Rozdział 6
Nie spałem tamtej nocy. Rano dołączyłem do moich pracowników w wykonywaniu obowiązków na farmie. Teoretycznie powinienem wracać do Nowego Jorku, ale nie byłem jeszcze na to gotowy. Może lepiej zrobiłbym gdybym wyjechał natychmiast. Nie było sensu się zadręczać, a prawda była taka, że nie ważne jak bardzo pragnąłem Mel i tak będę musiał wrócić do rzeczywistości. Jakaś żałosna część mnie miała nadzieję, że podczas mojego pobytu tutaj, rozkocham ją w sobie, a ona będzie chciała jechać ze mną. To było potwornie głupie i nierealne. Nie chciała mnie, a nawet jeśli byłoby inaczej, to mielibyśmy jeszcze jeden problem. Ona nie zostawiłaby tych ziem, gór, farmy, swoich koni i miała też pod opieką babcie. A ja nigdy nie zostałbym w Utah, nie było na to szans… Nawet dla niej, nie popełniłbym błędu swojej matki. Chociaż szczerze mówiąć dopiero teraz zrozumiałem jej postepowanie. Nie wiem co bym zrobił, gdyby Mel pozwoliła mi się do siebie zbliżyć. Gdybym kochał się z nią godzinami, każdej nocy, czy potrafiłbym ją później zostawić?
Nie było jednak najmniejszego sensu się nad tym zastanawiać.
Pozostawał jeszcze temat naszego wspólnego wyjazdu, o którym nie rozmawialiśmy od czasu imprezy u Maxa. Zastanawiałem się, czy powinienem drążyć temat. Bardzo tego pragnąłem, ale co jeśli podczas takiej wycieczki zupełnie oddałbym jej swoje żałosne serce? Jak później wróciłbym do rzeczywistości? Smutna prawda była jednak taka, że gdyby tylko skinęła na mnie palcem, zrobiłbym dla niej cokolwiek by chciała. Jeśli byłbym już w Nowym Jorku, bez zastanowienia rzuciłbym wszystko i przyleciał do niej ponad dwa tysiące dwieście mil, aby spędzić z nią choćby jeden wieczór. Nawet gdyby nie pozwoliła mi się dotknąć, byleby tylko posłuchać jej głosu. Byłem skończony.
Mój podkoszulek był zupełnie mokry od potu, kiedy właśnie kończyłem przerzucać siano. Na głowie miałem kowbojski kapelusz, ponieważ dobrze chronił przed słońcem. Gdybym zobaczył się takiego dwa tygodnie temu, pewnie wybuchnąłbym śmiechem.
- River, masz telefon! - zawołała mnie Wendy – To twoja mama!
No tak. Spodziewałem się tego. I tak długo wytrzymała. Podszedłem do Wendy i wziąłem komórkę do ręki.
- Cześć mamo! – odparłem, wycierając ręcznikiem pot z twarzy, idąc w stronę domu.
- Hej kochanie, co u ciebie słychać?
- Eeee, no może być… Lada dzień wracamy, razem z Betty – odparłem wchodząc do kuchni i nalewając sobie wody do szklanki.
- Emma wróciła sama… - mama zagadnęła, jakby to miał być niezręczny temat, ja jednak miałem to gdzieś i teraz sam nie potrafiłem uwierzyć jak mogłem zmuszać się do bycia z tą dziewczyną dla jakiś głupich pozorów, czy dlatego, że tak wypada. Poza tym każdy zasługuje na szczerość, Emma również.
- Mamo, ja i Emma to zupełne nieporozumienie. Dobrze, że wyjechała. I dla mnie i dla Betty i dla niej samej.
- Zgadzam się synku, sama się dziwiłam, że wszedłeś w taki związek. Emma jest bardzo…. specyficzna, nie pasujecie do siebie.
- Cieszę się, że tak mówisz. – powiedziałem zadowolony, że nie muszę słuchać kazań.
- A co na farmie? Jak ci się podoba? - zagadnęła.
- Może być, faktycznie ma to swój klimat. Opowiem ci jak wrócę.
- Ale naprawdę już niedługo wracacie? Może zostaniesz jeszcze kilka dni?
- Nie wiem, wątpię… Wszystko załatwiłem, powinienem wracać do rzeczywistości i cywilizacji.
- River, nie chcę być wścibska, ale rozmawiałam z Betty… Czy ty tam poznałeś jakąś dziewczynę? Ona podobno bardzo ci pomogła, kiedy zgubiłeś drogę na ranczo, jestem jej dozgonnie wdzięczna, chętnie bym dowiedziała się o niej co nieco…
- Mamo… – powiedziałem ostrzegawczo – … daj spokój. Przecież wiesz, że związek tutaj byłby błędem, muszę wracać, a ona zostaje... – ominąłem fakt, że miałbym gdzieś jakiekolwiek błędy, gdyby Mel mnie chciała. - A to nie jest dziewczyna na jeden raz. Tylko taka, którą chciałoby się mieć na zawsze. Więc lepiej się w to nie zagłębiać, okej?
- Skarbie, jaka ona jest? Jak się nazywa? W końcu mieszkałam tam kilka lat, może ją kojarzę?
- Melanie Carron, to sąsiadka, może znałaś jej rodziców, nie wiem... - W telefonie zapadła głucha cisza – Mamo?
- To córka Eleny, sąsiadki twojego taty. Kiedy tata mnie poznał, Elena miała już męża, ale nie mieli dzieci. Nawet jak z tobą wyjeżdżałam. Ta dziewczyna… Pewnie jest od ciebie młodsza?
- Wygląda na jakieś dwadzieścia lat – powiedziałem po chwili zastanowienia.
- Cóż. Pewnie jest piękna. Pamiętam jej mamę, zapierała dech w piersi. Byłam o nią strasznie zazdrosna, bo twój tata całe życie się w niej podkochiwał. Ale ona go nie chciała. Wybrała jakiegoś Francuza. Bardzo przystojny, ale straszny drań. Podle ją traktował, czasem nawet chodziła z siniakami… Nie wiem czemu zdecydowała się na dziecko z kimś takim… Potem dowiedziałam się, że ona nie żyje. To było bardzo dawno temu, pewnie niedługo po tym jak urodziła córkę… Smutna historia… - przełknąłem gulę w gardle.
- Faktycznie… Smutne - powiedziałem wypuszczając ciężki oddech.
- Dobrze synu, no to ja ci nie przeszkadzam. Do usłyszenia, odzywaj się.
- Okej mamo - rozłączyłem się i zobaczyłem jak trzęsą mi się ręce. Jeśli jej ojciec ją bił, to nic dziwnego, że była taka niedostępna. Co za skurwiel robi coś takiego? Mel mówiła o nim w czasie przeszłym, więc ten dupek pewnie już nie żyje, ale miałem ogromną ochotę rozerwać go na strzępy. Na dodatek wychowywała się bez matki. Ciekawe jak często nawiedzały ją koszmary. Nienawidziłem tego, nienawidziłem, że ją to spotkało. Byłem wściekły, więc walnąłem pięścią najbliższą ścianę. Popatrzyłem na swoje zakrwawione kłykcie i pomyślałem, że jak na ironię byłem podobny do ojca nie tylko z wyglądu. On kochał się w jej matce, ale ona go nie chciała. Jak widać historia lubi się powtarzać.
Poczułem, że muszę zrobić coś na co będę mógł wykorzystać energię. Przypomniałem sobie o drewnie, które czekało, aby je porąbać.
Wyszedłem szybkim krokiem z domu i nagle stanąłem jak wryty. O zagrodę w której były konie opierała się Mel. Zarzuciła ramię na deskę i uśmiechała się do mojej siostry, która opowiadała jej coś, gestykulując rękami. Miała na sobie czarne spodnie z wysokim stanem, które podkreślały jej wąską talie i długie, zgrabne nogi. Krótka, czarna koszulka przylegała do jej piersi. Na głowie miała kowbojski kapelusz, a ja za chwilę mogłem paść na zawał.
- River! - Betty zaczęła do mnie machać. - Mel przyszła, no chodź… – ruszyłem niepewnym krokiem w kierunku dziewczyn. Było mi wstyd za wczoraj. Stanąłem tuz przy nich i skinąłem głową na powitanie. Betty wpatrywała się w Mel z zachwytem.
- Melanie przyszła zobaczyć się z Wendy, ale właśnie opowiadała mi o koniach. Wiesz, że ona jeździła na rodeo?! Niesamowite! Ja dopiero dzisiaj miałam swoją pierwszą przejażdżkę, ale bardzo mi się podobało… River, ty też powinieneś spróbować! Mel, może ty go pouczysz? Przydałoby mu się kilka lekcji, a on tak strasznie cię lubi, że zrobi wszystko, co powiesz…
- Betty, bardzo cię proszę… - powiedziałem do niej ostrzegawczym tonem.
- Oj no co, to przecież prawda! - znowu zwróciła się do Mel – Gdyby nie ty, już dawno byłabym w Nowym Jorku i spędzała nudne wakacje, tak jak co roku. Całe szczęście, że się wtedy zgubił! A właśnie, powinnam ci podziękować za uratowanie mojego brata, jego kocham najbardziej na świecie, nawet bardziej niż mamę! Gdyby coś mu się stało, to zupełnie bym się załamała! - mówiła dramatycznym tonem, a Mel z uśmiechem kiwała głową. - Powinnaś widzieć, że jest bardzo słodki…
- Może już wystarczy dobrze? Masz słowotok, koniec tego… - pokazałem na nią palcem, ale ona najwyraźniej miała mnie gdzieś.
- Daj mi dokończyć! Sam mnie uczyłeś, że nie przerywa się komuś w trakcie zdania!
- Nie do wiary…
- Więc, tak jak mówiłam mój brat jest naprawdę słodki. To on nauczył mnie jeździć na rowerze i na rolkach i czytał mi bajki na dobranoc i opiekował się mną i robił mi frytki… Jak rozwaliłam kolano nie biegłam do mamy tylko do Riva, wszystkie koleżanki mi go zazdrościły! - pięknie, teraz Melanie pomyśli, że jestem jakąś matką-kwoką!
- Betty, możesz przestać zamęczać naszego gościa? Skoro przyszła do Wendy to na pewno już chce do niej iść, daj już spokój, proszę – powiedziałem patrząc na nią znacząco.
- Oj ale przynudzasz, przecież to wszystko prawda, a Mel powinna wiedzieć, że jesteś dobrym materiałem na męża, ojca czy coś tam... W końcu zabujałeś się pierwszy raz w życiu, nie? - O mój Boże, to nie dzieje się naprawdę!
- Bettany! Jeszcze jedno słowo i wracasz najbliższym samolotem do mamy, rozumiesz?!
- Już dobrze, dobrze. Miło było cię poznać Mel! - i jak gdyby nigdy nic, pobiegła w stronę Tima, który wgapiał się w Melanie jak zahipnotyzowany. Biedak. Dobrze go rozumiałem.
- Ciebie też było miło poznać Betty, mam nadzieję, że będziemy miały jeszcze okazje pogadać! - odkrzyknęła Mel.
- Na pewno, do zobaczenia! – moja siostra była wniebowzięta, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Melanie popatrzyła na mnie wymownie.
- Wendy jest chyba w kuchni… Tak właściwie, to na pewno. Dobrze, no to ja idę rąbać drewno.
- Będziesz rąbał drewno? - zapytała prześlizgując wzrokiem po moim ciele. Mimowolnie napiąłem wszystkie mięśnie.
- Tak, taki mam plan. Betty jest zabawna… To nastolatka, zawsze dużo mówi, nie przejmuj się tym…
- Okej… - powiedziała. Odepchnęła się od barierki, o którą się opierała i podeszła do mnie trochę bliżej. Spojrzała na dom, rozglądając się po oknach
- Który pokój jest twój? – spytała, a mnie przeszły ciarki.
- Na pierwszym piętrze…
- A konkretnie ?
- Ten od strony stadniny, po lewej – machnąłem ręką w kierunku swojego pokoju.
- Śpisz przy otwartym oknie? - Zapytała takim tonem, że dostałem gęsiej skórki.
- Mel, posłuchaj, naprawdę mi głupio za wczoraj, miałem dobre intencje…
- Wiem. Do zobaczenia River – powiedziała odchodząc w stronę domu, a ja wypuściłem powietrze z płuc. Nie wiem dlaczego pytała o mój pokój, ale to na pewno był przytyk do tego, że wczoraj wszedłem bez pozwolenia do niej, kiedy spała. Nie powinienem tego robić. Zabrzmiało to też trochę tak, jakby mi groziła, że zrobi to samo, co było w sumie zabawne, bo naprawdę nie miałbym nic przeciwko temu. Ponad to, mój pokój był na piętrze więc i tak nie było jak się do niego dostać.
Poszedłem rąbać drewno i robiłem to całe popołudnie.
Do domu wróciłem dopiero na obiadokolację. Wcześniej wziąłem tylko szybki prysznic i przebrałem się w czyste ubranie.
- Wendy, Melanie cię znalazła? – zapytałem niby od niechcenia.
- Tak, ale była tylko chwilkę. Ona ma mnóstwo obowiązków. Zajmuje się całym gospodarstwem, jest małe ale i tak pracy jest sporo, a do pomocy ma tylko dwie osoby. Wuja i ciocię. Przeprowadzili się tu kilka lat temu i mieszkają niedaleko. No i jeszcze babcia. Więc zaraz musiała biec, ale załatwiłyśmy wszystko…
- Ona jest taka piękna Wendy, prawda? Myślę , że dla niej mogłabym się przerzucić na dziewczyny – odpowiedziała Betty rozmarzonym tonem, a ja i Wendy wytrzeszczyliśmy oczy.
- Powiedz mi, że się przesłyszałem, Bettany – odparłem stanowczo.
- No co! Jestem szczera, a poza tym wiem, że jesteś w niej zakochany, nic już nie mówię!
- Jeśli jeszcze raz powiesz Melanie, że się w niej kocham, to wracasz do domu, zrozumiano!? W ogóle nie rozmawiaj z nią na mój temat! - Wendy parsknęła śmiechem na moje słowa.
- Betty powiedziała Mel, że się w niej kochasz?
- Koniec tematu! I tak za kilka dni wracamy do Nowego Jorku. Najprawdopodobniej pojutrze, więc powinnaś się już pakować – Betty zrobiła zawiedzioną minę, a Wendy westchnęła.
- Smutno tu będzie bez was…
- Przykro mi Wendy, ale pora na mnie. Mam mnóstwo obowiązków i spraw do załatwienia. I tak się zasiedzieliśmy - powiedziałem kończąc kolację. – Dziękuję ci, że tak ciepło nas tu przyjęłaś, kiedyś jeszcze na pewno cię odwiedzimy.
Wendy pokiwała tylko głową, a ja czułem się naprawdę dziwnie. Nie chciałem stąd wyjeżdżać, ale jednocześnie wiedziałem, że naprawdę będzie lepiej, jeśli wrócę do swojego życia. Dla wszystkich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro