęło jej dotknąć.
Zastanawiałem się co powiedzieć, żeby przykuć jej uwagę, gdy do pokoju wparowała jakaś dziewczyna.
- O mój Boże, teraz to już na pewno przeznaczenie! – wrzasnęła na mój widok, podbiegła do kanapy na której siedziałem i rzuciła się na moje ramię.
Co ona wyprawiała, do cholery?
- My się znamy? – zapytałem odsuwając się, ponieważ nie lubiłem, kiedy ktoś mi się narzuca.
- Nie chciałeś się ze mną całować na ganku u Maxa, pamiętasz? - zapytała z uśmiechem. Oczywiście, że nie pamiętałem, sytuacje co prawda kojarzyłem, ale jej twarzy już nie.
- Szczerze mówiąc nie pamiętam cię, to trwało jakąś sekundę, także…
- Ale ja cię pamiętam! I wcale ci się nie dziwie, że wtedy zwiałeś, ale dzisiaj jestem trzeźwa. – Poruszyła sugestywnie brwiami, jakby to miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
- Spoko. – Znowu się odsunąłem i oparłem głowę o zagłówek.
- Zabaw się człowieku, w końcu wracasz do Nowego Jorku, kiedy, jutro? – Zapytał Ray, podając mi piwo.
- Nie wiem jeszcze – powiedziałem biorąc od niego butelkę.
Do pokoju weszły kolejne dwie dziewczyny i usiadły na kanapie koło mnie.
- Agnes przedstawisz nam swojego znajomego? – Zaświergotały do szatynki.
- Właśnie! Jak masz na imię?
- To River, mój brat przyrodni – odpowiedział za mnie Ray.
- Faktycznie! Wyglądasz jak ulepszona wersja waszego ojca! A to było mega ciacho! Kotku, jaka szkoda, że niedługo musisz nas opuścić. – Westchnęła Agnes – Jesteś z Nowego Jorku?
- Taaa – schowałem twarz w dłoniach, bo strasznie nie chciało mi się z nimi gadać.
- Ja jestem Carrie, a to jest Tessa, Agnes już znasz - odparła dość atrakcyjna dziewczyna z jasnymi włosami. – Skoro już niedługo wyjeżdżasz, to chyba dobrze byłoby, gdybyś miał co wspominać, hmmm? – Dotknęła mojej łydki swoją stopą, sunąc nią w kierunku kolana. – A my z dziewczynami lubimy takie zabawy, jeśli wiesz co mam na myśli… – zerknąłem na nie z niedowierzaniem. Serio?
Na dole jest moja młodsza siostra, jakieś wariatki proponują mi czworokąt, natomiast dziewczyna na punkcie której szaleje ma mnie totalnie w dupie i skręca papierosa jakiemuś blondynowi, udając że właściwie to mnie nie zna. Co za nieporozumienie.
Chciałem tylko stąd wyjść i umówić się z Mel w spokojniejszych okolicznościach, żeby wszystko wyjaśnić, bo nie podobał mi się sposób w jaki się zachowywała i to że zupełnie mnie zlekceważyła. Uważałem, że po tym wszystkim zasługiwałem przynajmniej na odrobinę jej uwagi.
- Wiecie co…
- Ja pierdole! – Wrzasnęła Mel, a wszyscy spojrzeli w jej kierunku. Przez jedną cudowną chwilę myślałem, że powie im, żeby się ode mnie odwaliły, bo jestem jej, ale ona tylko rzuciła skręta na stół. – Człowieku jak ty to robisz? Przecież to się rozpada!
- Nie umiem tak jak ty! – Odparł defensywnie Johnny.
- Jak już coś robię, stary, to robię to dobrze… – powiedziała, a ja natychmiast dostałem gęsiej skórki, na myśl o tym jak wczoraj robiła mi dobrze. O tak, akurat z tym miała cholerną rację - … i dokładnie, a nie odwalam taką lipę. Dobra, nie chce mi się już tego robić. Spadam stąd.
- Czekaj chwilę, odwieziesz mnie? – Zagadnął Johnny, a dziewczyna znowu westchnęła. – Idę tylko do kuchni i zaraz wracam, momencik – chłopak wstał i wyszedł z salonu. Mel wyglądała na poirytowaną, ale oparła się o krzesło na którym siedziała i rozstawiła szeroko nogi. Patrzyłem na nią z uwielbieniem. Czyli jak zwykle.
- Nie gap się tak na nią, bo jak zauważy to się wścieknie. To Mel, jest gorąca jak diabli, ale cholernie dziwna…- Mówiła konspiracyjnym szeptem Carrie.
- Ja cię słyszę, Carrie. - Powiedziała Mel, zerkając ze zniesmaczeniem w jej kierunku.
- Przepraszam Melanie, świetnie wyglądasz ! – dziewczyna mrugnęła do niej, a Mel pokręciła głową. - Poznałaś Rivera? Chyba znałaś się z jego ojcem i to całkiem nieźle.
- Tak, wiadomo, że znałam. Był spoko… - kiedy usłyszałem jak mówi, że mój ojciec był spoko, parsknąłem śmiechem. Byłem coraz bardziej wkurzony. Chciała sobie pójść, odwożąc jakiegoś faceta, jak gdyby nigdy nic, podczas gdy te laski proponowały mi pieprzenie. Tak po prostu, miała mnie w dupie.
Zerknęła na mnie obojętnie, a ja zmrużyłem oczy.
- Mój ojciec był dupkiem, który przez całe życie miał mnie gdzieś. Zdecydowanie nie był spoko. – Powiedziałem wyzywająco. Gapiliśmy się na siebie kilka chwil, aż w końcu się odezwała.
- Stary, ja mówię tylko, że ogólnie był dobrym człowiekiem, staram się nie wnikać w wasze sprawy – wzruszyła ramionami, jak zwykle na luzie, nie dając mi się sprowokować, a ja znowu się zaśmiałem.
- Uważasz, że dobry człowiek, może zrobić coś takiego własnemu dziecku? – Byłem coraz bardziej wkurzony, a Mel pokręciła głową.
- Nie wiem, River, to nie jest rozmowa na teraz, ale myślę, że powinieneś poznać ojca kiedy jeszcze żył. To popieprzone, ale on nie był zły…
-… och no jasne, bo tylko twój taki był, prawda? – wypaliłem, zanim ugryzłem się w język. Nie miałem pojęcia jak coś podobnego mogło mi przejść przez usta, ale Mel ewidentnie opadła szczęka.
- Co ty powiedziałeś? – Zapytała wstając z krzesła.
- Nie ważne Melanie, niepotrzebnie to powiedziałem… - zacząłem się tłumaczyć, ale najwyraźniej było już za późno bo patrzyła na mnie tak, jakby miała ochotę mnie zabić.
-… a co ty w ogóle wiesz o moim ojcu, co? – powiedziała z jadem, a wszyscy patrzyli na nas w szoku i oczekiwaniu. – Co ty możesz wiedzieć o tym jaki był i co robił? Jesteś wymuskanym syneczkiem mamusi i nigdy nikt nie połamał ci żeber, ani nie stłukł cię do krwi. Nie musiałeś spać po kątach, trzęsąc się na mrozie z pustym brzuchem, bo bałeś się wracać do domu. Co ty możesz, kurwa, wiedzieć? – pomyślałem, że chyba zaraz zwymiotuję, zrobiło mi się niedobrze na myśl o tym co ją spotkało, i poczułem się jak największy dupek na świecie.
- Mel, jestem zupełnym idiotą… – Wstałem i próbowałem jej dotknąć, ale ona się odsunęła. - Mel kochanie, przepraszam… - dodałem błagalnie.
- Nie mów tak do mnie – warknęła i ruszyła do wyjścia, a ja natychmiast ruszyłem za nią. Kiedy byliśmy już na zewnątrz odwróciła się w moją stronę i pokazała na mnie palcem. – Nie waż się za mną iść, River.
- Melanie, proszę cię, porozmawiaj ze mną…
- Co ci strzeliło do głowy? Dlaczego powiedziałeś coś takiego? – Zapytała, a ból w jej glosie łamał mi serce.
- Nie wiem! Byłem na ciebie wściekły i popełniłem błąd, przepraszam!
- Skąd wiesz o moim ojcu? – Dodała z wyrzutem.
- Ja nic nie wiem, Mel, nic nie wiedziałem! Miałem tylko jakieś niejasne przypuszczenia. Moja matka mówiła, że kojarzyła twoją mamę i pamięta, że twój ojciec był dla niej podły… A ty zachowujesz się tak, jakbyś sporo przeszła i połączyłem fakty. Ale nic więcej nie wiem, nie miałem pojęcia… Czuję się jak gówno Mel, tak strasznie cię przepraszam… - Spojrzała na mnie trochę łagodniej i chyba powoli się uspakajała.
- Dlaczego byłeś na mnie wściekły? Za to, co zrobiłam u ciebie w pokoju? Wtedy nie wydawałeś się być zły… - Wyglądała na zupełnie zdezorientowaną.
- Nie kochanie, nie! Jak mógłbym być, byłaś cudowna! Po prostu dzisiaj zupełnie mnie zlekceważyłaś, poczułem się jakby ci na mnie nie zależało, jakbym nic dla ciebie nie znaczył, mimo że przecież tak wiele nas połączyło... A kiedy one powiedziały żebym z nimi poszedł chciałaś się zmyć, jakbyś miała to gdzieś…
- A co miałam powiedzieć, River? Nie mam wpływu na to co robisz, czy mi się to podoba, czy nie. Nie potrafię być inna, jestem zepsuta! Mówiłam ci! A ty nie jesteś mój, nie mam do ciebie żadnych praw i nie mam też prawa mówić ci co masz robić! Bez względu na to, jak bardzo to boli! – Mówiła z żalem, a ja czułem, że coraz bardziej się w niej zakochuje, że wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Może i byłem totalnym, egoistycznym dupkiem, który nie ma o niczym pojęcia. Ale chciałem się zmienić. Chciałem być dobry. Chciałem być najlepszy. Dla niej.
- Mel.. – powiedziałem miękko, podchodząc do niej powoli. Stała ze spuszczoną głową, a kiedy podniosłem jej twarz, w oczach miała łzy. Przeze mnie. – Jestem twój, przysięgam. Nie ma rzeczy której bym dla ciebie nie zrobił, szaleję za tobą… Nie chcę innej. Dla mnie nie jesteś zepsuta, dla mnie jesteś idealna. Dla mnie jesteś wszystkim, rozumiesz? – Zacisnęła powieki, jakby nie mogła słuchać tego co do niej mówię.
- Przestań, River, możesz mieć praktycznie każdą dziewczynę. Miłą, normalną. Taką, która nie jest wrakiem człowieka. Nie tą, która już na starcie przegrała swoje życie. Jestem niczym i nie mam nic do zaoferowania. Nawet nie wiesz co dzieję się w mojej głowie i lepiej, żebyś nigdy się tego nie dowiedział. Może teraz wydaje ci się, że jestem ciekawa, podobam ci się, ale uwierz mi - to chwilowe. Potem zrozumiesz i odejdziesz. A ja wolę mieć święty spokój i serce w jednym kawałku. I tak ledwo je poskładałam. Nie powinniśmy się więcej spotykać… Zresztą i tak jutro wracasz do Nowego Jorku…
- Nie! Nigdzie się nie wybieram i nie pozwolę ci się odtrącić, Mel! Przełożyłem wyjazd, nie zamierzam wyjeżdżać ani jutro, ani w najbliższej przyszłości. Chcę tu zostać, z tobą, bo wiem, że moglibyśmy coś wymyślić, żeby móc być razem. Nie chcę cię stracić… To nie jest chwilowe, ja naprawdę cię potrzebuję. Proszę, nie odtrącaj mnie… - Dotknąłem jej policzka, a ona spojrzała na mnie. Nie potrafiłem odczytać tego, co zobaczyłem w jej oczach.
- Wy tak na poważnie?! – usłyszałem głos Raya za naszymi plecami – Ja pierdolę, nie do wiary…
- Nie wpieprzaj się, Ray – powiedziałem ostrym tonem, odwracając się w jego stronę.
- Mel, chyba sobie żartujesz, prawda? – zerknął na nią z wyrzutem, a ona spuściła wzrok, wciąż tak samo obojętna i milcząca. - Robiłem wszystko przez te wszystkie lata i nawet na mnie spojrzałaś, a ten dupek przyjechał na kilka dni i już wskakujesz mu do łóżka? – krzyczał, a ja poczułem, że zaraz go zabiję.
- Zamknij się idioto, co ty pieprzysz!? – wrzasnąłem na niego i nagle usłyszałem jak Mel odpala silnik swojego motocyklu – Mel! Błagam cię, porozmawiaj ze mną. – krzyknąłem do niej, ale ona już odjeżdżała. Popatrzyłem z nienawiścią na Raya.
- Jeśli ją skrzywdzisz … - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Och zamknij się, idę po Betty i spadam stąd.
- Skrzywdzisz ją! Ona na to nie zasługuje, ty dupku! Wiesz przez co ona przeszła?! Gówno wiesz, nawet ja nie wiem, nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale uwierz jej ojciec był naprawdę pojebany. I to nie tylko on ją zranił. To dlatego taka jest! Nie wiem dlaczego pozwoliła się do siebie zbliżyć akurat tobie, to idiotyczne!
- No tak, bo powinna pozwolić na to tobie! - prychnąłem patrząc na niego z wyższością.
- Właśnie, że tak ! Powinna dać szansę mnie, bo to ja byłbym przy niej i kochałbym ją całym sobą! Ty jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem, który przeleci ją kilka razy i zostawi, zwiewając do Nowego Jorku kiedy pojawią się jakiekolwiek kłopoty, unikając zobowiązań!
- Przestań pieprzyć Ray, gówno o mnie wiesz, nigdy bym jej nie zranił i zrobiłbym wszystko, żeby jej pomóc, ale nie zamierzam ci się tłumaczyć, wal się – powiedziałem uderzając go swoim ramieniem, kiedy go mijałem. Wszedłem do domu Bena i zapukałem do Mendy – Betty, idziemy! - Na szczęcie przyjechałem swoim autem. Betty wyszła do mnie, żegnając się dość wylewnie ze swoją nową koleżanką. Przynajmniej ona spędziła miły wieczór. Spojrzała na mnie z konsternacją, ale ja odwróciłem się i ruszyłem szybkim krokiem do wyjścia.
- Co się stało? – zapytała biegnąc za mną.
- Nic, jedziemy do domu – burknąłem zmierzając do samochodu. Ray stał wciąż przed domem, patrząc na nas intensywnie. Betty podeszła do niego nieśmiało.
- Ray… Jedziesz z nami? – spytała, wyraźnie zauroczona tym dupkiem. Och, po moim trupie.
- Nie Betty, ja jeszcze zostanę, przykro mi że musisz wracać ze swoim irytującym bratem.
- Nie jest taki zły, jak się go lepiej pozna - zaśmiała się, znów wpatrując się w niego z uwielbieniem. Spojrzałem sceptycznie na Raya próbując zrozumieć co tak spodobało się w nim Betty. Silny wiatr rozwiewał jego złote włosy. Był ode mnie tylko trochę niższy, więc musiał mieć jakieś metr dziewięćdziesiąt. Mieliśmy też dość podobne sylwetki. Betty była bardzo drobna, więc tym bardziej wyglądała przy nim jak dzieciak. Prędzej piekło zamarznie, niż pozwolę mu się zbliżyć do mojej siostry. Pomijając fakt, że ona pozostawała dzieckiem, podczas gdy według moich obliczeń Ray skończył w tym roku dwadzieścia jeden lat.
- Bettany, wejdź do auta – powiedziałem surowym głosem, a moje siostra niechętnie odsunęła się od Raya i usiadła na miejscu pasażera. Ruszyliśmy do domu w milczeniu.
- O co ci chodzi? – odezwała się z wyrzutem – Ray jest taki miły, stara się złapać z tobą kontakt, a ty go odtrącasz. Jesteście rodziną…
- Słuchaj mnie, Betty… Ray wcale mnie nie lubi, bardziej lubi ciebie, a poza tym nie jest miły, jest wkurzający i zrobiłby wszystko, żeby się mnie pozbyć. Najszczęśliwszy byłby gdybym już dzisiaj wrócił do Nowego Jorku… A właśnie, przekładamy nasz wyjazd. Pasuje ci?
- Jasne! Zostaniemy na dłużej tak? – Zapytała Betty z nadzieją w głosie.
- Tak, jeszcze nie wiem dokładnie na ile, ale na pewno w najbliższych dniach nie musisz się pakować.
- Super! Powinnam podziękować Mel?
- Koniec zwierzeń. Mendy była dla ciebie miła? – postanowiłem zmienić temat, bo nie chciałem rozmawiać z czternastolatką na temat moich problemów miłosnych.
- Tak jest naprawdę fajna! - przez resztę drogi Betty opowiadała mi jak spędziły wieczór z nową przyjaciółką, a ja analizowałem co powinienem zrobić z Melanie. Nie mogłem pogodzić się z tym co do mnie powiedziała. Z tym, że była bita do krwi, że ten skurwiel, jej ojciec połamał jej żebra, że całe dzieciństwo spędziła żyjąc w strachu. Wziąłem głęboki oddech, aby spróbować się uspokoić. Nie mogłem tego znieść i było mi niedobrze. Mel faktycznie miała ze sobą spore problemy i nie potrafiłem wyobrazić sobie przez co przeszła, ale wiedziałem, że muszę jej pomóc i nie było opcji żebym z niej zrezygnował. Musiałem też uzbroić się w cierpliwość, ale nie byłem w stanie odpuścić. Właściwie już nie umiałem myśleć o niczym innym. Odwaliło mi i zdawałem sobie z tego sprawę, ale w sumie… miałem to gdzieś.
Po dotarciu na miejsce pożegnałem się z Betty i poszedłem do siebie. Wziąłem prysznic, założyłem krótkie bawełniane spodenki i czarny podkoszulek. Zmierzwiłem swoje przydługie, wilgotne włosy i spojrzałem na zegarek. Była dwudziesta trzecia. Powinna być w domu.
Po pięciu minutach stałem już przed jej oknem. Było tylko uchylone, ale zajrzałem do środka i zobaczyłem jak siedzi na materacu, oparta o zagłówek łóżka, z kolanami podciągniętymi pod brodę, na które zarzuciła cienką, białą kołdrę. Zapukałem w szybę, a ona podskoczyła patrząc ze zdziwieniem w okno.
- Mel, otwórz mi proszę – powiedziałem z nadzieją. Odrzuciła nakrycie, odsłaniając swoje ciało na które założyła tylko czarną bieliznę. Miałem nadzieję ze za chwilę tu nie zemdleje. Wziąłem głęboki oddech, a na podeszła do okna i oparła się kolanem o parapet przysiadając na nim i patrząc na mnie z rezygnacją.
- River, mówiłam ci, że nie powinniśmy się spotykać…
- Pieprzyć to Mel, mylisz się co do mnie, rozumiesz? Wiem jak to wszystko wygląda, to co mówiła o mnie Emma, to jak się zachowywałem… Wiem, ale tak naprawdę… To nie tak. Nigdy nie bawiłem się w związki bo nigdy się nie zakochałem, sypiałem z kobietami, ale nie jestem draniem. Zawsze ustalałem reguły, a one wiedziały, że to jednonocne przygody. A wiesz dlaczego zachowywałem się w ten sposób? Żeby żadnej z nich nie skrzywdzić, żeby żadna nie zdążyła się do mnie przywiązać. Nie chciałem, żeby któraś cierpiała tak jak moja mama… Mam też siostrę, Mel i nie krzywdzę kobiet… I nigdy nie skrzywdziłbym ciebie. Aby zbudować związek chciałem mieć pewność, że będzie mi naprawdę zależało, a nigdy na niczym nie zależało mi tak jak na tobie. Wiem, że przeszłaś przez piekło kochanie, ale jestem gotowy na wszystko, mówiłem ci. Proszę cię, daj mi szanse, pomóżmy sobie nawzajem…
- River, wczoraj w nocy mówiliśmy o czymś zupełnie niezobowiązującym, a nie o jakiś związkach… - westchnęła kręcąc głową.
- Nie chcę z tobą czegoś niezobowiązującego, za późno, za bardzo mi zależy… Jeśli nie jesteś gotowa na związki, to pozwól mi być twoim przyjacielem. Mogę być przyjacielem, który zawsze cię wysłucha, będzie przy tobie kiedy będziesz tego potrzebowała. Przyjacielem, którego zabierzesz na wyprawę w góry, będziesz się z nim śmiała i rozmawiała, spełniała swoje marzenia i wymyślała kolejne. Takim, którego weźmiesz do swojego łóżka i któremu pozwolisz zrobić sobie dobrze na wszystkie sposoby, z którym zrealizujesz swoje najskrytsze fantazje, bo będziesz wiedziała, że nigdy cię nie skrzywdzi, ani nie zrobi nic, czego byś nie chciała. Bo jest twoim przyjacielem, na którego możesz liczyć, który zawsze ci pomoże i będzie przy tobie. To ja Mel, ja mogę nim być, tylko mi pozwól. Wiem, że mało mnie znasz, ale możesz mi zaufać, nie zawiodę cię. Obiecuję…. – mówiłem z mocą, prosto z serca, a ona patrzyła na mnie. Patrzyła i patrzyła, a ja oddałbym tak wiele, aby dowiedzieć się o czym myślała. Po chwili jednak złapała za klamkę i otworzyła okno.
- No to zapraszam, przyjacielu – powiedziała, a ja poczułem jak kamień spada mi z serca. Wskoczyłem do jej pokoju i delikatnie dotknąłem jej twarzy. Była prawie naga, więc oczywiście ciężko było mi na nią nie patrzeć, ale… Pozwoliła mi być swoim przyjacielem i zamierzałem nim był. Najlepszym w historii świata. Oto ja.
- Chcę cię poznać Mel i chciałbym żebyś ty poznała mnie...- wyszeptałem gładząc jej policzek i zbliżając się do niej. Nasze ciała delikatnie zetknęły się ze sobą, oboje mieliśmy na sobie naprawdę niewiele, więc westchnąłem na to cudowne uczucie. Nie byłem pewien, czy chce żebym bardziej się zbliżył, więc stałem i patrzyłem na nią, a ona słodko się uśmiechnęła.
- Podoba mi się – odpowiedziała, a ja poczułem jak moje usta rozszerzając się w wielkim, szerokim uśmiechu.
- Co ci się podoba, kochanie? – spytałem szeptem, zbliżając się do jej ust.
- Twój pomysł, nasza przyjaźń. Ale też bardzo się boję.
- Przy mnie nie musisz się bać – powiedziałem zaciskając zęby na myśl o tym, że wcześniej mnie przy niej nie było i ktoś odważył się ją zranić. – Tak żałuję, że nie poznałem cię wcześniej, tak bardzo chciałbym cofnąć czas i być przy tobie, ale nie potrafię. Mam wpływ tylko na to co będzie. I obiecuję, że już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę.
- Sama się potrafię obronić, River – zaśmiała się unosząc brew.
- Wiem, masz rację, ale po prostu chcę być wtedy przy tobie, okej? – zapytałem kładąc dłoń na jej plecach. Musnąłem ustami jej policzek, szczękę, przesunąłem w kierunku warg.
- Chodź… – pociągnęła za moją koszulkę kładąc się na łóżku. Nie bardzo mogłem uwierzyć w to co się dzieje, zresztą przy Mel często mi się to zdarzało, ale po chwili już leżałem koło niej, a moje palce nieśmiało badały jej talię. – Ja też chcę cię poznać. – dodała muskając chłodnymi opuszkami moje wargi – Opowiesz mi o sobie? Chciałbym wiedzieć wszystko…
- Jeśli masz ochotę opowiem ci o mnie z najmniejszymi szczegółami, chętnie też posłucham o tobie, kiedy będziesz gotowa na taką rozmowę… Chciałbym też cię dotykać, mogę? – spytałem, znowu głaskając ją delikatnie palcami.
- Nie wiem czy tego chcę, River…. – wyszeptała.
- Wystarczy, że powiesz jedno słowo i przestanę – odparłem, a na całym ciele miałem ciarki. Położyłem na niej ręce - Mel, masz pojęcie jaka jesteś piękna? – mówiłem sunąc dłonią po jej biodrach, płaskim brzuchu, aż do żeber, które subtelnie odznaczały się pod gładką skórą. Tuż nad nimi widziałem jej pełne piersi. Bałem się je ruszyć, nie chciałem jej przestraszyć. Jednak ona wzdychała cicho, a dotyk moich rąk najwyraźniej bardzo jej się podobał. Położyła się na plecach poddając się moim dłoniom, a ja pieściłem ją coraz odważniej. Całowałem przy tym jej szyję, liżąc ją i skubiąc ustami. W końcu odważyłem się dotknąć jej piersi. Materiał stanika był cienki, koronkowy i niemal przezroczysty, więc czułem je dokładnie. Westchnąłem, a Mel lekko zesztywniała. Masowałem je delikatnie, co chwila skupiając swoją uwagę na sutkach. Odkleiłem się od jej szyi i zacząłem wędrować ustami w dół. Lizałem jej słodką skórę, ramiona, obojczyki, a ona oddychała coraz ciężej, pojękując coraz głośniej. To było tak podniecające, że czułem jakbym za sekundę miał dojść. W końcu dotarłem do jej piersi. Delikatnie zsunąłem ramiączko jej stanika, odsłaniając nagie ciało. Na skutek swoich działań leżałem teraz pomiędzy jej rozchylonymi nogami. Wziąłem jedną z jej piersi do ust, później drugą. Byłem bardzo delikatny, ale nie przestawałem nawet na sekundę. Mel dyszała z przyjemności, zatapiając palce w moich włosach. Wsunąłem jedną dłoń pod jej plecy i rozpiąłem biustonosz, ściągając go z niej. Odsunąłem się odrobinę, aby móc popatrzeć.
- Jesteś taka piękna….– powiedziałem zachwycony, patrząc jak niesamowicie wygląda w tej pozycji, niemal zupełnie naga, po czym nachyliłem się do jej sutków. Wygięła się w łuk, a ja poczułem, że dłużej nie wytrzymam. Złapałem ją za biodra i zsunąłem je na koniec łóżka, tak że stopy miała na podłodze. Ja również klęknąłem na dywanie i właśnie zsuwałem z niej majtki. To była taka sama pozycja w której ona miała mnie, tylko, że teraz to ja zamierzałem dać jej najlepszy orgazm na jaki było mnie stać. Czyli cholerny, najlepszy orgazm w dziejach.
- River… - wyszeptała, kiedy sunąłem ustami wzdłuż jej uda – Powinieneś przestać… - o nie, nie było takiej możliwości… Zanim powiedziała coś, przez co faktycznie musiałbym przestać, podniosłem nieco jej uda, rozszerzając je mocno i zanurzyłem w niej język z głośnym jęknięciem. Usłyszałem jej westchnie. Była cudowna, a ja zacząłem ją lizać. Najpierw delikatnie sunąłem językiem po jej słodkim ciele, wkładałem go w nią i rozszerzałem jej nogi coraz mocniej, by mieć do niej możliwie jak najlepszy dostęp. W końcu zacząłem ją ssać, przez co jęknęła głośno.
Dyszała z rozkoszy, co doprowadzało mnie do zupełnego obłędu.
Wziąłem jej łechtaczkę w usta, delikatnie masując ją językiem i ssałem namiętnie, ugniatając jej pośladki. Pieściłem ją w ten sposób przez wiele minut, a ona jęczała coraz głośniej. Byłem tak bardzo podniecony, że poruszyłem biodrami, szukając jakiegokolwiek zaspokojenia, ale w sumie miałem to gdzieś, najważniejsza była ona. Kiedy poczułem, że jest już blisko przerwałem. Chciałem więcej i jeszcze z nią nie skończyłem. Założyłem jej stopy na swoje ramiona i znowu włożyłem w nią język, pieprząc ją nim najgłębiej jak potrafiłem, wpychając go i poruszając nim kolistymi ruchami. Ocierała się o moje usta mrucząc z przyjemności, upominając się więcej.
- Tak skarbie, pieprz mnie w ten sposób… – wyjęczałem wsłuchując się w coraz donośniejsze westchnienia. Po chwili odsunąłem się, aby na nią popatrzeć. Powoli masowałem łechtaczkę palcami, zahaczając nimi o wejście. Jej mokry od potu brzuch falował, kręciła biodrami w najbardziej podniecający sposób, potrzebując spełnienia. Jeszcze nie kochanie, jeszcze chwilka.
- Chcę w ciebie włożyć swoje palce, pozwolisz mi? – spytałem zachrypniętym głosem.
Nie odpowiedziała mi, ale poruszyła biodrami ocierając się o mojego palca, więc bardzo powoli zacząłem go w nią wsuwać. Znowu zesztywniała w oczekiwaniu, ale po chwili zupełnie mi się poddała. Krzyknęła z rozkoszy, kiedy dołączyłem drugi i zacząłem nimi poruszać. Zginałem je w niej, potęgując przyjemność. Patrzyłem jak jej piersi podskakują delikatnie, z każdym mocniejszym pchnięciem mojej dłoni, z każdym ruchem jej bioder, które nabijały ją głębiej na moje palce. Nie widziałem w swoim życiu nic choć po części tak podniecającego. Znowu zajęczałem i zsunąłem się do niej ustami, polizałem piersi, brzuch i znów znalazłem się między udami. Klęknąłem przed nią i wciąż pieprząc ją palcami, wziąłem do ust łechtaczkę. Ssałem ją i lizałem, a moje palce pieściły jej wejście, aż krzyknęła przeciągle wplatając swoje dłonie w moje włosy i dociskając mnie do siebie. Cała drżała, a ja czułem jak zaciska się na moich palcach. Cholera, ja też za chwilę mogłem dojść. Wzdychała, kiedy wciąż masowałem ją językiem.
- River… – wyszeptała, lekko pociągając mnie za włosy, na znak abym przestał. Niechętnie odkleiłem się od niej, a wtedy usiadła na łóżku. Wciąż klęczałem pomiędzy jej nogami, zupełnie ubrany. Spojrzała mi w twarz, skupiając uwagę na moich wargach. Dotknęła moich ust palcami, a później mnie pocałowała. Jęknąłem, oddając pocałunek głęboko i zachłannie.
- Wstań i zdejmij to – powiedziała przerywając pocałunek i pociągając za moją koszulkę. Podniosłem się z kolan, jednym ruchem zrzucając podkoszulek – Tym zajmę się sama – dodała zsuwając moje spodenki. Siedziała na łóżku, a ja stałem. Kiedy byłem już zupełnie nagi zaczęła mnie czule dotykać. Sunęła dłońmi wzdłuż moich ud, całowała moje podbrzusze, aż w końcu wzięła mnie do ust. Krzyknąłem cicho, odrzucając głowę do tyłu. Jej mokry, gorący język był niesamowity, ale gdy zaczęła mnie ssać pomyślałem, że oszaleje z przyjemności. Robiła mi dobrze ustami w najlepszy z możliwych sposobów, mrucząc przy tym i pojękując, jakby moja rozkosz sprawiała jej taką samą satysfakcję jak mi. Najbardziej na świecie chciałem w nią wejść, ale nie wydawało mi się możliwe, żeby się na to zgodziła. Jeszcze nie dziś. Wygiąłem się starając utrzymać równowagę, kiedy dochodziłem cholernie mocno.
Oddychałem ciężko, byłem cały mokry i drżałem. Odchyliłem jej piękną twarz i wbiłem się w nią całując namiętnie jej wargi. Popchnąłem ją delikatnie na łóżko i ułożyłem się między jej nogami, pogłębiając pocałunek. Całowałem ją leniwie, mocno i najgłębiej jak mogłem, napawając się smakiem jej ust, jej językiem, tym, że mogę chłonąć ją całym sobą. Po kilku minutach znowu zacząłem robić się twardy, a moje ruchy stawały się coraz bardziej natarczywe, desperackie. Poruszałem biodrami, jej ciało sprawiało, że ciężko było mi się kontrolować. Mel napięła swoje mięśnie jakby lekko się wystraszyła, a mnie naszła mnie przerażająca myśl. Czy ktoś kiedyś skrzywdził ją w ten sposób? Czy to dlatego była taka nieufna? Dlatego reagowała strachem na moje ciało poruszające się na niej? Odkleiłem od niej swoje usta uspakajając swoje potrzeby i chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Ciężko oddychałem przytulając ją mocno, głaszcząc jej żebra, talie, biodra. Poczułem jak się rozluźnia.
- Kochanie, wszystko w porządku… - powiedziałem uspokajająco.
- Opowiedz mi o sobie River – przerwała mi, przeczesując moje włosy między palcami. – Chciałabym lepiej cię poznać.
- Hmm, jedyne co mi teraz przychodzi do głowy… – odparłem z nosem w jej szyi – …to to, że totalnie za tobą szaleję, Mel.
- River, proszę…
- Dobrze, w takim razie co chcesz wiedzieć, jestem gotowy na najbardziej wstydliwe i sekretne zwierzenia, jeśli tylko masz ochotę tego słuchać – wyszeptałem, a ona się zaśmiała.
- Chcę posłuchać o tobie, o tym co chcesz mi powiedzieć, o tym czym chcesz się ze mną podzielić… I też jestem gotowa na wszystko – poczułem, że się uśmiecha.
- Okej, w takim razie zaczynam... – usadowiłem się wygodniej, wtulając się w nią jeszcze mocniej. - Jak wiesz wychowałem się w Nowym Jorku. W liceum byłem kapitanem drużyny futbolowej, często odnosiliśmy sukcesy. Uprawiałem też inne sporty i byłem w tym naprawdę dobry. Dużo medali i pucharów, takie tam. Dostałem nawet stypendium sportowe, chociaż moja rodzina nie potrzebowała wsparcia finansowego, abym poszedł na dobrą Uczelnie. Dziadkowie są bardzo zamożni. Ponad to świetnie się uczyłem. Myślę, że marzyłem o tym, aby pójść na coś związanego z moją pasją, ale nie było na to szans, więc w rezultacie nie brałem tego pod uwagę. Mój dziadek jest prokuratorem generalnym stanu Nowy Jork, a babcia lekarką, więc jak się domyślasz bardzo im zależało na dobrym wykształceniu wnuka. Wybrałem Uniwersytet Columbia, kierunek biznesowy. Dokładnie marketing i zarządzanie. Skończyłem studia i zostałem przyjęty do firmy w której teraz pracuję, właściwie od razu na kierownicze stanowisko. To dość satysfakcjonująca, choć i chwilami nudna praca. Jestem bardzo wymagający, wszystko musi być dokładnie zaplanowane i dopięte... Jestem też perfekcjonistą. I z reguły się nie poddaję. Jak już na coś się uprę… Serio, nie da się mnie powstrzymać. Mam tak ze wszystkim. Wygrywam. Tak przynajmniej… Tak przynajmniej było przez większość czasu. Musiałem wygrywać, to była moja obsesja – zaśmiałem się czując się dziwnie żałośnie – Właściwie, nie wiem dlaczego mi tak na tym zależało, ale chyba przez mój temperament. Jestem uparty i zawzięty. Wszystko co robię, staram się robić… Idealnie. Ale właściwie to nie wiem czy wszystkie te cele, które to tej pory sobie obierałem i do których tak dążyłem były naprawdę… moje. Gdy teraz na to patrzę, moje życie było raczej nudne. W końcu wszystko co miałem opierało się na nauce, pracy, sporcie… Lepszy samochód, większe mieszkanie i tak dalej… Nie miałem nic naprawdę ważnego. Brakowało mi cię, Mel… – powiedziałem, a ona wtuliła twarz w moje włosy
- Jesteś kochany, wiesz? Okej, a teraz opowiedz mi o sobie. Ale tak naprawdę o sobie, o tym co lubisz, kogo kochasz, co jest dla ciebie ważne, o czym marzysz, jakie masz pragnienia, jak wyglądało twoje życie…
- Hmm… Lubię sport. Wyczerpujące, wręcz bolesne treningi i ten stan kiedy boli mnie całe ciało i nie muszę o niczym myśleć tylko skupić się na tym uczuciu… – lekko zesztywniała na moje słowa, ale po chwili znowu zaczęła przeczesywać moje włosy – Uwielbiam futbol, no i od dzieciaka przez większość życia trenowałem też XMA, to chyba lubię najbardziej.
- Co to takiego? – spytała Mel z zaciekawieniem.
- To taka kategoria sztuk walki, ciężko to opisać, kiedyś ci po prostu pokażę… Lubię też chodzić nad wodę i jeść naleśniki na śniadanie. Kocham moją siostrę i mamę. Wcześniej nigdy nie byłem w związku i nigdy się nie zakochałem. Od liceum miałem sporo przelotnych znajomości, ale nigdy nie poczułem tego czegoś. Myślę, też, że byłem taki zamknięty na kobiety i związki w dużej mierze przez moja mamę. Ogólnie jest spoko, ale chyba nie powinna mieć dzieci. Od zawsze miała depresje i ciężkie stany emocjonalne, w których musiałem uczestniczyć. Jako siedmiolatek przygotowywałem jej leki, wspierałem i pocieszałem, a sam nie miałem w niej żadnego wsparcia. Dlatego mam taki żal do ojca. Za to, że mnie z nią zostawił, że to ja musiałem się nią opiekować, nawet wtedy kiedy byłem mały i sam tak bardzo potrzebowałem pomocy i poczucia bezpieczeństwa. Bałem się o nią i czasami nie potrafiłem jej pomóc, mimo, że tak bardzo się starałem…
- Tak mi przykro, kochanie… – Mel wyszeptała czule, a ja pomyślałem, że uwielbiam jak nazywa mnie swoim kochaniem. Pomyślałem też o tym, że jej ufam i chcę jej powiedzieć o sobie naprawdę wszystko.
- Kiedy miałem niecałe jedenaście lat i wróciłem ze szkoły do domu, zobaczyłem mamę całą w wymiocinach. Leżała bezwładnie, a na około były porozsypywane jej leki. Próbowała się zabić… Wyobrażasz to sobie? Próbowała się zabić, mimo że wiedziała, że zaraz wrócę. Do tej pory nie mogę tego pojąć… Zadzwoniłem po pogotowie, udzieliłem jej pierwszej pomocy i udało się ją uratować. Ale to było… cholernie straszne… – czułem jak Mel mocno mnie przytula – Od tamtej pory czuwałem nad nią cały czas, nie chciałem, żeby znowu spróbowała odebrać sobie życie. Ona mnie kochała, nadal mnie kocha, ale zupełnie nie radziła sobie z samą sobą. Mimo to nie wiem jak mogła zrobić mi coś takiego… Dlaczego mi to zrobiła…
- Mój Boże, River byłeś naprawdę dzielny…
- Nie wiem, czy byłem, bałem się. Dlatego starałem się być idealny. Żeby mama miała powód by żyć, żeby była ze mnie dumna. Robiłem co w mojej mocy. Niedługo pojawił się Bob i mama natychmiast zaszła w ciążę. Urodziła się Betty i tym razem musiałem opiekować się niemowlakiem…– zaśmiałem się – …to było całkiem fajne, moja siostra była bardzo słodka. A mama była w lepszym stanie, sporo zajmowała się małą, a ja jej dużo pomagałem. Bob zresztą też, przynajmniej, kiedy był w domu. Często wyjeżdżał w sprawach służbowych, ale ogólnie to dobry facet… Jeśli chodzi o resztę, z rzeczy o które pytałaś… Ostatnio wszystko się zmieniło. Ty jesteś dla mnie ważna. Nie miałem marzeń, a moje dawne pragnienia wydają mi się teraz nieistotne i bezsensowne. Teraz marzę, żeby zwiedzić z tobą świat… Nie wiem jak to pogodzimy, ale naprawdę chciałbym być przy tobie.
- River… To naprawdę słodkie…
- … O nie, tylko nie słodkie. Jestem zajebiście męski, zapomniałaś?
- Tak, to też, jesteś najbardziej męskim samcem na świecie.
- Właśnie.. – wymruczałem wtulając się w nią, a ona zachichotała.
- River… Nie będę zła jeśli wszystko się zmieni, wiesz? Nie będę miała pretensji, kiedy zrozumiesz, że nie pasujemy do siebie, a twoje miejsce nie jest przy mnie, tylko tysiące mil stąd. Że to, co ci daję nie jest wystarczające, że ta chemia między nami to za mało. Dlatego przyjaźń jest dla nas dobra. Bo nie możemy mieć do siebie pretensji, kiedy będziemy musieli się rozstać – podniosłem się na ramieniu i spojrzałem na nią z góry. Włosy zsunęły mi się na twarz, ale zrobiłem surową minę czując, że ona znowu próbuje mi się wymknąć.
- Mel, przestań mówić takie rzeczy…
- Ja będę ci wdzięczna, River – wyszeptała patrząc na mnie z czymś w rodzaju uwielbienia, czule odgarniając moje włosy z twarzy. – Zawsze będę ci tak bardzo wdzięczna. Wszystko zmieniłeś. Jesteś dobry, delikatny i to mogłeś być tylko ty, to zawsze powinieneś być ty. Śniłam o tobie, a teraz tu jesteś i nieważne jak długo to potrwa, nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłeś. – Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę, poczułem jak wzruszenie odbiera mi mowę i nie wiedziałem jak mam zareagować na jej wyznanie.
- Kocham cię, Melanie. I nigdzie się nie wybieram – powiedziałem z mocą. Miałem gdzieś to, że brzmiałem jak dzieciak, bo tak krótko się znaliśmy. Nie potrzebowałem więcej czasu, aby zrozumieć ile ona dla mnie znaczy. Jeśli ktoś potrzebuje wielu miesięcy lub lat, aby kogoś pokochać, to jego problem. Mi wystarczyło te kilka chwil, parę rozmów podczas których poczułem więcej, niż przez większość mojego życia. Wystarczyły mi jej piękne oczy i bezczelny uśmiech. Jej dobre serce i to jak cudowną i ciepłą jest osobą, mimo wszystkiego przez co przeszła. To, że mnie znalazła, że opiekowała się mną kiedy jej potrzebowałem i zawsze okazywała mi wsparcie. Kochałem jej spokój i luz, to że znosiła moje humory i nie odwracała się ode mnie, mimo, że byłem czasami tak żałosny lub irytujący. To, że troszczyła się o mnie, otworzyła mi oczy i pokazała co jest ważne. Za jej pasję i proste, ale piękne marzenia. Za to, że była inna od wszystkich kobiet które znałem. I w końcu za to, że była najpiękniejszą istotą na całym świecie. Zakochałem się w niej i uwielbiałem to uczucie.
Złapała mnie delikatnie za kark i przytuliła do siebie. Chciałem kochać się z nią całą noc i pokazać jej milion razy jak bardzo poważne są moje zamiary. Ale ona dała mi dziś tak wiele. Nie sądziłem, żeby tej nocy mogła dać mi jeszcze więcej i nie miałem prawa o to prosić. Zamiast tego przytuliłem ją mocniej, zapadając w spokojny sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro