Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Kiedy wyszedłem lekarz już czekał. Był miłym starszym panem i chyba mieli się ku sobie z Wendy. Przywiózł ze sobą  przeciwobrzękowe maści steroidowe, maści na poparzenia i leki. Podłączył mi nawet kroplówkę w moim pokoju. Betty przyszła do mnie po jakiejś godzinie. Spała, kiedy przyjechałem z Mel i o całej sytuacji dowiedziała się dopiero później. Bardzo się przejęła i siedziała przy mnie cały wieczór. Emma natomiast nie odwiedziła mnie ani razu. Następnego dnia opuchlizna zeszła i zaczynałem przypominać siebie. Maści które przepisał mi lekarz działały cuda ale i tak przez trzy dni nie wychodziłem z pokoju. Czwartego dnia wyglądałem już właściwie zupełnie normalnie, więc postanowiłem zacząć też normalnie funkcjonować i wyjść do ludzi.

Kiedy tylko wszedłem do salonu zaatakowała mnie Wendy.

- River, wyglądasz świetnie! Zrobić ci coś do jedzenia, cukiereczku? - zapytała. Była naprawdę miła, opiekowała się mną, przynosiła posiłki i pocieszała. Mówiła też, że Mel dzwoniła i pytała o mnie, a nawet chciała mnie odwiedzić. Zobaczenie jej pięknej buzi i spotkanie z nią było wszystkim czego pragnąłem. Jednak zadzwoniła zaraz na następny dzień po mojej przygodzie na szlaku, kiedy wciąż wyglądałem jak jakiś mutant, więc mimo tego, jak bardzo chciałem ją zobaczyć, strasznie się wstydziłem i przełożyłem spotkanie na moment aż wydobrzeje.

Wczoraj zapytałem Wendy, czy mogłaby zadzwonić do Mel i ją zaprosić, ale podobno nie odbierała telefonu.

Po chwili do salonu wkroczyli Ray z Emmą, więc przyszło mi przez myśl że istnieje całkiem sporo szansa na to, że się w sobie zakochają. W sumie pasowaliby do siebie idealnie.

- River, dobrze cię widzieć, wyglądasz znowu jak Adonis! Całe szczęście, dziewczęta z Nowego Jorku mogłyby tego nie przeżyć!  Taki śliczny chłopiec nie powinien wybierać się sam na niebezpieczne szlaki… Zamiast się zgubić, mógłby cię na przykład zgwałcić grizzly. Cóż to byłaby za strata…– gderał z ironią.

- Zamknij się dupku, albo pokażę ci jak ten śliczny chłopiec rozwala ci mordę - odwarknąłem i miałem ogromną ochotę mu przywalić. Poważnie – gówniarz nie miałby ze mną szans. Byłem od niego wyższy i lepiej zbudowany, nie wspominając o mojej kondycji i pasji do sztuk walki, więc z przyjemnością rozsmarowałbym go na ścianie.

- Chłopaki przestańcie – Wendy upomniała nas kręcąc głową. – Jesteście rodziną!

Parsknąłem śmiechem.

- Dobra to robi się nudne, chcę wyjść dzisiaj wieczorem! Cały tydzień kiszę się tutaj i zabieram Betty na wycieczki, a ty siedzisz napuchnięty w pokoju, mam dosyć! -  westchnęła Emma, która jak zwykle nie widziała nic poza czubkiem własnego nosa.

-  Pomyślałem, że może pójdziemy na imprezę do mojego kumpla, dzisiaj robi domówkę, co wy na to?- zaproponował Ray.

- Zwariowałeś? - spiorunowałem go wzrokiem. Na bank knuł coś paskudnego.

- Słuchaj, wyluzuj się. Żartowałem z tym grizzly no i obiecałem Emmie. Nie musimy być długo, ale wyjdźmy gdzieś na chwilę. I tak lada dzień stąd spadacie, więc co masz do stracenia? – mówił zerkając na mnie z zachęcającą miną. Obiecał Emmie? Brzmiało ciekawie. Istniała duża szansa, że oni naprawdę będą mieli ochotę na małe co nieco sam na sam. Chociaż nawet jeśli nie, to dzisiaj musiałem zerwać z nią tak czy inaczej, miałem już serdecznie dość tych gierek. Ponad to pojawiła się w moim życiu Mel. W sumie nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, ale jeśli miałbym mieć taką szansę to zdecydowanie chciałem być wtedy w stu procentach wolny.

- Niech ci będzie – odparłem z rezygnacją i umówiliśmy się na wieczór.

W ciągu dnia załatwiłem parę spraw i dowiedziałem się gdzie mieszka Melanie. Jej dom był niewielki i skromny, ale bardzo ładny. Miała też małą farmę. Poszedłem do niej niby w celu oddania kapelusza, który mi pożyczyła, a przy okazji chciałem jej znowu podziękować, ale niestety jej nie zastałem. Jakiś starszy pan, który mi otworzył obiecał wszystko jej przekazać, a ja odszedłem z pustymi rękami.

Wieczorem wziąłem prysznic i założyłem zwykłą, ciemnoszarą, dopasowaną koszulkę i czarne jeansy, przeczesałem włosy i wyszedłem przekonany o tym, że to będzie fatalny wieczór. Betty została oczywiście w domu, Była za młoda na takie imprezy. Pojechaliśmy autem z przyjaciółmi Raya. Emma wystroiła się w mini i szpilki, co uważałem za idiotyzm biorąc pod uwagę okoliczności i ten cały kowbojsko-wiejski klimat, ale pozostałym chłopakom chyba się podobało. Zagadywali do niej, a ona chichotała zachwycona ich uwagą.

Po kilkunastu minutach biliśmy na miejscu. Dom w którym odbywała się impreza był spory, wydobywały się z niego głośne dźwięki, a na werandzie stali ludzie, gadali i palili. Weszliśmy, Ray przywitał się z gospodarzem i przedstawił mnie i Emmę.

- To mój brat, człowieku, czujesz to? – powiedział z ekscytacją. Chyba coś palił i nie mam na myśli zwykłych papierosów, bo język lekko mu się plątał i był wyjątkowo wylewny. I wkurwiający.

- Stary ale zajebiście, jestem Max… - mocno pijany koleś uścisnął moją rękę, po czym zmrużył oczy przyglądając się mi z uwagą – O cholera! Wyglądasz jak wasz ojciec. Laski go baaardzo lubiły. Nawet jak był już stary, znałem wiele małolat, które chciały go przelecieć, serio mówię! Ale był raczej dziwny i nigdy nie zainteresowany, a szkoda bo miał branie jak mało kto i mógłby…

- Mówisz o moim martwym ojcu, debilu – Ray przerwał Maxowi, uderzając go lekko otwartą ręką w głowę.

- Spoko, w sumie mało mnie to obchodzi – uciąłem dyskusję, marząc o tym żeby dali mi spokój.

- Max, jest może Mel? - zapytał Ray z nadzieją w głosie. Czyli oczywiście byl w niej zabujany, zapewne jak każdy facet na tej imprezie, albo po prostu każdy facet, który ją widział. Mogłem się domyślić.

- Jest – odparł podekscytowany Max kiwając głową, a ja nagle poczułem jakby ktoś wstrzykną mi dawkę adrenaliny. – Ale człowieku, daj sobie spokój. Ona jest poza zasięgiem, zajmij się jakąś realna laseczką…

- Przecież tylko pytam! – warknął mój brat, wyraźnie poirytowany. – Dobra muszę się napić, idziecie ze mną?

- Idźcie razem z Emmą, ja słabo się czuję… Przejdę się, a później może przewietrzę… To chyba po tych lekach i udarze słonecznym – powiedziałem konspiracyjnym szeptem, kładąc jedną rękę z tyłu głowy z nadzieją że to łykną.

- Spoko, to daj znać jak będziesz czegoś potrzebował – Ray zmierzył mnie zaniepokojonym spojrzeniem i ruszył z Emmą do baru, natomiast ona nawet się na mnie nie obejrzała. Dobry znak.

Nadeszła pora na przejście do istotnych kwestii. Mel gdzieś tu by la. Zacząłem krążyć po domu, wyszedłem na zewnątrz i znowu wróciłem, aż w końcu ją zobaczyłem.

Bujała się w rytm muzyki z butelką w dłoni. Była ubrana bardzo podobnie jak w dniu kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, na ramiona zarzuciła czarną, luźną koszulę, która była rozpięta i zsuwała jej się z barków. Nie miała na sobie  kowbojskiego kapelusza, więc mogłem zobaczyć jej śliczną twarz w całej okazałości. Niestety stała dość daleko, ale za chwilę zamierzałem to zmienić. Koło niej kręciło się kilku facetów obserwując jak tańczy, ale żaden nie podchodził, tylko patrzyli. Jakaś dziewczyna zaczęła kręcić przy niej biodrami i coś mówić. Obie się zaśmiały, a Mel położyła dłonie na jej biodrach i wyszeptała coś do ucha. Poczułem niepokój na myśl o tym, że być może ona woli kobiety, ale nie chciałem zakładać czegoś takiego zaledwie po jednym tańcu. Może to była jej przyjaciółka stąd ta czułość?

Nagle odsunęła się od blondynki z którą rozmawiała i zaczęła gdzieś iść.

Podążyłem za nią i zobaczyłem, że wychodzi bocznym wyjściem w odosobnione miejsce. Odpaliła papierosa, a ja poczekałem chwilę zanim zebrałem się na odwagę, by do niej dołączyć. Przeszedłem przez drzwi wyjściowe wchodząc na ganek.

- Nie sądziłem, że palisz – palnąłem, siląc się na luzacki ton, ale Mel stała do mnie tyłem i nawet nie odwróciła się w moja stronę, tylko zerknęła nieuważnie przez ramię, zupełnie mnie olewając.

- Wiesz kotku, przykro mi ale mam totalnie w dupie to co o mnie sądzisz – odparła pobłażliwym tonem, a ja poczułem się jak idiota.

- Przepraszam, po prostu chodziło mi o to, że, kiedy jechaliśmy na ranczo nie czułem od ciebie papierosów… Nie chciałem cię obrazić… - odwróciła się przodem do mnie i spojrzała mi w oczy  z konsternacją. Wyrzuciła papierosa i podeszła troszkę bliżej taksując wzrokiem moje ciało, a później znowu skupiła spojrzenie na mojej twarzy, leniwie prześlizgując po niej wzrokiem.

Patrzyła na mnie nieprawdopodobnymi oczami. Byłem zachwycony. Pamiętałem jak myślałem, że z takimi ustami i całą resztą, jej oczy mógłby wyglądać jakkolwiek, ale okazało się że to właśnie one były w niej najpiękniejsze - duże w kształcie migdałów, z naturalnymi, długimi rzęsami, tak czarne jak najciemniejsza noc. Jak żyję nie widziałem czarnych oczu. Kontrastowały z czerwienią jej ust i dość jasną, tylko lekko muśniętą słońcem skórą.

- River? - zapytała z niedowierzaniem, a ja pokiwałem głową. - Cholera… myślałam, że może już wyjechałeś. Dobrze wyglądasz,  aż dziwne że tak szybko doszedłeś do siebie… Przepraszam, nie poznałam cię po głosie, zresztą nawet brzmisz inaczej. Wcześniej byłeś taki zachrypnięty… Stary, w sumie w ogóle nie spojrzałam kiedy tu wszedłeś... – znowu się do mnie zbliżyła i przybiła ze mną męską piątkę. – Siadaj i opowiadaj. Jak się czujesz? Widzę, że wszystko ładnie zeszło… - mówiła siadając na ławce. Rozsiadła się jak chłopak, szeroko rozstawiając nogi i opierając łokcie na udach. Dłonie zwisały jej między kolanami, a w długich palcach trzymała zapalniczkę. Jej ręce były mocno poranione, co było zastanawiające. Kłykcie miała zdarte i czerwone, palce całe pobliźnione. Ciekaw byłem co jej się stało…

Tak czy inaczej, mimo, że pozycja w jakiej siedziała, czy nawet to jak czasami się poruszała, kojarzyła się z czymś chłopięcym, nigdy nie widziałem aby ktoś miał równie pociągający i seksowny sposób bycia co w połączeniu z jej niespotykaną urodą, sprawiało naprawdę duże wrażenie. Jak na ironię z tym swoim „męskim” zachowaniem, miała w sobie więcej kobiecości i była bardziej ponętna, niż wszystkie dziewczyny, które spotkałem, razem wzięte. Sprawiała, że czułem się przy niej zawstydzony, onieśmielony, co nie zdarzało mi się nigdy wcześniej. Była wyluzowana i absolutnie pewna siebie. Jakby była ponad wszystkim i wszystkimi, jakby wiedziała jak wielkie wrażenie robi na ludziach.

- River? – przerwała moje rozmyślenia, patrząc na mnie lekko skonsternowana. O rany, znowu robiłem z siebie głupka… Miałem nadzieję, że nie zacząłem się ślinić.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Tak, czuję się świetnie, dziękuję…. Ale to wszystko dzięki tobie…

- Daj spokój – machnęła lekceważąco ręką, wyprostowała się i zahaczyła ramieniem o opacie ławki.

- I co z tą naszą górską wyprawą? Kiedy i gdzie zaczynamy? – zapytałem. Bałem się jak zareaguje ale jej śliczne usta rozciągnęły się w szerokim, bezczelnym uśmiechu, od którego dostałem gęsiej skórki.

- Zaczynamy? Ray mówił, że przyjechałeś tylko na chwilę, myślałam, że już się nie spotkamy, albo zdążymy jechać co najwyżej na jedną…

- Będę jeszcze jakiś czas, zresztą zawsze mogę przyjechać do ciebie – wzruszyłem ramionami, a ona uniosła w zdziwieniu brew, ale po chwili przytaknęła.

- Spoko, w takim razie jesteśmy umówieni… Musimy tylko wszystko ustalić. Myślałeś co byś chciał zobaczyć? Ja jestem trochę tutaj uziemiona i nie dam rady pojechać na długo…

- Ale co z twoimi dalekimi podróżami? – dopytywałem.

- Będą musiały poczekać… Ale póki co tutaj też jest sporo do zobaczenia. A już szczególnie dla takiego mieszczucha jak ty  – odparła i mrugnęła do mnie uśmiechając się jeszcze szerzej.

- Uważasz, że nie dam rady? Całe życie uprawiałem sport i mam świetną kondycję. Często słyszę, że jestem prawdziwym długodystansowcem, jeśli wiesz co mam na myśli – wypaliłem, a ona znowu uniosła brew.

- Doprawdy? W takim razie myślę, że dotrzymasz mi kroku, ale możesz być pewien, że nie będzie łatwo, lubię wyzwania i jestem wymagająca. O ile faktycznie taki jesteś twardy.

- Bez obaw Melanie, możesz być pewna, że cię nie zawiodę. Spokojnie mogę powiedzieć, że to co potrafię przekroczy twoje najśmielsze oczekiwania. Poza tym dla naprawdę istotnego celu, jestem skłonny do wszelkich poświęceń i gotowy na wszystko… - mój głos był lekko zachrypnięty, a to co mówiłem miało dla mnie podwójne znaczenie i zastanawiałem się czy ona rozumiem tę grę słów.

- Okej, brzmi nieźle, ciekawa w takim razie jestem czy miałbyś ochotę na Kings Peak?  – popatrzyłem na nią i chyba zauważyła, że nie jestem szczególnie zorientowany, bo zaczęła mi tłumaczyć nieco dokładniej. – To najwyższy szczyt Unita Mountains, czyli pasma Gór Skalistych znajdującego się na terenie Utah. Jest w naszym hrabstwie, a szlak od zatoczki Yellowstone, czyli  południowy, który uchodzi za stosunkowo najłatwiejszy, nie powinien sprawić ci problemu. Co myślisz?

Co myślę? Dla niej byłbym w stanie wczołgać się, lub nawet wpełznąć  na pieprzony Mount Everest. I to zimą.

- Jak dla mnie może być. Na początek – tym razem to ja się uśmiechnąłem, a ona się rozpromieniła.

- Spoko stary, fajnie że podobają ci się górskie klimaty. Wiem, że obiecałam ci wycieczkę, ale nie sądziłam, że poważnie będzie ci się chciało poświęcać na to czas i energię. Jest tylko mały problem. Póki co nie będę miała jak  jechać na noc, choćby jedną. Moglibyśmy w między czasie wymyśleć coś krótszego, może nawet twoja dziewczyna będzie chciała z nami iść. Tu w okolicy też są ładne tereny na jednodniowe wycieczki –  wzmianka o  „mojej dziewczynie” wprawiała mnie w odrętwienie i wzbudziła mdłości. Cholera jasna, po co zabierałem ze sobą Emmę?! Trzeba było z nią zerwać przed wyjazdem, co za mnie za idiota! - Natomiast na Kings Peak potrzebowalibyśmy dwóch dni, więc musiałabym się uporać do tego czasu ze wszystkimi obowiązkami, a przede wszystkim poczekać aż ciocia z wujkiem wrócą z urlopu, żeby móc  zostawić z nimi moją babcie. Wiesz, jest bardzo chora i ktoś musi przy niej być.

- Bardzo mi przykro … - powiedziałem szczerze.

- Tak, mi też, a ma tylko mnie więc… - zanim Mel dokończyła, przez drzwi na ganek od tylnego wejścia przy którym siedzieliśmy wparowała Emma.

- Jaja sobie ze mnie robisz, River?! Znowu mnie zostawiasz? Przez te kilka tygodni odkąd jesteśmy razem widziałam cię może parę  razy! Myślałam, że tutaj będzie lepiej, ale ty znowu unikasz mnie jak ognia! - wrzeszczała rozwścieczona, a ja dosłownie się załamałem. Dlaczego, do cholery, kiedy w końcu spotkałem dziewczynę która mnie zafascynowała, wciąż i wciąż wychodziłem przed nią na idiotę?

- Emma, przyleciałaś tu z Betty a nie ze mną, daj mi spokój… - westchnąłem  z rezygnacją.

- Och, ale dla swojej urodziwej wybawicielki oczywiście masz czas! - krzyknęła z ironią, pokazując na Mel, która zrobiła zniesmaczoną minę. Urodziwej wybawicielki? Czy jej odbiło?

- Okeeej… Chyba musicie pogadać na osobności. Ja sobie już pójdę. - Mel wstała z ławki i zaczęła się taktycznie oddalać, ale Emma zatarasowała jej drogę, stając przed drzwiami. Melanie spojrzała jej w oczy, podchodząc bardzo blisko.

- Możesz się przesunąć, kotku?- powiedziała uwodzicielskim tonem, a Emmie opadła szczęka. Zamrugała i popatrzyła na dziewczynę z zainteresowaniem.

- Masz papierosa? – nagle jej ton zupełnie się zmienił, odrzuciła włosy do tyłu i zamrugała kokieteryjnie, a ja nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Co tu się odpieprzało, do cholery? Mel dała Emmie papierosa i odpaliła go swoją zapalniczką - Jesteś lesbą? – palnęła Em, ja zamarłem, a Mel parsknęła śmiechem.

- Skąd taki pomysł?

- Nie wiem, widziałam jak tańczyłaś z tamtą laską. Śliczna jesteś… - Emma uśmiechnęła się zalotnie, a ja dosłownie zaniemówiłem - Może masz ochotę na trójkąt, hmm? Nigdy nie byłam z kobietą, ale masz coś w sobie i podniecają mnie twoje usta. Chętnie poczułabym bym je na swoich… – wymruczała, a brwi Mel wystrzeliły w górę. Chyba była w szoku. – Nim się nie przejmuj, na pewno się nam przyda. Ma dużego kutasa i potrafi się pieprzyć…

- Emma ciebie już do reszty pojebało?! Daj jej spokój i przepuść ją przez te cholerne drzwi! – wrzasnąłem.

- Nie zgrywaj sztywniaka River, wszyscy wiedzą jaki jesteś! - Emma pokazała na mnie palcem.

- Tak? Niby jaki, oświeć mnie!

- Bez uczuć! Nie masz uczuć! Jesteś zimnym dupkiem, który nigdy nie był w związku, pieprzysz laski, a później wyrzucasz je z łóżka jakby były zepsutą zabawką! Ze mną zrobiłbyś dokładnie to samo gdyby nie to, że nasi ojcowie się przyjaźnią i było ci wstyd, że się upiłeś i mnie przeleciałeś! Myślisz, że nie widzę jak mnie  traktujesz?! – wrzeszczała.

- Wiesz co? Masz racje Emma, to wszystko prawda i bardzo tego żałuję. Chociaż myślę, że tak naprawdę od samego początku wiedziałaś jak to wygląda i chciałaś mnie ukarać, za to co zrobiłem, bo nigdy mnie nie lubiłaś. Spójrzmy prawdzie w oczy, nie znosiłaś mnie i nawet ci się nie dziwię. Ludzie mnie nie lubią, spoko przywykłem. Ja też za tobą nie przepadam, to pewnie też wiesz. Jednak mimo wszystko przykro mi, że nie byłem z tobą szczery. Sprawy wymknęły mi się spod kontroli, a naprawdę tego nie lubię. Za dużo wypiłem, wykorzystałem cię, a później nie wiedziałem jak się zachować, więc pozwoliłem ci wierzyć, że coś jest między nami, chociaż nie oszukujemy się nie zależało ci na mnie nawet przez sekundę. Prędzej na samym fakcie pokazania się ze mną, czy na zgrywaniu jakiś niedorzecznych pozorów, na które szkoda naszego czasu i życia. A ja nie chciałem wyjść na dupka przed rodziną.  Znamy się od dziecka, ponad to naprawdę lubię i szanuję twojego tatę, więc zachowałem się jak tchórz ciągnąc tą farsę przez kilka tygodni. Dlatego unikałem cię i nie chciałem cię widywać, ale nigdy nie byłem dla ciebie podły. I wiesz kto kogo traktuje jak gówno? Ty mnie, a nie ja ciebie! Mimo, że mam cię w dupie to i tak traktuję cię lepiej niż ty wszystkich ludzi których znasz!

- Słuchajcie… – przerwała nam Mel wyraźnie zakłopotana – …powinniście to wyjaśnić między sobą, ja spadam…

- Moja propozycja jest nadal aktualna, tylko że bez niego – Emma wciąż blokowała jej drogę.

- Dobra wyjaśnijmy coś sobie. Nie jestem lesbijką i nie jestem zainteresowana, okej? - Melanie wyraźnie zaczynała tracić cierpliwość. Ja jednak skupiłem się głównie na tym, że obiekt moich westchnień woli facetów. Chociaż w moim obecnym położeniu to i tak pozostawałem bez szans.

- Aha! Więc może jednak faktycznie się pieprzyliście!?

- Emma, posłuchaj się! Słyszysz jak bardzo niedorzeczne jest to co mówisz?! Przepuść ją i dokończmy dyskusję w cztery oczy, chociaż w sumie nie wiem co miałbym dodać, oprócz tego, że najlepiej będzie jeśli jak najszybciej stąd wyjedziesz i dasz święty spokój mi i Betty. Jesteś zdrowo walnięta, nie chcę żebyś miała zły wpływ na moją siostrę.

- Co Ty powiedziałeś?! – zaskrzeczała rozwścieczona.

- Właśnie miałem z tobą o tym porozmawiać, odwal się od mojej siostry! A jeśli jeszcze raz powiesz jej, że ma za małe piersi i powinna wstawić implanty, to osobiście wsadzę cię w najbliższy samolot. A w Nowym Jorku powiem wszystkim, a przede wszystkim twojemu ojcu, jak wpędzasz i tak nieśmiałą nastolatkę w jakieś gigantyczne, absurdalne kompleksy, rozumiesz ?

- Ale ona ma małe cycki, o co ci chodzi!?

- Ona nie ma jeszcze czternastu lat, wariatko! Co jest z tobą nie tak, naprawdę jesteś aż tak głupia?! Przecież to jeszcze dziecko, mówienie czegoś podobnego jest po prostu chore! I nawet najmniejsze piersi są lepsze, niż to plastikowe coś – pokazałem palcem na jej klatkę piersiową. Normalnie nie wytykałbym kobiecie sylikonowych implantów,  wiedziałem, że są różne sytuacje, w których kobieta musiała, lub chciała przejść taki zabieg i to było w porządku, ponad to podobało się wielu facetom, chociaż sam wolałem naturalny, choćby mały biust. Ale Emma totalnie przegięła i zasłużyła na moje słowa. Zrobiła oburzoną minę i podeszła do mnie szybkim krokiem. Zamachnęła się i dała mi z impetem w twarz.

- Jutro z samego rana wylatuję. Żałuję każdej chwili którą na ciebie zmarnowałam.

- Na szczęście było ich bardzo niewiele – odpowiedziałem masując szczypiący policzek. Emma prychnęła i wymaszerowała przez drzwi, a ja zwiesiłem głowę zażenowany. Moje szanse u Mel były zerowe, ale teraz oscylowały mniej więcej na poziomie minus sto. Może to i lepiej,  w końcu i tak lada dzień musiałem stąd wyjechać. W Nowym Jurku byłem panem swojego losu, tutaj czułem się jak jakiś przegrany palant, jakbym nie był sobą.

Po chwili usłyszałem ciche chrząknięcie.

- Słuchaj , no cóż… Chyba powinieneś ochłonąć. Ja… Pójdę sobie, żeby dać ci chwilę, poza tym i tak zaraz zbieram się do domu… Na pewno będziemy mieli okazję jeszcze pogadać, zresztą w razie czego wiesz gdzie mnie szukać  – powiedziała, zerkając z nadzieją w stronę wyjścia.

- Jasne, przepraszam cię za to…

- Nie ma o czym mówić, no to na razie – odparła z wymuszonym uśmiechem i wyszła zostawiając mnie samego.

Usiadłem zastanawiając się co robić i doszedłem do wniosku, że pójdę na farmę. Nie chciałem  widzieć mojego brata, mogłem też natknąć się na Emmę, a nie wiadomo do czego ta wariatka była zdolna. Natomiast Mel na pewno nie miała ochoty ze mną rozmawiać, ani przebywać w moim towarzystwie. Szkoda tylko, że nie przyjechałem swoim autem. Trudno.

Posiedziałem kilka minut i wstałem z zamieram wymknięcia się z tej imprezy najlepiej bocznym wyjściem, kiedy przez drzwi na ganek wtoczyła się jakaś pijana dziewczyna. Miała potargane włosy i lekko się zataczała. Spojrzała na mnie wymownie i uśmiechnęła się szeroko. Zmarszczyłem brwi, lekko zaniepokojony jej reakcją na mój widok.

- O proszę, proszę, to chyba przeznaczenie – powiedziała, skupiając na mnie wzrok i sugestywnie poruszyła brwiami. Po chwili czknęła głośno - Cześć kochanie, masz ochotę się zabawić? Na górze jest kilka wolnych pokoi, co ty na to? - podeszła do mnie chwiejnym krokiem i uwiesiła się na moim ramieniu – Jejku, ale miałam szczęście, cudny jesteś... Jak ci na imię?  – wyszeptała buchając mi w twarz alkoholowym wyziewem. Zanim się obejrzałem i zdążyłem odpowiedzieć przywarła do moich ust z zaskakującą siłą, o jaką nie podejrzewałbym dość wątłej, pijanej dziewczyny i próbowała wepchnąć mi swój język do buzi. Odepchnąłem ją od siebie, starając się być delikatny. To wszystko to był jakiś koszmar, serio.

- Przepraszam, ale nie mam ochoty – złapałem ją za ramię i posadziłem na ławce, po czym wypadłem z ganku jak poparzony, marząc by być jak najdalej stąd.

 Obszedłem dom na około, minąłem taras i wyszedłem na ulicę na której było sporo samochodów należących do członków imprezy. Wiedziałem w którą stronę powinienem iść, tym razem powinno obejść się bez przygód. Zerknąłem na telefon, miałem naładowana baterię i zasięg, zamierzałem włączyć sobie nawigację…

- Ej, gdzie ty idziesz? - wszędzie rozpoznałbym ten głos. Natychmiast przeszły mnie ciarki. Odwróciłem się i zobaczyłem jak siedzi na motorze pod drzewem, niemal na końcu ulicy. W ustach trzymała niezapalonego papierosa, bawiła się zapalniczką i patrzyła na mnie z konsternacją pomieszaną z rozbawieniem. Wyglądała jak mokry sen każdego faceta, więc znów poczułem się onieśmielony i odwróciłem od niej wzrok, choć instynktownie podszedłem trochę bliżej.

- Idę do domu, a właściwie na farmę – wzruszyłem ramionami.

- Tak sam? O tej porze? - poczułem się jak jakaś dama w opałach, ja pierdolę! Byłem też cholernie wściekły. I żałosny. A ona najwyraźniej miała mnie za pieprzoną cipkę… Nie żebym po tym wszystkim miał jej to za złe, ale i tak byłem wściekły.

- Czy ja ci, kurwa, wyglądam na bezbronną dziewicę? – zawarczałem –  Boisz się, że ktoś mnie zgwałci po drodze? Jestem silnym i zajebiście męskim facetem! I jeśli masz jakieś wątpliwości, mogę ci pokazać nawet w tej chwili, jak bardzo potrafię być męski, kiedy będę cię pieprzył swoim wielkim fiutem, słuchając jak jęczysz i błagasz mnie o więcej! - Darłem się i gestykulowałem. Przy słowach o wielkim fiucie zrobiłem ruch  niczym wędkarz pokazujący jak wielką złowił rybę, rozstawiając dłonie na szerokość ponad metra. Zapewne wyglądałem i brzmiałem jak idiota, ale totalnie mi odbiło i było mi już wszystko jedno. I tak nie miałem u niej najmniejszych szans. I byłem niesamowicie wkurwiony. Szalałem za tą dziewczyną, a przez cały czas wychodziłem przed nią na kretyna albo nieudacznika.

Ona natomiast patrzyła na mnie niewzruszona moim żenującym monologiem. Wyjęła z ust papierosa i poruszyła szczęką, przeżuwając gumę.

- Rany, stary wyluzuj, co wy wszyscy dzisiaj tacy nerwowi… Chodziło mi o to, że jest ciemno i ciężko znaleźć wtedy drogę, a nie, że ktoś cię zgwałci. W sumie w ogóle nie przyszło mi to do głowy, w końcu masz jakieś dwa metry, człowieku. Chyba ci to nie grozi…  - odparła spokojnie, odpalając papierosa. Cudownie, znowu zrobiłem z siebie głupka gadając jakieś niedorzeczne bzdury.  Winny był oczywiście Ray i jego kretyńskie żarty o gwałcącym grizzly.

- Nie zgubię się, nie jestem niedorozwinięty! - Odpowiedziałem defensywnie. Nie miałem pojęcia, dlaczego na nią krzyczałem, ale nie mogłem przestać. Na myśl o tym, że przed chwilą wrzeszczałem, że mogę pieprzyć ją swoim wielkim fiutem prawie dostałem zawału. Byłem skończony, to pewne.

- Nie twierdzę, że jesteś niedorozwinięty…

- Jestem poważnym człowiekiem i zawsze staram się być we wszystkim najlepszy! Skończyłem zajebiście trudne studia i jestem dyrektorem w ogromnej firmie,  mieszkam w pieprzonej stolicy świata w której żyją miliony ludzi i nigdy się nie zgubiłem, nie jestem jakimś głupkiem! To cholerne zadupie jest dla mnie niczym, rozumiesz? Podobnie jak ta cała banda idiotów, z moim bratem na czele, zajmująca się w życiu  nie czymś ambitnym, tylko hodowaniem bydła w tej norze, albo czymś równie żałosnym! - W chwili wypowiedzenia ostatniego słowa naprawdę się nienawidziłem. Ona chciała mi tylko pomóc, a ja jak zwykle wszystko zepsułem… Tym bardziej, że prawdę mówiąc wcale tak nie uważałem.

- No cóż głupkiem  nie jesteś, ale za to dupkiem na pewno… Nie mniej jednak, możesz wrócić ze mną do domu. Wiem, że książę z Nowego Jorku nie zniża się bez wyraźnych powodów  do takiego plebsu jak ja, ale przynajmniej będziesz miał podwózkę. Nawet jeśli podwiezie cię tylko niewykształcona dzikuska, żałosna prostaczka, czy wieśniaczka z zadupia, pracująca na farmie – odpowiedziała spokojnie, wzruszając lekko ramionami, a ja poczułem się jak gówno. Wolałbym żeby na mnie nakrzyczała, tak jak ja na nią, ale widać była ponadto.

- Słuchaj przepraszam, nie miałem tego na myśli…  - mój ton był błagalny, miałem ochotę paść przed nią na kolana i prosić żeby mi wybaczyła.

- Dobra ja jadę, poważnie. Muszę za chwilę być w domu, więc wsiadaj na motor i zabierz się ze mną. Po sprawie - nie wydawała się obrażona. Mówiła bez cienia zdenerwowania i była na totalnym luzie. Podszedłem zrezygnowany i usiadłem za nią. Jej zapach wypełnił mój nos więc mocno się nim zaciągnąłem. Odpaliła motocykl i chcąc nie chcąc docisnęła pośladki do moich bioder.

Boże, błagam tylko nie to!

- Wiem, wiem, nie masz na to żadnego wpływu – powiedziała powtarzając po mnie słowa, które wypowiedziałem ostatnim razem, kiedy mój wkurzający wzwód, podobnie jak teraz wbijał się w jej pupę, a zamknąłem oczy z zażenowaniem. Już miałem zacząć się usprawiedliwiać, zapewne pogrążając się jeszcze bardziej, ale ruszyła dynamicznie, tak abym nie miał na to szansy. Powiedzieć, że byłem załamany to mało. Mimo to rozkoszowałem się jej ciałem, tak blisko mojego, jej ciepłem i zapachem. Pomyślałem, że to pewnie ostatni raz kiedy mam okazję ją dotykać, więc powinienem napawać się tą chwilą, skupić na tym uczuciu i je zapamiętać.

Droga minęła zdecydowanie zbyt szybko. Mel stanęła pod moim domem i zgasiła silnik.

- Słuchaj wiem, co sobie o mnie myślisz… – powiedziałem schodząc z motoru –… i w ogóle ci się nie dziwię, ale naprawdę bardzo cię lubię i doceniam wszystko co dla mnie zrobiłaś. I jeszcze raz przepraszam, za to co mówiłem, to nie było o tobie… Ogólnie nie powinienem mówić w ten sposób… - stanąłem blisko niej i spojrzałem w jej oczy z żalem.

- Spoko. Tak w ogóle to masz szminkę na ustach – Odparła przerywając nasz kontakt wzrokowy i  poprawiła swoją pozycję na motocyklu…

Zaraz, zaraz, że co?

- Słucham? - zapytałem zdezorientowany.

- Szminkę. Na ustach - pokazała palcem moje wargi.  Przetarłem je swoją dłonią i faktycznie została na niej ciemno-różowa maź z brokatem. I tak sięgnąłem dna, więc pozostało mi tylko wybuchnąć śmiechem. Mel patrzyła na mnie lekko zdziwiona, ale na jej pełnych ustach majaczył cień uśmiechu. Opanowałem się i pokręciłem głową z niedowierzaniem…

- Więc wrzeszczałem na ciebie mówiąc jak bardzo jestem męski i jaki to poważny ze mnie facet, mając na ustach różową szminkę z brokatem … - odparłem zrezygnowany.

- Byłeś bardzo przekonujący. – pokazała na mnie palcem i  mrugnęła. Żartowała ze mną. Mimo tego wszystkiego co dzisiaj powiedziałem. Cholera, uwielbiałem tę dziewczynę.

- Jakaś pijana kobieta rzuciła się na mnie, kiedy zostawiłaś mnie samego na opustoszałym ganku. Próbowała mi wcisnąć język w usta. Byłem przerażony…. Chciała zaciągnąć mnie na górę do jednego z pokoi, uciekłem w ostatniej chwili. Nie powinnaś porzucać mnie zupełnie samego i bezbronnego, ciemną nocą - teraz to ja wskazałem na nią palcem, a ona się zaśmiała.

- No tak, nie zaopiekowałam się tobą należycie, miałeś pełne prawo zrobić mi awanturę…- popatrzyliśmy na siebie i znowu się zaśmialiśmy – Okej. Ja spadam, ale jesteśmy w kontakcie. Dobrej nocy, River! - powiedziała i odpaliła motor. Patrzyłem jak odjeżdża, a im dalej była ja czułem się bardziej pusty i samotny.

- Szaleje za tobą, Melanie – wyszeptałem w ciemną noc, patrząc na znikające w jej ogrodzie światła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro