Rozdział 5
Jeszcze spałem kiedy do mojego pokoju wbiegła Betty.
- River, Emma się pakuje, podobno dzisiaj wraca do Nowego Jorku. Mam jechać z nią?
- Betty nie ma takiej opcji, zostajesz ze mną, dobrze? - powiedziałem kiedy położyła się koło mnie na łóżku. Objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. - Masz ochotę? Zostalibyśmy jeszcze z kilka dni…
- Ja mogłabym zostać nawet całe wakacje, tu jest tak super!
- Poważnie, aż tak ci się tutaj podoba? No cóż, to dobrze… Nie wiem dokładnie kiedy będziemy wracać, ale na razie nie musisz się pakować.
- To świetnie! Może będę mogła poprosić Raya, żeby pokazał mi okolice…? – spytała nieśmiało, a ja uniosłem brwi.
- Raya? A czemu akurat jego? Nie lepiej poprosić Wendy?
- Tak, Wendy jest super ale Ray… No wiesz. Jest młody i ma ciekawe pomysły i jest taki inteligentny i ma tyle do powiedzenia na różne tematy, jest zabawny i uroczy i taki niesamowicie przystojny… No i tak ładnie się uśmiecha… A kiedy jeździ konno, to nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale wygląda jakby nie robił nic innego przez całe życie…
- Nie, nie zwróciłem na to uwagi – powiedziałem z niedowierzaniem, uświadamiając sobie w kim zadurzyła się moja siostra.
- Musisz zobaczyć! Jest wspaniały… Może mógłby mnie też nauczyć?
- Betty trzymaj się od niego z daleka, okej? To nie jest towarzystwo dla ciebie…
- Ale dlaczego? – spytała patrząc na mnie tymi swoimi bursztynowymi, wielkimi oczami. Betty była śliczna. Chłopcy w Nowym Jorku wodzili za nią maślanym spojrzeniem, ale na żadnego z nich nie zwracała uwagi. Chyba po prostu była za młoda na jakiekolwiek zauroczenia i randki. Dlaczego musiała zadurzyć się akurat w Rayu? To niedorzeczne.
- To mój brat, na dodatek sporo od ciebie starszy. Co prawda jesteście rodziną… – powiedziałem dobitnie, żeby mieć pewność, że Betty rozumie powagę sytuacji i znaczenie moich słów - …ale on ma inne, dorosłe towarzystwo, podczas gdy ty jesteś jeszcze dzieckiem.
- Nie przesadzaj… Nie jestem dzieckiem. A jeśli chodzi o bycie rodziną… Nie jestem przecież z nim spokrewniona…
- To nieważne. I nie przesadzam. Nie chcę żeby on cię skrzywdził.
- On nigdy by mnie nie skrzywdził - odparła z przekonaniem, a ja schowałem twarz w dłoniach. Moja siostra była taka naiwna.
- Ja bym cię nigdy nie skrzywdził. Jestem twoim bratem i zależy mi na tobie, kocham cię i nie chcę żebyś cierpiała. Prawie nie znamy Raya i szczerze mówiąc nie pokazał mi się z najlepszej strony. Dlatego proszę cię, trzymaj go na dystans, okej? – Betty pokiwała głową z rezygnacją.
- Słuchaj… Dziękuję ci, że powiedziałaś mi o tym co opowiada Emma. Pamiętaj, że wszystko co mówiła to absolutne bzdury, a ty jesteś prześliczna, rozumiesz?
- No nie wiem… Zawsze żałowałam, że nie mogę wyglądać tak jak ty… Ty jesteś idealny, nie to co ja..
- Betty, oszalałaś? To wszystko nieprawda, poza tym dla mnie to ty jesteś idealna.
- Jesteś słodki, ale musisz tak mówić jako mój brat…
- Nieprawda, jesteś najładniejszą dziewczyną jaką znam… No dobra, jesteś na drugim miejscu – dodałem przypominając sobie czarne oczy Melanie - Ale tylko dlatego, że się zauroczyłem, a zawsze jestem z tobą szczery…
- Zauroczyłeś? Jak to, w kim? - Betty usiadła na łóżku patrząc na mnie z podekscytowaniem.
- W tej dziewczynie, która pomogła mi trafić na ranczo. Tej o której ci opowiadałem…
- Melanie? To dlatego chcesz zostać tu dłużej? Żeby móc się z nią umówić?
- Bystra jesteś siostrzyczko – odparłem trącając ją w nos.
- I dlatego zerwałeś z Emmą?
- Nie, z Emmą zerwałem bo nawet jej nie lubię... Nie ważne, to trochę skomplikowane.
- Dobrze, to pogadamy wieczorem, a teraz idę do Wendy. Będziemy robić ciasto biszkoptowe.
- Super, niedługo do was dołączę, okej?
Betty uśmiechnęła się w odpowiedzi i wybiegła z mojego pokoju, a ja wstałem, ogarnąłem się i wyszedłem przed dom. Pracownicy działali od rana. Pielęgnowali konie, karmili zwierzęta, doili krowy i wypasali bydło. Farma ojca produkowała sporo mleka koziego, krowiego i owczego, jajek, mięsa, a nawet wełnę. Chodziłem, przyglądałem się i zapoznawałem z obowiązkami i zajęciami, które musieli wykonywać, teraz już moi pracownicy. Pracy było mnóstwo, ale dzięki świetnej organizacji każdy wiedział co robić i miał swój zakres obowiązków. Z tego co zdążyłem zaobserwować każdy z pracowników wykonywał swoje zadania bez zarzutu, a nad wszystkim czuwał Henry, starszy mężczyzna, który całe życie pracował na farmie. Od wielu lat przyjaźnił się z ojcem, razem z nim pielęgnował gospodarstwo i dbał o każdy najmniejszy szczegół. Byłem mu wdzięczny za jego zaangażowanie i z chęcią słuchałem tego co ma do powiedzenia. Sam byłem zdziwiony, że praca na farmie może być całkiem ciekawa i wciągająca. Zdobyłem się nawet na to, że pomagałem Henremu w jego obowiązkach, co okazało się całkiem zabawne.
Kiedy po jakimś czasie wróciłem do domu, Wendy zerknęła na mnie z uśmiechem.
- No co? - zapytałem popijając wodę.
- Nic, cieszę się, że to sprawia ci radość. Myślę, że gdybyś przyjeżdżał tu jako mały chłopiec, pokochałbyś tę ziemię tak samo jak twój ojciec…
- Przestań Wendy, to trudny temat, okej?
- River, mam dla ciebie niespodziankę! – usłyszałem krzyk Betty, która wbiegła do kuchni i złapała mnie za ramię.
- Co się stało ? - Zapytałem chcąc ją objąć, na co odskoczyła ode mnie jak poparzona.
- Fuj! Jesteś cały spocony – powiedziała kręcąc nosem – Nieważne, słuchaj! Jedziemy z Wendy na zakupy do miasta! I Wendy chciała zapytać Melanie, czy czegoś nie potrzebuje, trzeba też podejść po receptę dla jej babci która jest bardzo chora, bo obiecałyśmy, że będąc w mieście podjedziemy do apteki, żeby Mel już nie musiała jechać!
- Okeeej… – odpowiedziałem upijając kolejny łyk wody.
- No i tu jest niespodzianka! Ktoś musi iść do Melanie po receptę i ewentualną listę zakupów - odparła podekscytowana, poruszając sugestywnie brwiami.
- A czemu to miałaby być niespodzianka dla Rivera? - zapytała Wendy, mrużąc podejrzliwie oczy.
- No bo on jest w niej zakochany – odparła Betty wywracając oczami, jakby Wendy powinna się domyślić, bo to przecież takie oczywiste.
- Betty! Nie przesadzaj, nic takiego nie mówiłem.
- River, nie ma się co wstydzić, wszyscy chłopcy durzą się w tej dziewczynie odkąd pamiętam - odparła Wendy z uśmiechem. - Ale to bardzo biedne, skrzywdzone dziecko. Ta mała przeszła w swoim życiu przez prawdziwe piekło, synu. Stworzyła sobie zbroje twardszą, niż z żelaza i po tym wszystkim, naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek kogoś przez nią przepuści … – mówiła ze smutkiem, a ja poczułem jak krew zamraża się w moich żyłach – Nie skrzywdź jej przypadkiem, kto jak kto ale ona na to nie zasługuje. To bardzo kochane, wrażliwe dziecko. Biedna dziewczyna. – Wendy na koniec westchnęła, kręcąc głową.
- Co jej się stało? – zapytałem z niepokojem.
- Jeśli pozwoli ci się do siebie zbliżyć to sama ci opowie. Ja nie mam do tego prawa. Ale idź już po tą receptę dla babci i listę zakupów, dobrze? Bo za chwilę jedziemy.
- Okej – powiedziałem, chociaż słowa Wendy mocno mną wstrząsnęły. Było mi strasznie przykro, że Mel ma za sobą trudną przeszłość. Na dodatek wczoraj byłem dla niej podły, a teraz czułem się przez to dwa razy gorzej. Zerknąłem na Betty wychodząc z kuchni i poszedłem a właściwie pobiegłem do domu Melanie. Zapukałem do drzwi wejściowych i najwyraźniej miałem szczęście, ponieważ tym razem otworzyła mi ona.
- Proszę, proszę, mój męski książę z Nowego Jorku we własnej osobie. Czym zawdzięczam ten zaszczyt? – zapytała kąśliwie, ale z uśmiechem, opierając się o drzwi. Wyglądała jak zwykle pięknie. Z ramion zsuwała jej się czarna, rozpięta koszula, która była tylko na tyle długa, by zasłaniać górę jej ud i pupę. Lekko złapała jej krawędzie rękami w talii, jakby chciała się przede mną zasłonić.
- Męski książę przyszedł po receptę i listę zakupów. No i przy okazji zamierza błagać, choćby na kolanach, o wybaczenia za to jakim był wczoraj dupkiem. Mel… Powiedz tylko na co masz ochotę. Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła.
- Mówisz poważnie? – zapytała z rozbawieniem.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny.
- Wow, nigdy? No to nieźle, w końcu jesteś poważnym człowiekiem, prawda? Jak to było? Dyrektorem w wielkiej firmie i tak dalej…- miała zaczepny ton i bezczelny uśmiech, widać było, że chce mi dopiec, ale uwielbiałem to, że podjęła tę grę.
- Jestem gotowy na wszystko. Mogę posprzątać twój dom. Być darmowym pracownikiem na twojej farmie. Albo mogę zrobić ci masaż. Mam bardzo zwinne palce – pokazałem na swoje ręce i poruszyłem palcami, a Mel zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
- Cóż, brzmi zachęcająco, ale z tego co wiem, musisz jechać na zakupy z Wendy, także chyba nic z tego.
- Pierwsze słyszę. Pobiegnę na ranczo z receptą, czy co tam masz do przekazania i za trzy minuty jestem z powrotem. Ja i moje dłonie – odparłem, a Mel parsknęła śmiechem.
- Trzy minuty? Nieźle, ale wiesz co? Jestem pewna, że musisz jechać z Wendy. Mówiła mi, że wybieracie się razem, ona nie ma prawa jazdy. Poza tym, twoje „zwinne palce” są przy mnie bezpieczne, nie zamierzam ich wykorzystywać. Tak dla jasności - dodała podając mi dwie karteczki.
- Ale dlaczego? Przecież ja chcę żebyś mnie wykorzystywała – zrobiłem błagalną minę, na co Mel wybuchła śmiechem.
- River wiem, że mnie nie znasz, ale musisz wiedzieć, że naprawdę trudno mnie obrazić. Wybaczam ci bycie dupkiem bez konieczności bycia moim darmowym masażystą lub pomocnikiem, to źle?
- To bardzo źle, wręcz fatalnie… – przerwał mi dźwięk telefonu, a Mel spojrzała z rozbawieniem na ekran.
- Okej , bardzo mi przykro, że muszę ci przerywać, ale właśnie dzwoni Wendy – odebrała połączenie, ale tylko przytaknęła na słowa mojej gosposi i zakończyła rozmowę – Z bólem serca przekazuję, że musisz mnie opuścić. Wendy i twoja siostra czekają na ciebie z niecierpliwością...
- Kobiety… - westchnąłem z rezygnacją - Dobra upiekło ci się, ale ostrzegam, nie dam się tak łatwo odtrącić. – pokazałem na nią palcem, a ona znów pokręciła na mnie głową, jednak na szczęście ciągle się uśmiechała.
- Jesteś niemożliwy. I naprawdę dziwny. Masz szczęście, że ja też jestem dziwna.
- Niesamowita – poprawiłem ją – Wyjątkowa, niepowtarzalna, niewyobrażalnie…
- … okej, wyluzuj, wybaczyłam ci już, zapomniałeś? – przerwała mi – Nie musisz się więcej podlizywać!
- W podlizywaniu też bywam naprawdę dobry.
- Mogę się tylko domyślać… W końcu jesteś najlepszy we wszystkim. Panie dyrektorze – powiedziała zaczepnie.
- Nawet nie wiesz ile kobiet chciałoby zobaczyć pana dyrektora przed sobą na kolanach. Za pewne wszystkie w mojej firmie…
-… albo wszystkie w Nowym Jorku – dodała kiwając głową z zabawną miną.
- Bardzo możliwe. Ale podkreślam, tylko ty masz takie przywileje. Możesz to wykorzystać w każdej chwili – mrugnąłem do niej, a ona parsknęła śmiechem.
- Zaraz będziesz musiał paść na kolana przed Wendy, kiedy będzie na ciebie wrzeszczeć, że każesz jej tak długo czekać. Ta kobieta to prawdziwy wulkan….
- Wiem, jest naprawdę świetna…
- Opiekowała się tobą kiedy byłeś malutki. Zawsze mówiła o tobie z taką miłością, uwielbiała cię i myślę, że wciąż cię kocha, wiesz? - odparła z uśmiechem, a ja poczułem się trochę dziwnie słysząc te słowa.
- Co Wendy o mnie mówiła? Szczerze mówiąc nie wiedziałem o jej istnieniu…
- To dziwne, że twoja mama nigdy ci o niej nie powiedziała… No nic, w sumie nie moja sprawa… Wendy wspominała cię może nie zbyt często, ale kiedy już opowiadała co robiłeś kiedy miałeś dwa lata, albo jakie było twoje pierwsze słowo, dosłownie cała promieniała. Byłeś dla niej całym światem, to się czuło. Wychowywała cię, bo twoja mama chyba przez większość czasu nie czuła się dobrze, Wendy natomiast sama nie mogła mieć dzieci, więc całą swoją miłość przelała na ciebie. Bardzo przeżyła twój wyjazd – zrobiło mi się trochę niedobrze na myśl o tym, że mama nie opiekowała się mną przez pierwsze lata życia. Że nawet nie wspomniała mi o kobiecie, która mnie wychowywała. – River, słuchaj przykro mi, to wszystko nie moja sprawa, nie powinnam się wtrącać…
- Nie, naprawdę ci dziękuję za to, co powiedziałaś, nie wiedziałem, ile zawdzięczam Wendy. Moja mama faktycznie mogła mieć problemy z opieką nad małym dzieckiem. Sam się dziwiłem jak to ogarniała bez babci i dziadka , a teraz mam odpowiedź. Mama często miewała depresje i ciężkie stany emocjonalne, całe moje dzieciństwo i też kiedy moja młodsza siostra, Betty przyszła na świat. No cóż, to niezbyt przyjemny temat…
- Bardzo mi przykro River… - odprła patrząc na mnie, a w jej oczach widziałem współczucie i troskę. To było naprawdę miłe, że się mną przejmowała.
- Nie ma sprawy, są dzieciaki, które miały dużo gorzej, nie zamierzam narzekać. – powiedziałem szczerze, a Mel pokiwała głowa ze smutną miną.
- Słuchaj… Dziękuję za zakupy i leki dla babci... – dodała, więc popatrzyłem na nią z uczuciem. Mel potrafiła być taka urocza, no i opiekowała się swoją chorą babcią. Tak jak mną, wtedy kiedy tak bardzo jej potrzebowałem.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, a to tylko jakiś nieistotny drobiazg, więc nie ma o czym mówić - odparłem zgodnie z prawdą, ale ona popatrzyła na mnie z uniesionymi brwiami. Poczułem się trochę głupio. - No wiesz, pomogłaś mi i to nie raz, a ja raczej się nie popisałem, więc teraz postaram się nadrobić złe wrażenie i możesz mnie dowolnie wykorzystywać. To dopiero początek – poruszyłem brwiami.
- Okej, będę miała to na uwadze, pozdrów Wendy i leć bo za chwilę znowu będzie dzwoniła – Uśmiechnęła się szeroko i delikatnie wypchnęła mnie za drzwi
- Dzięki za rozmowę Mel…. Do później! – odkrzyknąłem i ruszyłem szybkim krokiem na farmę.
Zakupy z jedną kobietą to wyzwanie, ale z dwiema, to już prawdziwy hardcore. Na szczęście byłem uodporniony. Nieraz musiałem znosić zakupy mamy i to jeszcze z Betty na rękach, albo pod moja opieką. Długi czas byłem jedynym „mężczyzną” w rodzinie, a później razem z Bobem pojawiła się moja siostra. Bob non stop wyjeżdżał w delegacje, a mama zostawała sama z małą. Przepraszam - nie sama, w końcu byłem jeszcze ja. Zawsze na posterunku, synek na medal.
Mama miała wieczny problem z nawracającą depresją, więc kto wtedy opiekował się Betty? Odpowiedz byłą prosta.
River musiał być idealny, musiał być dobrym, pomocnym synem. Wsparciem i opoką. Musiał sobie ze wszystkim radzić, inaczej wszystko trafiłby szlag.
- Jeśli za chwilkę nie wyjdziecie z tego sklepu odjeżdżam bez was – powiedziałem nieznoszącym sprzeciwu tonem. Podczas zakupów z kobietami czasami trzeba być bezwzględnym i mówić bardzo stanowczo. Jeśli wyczują w tobie jakąkolwiek słabość, albo co gorsza wahanie w twoim głosie, to już po tobie.
- Rany, aleś ty niecierpliwy, już idziemy- odparła z pretensjami Betty.
- Mam do załatwienia jeszcze sporo spraw. Muszę też zanieść zakupy Melanie, nie będę tu sterczeć cały dzień.
Wendy i Betty zachichotały i wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- O co wam chodzi? – zapytałem mrużąc oczy z powagą.
- Nie no o nic, wiadomo, już jedziemy. W końcu Mel czeka… - Znowu spojrzały na siebie, tym razem sugestywnie poruszając brawami. Westchnąłem poirytowany.
- Nie do wiary. Udam, że w ogóle nie widzę tego, jak się zachowujecie. Zapraszam do samochodu.
Wsiadły plotkując o jakiś promocjach i ruszyliśmy w drogę powrotną na farmę.
Zaraz po przyjeździe dostałem od Wendy torbę z rzeczami dla Mel i jej babci. Wziąłem głęboki oddech i po chwili już byłem pod drzwiami jej domu.
Zadzwoniłem dzwonkiem i zobaczyłem Melanie. Uśmiechnąłem się, ale ona popatrzyła na mnie z trochę dziwną miną. Była jakby spięta, roztrzęsiona, nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Po chwili przywołała na usta wymuszony uśmiech i podniosła drżąca dłoń, odgarniając sobie z twarzy długi kosmyk włosów. Zmrużyłem brwi z niedowierzaniem, ponieważ jej ręka była dosłownie zmaltretowana, cała zakrwawiona, choć no oko już opłukana z krwi i lekko opatrzona.
- O Boże, co ci się stało? – zapytałem przerażony tym widokiem.
- W sensie? – spytała jakby nie wiedziała o co mi chodzi.
- Jak to? Widziałaś swoje ręce? – odpowie zdziwiony jej reakcją.
- Aa.. to.. – spojrzała na swoją rękę i parsknęła śmiechem. Tak jak mówiłem zachowywała się co najmniej dziwnie -… to nic, zupełnie nic… Wiesz co, stary? Muszę coś załatwić, także, wielkie dzięki za przysługę – odparła biorąc ode mnie swoje rzeczy - … i do zobaczenia… Kiedyś tam.
Kiedyś tam?
- Słucham? O czym ty mówisz? Przecież ty krwawisz… Kto ci to zrobił? – spytałem coraz bardziej wściekły – Ktoś tam jest?
- River, spokojnie, nikt mi nic nie zrobił – pokręciła głową wyraźnie poirytowana – To tylko… Wypadek przy pracy, daj spokój, w porządku? Nie mam na to czasu...
- Posłuchaj, martwię się o ciebie, wydajesz się… Roztrzęsiona, coś się stało?
- Ja pierdolę, River, proszę cię nie baw się w rycerzyka… To nie dla mnie. Nic mi nie jest i jeśli tak mówię to po prostu odpuść, okej? – powiedziała zrezygnowanym i zmęczonym głosem.
Przetarła twarz swoją poranioną dłonią. Wyglądała jakby cierpiała. Jej wielkie, migdałowe, czarne oczy były lekko przekrwione i błyszczały jakby płakała, albo nie spała od bardzo dawna. Jej usta były ciemnoczerwone jakby cały czas mocno je przygryzała. Była dość blada. Miała na sobie za dużą, czarną skórzaną kurtkę motocyklową, a jej długie, gęste włosy były w lekkim nieładzie. Jeszcze chyba nigdy nie wydawała mi się taka piękna, a ja w całym swoim życiu nie pragnąłem niczego tak bardzo jak tego, aby ją pocałować. Właśnie teraz. Wziąć ją w ramiona i wbić się w jej usta. Sprawić, że zapomni o wszystkim co wywołało ten ból w jej niezwykłych oczach. Czułem, że chyba się w niej zakochuje i cholera, to był bardzo, bardzo zły pomysł, chociaż oczywiście nic nie mogłem na to poradzić. Byłem niemal pewien, że ta dziewczyna złamie mi serce. A właściwie rozerwie je powoli, kawałek po kawałku. Zniszczy mnie. Zupełnie nieświadomie i niechcąco. Ot tak, po prostu.
Pokiwałem głową, przerażony natłokiem uczuć i myśli. Z trudem przełknąłem ślinę.
- Myślałem, że jesteśmy… No nie wiem, kumplami? – powiedziałem wzruszając ramionami, starając się zachować spokój.
Mel westchnęła ciężko.
- River jasne, ja… przepraszam naprawdę nie chcę być wredną suką, ale mam tyle na głowie… Nic mi się nie stało, obiecuję. W domu jestem sama z babcią, nikt mnie nie skrzywdził. Potrafię o siebie zadbać, w porządku?
Znowu pokiwałem głową.
- Słuchaj nie chcę cię wyganiać, ale naprawdę muszę coś załatwić. Jeszcze raz dziękuje za zakupy.
- Jasne, już mnie nie ma… Miłego popołudnia, Melanie.
- Dzięki, wzajemnie – odpowiedziała zamykając drzwi.
Stałem jeszcze przez kilka chwil pod jej drzwiami, próbując dojść do siebie. Wziąłem głęboki oddech i wróciłem na farmę.
Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, więc po prostu zacząłem pracować. Przygotowywałem jedzenie dla kóz i owiec. Później razem z Betty odwiedzaliśmy zwierzęta. Cały czas myślałem o Mel i analizowałem każde jej słowo. Bardzo się o nią martwiłem. Chciałem sprawdzić co się z nią dzieje, ale nie miałem prawa się narzucać.
Podczas moich rozmyślań Betty dosłownie rozpływała się nad zwierzakami, i zdawała się nimi zachwycona. Głaskała je i dokarmiała, a najbardziej zauroczyły ją konie.
- Musisz się przejechać, Betty – powiedział chłopak, który nie wyglądał na więcej niż 16 lat, był chudy, wysoki i z tego co pamiętam miał na imię Tim.
- Właściwie, to on ma rację… - odparłem - Umiesz jeździć konno? – zapytałem chłopaka, a on przytaknął – Może mógłbyś pouczyć moją siostrę? Masz ochotę, Betty?
- Tak, brzmi świetnie – powiedziała nieśmiało, a chłopiec uśmiechnął się szeroko.
- To jesteśmy umówieni na jutro ? – zapytał sprawiając wrażenie podekscytowanego. Tim był dobrym chłopcem, synem jednego z pracowników rancza. Miał bardzo ładną, sympatyczną twarz i zdawał się być dobrze wychowany. Może moja siostra mogłaby przerzucić swoje zainteresowanie na niego? Z pewnością byłby dla niej dużo lepszym towarzystwem niż ten degenerat, Ray.
- Dobrze, to ja was zostawiam, umówcie się co do jutra, a ja pójdę wziąć prysznic. Na razie, Tim!- chłopak odmachał mi, a ja poszedłem do swojego pokoju.
Umyłem się i włączyłem laptopa. Jak zwykle przejrzałem maila i internet. Był już wieczór, ale nie byłem w ogóle zmęczony. Chciałem sprawdzić co u Mel, ale nie wiedziałem jak zareaguje jeśli znowu zjawię się pod jej domem. Tak czy inaczej nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Zszedłem więc na dół, planując spacer lub rozmowę z Wendy, ale traf chciał, że natknąłem się na nią na schodach.
- River kochanie, właśnie do ciebie szłam. Ale ze mnie gapa! Przekazałam ci zakupy dla Mel, ale leki dla jej babci, które tak naprawdę były najważniejsze, zostały w innej torbie. Dopiero teraz zabrałam się za jej rozpakowywanie, były tam tylko kosmetyki i właśnie tam odruchowo musiałam wrzucić lekarstwa. Nie wiem co robić. Mel co prawda nie dzwoniła, ale co jeśli będzie ich potrzebowała? To jest tak blisko , może byś jej zaniósł? - nie mogłem być bardziej zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wziąłem leki od Wendy od razu ruszając w stronę wyjścia.
- Jasne, żaden problem…
- River, czekaj… Tak się zastanawiam, jest już po dwudziestej pierwszej. Ale no nie wiem, chyba Melanie jeszcze nie śpi. Wstaje bladym świtem, więc nie mam pewności.
- Spoko, zobaczymy. Tak jak mówiłaś to nie daleko – odparłem na odczepkę i wyszedłem.
Po kilku chwilach byłem pod domem Mel, ale niestety we wszystkich oknach było zupełnie ciemno. Zapukałem dla pewności, ale nikt nie otworzył, więc zrezygnowany odsunąłem się od drzwi. Zobaczyłem jednak, że okno od jednego z pokoi na parterze jest zupełnie otwarte. Pomyślałem, że może mógłbym zostawić lekarstwa na parapecie. Jeśli Mel faktycznie będzie ich potrzebowała, na przykład z samego rana, zaoszczędzę jej kłopotu. Nie miałem jak przekazać informacji, że zostawiam paczkę, ale to mały domek, na pewno je zauważy, a jutro będę miał pretekst, żeby poprosić o jej numer telefonu.
Pchnąłem okno, które otworzyło się na oścież. Byłem bardzo wysoki, więc mogłem spokojnie postawić lekarstwa, a nawet zajrzeć do pokoju. Spojrzałem na ładne wnętrze, spore łóżko z białą pościelą i zamarłem, ponieważ pod cienką kołdrą spała Mel.
Miała na sobie tylko czarną bieliznę, więc przez chwilę zawiesiłem się patrząc na nią z zachwytem, ale zauważyłem, że najwyraźniej coś było nie tak. Mel oddychała szybko, wręcz spazmatycznie, jej klatka piersiowa poruszała się gwałtownie, cicho pojękiwała. Wyglądało na to, że śni jej się coś wyjątkowo paskudnego. Zamarłem patrząc na nią i zupełnie nie wiedziałem co robić, jednak kiedy załkała cicho stwierdziłem, że nie mogę jej tak zostawić, tym bardziej po tym co działo się z nią popołudniu.
Wskoczyłem niemal bezszelestnie do jej pokoju. Podszedłem do łóżka i usiadłem, starając się nie przyglądać jej ciału, które było niemal nagie, nieprzyzwoicie seksowne i przyprawiało mnie o dreszcze… Niewiedziałem co zrobić, ale nie mogłem znieść myśli, że ona cierpi, a ja miałbym odejść. Jej smukłe palce zaciskały się na pościeli, ręce były w koszmarnym stanie, skóra zakrwawiona i poobdzierana. Miała rozchylone usta, cała była pokryta potem, długie, czarne włosy leżały rozsypane na poduszce.
- Mel... - powiedziałem cicho, dotykając jej ramienia, ale ona tylko jęknęła nieco głośniej i zaczęła oddychać jeszcze szybciej. Przybliżyłem się do niej, wziąłem ją w ramiona i lekko potrząsnąłem – Mel, kochanie to tylko sen, musisz się teraz obudzić, wszystko jest dobrze… - wciąż nie reagowała, a wręcz wydawała się jeszcze bardziej przerażona, więc wziąłem w dłonie jej twarz i zbliżyłem do niej swoją. Pocałowałem ją w policzek, później w nos i w czoło.
Chciałem się nią zaopiekować, sprawić, że zapomni o wszystkich złych rzeczach, które ją spotkały. Przykleiłem swoje usta do jej szyi, wtulając się w nią i zacząłem ją kołysać.
- Skarbie musisz się obudzić, to tylko sen. No już - mówiłem dość głośno, delikatnie pieszcząc jej szyję, muskając ją ustami i nagle poczułem na sobie jej dłonie. Złapała mnie za włosy i lekko odchyliła moją głowę do tyłu, skupiając na mnie wzrok.
- River… - Powiedziała, patrząc na mnie z konsternacją, jakby zupełnie nie umiała wytłumaczyć tego co tu się dzieje.
Byłem więcej niż pewien, że weźmie mnie za zboczonego degenerata i zabroni do siebie zbliżać. Chciałem powiedzieć coś co mogłoby mnie wytłumaczyć, ale szczerze mówiąc nie miałem pojęcia czy zabrzmiałem choć odrobinę przekonująco.
- Ja… ja… Przyniosłem leki…
- Okej, ale co robisz w mojej sypialni, przyssany do mojej szyi? - zapytała. Rany, brzmiało to naprawdę dziwnie. Jakbym był jakimś walniętym Draculą, czy coś w tym stylu… - Pomijam to, na co jak zwykle nie masz żadnego wpływu – dodała. Cholera, cholera, cholera! Mój penis jest moim największym wrogiem!
- Przepraszam, nie chciałem, znaczy pukałem do drzwi, ale nikt nie otwierał. Okno było otwarte, więc postanowiłem zostawić leki na parapecie. A wtedy cię zobaczyłem... Przyglądałem się jak śpisz i zauważałem, że masz zły sen. Nie mogłem tak po prostu odejść, chciałem cię obudzić, ale nie reagowałaś na mój dotyk więc… Okej, to brzmi naprawdę dziwnie, ale miałem dobre zamiary, przysięgam! - wciąż wydawała się zmieszana i zdziwiona. Odsunęła się nieco i potargała dłonią swoje włosy. Nie patrzyła na mnie, cała się trzęsła. Wypuściła drżący oddech, jakby starała się uspokoić – Mel, wszystko w porządku? - zapytałem z troską, odgarniając z jej mokrej twarzy splątane, przyklejone do łez kosmyki - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć..
- Spoko, to faktycznie dziwne, ale no cóż ogólnie jesteś trochę dziwny więc… W sumie nie ważne, tak czy inaczej nie przestraszyłeś mnie. Możesz już iść, dziękuję. - Wciąż się trzęsła i nie patrzyła mi w oczy.
- Nie zostawię cię tak, nie ma takiej opcji – powiedziałem, przysuwając się do niej i biorąc jej śliczną twarz w swoje dłonie. Położyła ręce na moich ramionach, jakby chciała mnie lekko odepchnąć.
- River, proszę cię daj spokój, nic mi nie jest. Jestem dużą dziewczynką i zawsze radzę sobie sama, nie troszcz się o mnie, błagam. Nie chcę i nie potrzebuje niczyjej troski, rozumiesz? Sama umiem o siebie zadbać - nie była wściekła, chociaż pewnie mogłaby być. Niejedna kobieta po prostu walnęła by mnie w twarz i wyrzuciła za drzwi. Ale nie Mel. Ona mówiła spokojnym, rzeczowym tonem, delikatnie mnie od siebie odsuwając.
- Nie pozwolę ci się odtrącić… Nie, kiedy widzę, że mnie potrzebujesz…
- … nie potrzebuje cię, okej? Nie potrzebuje nikogo, a już szczególnie ciebie. Zadufanego w sobie, wymuskanego chłopaczka z wielkiego miasta, myślącego tylko o sobie i o tym jaki jest wspaniały, patrzącego na wszystko i wszystkich z góry. W ogóle mnie nie znasz, a ja nie chcę żebyś mnie poznawał… Nie chcę! I już z całą pewnością nie dam ci się przelecieć, jeśli o to ci chodzi. Dla jasności, nie sypiam z facetami, rozumiesz? Nie chcę żebyś udawał, że ci zależy i powinieneś wiedzieć, że jeśli poznałbyś mnie trochę lepiej, zauważyłbyś, że nie jestem warta twojej uwagi. Daj mi spokój River, proszę… - słuchałem jej i patrzyłem jak się rozpada. Jej słowa mnie zabolały, nie rozumiałem też tego że nie sypia z facetami, ale nie zamierzałem o to pytać. Płakała, jednak ja zawsze umiałem sobie radzić z płaczącymi kobietami. W końcu od lat musiałem pocieszać mamę. Nie chwaląc się już w wieku siedmiu lat, byłem w tym prawdziwym specjalistą. Najważniejsze w takich wypadkach było to, aby po prostu być. Przytulić i najlepiej nic nie mówić.
Znowu dotknąłem jej twarzy, przysuwając się bliżej.
- River, prosiłam cię! - powiedziała poddenerwowany tonem. Ja jednak pochyliłem się w jej stronę i mocno ją przytuliłem. Kiedy mnie nie odepchnęła, przywarłem do niej całym ciałem, tuląc ją do siebie. Poczułem jej mokre usta i łzy na mojej szyi – Och, jesteś po prostu niemożliwy – powiedziała, ale już nie protestowała
Płakała i płakała, a ja ją po prostu trzymałem. Nie wiem ile czasu minęło zanim się uspokoiła. Musnąłem swoim nosem bok jej twarzy, popatrzyliśmy sobie w oczy, nasze oddechy mieszały się ze sobą. Przesunąłem ustami na jej policzek, ścierając wargami słone łzy. Szedłem wzdłuż mokrych śladów, kierując się wargami i językiem w stronę szczęki i szyi. Zajęczałem cicho, kiedy zacząłem pieścić ją nieco bardziej odważnie. Moje usta chciały zejść jeszcze niżej, ale nie mogłem jej wystraszyć. Położyła dłonie na moich ramionach, delikatnie się odchylając i westchnęła z przyjemności. Zachęcony jej reakcją, całowałem jej skórę, obojczyki, zcierając łzy z drugiej strony twarzy i szyi, a mój kciuk nieśmiało krążył wokół piersi. Musnąłem jej sutek, a ona lekko zesztywniała i delikatnie pociągnęła mnie za włosy, jakby dając mi znak, żebym przestał. Natychmiast zareagowałem na jej mały protest, niechętnie odklejając się od niej i popatrzyłem w jej oczy. Długie, czarne rzęsy były posklejane od łez, jej jasna skóra zaróżowiona, a usta ciemnoczerwone. Wyglądała tak pięknie. Serce łomotało mi w piersi jak szalone. Musnąłem jej mały nosek swoim i oddychałem w rozchylone wargi. Poczułem jej dłoń w moich włosach. Przeczesywała je między palcami. Nie wiem które z nas, jako pierwsze zaczęło ten pocałunek… No dobra to byłem ja, ale ona zaczęła mnie całować równie żarliwie i namiętnie. Jęknąłem głośno w jej usta, ale ten dźwięk bardziej skojarzył mi się z cierpieniem. Naprawdę, aż tak bardzo jej pragnąłem. Jej smak był oszałamiający. Pożerałem jej usta, głęboko i desperacko, chcąc wziąć jak najwięcej. Nagle poczułem jak odrywa się od moich warg, odchylając głowę do tyłu. Moje mokre pocałunki znów zawędrowały na jej szyję.
- Nie... River, nie proszę … - zajęczała takim tonem jakby prosiła o więcej, ale musiałem przestać. Nie byłem idiotą, który uważa, że kobieta mówi nie, kiedy myśli tak. Oderwałem się od jej szyi, ciężko oddychając, oparłem czoło na jej ramieniu. Musiałem dojść do siebie, jakoś się opanować.
- Przepraszam cię… - powiedziałem tylko czując, jak lekko się trzęsę.
- W porządku, spokojnie – powiedziała, głaszcząc mnie po plecach – to naprawdę popieprzona noc, nie? - pokiwałem tylko głową, biorąc drżący, głęboki wdech. W całym ciele czułem pulsujący ból spowodowany brakiem zaspokojenia. Wszystkie mięśnie miałem napięte i byłem dosłownie mokry. Odsunąłem się od niej, odgarniając swoje wilgotne, potargane włosy do tyłu. Popatrzyliśmy sobie w oczy, nie wiedząc co powiedzieć
- Jak się czujesz? - mój głos był zachrypnięty, więc lekko odchrząknąłem.
- Dobrze, ja… Słuchaj, czy my... Moglibyśmy o tym zapomnieć? To naprawdę nie powinno się wydarzyć… - poczułem się jakbym dostał w twarz. Nie, dużo gorzej. Jakby ktoś właśnie wyrwał mi wnętrzności. Ona mnie nie chciała, żałowała naszej chwilowej bliskości. Spuściłem wzrok, dotknąłem swojej klatki piersiowej masując ją otwartą ręką. Cholera, co się ze mną działo? Zaprzeczyłem ruchem głowy, mocno przygryzając zębami policzki. – River… – Wyszeptała, dotykając delikatnie mojej twarzy. – Popatrz na mnie. – Natychmiast spojrzałem w jej oczy, zrobiłbym wszystko cokolwiek by chciała. Przyglądała mi się z czułością – W porządku? - Zapytała szeptem, sunąc kciukiem po mojej szczęce.
- Nie, ale zrobię co każesz – powiedziałem nieco drżącym głosem. Przygryzła dolną wargę patrząc na mnie, jakby zupełnie nie widziała co ze mną zrobić.
- Przepraszam, nie jestem w tym dobra i szczerze mówiąc nie nadaję się do tego.
- Nie ma rzeczy w której nie byłabyś dobra, albo do której byś się nie nadawała. Jesteś wystarczająco dobra we wszystkim i jesteś najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą jaką spotkałem. Nie mogę przestać o tobie myśleć… Ja…
- River naprawdę mnie nie znasz i myślę, że powinieneś już iść… - przerwała mi gorzkim tonem, odsuwając się ode mnie, odwracając wzrok.
- Dobrze, przepraszam, idiota ze mnie. – mówiłem wstając z łóżka i idąc w stronę okna. Nie odezwała się, kiedy przez nie przeskoczyłem i ruszyłem do domu. A ja starałem się nie analizować tego, dlaczego to boli aż tak bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro