Rozdział 24
River
2 miesiące później
Siedziałem w pracy patrząc na swój telefon. Mel odzywała się nie tak często jakbym sobie tego życzył. Pisała krótkie wiadomości upewniając mnie, że wszystko u niej dobrze, że jest bezpieczna i to powinno mi wystarczyć. Jednak minęło już sporo czasu i chciałem z nią porozmawiać, chciałem czegoś więcej. Zastanawiałem się, czy ona na pewno do mnie wróci. Może potraktuje to co było między nami jak wakacyjny romans? Kochała mnie, to pewne, wiem że jest uczciwą, czułą i dobrą osobą. Ale być może chciałem zbyt wiele, zbyt szybko, może upłynęło za mało czasu, abym miał prawo żądać od niej jakichkolwiek deklaracji. Była bardzo młoda, przecież niedawno skończyła dwadzieścia jeden lat. Może przeraziło ją to, czego oczekiwałem?
Westchnąłem zaniepokojony i schowałem twarz w dłoniach.
Co za ironia losu.
- Ekhm… Panie Anderson przyniosłam panu kawę. – Kate stała przy moim biurku z parującym kubkiem w dłoniach. – Przepraszam, że tak weszłam. Pukałam, ale chyba pan nie usłyszał…
- Troszkę się zamyśliłem. Nic się nie stało, dziękuję ci za kawę, nie trzeba było. – odparłem uśmiechając się do niej.
Zamrugała zaskoczona, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- Oj to nic takiego… Tak pan tu siedzi, pracuje całe dnie, martwię się o pana.
Ona się o mnie martwi? Od kiedy?
- Nie ma potrzeby. Zresztą dzisiaj wyjdę wcześniej. Dziękuję, Kate. – Powiedziałem kończąc naszą dyskusję i dając jej do zrozumienia, aby już sobie poszła.
- Panie Anderson? – zapytała nieśmiało. Starałem się nie tracić cierpliwości. W między czasie robiłem ważny projekt i nie lubiłem, kiedy ktoś mi przeszkadza.
- Tak?
- Długo pana nie było… Mam na myśli, że miał pan jechać na kilka dni, czy tygodni, a nie było pana kilka miesięcy. Już się zastanawialiśmy, czy w ogóle pan wróci.
- No tak, ale jak widzisz już jestem. I to od jakiegoś czasu. To wszystko?
- Ale wrócił pan taki inny, milszy i w ogóle. Tak się zastanawiam… Wiem, że to nie moja sprawa, ale czy u pana wszystko dobrze? Jest pan taki zamyślony, spokojny, nie rozstawia pan wszystkich po kątach jak wcześniej… Czy coś się stało?
Poważnie rozstawiałem ich po kątach? Chyba trochę przesadzała.
- Nic się nie stało. A przynajmniej nic złego. Poznałem kogoś. Miłość zmienia ludzi. – powiedziałem wzruszając ramionami. Nie wiem czemu palnąłem coś takiego. Chyba chciałem z kimś porozmawiać o Mel. Ale Kate to nie był dobry wybór do zwierzeń. Wieczorem spotkam się z moim najlepszym kumplem Jamesem na piwo, to trochę się nad sobą po użalam.
Na twarzy Kate pojawiło się coś na kształt zainteresowania pomieszanego z rozczarowaniem.
- Ach więc jednak… To musi być wyjątkowa osoba. Kim on jest, znam go?
- Kto? – o czym ona mówi?
- No on. – powiedziała sugestywnie.
- Jaki on?
- No ten mężczyzna, który tak pana odmienił.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom.
- Mówiłem o kobiecie. O dziewczynie. Nie jestem gejem. Skąd ci to przyszło do głowy?
Kate zrobiła zawstydzoną minę.
- Och przepraszam, myślałam… No wie pan, nikt nigdy nie widział pana z kobietą, a tu tyle chętnych było w firmie, a pan nigdy nie był zainteresowany. Nawet Amber Pool, wie pan która…
- Kate błagam cię, pogrążasz się. Nie romansuje z kobietami z firmy, mam swoje zasady. Każdy powinien mieć takie zasady. Nie szuka się przygodnych romansów w miejscu pracy. To chyba oczywiste.
- Ale przyjaźni się pan z Nathanem Greenem…
- Tak, mój przyjaciel jest gejem. Ale ja nie. Możemy zakończyć ten temat? W ogóle jakim cudem prowadzimy tak niedorzeczną dyskusję, w czasie kiedy ważny projekt czeka na moim biurku…
- Jasne, przepraszam… Ale no to co z tą dziewczyną. Znam ją?
- Nie, ona nigdy nie była w Nowym Jorku. Znalazłem ją w miejscu w którym nigdy bym się nie spodziewał. Właściwie ona znalazła mnie. – uśmiechnąłem się przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie - Wychowywała się i mieszkała tysiące mil stąd. A teraz przebywa na innym kontynencie… - powiedziałem nostalgicznie, a Kate złapała się za serce w dramatycznym geście.
- Och mój Boże, to takie romantyczne…
- Dobrze już dosyć tego. Wracamy do pracy.
- Tak jest… Ale… Spotka pan ją jeszcze kiedyś? - spytała patrząc na mnie maślanym wzrokiem.
- Jeśli ona do mnie nie wróci to ja ją znajdę. Choćbym miał jechać na koniec świata. – o matko, po co opowiadam takie rzeczy? Kate i tak już nakręcona, teraz wydawała się wręcz ekstremalnie wzruszona. Znów spojrzała na mnie i pokiwała głową.
- Na pewno do pana wróci, nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek kobieta miała nie wrócić do kogoś takiego jak pan… - powiedziała nieśmiało i szybko udała się w stronę wyjścia.
Rany to było dziwne.
Przez całe życie nie rozmawiałem z Kate w ten sposób. Głownie dlatego, że szczerze mnie nie znosiła, a ja miałem to gdzieś. Po nieco bliższym poznaniu wydawała się być całkiem miła. Chociaż też irytująca i wścibska ale cóż, nikt nie jest idealny.
Jak zamierzałem, wyszedłem z pracy nieco wcześniej
Wróciłem do pustego mieszkania i położyłem się na kanapie.
Tak jak prosiła mnie Mel pogodziłem się z matką, chociaż wciąż nie mogłem wybaczyć tego jak potraktowała moją dziewczynę. I jak zachowała się lata temu.
Rozmawiałem z nią o tym, byłem wściekły, nawrzeszczałem na nią za to co nawygadywała Melanie podczas tej nieszczęsnej rozmowy telefonicznej. Twierdziła, że bardzo tego żałuje i obiecała przeprosić Mel, kiedy tylko będzie miała taką okazję. Udawała skruszoną, ale kiedy wyegzekwowałem od niej, żeby mi powtórzyła to co mówiła nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Była naprawdę podła, nie wiem jakim cudem Mel próbowała jej bronić po tym wszystkim.
Wszystko co się wydarzyło w ostatnich tygodniach pobytu na farmie uświadomiło mi, ile przeszła dziewczyna którą pokochałem. Zobaczyłem jaka jest zagubiona i jak bardzo cierpi, jak bardzo wciąż nie może pogodzić się z przeszłością. To bolało. Pamiętam, kiedy spotykałem ją wcześniej i widziałem jaka jest czasami smutna, wycofana. I te cholerne rany na jej dłoniach. Wyglądały dokładnie tak jak powstawały. Jakby uderzała pięścią przez długi czas, z całej siły w coś twardego. Albo jakby raniła je czymś ostrym. Widziałem to. Tylko nie mogłem pojąć: niby dlaczego miałaby robić sobie coś takiego? Przecież to bez sensu, musi być jakieś inne wytłumaczenie. Prawda okazała się być jednak bardzo bolesna.
Minęło wiele lat odkąd ją krzywdzono. Ale w jej głowie to trwało wciąż i wciąż. Mel nie urodziła się taka chłopięca, zadziorna i obojętna. To wszystko, to jak się ubierała, jak mówiła, jak chodziła, jak się zachowywała w każdej sytuacji, było reakcją obronną. Nie chciała być dłużej dziewczynką krzywdzoną przez mężczyzn, więc automatycznie sama przyjęła męską postawę, aby mężczyźni nie widzieli w niej ofiary, tylko kogoś równego sobie.
Mel byłaby seksowna w każdym wydaniu. Jako delikatna i słodka dziewczyna, czy jako bezczelna, szorstka chłopczyca z papierosem w ustach, za dużej skórzanej kurtce i na motocyklu. Pokochałbym ją bez względu na te wszystkie szczegóły. Ale było mi tak bardzo przykro, kiedy uświadamiałem sobie ile wycierpiała. I byłem tak bardzo wściekły.
Wiedziałem, że Mel podjęła dobrą decyzję. Była bardziej dojrzała niż ja i postanowiła postąpić słusznie. Musiała zając się sobą, skupić się na tym, aby pogodzić się z przeszłością i móc żyć normalnie. Potrzebowała pomocy specjalistów i miałem wielką nadzieję, że ludzie, których tam spotka pomogą jej odnaleźć spokój. A później ja będę mógł jej pomagać. Każdego dnia.
W miejscu do którego poleciała było przepięknie. Ten klimat i piękno otaczającego ją świata, na które jest przecież taka wrażliwa z pewnością też będą miały pozytywny wpływ na terapię. Modliłem się aby wszystko poszło dobrze. I żeby już niedługo do mnie wróciła.
Następnego ranka nieco zaspałem, ponieważ zasiedziałem się z Jamesem. Przygotowałem się do pracy tak jak zwykle po czym wsiadłem do auta, aby ruszyć do firmy. Mniej więcej w połowie drogi silnik mojego samochodu zaczął źle pracować, więc włączyłem światła awaryjne i stanąłem na poboczu. Z tego co się orientowałem wyglądało to na uszkodzony zapłon, co oznaczało, że dalej nie pojadę. Musiałem zadzwonić do mechanika który zorganizował mi również lawetę.
Po jakiejś godzinie dojechałem taksówką pod firmę. Byłem mocno wkurzony i mocno spóźniony. Miałem dzisiaj ważne spotkanie i z pewnością nie będę miał się jak na nie przygotować. Niemal wbiegłem do gabinetu i złapałem za dokumenty oraz kubek z kawą, ale kiedy byłem już przy wyjściu wpadliśmy na siebie z Kate, która właśnie wchodziła. Cała zawartość kubka wylała się na moją koszulę.
- Cholera!
- Panie Anderson, przepraszam!
- Dobrze Kate, spokojnie. Mam tu coś na zmianę?
- Obawiam się, że nie…
- Jasne, że nie… Już nie zdążę się przebrać. Zapnę marynarkę, musi wystarczyć.
Zaczesałem dłonią włosy i ruszyłem na spotkanie.
Może oszczędzę wam nieciekawych szczegółów, ale w skrócie: poszło fatalnie. Facet reprezentujący firmę, która miała być naszym klientem okazał się strasznym dupkiem. Mimo, że dostosowaliśmy wszystko do ich wskazówek i potrzeb wciąż byli niezadowoleni, a na końcu się pokłóciliśmy.
Wyszedłem stamtąd przekonany, że ten dzień pewnie nie może być gorszy.
- River, nie przejmuj się. Nikt by się nie dogadał z tym kretynem. Kogo oni w ogóle zatrudniają? Zadzwonię do właściciela i z nim porozmawiam. Wyluzuj się i nie przejmuj. To nie była twoja wina, okej? – Nathan, jeden z moich przyjaciół szedł razem ze mną, Kate, Amandą z księgowości i Chrisem, który był naszym programistom.
- Jestem po prostu strasznie wkurzony. Poświęciłem temu tyle czasu, a wychodzi na to, że nic z tego nie będzie.
- Wiem, że jesteś przyzwyczajony, że zawsze wygrywasz, stary. Ale taka jest rzeczywistość. Czasami po prostu nie wychodzi.
Pokiwałem głową i wszyscy razem weszliśmy do mojego gabinetu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro