Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Czy nam się to podobało czy nie dzień powrotu Rivera do Nowego Jorku zbliżał się nieubłaganie. On wszystko dokładnie sobie przeanalizował, był bardzo pewny swego planu. Ja jednak niczego nie byłam pewna. Im dłużej się nad wszystkim zastanawiałam tym bardziej uświadamiałam sobie jaki w moim życiu panuje bałagan. Cholerny bajzel. W moim życiu, w moim sercu, a przede wszystkim w mojej głowie. Musiałam to wszystko posprzątać, zrobić porządek, poukładać. Jeśli chciałam żeby było nam dobrze, żeby jemu było dobrze, musiałam zadbać o jego komfort, o to aby był bezpieczny i szczęśliwy. To było dla mnie najważniejsze. A przecież nie da się stworzyć czegoś trwałego w nieładzie, nie da się dryfować spokojnie podczas sztormu, nie możliwe jest aby czuć komfort, mieć poczucie bezpieczeństwa, kiedy na około panuje chaos. Jeśli chcesz żeby ktoś cię kochał, musisz mu na to pozwolić. Aby mu na to pozwolić, musisz czuć się godna tej miłości. Musisz pokochać samą siebie, aby móc w pełni czuć miłość drugiej osoby. I aby szczerze móc obiecać jej że i ty odwzajemnisz się tym samym. 

River powiedział mi, że muszę pokochać samą siebie, aby przestać się krzywdzić. Oczywiście miał rację. Zastanawiałam się tylko jak miałabym to zrobić…

Już od dawna powinnam się zająć bałaganem w mojej głowie. Jednak jak widać potrzebowałam do tego odpowiedniej motywacji. Wystarczającą motywacją powinnaś być ty sama. Ja niestety potrzebowałam mocniejszego bodźca. 

Mój bodziec właśnie nawijał jak najęty. Jak wspomniałam wszystko sobie dokładnie przemyślał. Pojedzie do Nowego Jorku, załatwi wszystkie sprawy w firmie i przyjedzie do mnie do Salt Lake City. Bedzie załatwiał większość spraw zdalnie, a na ważne spotkania biznesowe będzie przylatywał do firmy samolotem, po czym wracał do mnie. Przynajmniej do momentu, gdy nie skończę studiów. Kiedy dostanę dyplom wspólnie zastanowimy się gdzie będziemy chcieli mieszkać i jak będziemy chcieli, aby wyglądało nasze życie. Brzmiało obiecująco. Zapytałam go „Jesteś pewien”? To w końcu on miał dostosować się do mnie.

Powiedział, że jedyne czego jest pewien to ja i tego że chce być że mną.

 Ja.

Czy chciałam, żeby człowiek, którego tak bardzo kochałam rzucał wszystko dla dziewczyny niestabilnej emocjonalnie? Czy chciałam, aby dla mnie poświęcił wszystko co zna i wszystko co do tej pory uznawał za tak ważne?  Chyba nie powinnam tego chcieć, prawda? Czy jestem pewna, że jestem warta tego co chce dla mnie zrobić? Czy zrobiłam wszystko, albo chociaż cokolwiek, by mieć taka pewność. Nie.

Powiedziałam mu: „Jasne, brzmi dobrze , przemyślimy jeszcze wszystko na spokojnie i na pewno jakoś się ułoży.”

Zdecydowanie musiałam sobie wszystko przemyśleć

Kocham go. Może ja również powinnam się dostosować, coś poświęcić, coś zmienić? Może powinnam zacząć od samej siebie?

Ostatnio często rozmawiałam z moją ciocią z Włoch. Wcześniej też miałyśmy kontakt,  ale odkąd odeszła babcia dzwoniłyśmy do siebie znacznie częściej. Często zapraszała nas do swojego domu we Włoszech, ale jakoś nigdy się nie udało się polecieć w odwiedziny. Ciocia Margaret była psychologiem i to naprawdę świetnym psychologiem, więc po jakimś czasie udało mi się otworzyć przed nią i opowiedzieć co nieco o swoich problemach. Ciocia twierdziła, że potrzebna mi jest terapia, namawiała mnie na wizytę we Włoszech i odbycie jej w jednej z najlepszych klinik psychologicznych w Europie, w której miała wielu przyjaciół. Powtarzała, że muszę to zrobić, a na dodatek, mimo iż zazwyczaj czeka się na przyjęcie tam przez długi czas, ona jest w stanie załatwić mi miejsce choćby z dnia na dzień, ponieważ właściciel tej właśnie kliniki był jej wieloletnim przyjacielem. Mówiłam, że moją najlepszą terapią jest River i to właśnie on zdziałał więcej niż wszyscy psychologowie, z którymi miałam wcześniej kontakt, ale ciocia była zdania iż problem tkwi głębiej i powinnam mocniej się na nim skupić. Że powinnam zrobić to zarówno dla siebie, jak i dla niego. Pobyt w klinice miałby trwać kilka tygodni, podczas których miałabym częste spotkania z najlepszymi psychologami i psychiatrami, ale też z innymi ofiarami przemocy domowej i seksualnej, którzy walczą ze swoimi demonami. Oprócz tego miałabym przebywać w pięknym miejscu, mieć czas na odpoczynek, relaks i całkowite skupienie się na sobie. Brzmiało nieźle. Musiałam tylko odciąć się od wszystkiego na kilka tygodni, wyjechać i dać sobie szansę.

Chyba naprawdę powinnam to zrobić. I dla siebie i dla Rivera i dla naszej wspólnej przyszłości.

Tego dnia River załatwiał sprawy służbowe. Przez większość czasu przygotowywał się do spotkania i brał udział w wideokonferencji w sprawie jakiegoś ważnego kontraktu. Ja pracowałam do południa, a później zamierzałam naprawić swoi motocykl. Jeśli dolegało mu to co podejrzewałam, to powinnam bez problemu dać sobie radę sama.

Miałam małą słabość do mojego Harleya Iron 883. Był czarny, emanował klasycznym pięknem, mocą i siłą. To była prawdziwa bestia na dwóch kółkach. Wzięłam skrzynkę z narzędziami i zamierzałam dać z siebie wszystko. Spojrzałam na swoje ręce. Rany na kłykciach ładnie się zasklepiały, więc nie powinno im zaszkodzić trochę smaru.

Dotknęłam palcami czarnej skóry i się uśmiechnęłam.

- Witaj kociaku jak się czujesz ? Zaraz zobaczymy co ci się stało... -  powiedziałam otwierając skrzynkę i wyciągając odpowiednie narzędzia.

Gadałam że swoim motocyklem, wiem ale nie oceniajcie mnie, okej? To było i tak jedno z najmniejszych dziwactw, które miałam w swoim repertuarze.

Po kilku chwilach byłam już pewna, że usterka jest niegroźna i dam sobie z nią radę sama.

Wzięłam się więc do pracy i tak skupiłam się na swoim zajęciu, że zupełnie nie usłyszałam kroków dobiegających z ogrodu. Dopiero gdy usłyszałam głos, ten głos który nawiedzał mnie w najstraszniejszych koszmarach wyprostowałam się mechanicznie, a na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka.  Mocno zacisnęłam zęby, raniąc do krwi delikatna skórę po wewnętrznej stronie policzków 

- Cholera, kochanie, ależ ja za tobą tęskniłem. Pomyśleć że minęło tyle lat, a ja wciąż czuję się jakbyśmy byli tamtymi dzieciakami. - powiedział słodko - Szukałem cię, wiesz ? Ale nigdy tu nie przyjeżdżałaś... Ja pierdole, nawet ci się nie dziwię. Jebane zadupie, co nie ? Ja też tu nie przyjeżdżam… Ale jak już jestem to zawsze mam nadzieję, że może na siebie wpadniemy. Przyjechałem dwa dni temu i usłyszałem że ty też odwiedziłaś rodzinne strony, więc postanowiłem spróbować swojego szczęścia. I oto jestem! – dodał wesołym, beztroskim tonem.

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Powoli, bardzo powoli odwróciłam się w jego stronę. 

Caden był wręcz niedorzecznie przystojny.  Stał z rękami w kieszeniach, był bardzo wysoki i dobrze zbudowany, a jego ciemnobrązowe włosy były perfekcyjnie potargane. Żuł gumę, przez co jego szczęka pracowała miarowo. Skupił na mnie swoje czekoladowe oczy. Mi kojarzyły się ze wzrokiem bazyliszka. Na jego pełne, zmysłowe usta wypłynął uśmiech. Obrzydliwy, wstrętny uśmiech. 

- Mel, wyglądasz nieziemsko, mała. Kurwa, zawsze byłaś prześliczna ale teraz jesteś... Po prostu jesteś piękna, skarbie. I do tego zajebiście gorąca, aż ciężko utrzymać ręce przy sobie - powiedział mrugając do mnie, a ja spróbowałam przełknąć odruch wymiotny.

Skurwiel...

Popatrzyłam na niego z największym możliwym obrzydzeniem, jakie można zawrzeć jednym spojrzeniu, po czym uśmiechnęłam się jadowicie, ruszając powolnym krokiem w stronę mojego kija bejsbolowego. Czułam tylko pustkę, kiedy wzięłam go do ręki i obróciłam go w tak dobrze znanym mi geście. 

- Mel, wyluzuj proszę cię. Przeszedłem pogadać, nie chce się kłócić. Już złamałaś mi nos i przestawiłaś szczękę za to, że mnie wtedy poniosło. Nie dziwię ci się i nie jestem zły. Zmieniłem się. Ostatnio dużo o tobie myślę i żałuję, że tak się wtedy zachowałem, kotku. Jeśli byś chciała moglibyśmy spróbować jeszcze raz. Tym razem będzie ci się podobało, przysięgam. Już ja się o to postaram. Uwierz mi, kiedy jestem trzeźwy potrafię robić rzeczy o których ci się nie śniło. Nie pożałujesz…. - mówił poruszając sugestywnie brwiami.

Podpatrzyłam na niego w skupieniu, a po chwili parsknęłam śmiechem. Śmiałam się i śmiałam, a on patrzył na mnie lekko zaskoczony. Na jego ustach błądził uśmiech połączony z niepokojem.

- Zabawny z ciebie gość, Caden - powiedziałam z uznaniem podchodząc do niego nieco bliżej. - naprawdę bardzo zabawny...

- Melanie, ja naprawdę chce pogadać, po to tu przyszedłem. No i po to żeby cię zobaczyć. Moglibyśmy spróbować jeszcze raz, wtedy byliśmy dziećmi, dziś jesteśmy dorośli...

- Zamknij się!

Dźwięk, który wydobył się z moich ust nie przypomniał mojego głosu, tylko warczenie wściekłego psa. Słowo daję, mogłabym go zagryźć własnymi zębami, rozszarpać gołymi rękami…

- Nie mogę cię słuchać... - dodałam pokazując na niego końcówką mojego kija - Wiesz na co mam ochotę? – zapytałam uwodzicielsko, unosząc jedną brew, a on zerknął na mnie z zainteresowaniem – Mam ochotę wsadzić ci ten kij w dupę... Co ty na to? 

Przygryzł wargę kręcąc głową, jakby był wielce zawiedziony moją postawą.

- A więc się nie dogadamy... Szkoda. Naprawdę straszna szkoda, Mel… Przyszedłem tutaj nastawiony pokojowo, zapominając o wszystkich naszych kłótniach i całym tym gównie. Byliśmy razem, krzywdziliśmy siebie nawzajem, pomyślałem że moglibyśmy o tym zapomnieć, dogadać się, być może spróbować jeszcze raz, ale widzę że nie jesteś gotowa…

- Co ty pieprzysz? - powiedziałam z niedowierzaniem - Byliśmy razem ? Krzywdziliśmy się nawzajem? Zgwałciłeś mnie kiedy miałam piętnaście lat! Zniszczyłeś mi życie. Zabiłeś we mnie wszystko co było dobre, rozumiesz ?! Wiedziałeś… Wiedziałeś co robił mi mój ojciec, wiedziałeś jak bardzo jestem zagubiona, skrzywdzona i samotna. Wiedziałeś jak bardzo się boję. Chciałam ci zaufać. Zaufałam ci. A  ty odebrałeś mi wszystko! Wszystko co jeszcze ze mnie zostało… Zabrałeś mi to razem z moim dziewictwem  w najbardziej brutalny i obrzydliwy z możliwych sposobów…

 - Mel byłem pijany i naćpany, nie ogarniałem tego co robię... – odparł pobłażliwie, jakby to wszystko tłumaczyło, jakbym dramatyzowała, jakbym przesadzała. Zastanawiałam się jak to będzie wyglądało, kiedy się na niego rzucę. Był silny, wysoki, wysportowany… Kto kogo skrzywdzi bardziej? W sumie w tym momencie było mi wszystko jedno.

- Mam to w dupie! Mam w dupie to w jakim byłeś stanie, kiedy mnie gwałciłeś! Byłam zupełnie bezbronna i błagałam cię żebyś przestał, byłam jeszcze dzieckiem, a ty mnie zniszczyłeś ! Masz pojęcie jak straszne to dla mnie było, jak bardzo to bolało, jakie było upokarzające? Odebrałeś mi resztkę wiary w ludzi, resztkę nadziei, odebrałeś mi wszystko! – mówiłam, a do oczu napływały mi niechciane łzy .

- Melanie, wyjdź stąd. - usłyszałam za swoimi plecami głos. Tym razem ten głos należał do chłopca  z moich snów. Odwróciłam się widząc jak River stoi i ciężko dyszy, zaciskając dłonie w pieści. O Boże jak długo tu był, jak wiele usłyszał?

Popatrzyłam na niego, otworzyłam usta, a po chwili znów je zamknęłam. Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć.

- Mel, powiedziałem ci, wyjdź stąd. – odparł nieznoszącym sprzeciwu tonem. Poczułam jak moja ręka ubrudzona w smarze ślizga się na rękojeści kija. Przerzuciłam go do drugiej ręki i wytarłam dłoń w przedramię.

- River, nie… - powiedziałam ostrzegawczym tonem, a Caden parsknął śmiechem.

- Mel, no daj spokój… Posłuchaj swojego chłoptasia, wyjdź abyśmy mogli załatwić to po męsku, bo chyba to on ma na myśli, prawda?  – zaśmiał się szyderczo i wyjął z kieszeni nóż sprężynowy – Ładniutki, trochę będzie szkoda, kiedy wybije mu wszystkie zęby i zrobię kilka paskudnych blizn…

- Zamknij się. – warknęłam w stronę Cadena,  – Albo osobiście wybije ci twoje, chyba już wiesz, że jestem do tego zdolna, prawda? – powiedziałam naśladując jego ton, a później z powrotem zwróciłam się w stronę Rivera.

- River, skarbie, to już nie ważne, po prostu rozejdziemy się i zapomnijmy o tym. On już wychodził…

- O nie, on z pewnością nigdzie nie wychodził. Zresztą nie puszcze go tak wcześnie, dopiero przyszedł i mam mu dużo do powiedzenia… – River zacisnął ręce w pięści i ruszył w stronę tego dupka.

W tym momencie przeszły mi przez głowę dwie potworne myśli. Albo Caden zabije Rivera, a to z kolei zabije mnie, albo River zabije Cadena i pójdzie siedzieć do końca życia. Zrobiło mi się niedobrze. To wszystko przeze mnie.

- Błagam cię kochanie, nie chcę żeby coś ci się stało, nie przeżyję tego…- powiedziałam błagalnym tonem łapiąc go za rękę.

- Och jakie to romantyczne, kochanie, nie chce żeby cos ci się stało, w końcu taka miękka z ciebie cipka… Melanie, powiedz mi czy jak już pozbędę się twojego kochasia, to dasz mi się zerżnąć? Przypomnę ci jak to robią prawdziwi faceci, bo widzę, że chyba miałaś pecha…- Caden nie dokończył zdania ponieważ River dosłownie w ułamku sekundy dopadł do niego, a cios który trafił w jego twarz przeciął powietrze z głuchym łoskotem. Złapał go za koszulkę i rzucił nim jak szmacianą lalką, jakby tamten nic nie ważył. Chwycił jego rękę w której trzymał nóż i jednym ruchem złamał ją na pół, a dźwięk pękających kości i przeraźliwy wrzask wybudziły mnie z szoku.

A więc to River zabije Cadena. Zachowywał się jak jakiś pieprzony terminator w starciu z członkiem klubu szachowego albo rencistą.  Usiadł na nim i zaczął go okładać pięściami. Po chwili znowu okropny krzyk wydobył się z gardła mojego oprawcy, kiedy River naskoczył swoim potężnym kolanem wbijając je prosto w jego przyrodzenie.

- Coś mówiłeś, że masz ochotę zerżnąć moją kobietę… Jaka szkoda, że teraz już nigdy w życiu nie zerżniesz żadnej. Ja już się o to postaram, ty jebany skurwielu. – wycharczał River znów wbijając w Cadena swoje kolano, a zmasakrowana i zalana krwią twarz wykrzywiła się w przeraźliwym bólu.

Musiałam coś zrobić i to jak najszybciej. River nie reagował na to, że krzyczałam aby przestał, a nie wyglądał jak ktoś kogo łatwo byłoby powstrzymać. Próbowałam zablokować jego ramiona przy pomocy mojego kija, ale wyrwał mi go z rąk jednym ruchem w który nie włożył właściwie nawet odrobiny siły. Byłam przerażona, czułam się taka bezbronna. River nie przestawał masakrować Cadena, a ja nie potrafiłam go powstrzymać. Miałam nad nim tylko jedna przewagę. Z pewnością nie fizyczną, ale musiała wystarczyć. Padłam przy nim na kolana, złapałam jego twarz w swoje ręce i pociągnęłam ją do góry.

- Kochanie musisz przestać, błagam, zrób to dla mnie, proszę. – powiedziałam z mocą, a jego wzrok skupił się na mnie. Jego oczy były przekrwione i emanowały żądzą mordu, ale kiedy spojrzał w moje, zobaczyłam w nich tylko łagodność i bezbrzeżne cierpienie, ból spowodowany tym co usłyszał.

- Zabiję go. – wycharczał, a ja chwyciłam mocniej jego twarz, aby jeszcze bardziej skupić na sobie jego uwagę.

- Wtedy cię stracę, a jesteś dla mnie wszystkim, przecież wiesz. Błagam River, już wystarczy, on nie jest tego wart…

- Ty jesteś… – powiedział, a głos mu się załamał  - Ty jesteś tego warta…

Przytuliłam go dociskając jego twarz do swoich piersi

- Wiem kochanie, ale nie chcę być bez ciebie… To nie jest rozwiązanie. Błagam, puść go…

Obijał mnie rękami umazanymi krwią i wstał razem ze mną z kolan odstawiając mnie w bezpiecznej odległości. Zaczął wracać do Cadena, który wił się z bólu cały we krwi, z ręką wygięta pod dziwnym kątem. Przez jedną straszną chwilę pomyślałam że jednak go zabije, ale tylko złapał go za włosy i zaczął wlec w stronę wyjścia, a czerwona smuga barwiła mój chodnik. Wymioty podeszły mi do gardła i kręciło mi się w głowie. River wyszedł przez furtkę. Przed  moim domem stało auto, które z pewnością należało do tego dupka. Otworzył drzwi od samochodu i wrzucił tam skamlącego Cadena.

- Posłuchaj mnie skurwielu… Nigdy więcej się do niej nie zbliżysz, nigdy więcej tu nie przyjedziesz. Jeśli jeszcze raz spojrzysz na nią, lub choćby pomyślisz o niej, jeśli natkniesz się na nią nawet przypadkiem, to cię zabiję. W najbardziej brutalny i obrzydliwy z możliwych sposobów, zrozumiałeś? – River powtórzył moje słowa. Słowa które wypowiedziałam do Cadena o tym co mi zrobił. Poczułam, że jest mi się jeszcze bardziej niedobrze.

Caden pokiwał głową, a zdrową ręką próbował odpalić silnik mimo, że ledwo widział na oczy. River zatrzasną drzwi  i zaczął ciężko oddychać.

- Nie powinienem go puszczać. – odparł chowając twarz w dłonie.

- River… Nie mógłbyś go zabić, błagam cię zastanów się…

Pokręcił głową i ruszył w stronę mojego domu. Wszedł bez słowa przez drzwi frontowe i oparł się o stół w salonie, oddychając coraz ciężej. Poszłam za nim ale zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić, co mam powiedzieć. Czułam się podle, czułam się brudna, czułam się winna.  Łzy napłynęły mi do oczu. River popatrzył na mnie z czułością i podszedł do mnie. Próbowałam się odsunąć, ale on chwycił moją twarz w dłonie. Popatrzył na swoje zakrwawione ręce, znów pokręcił głową i poszedł do kuchni się umyć.

Ruszyłam za nim i obserwowałam jak odkręca kran i zmywa krew. Nienawidziłam tego co się stało, nienawidziłam tego czym on musiał się stać, aby mnie chronić. Przeze mnie.

Odwróciłam się i uderzyłam pięścią w blaszaną szafkę robiąc w niej wgniecenie. River odwrócił się w moją stronę i patrzył na mnie zaniepokojony.

- Mel, proszę spokojnie kochanie.

- Jak wiele usłyszałeś? – zapytałam po prostu.

Znów na mnie spojrzał, wyglądał jakby bał się powiedzieć mi prawdy.

- Powiedz mi, bo nie wiem od czego zacząć… - powiedziałam łagodnie, nie chciałam żeby się stresował. Nie ważne czy podsłuchiwał czy nie, co to za różnica.

- Wszystko. – odparł – Widziałem jak ten skurwiel parkuje u ciebie pod domem. Nie miałem pojęcia kim on jest, ale pomyślałem, że to pewnie jakiś twój znajomy. Akurat do ciebie szedłem, więc po prostu wszedłem chwilę za nim i miałem zamiar się przywitać. Ale kiedy dotarłem on już mówił. I to co mówił bardzo mi się nie podobało. Nie podobał mi się też sposób w jaki to mówił i jak ty na to reagowałaś. A później okazało się, że… Boże Mel nie wiem co powiedzieć, kochanie. Pewnie powinienem odezwać się wcześniej, ale stałem tam jak skamieniały, nie wiem czemu nie potrafiłem się ruszyć… Aż w końcu coś we mnie pękło, jedyne czego chciałem to go zabić. Zabić go za to co ci zrobił…

Pokiwałam głową.

- Bardzo mi przykro River, nie chciałam, żebyś musiał tego słuchać. Nie chciałam, żebyś był częścią tego bałaganu…

- Mel, co ty mówisz? Ten gość to jakiś pieprzony potwór, mógł cię skrzywdzić również dzisiaj, rozumiesz to?

- Nie jestem już tamtą małą, bezbronna dziewczynką, potrafię się bronić…

- Nie! Nie kiedy ja jestem w pobliżu! Nie pozwolę cię skrzywdzić, nigdy więcej! To takie trudne do zrozumienia? Kocham cię kurwa i nigdy nie pozwolę na to, aby ten skurwiel się do ciebie zbliżył. Mało tego chcę, żebyś złożyła zeznania w sprawie tego co stało się sześć lat temu.

- Próbowałam… Caden jest z zamożnej rodziny, a ja byłam dzieciakiem z patologii. Zawsze chodziłam posiniaczona i tak dalej. Zamietli to pod dywan. Ludzie mają gdzieś prawdę, River. Mają ją gdzieś, kiedy jesteś nikim. Według nich tylko bogaci zasługują na sprawiedliwość…

River pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Przykro mi… - powiedziałam czując się jak gówno.

- Nie Mel…. To mi jest przykro… - powiedział załamującym się głosem – Tym razem nikt nie zamiecie tego pod dywan…

- River powiem wszystko. Jeśli Caden pójdzie na policję w sprawie pobicia, złożę zeznania. Powiem o tym co zrobił mi lata temu, powiem, że napadł mnie w moim własnym domu, a ty mnie broniłeś…

- Mel, mój dziadek jest prokuratorem generalnym. Ma znajomości w całych Stanach. Nie martw się o mnie, proszę. Pomyśl o sobie, okej?

Pokiwałam głową.

- Zamierzałaś mi kiedyś o tym powiedzieć? – spytał cicho.

- Pewnie tak, tylko nie wiem kiedy bym się na to odważyła. – odparłam wzruszając ramionami.

- Porozmawiasz ze mną o tym teraz?

- A co tu dodawać? No może oprócz tego, że faktycznie byłam na tyle głupia, żeby zadawać się z tym dupkiem. W jednym miał rację, spotykałam się z nim, pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Potrzebowałam wsparcia, bliskości, miałam nadzieję, że spotkam kogoś, kto mnie uratuje. Byłam zamknięta w sobie i nieśmiała, delikatna. A on był najprzystojniejszym chłopcem w szkole o którym fantazjowały najśliczniejsze, najbogatsze i najbardziej popularne dziewczyny. Te same które wyśmiewały się z moich ubrań i siniaków. Ale on nie chciał spotykać się z nimi. Chciał spotykać się ze mną, mimo moich znoszonych butów i za dużych koszulek. Mogłam wybrać kogokolwiek innego, jeśli tak bardzo potrzebowałam bliskości. Nie wiem, obojętne kogo, choćby Raya, który  zawsze powtarzał jak bardzo mu na mnie zależy. Ale oczywiście musiałam pozwolić się zbliżyć do siebie jakiemuś cholernemu sadyście i gwałcicielowi. Brawo ja!

- Nie miałaś pojęcia, że zrobi ci coś takiego…

- River on zawsze był dość brutalny, ja po prostu myślałam, że to tak powinno wyglądać. Ale tamtego dnia, kiedy to zrobił… Kiedy krwawiłam i wszystko mnie bolało, a on nie przestawał, wtedy uświadomiłam sobie, że to nigdy nie powinno tak wyglądać. A wiesz,  co jest w tym jest najgorsze? Że się nie broniłam… Że go błagałam. Kiedy moje próby wydostania się spod niego spowodowały tylko więcej bólu, rozwścieczyły go, to po prostu się poddałam. Po wszystkim uciekłam. A później w domu, mój ojciec też postanowił się nade mną poznęcać. To właśnie wtedy coś we mnie pękło i właśnie wtedy postanowiłam już nigdy nie być tamtą dziewczyną. Tą słodką naiwną kretynką, która pozwala sobą pomiatać. I wszystko się zmieniło. Wyrzuciłam sukienki, kupiłam ciężkie buty i nóż. Stałam się sobą i już nigdy nie pozwalałam się nikomu krzywdzić.

Popatrzył na mnie i pokiwał głową. Nie mogłam znieść tego co widziałam w jego oczach. Miał w nich łzy, były przekrwione i tak strasznie smutne.

Odwróciłam się przodem do ściany i oparłam na niej czoło. Czułam jak ból napiera na mnie z każdej strony i błaga, aby go wypuścić. Musiałam coś zrobić, ale nie mogłam sobie na to pozwolić dopóki River stał za mną. Powinien już pójść.

- River, muszę teraz być sama. Wyjdź proszę…

- Nigdzie się nie wybieram…

- Owszem, wychodzisz, ponieważ potrzebuje chwili samotności. Przepraszam cię, ale muszę złapać oddech…

- Złapiesz go przy mnie.

- River. – powiedziałam ostro, ostrzegawczo, uderzając pięścią w ścianę. Poczułam jak ręka zaczyna mnie szczypać, jak zaczynam krwawić. Wciąż stałam tyłam do niego, a przodem do ściany. Nie chciałam na niego patrzeć, nie chciałam, żeby on widział mnie.

Nagle poczułam jak zbliża się do mnie i mocno odwraca w swoją stronę.

- Przestań! – krzyknął patrząc mi w oczy. Próbowałam go odepchnąć, ale przytrzymał mnie stanowczo, zaciskając ręce na moich przedramionach. – Kocham cię i nie pozwolę na to. Nie będziesz sobie tego robiła! – powiedział twardo i potrząsnął mną niby delikatnie, ale również władczo.

- Nie rozkazuj mi, nie jestem małą dziewczynką.

- Nie obchodzi mnie, czy jesteś mała dziewczynką czy nie. Nie pozwolę cię krzywdzić, nawet samej sobie. – Jego palce nieco mocniej zacisnęły się na moich ramionach, jego mina była poważna i cholernie seksowna. Poczułam jak mrowi mnie całe ciało, jak robi mi się gorąco. A gdyby mój grzeczny chłopczyk przestał być taki grzeczny? Choćby na chwilę…

- Okej… - powiedziałam, przechylając głowę z zainteresowaniem, a River zmarszczył brwi. – Skoro ja mam siebie nie krzywdzić, to w takim razie ty to zrobisz. – dodałam, a na moje usta wypełzł uśmiech. Zapewne dość psychodeliczny, ale było mi wszystko jedno. Potrzebowałam ukojenia a wizja, że to on mógłby mi je dać była upajająca.

- Nie. – odparł krótko, kręcąc głową.

- River daj spokój… Potrzebuje tego. Nie skrzywdzisz mnie na poważnie. Zrobisz to po swojemu, okej? - mówiłam uwodzicielskim tonem, a on patrzył na mnie z mieszanką zainteresowania i niepokoju.

- Nie rozumiem…

- Pieprz mnie kochanie. Pieprz mnie mocno, nie bądź delikatny, daj mi to czego potrzebuję, nic mi nie będzie, proszę…

River zaczął ciężko oddychać, wciąż trzymając moje przedramiona. Stanęłam na palcach i przejechałam rozchylonymi wargami po jego szczęce.

- Pragnę cię. – wyszeptałam, a on popchnął mnie na ścianę i wbił się brutalnie w moje usta. Całował mocno, boleśnie. Oderwał się ode mnie i popatrzył mi w oczy.

- Czego ode mnie chcesz? Co mam ci zrobić? – zapytał, a ja poczułam jaki jest twardy.

- Mówiłam ci już… Wiesz czego chcę…

- Jeśli cokolwiek będzie nie tak…

- River, wiem! Wiem, że nie muszę się ciebie bać, wiem że przestaniesz kiedy będę tego chciała, a teraz mnie weź.  Weź mnie naprawdę mocno…

Nie potrzebował więcej zachęty. Znów wbił się w moje usta, zdzierając ze mnie ubranie. Chwycił moją talię i obrócił do tyłu. Dotknął mnie, a kiedy poczuł jaka jestem mokra wbił się we mnie mocno, brutalnie i zaczął mnie pieprzyć. Złapał moje ręce jedną dłonią, wykręcając je delikatnie do tyłu i wchodził  we mnie tak szybko i mocno, że zaczęło mi się kręcić w głowie. To było tak przyjemne, że myślałam, że oszaleje. Rozkosz mieszała się z bólem tworząc niesamowite wrażania. Jęczałam głośno dając mu do zrozumienia, jak bardzo mi się podoba to co mi robi, ale też dlatego, że po prostu nie potrafiłam być cicho. Wolną ręką dotknął mojej łechtaczki i zaczął zataczać na niej kołka popychając mnie na samą krawędź. W sekundzie w której niemal doszłam przestał, złapał mnie za talię i położył na kuchennym stole. Leżałam na plecach, a on stanął pomiędzy moimi nogami, Załapał mnie za przedramiona i  znowu zaczął mnie pieprzyć. Doznania w tej pozycji były chyba jeszcze bardziej intensywne, niż w poprzedniej. Być może robił to zbyt szybko, być może zbyt mocno ale to było tak cholernie dobre, tak niesamowicie tego potrzebowałam. Wygięłam się  łuk i krzyknęłam, kiedy doszłam tak mocno, że zobaczyłam gwiazdy. Po chwili czułam jak i on dochodzi we mnie, zwalniając nieco i uspakajając się. Kilka tygodni temu zaczęłam brać tabletki, aby mieć pewność, że nią zajdę w ciąże. Od tamtej pory mogliśmy robić to bez dodatkowych zabezpieczeń i  w tym momencie byłam tak cholernie za to wdzięczna.

River poruszał się we mnie coraz wolniej, a jego oddech powoli się uspakajał. Kiedy skończył, delikatnie położył się na mnie i pocałował moje ramie.

- Cholera… Wszystko w porządku kochanie? - spytał mnie czule.

Patrzyłam na niego bez słowa, z rozchylonymi wargami. Był potargany, a jego koszulka była mokra od potu i krwi. Był tak piękny, że nie potrafiłam opisać tego słowami.

- Mel, powiedz mi czy dobrze się czujesz, bo za chwilę oszaleję. – dodał desperackim tonem, a ja położyłam mu rękę na policzku.

- Było niesamowicie… Będę chciała to powtórzyć. – powiedziałam, a na jego pięknej twarzy wymalowała się ulga. Uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko on potrafił i pocałował mnie w usta.

- Masz to kotku. Tylko muszę się umyć. Zresztą, idziesz ze mną…

- Chyba nie jestem w stanie, jeszcze chwilę tu poleżę…

Złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię, idąc w stronę łazienki, Zapiszczałam klepiąc go w plecy.

- Oszalałeś? – zapytałam nieco rozbawiona, udając oburzoną.

- Chyba już dawno zdążyłaś się domyślić. A teraz biorę cię pod prysznic i będę cię tam pieprzył, tak dla jasności.

Kiedy się umyliśmy, wziął mnie pod prysznicem niemal równie mocno i szybko jak w kuchni, później zrobiliśmy to samo w sypialni i kiedy leżeliśmy na sobie późnym wieczorem, ciężko dysząc po kolejnym orgazmie, czułam się przyjemnie obolała, zaspokojona i… niesamowicie śpiąca. Zasnęłam czując przy sobie jego ciało i zapach, głaskał mnie po boku i łaskotał mnie swoim oddechem. Tylko on potrafił sprawić, że ten potworny dzień przyniósł za sobą jedną z najlepszych nocy w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro