Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Betty właśnie pokazywała mi swój rysunek z Rayem w roli głównej. Kolejny. W tym tygodniu to był już chyba trzeci. Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami przyglądając się misternemu szkicowi. Ray był na nim przedstawiony niczym Apollo na harleyu. Nieźle.

- Och Mel, czy on nie jest cudowny? – Betty wyszeptała wpatrując się z rozmarzeniem w podobiznę obiektu swoich westchnień.

- Prześlicznie ryzujesz Betty, a Ray wygląda tu jak żywy. Świetny szkic. – powiedziałam zgodnie z prawdą.

Po chwili do pokoju wpadł River i zaczął się krzątać w poszukiwaniu swoich rzeczy.

- Bettany, czy ty przypadkiem nie podbierasz sobie moich ubrań? – zapytał biorąc do ręki męską koszulkę przewieszoną przez fotel przy biurku.

- Nie wiem o czym mówisz… – powiedziała jego siostra, pracując nad fryzurą narysowanego Raya.

- To było pytanie retoryczne! Wiem, że podbierasz moje ubrania, właśnie trzymam w dłoni swoją koszulkę! O co ci chodzi?

- Tylko w nich śpię, nie masz aż tak świetnego gustu, nie pochlebiaj sobie.

- Rany, powiedz mi dziecko, co ja mam z tobą zrobić? A wrzucasz je chociaż do prania?

- Możesz je pozbierać i wrzucić teraz.

- A powiesz mi w czym mam chodzić, skoro jest tu połowa mojej szafy?

- Możesz chodzić półnago, jest gorąco.

- Oszalałaś Bettany? Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie ruszaj moich rzeczy, słyszysz?

-  A ty mógłbyś nie sapać? To robi się nudne…

- Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam…

River i Betty  kłócili się w naprawdę zabawny sposób. Zastanawiałam się jakby to było gdybym ja też miała rodzeństwo.

- Co ty tam rysujesz? - River zapytał podchodząc do siostry i zerknął na kartkę. Przerażenie odmalowało się na jego twarzy, a po chwili wzniósł oczy ku niebu.

- Boże daj mi siłę! – powiedział melodramatycznie, a Betty ukuła go w przedramię ołówkiem.

- Auć! Co ty zrobiłaś? – Betty zapiszczała i poderwała się z krzesła próbując uciekać, kiedy River złapał ją na ręce i zarzucił sobie na ramiona -  Już po tobie mała… – dodał i zaczął podrzucać nią w zabawny sposób i łaskotać.

- Jesteś najgorszym dinozaurem w historii świata.

- Dinozaurem byłem kiedy miałaś kilka lat, teraz jestem Predatorem!

- Fuj! – Betty zachichotała i zapiszczała, kiedy River przerzucił ją na drugie ramię i nią zakręcił

- Faktycznie mógłbyś grać w tym filmie, założyliby ci maskę i gotowe! Jesteś taki wielki, napakowany i naburmuszony… Nawet sapiesz podobnie!

- Nie zadzieraj ze mną Bettany, albo się doigrasz. – zaczął ją mocniej łaskotać i szybciej okręcać, a Betty śmiała się tak bardzo, że niemal się popłakała.

W końcu odstawił ją na podłogę, pstrykną w nos i złapał swoją koszulkę.

- Zabieram moje ubrania. I moją dziewczynę. – podszedł do mnie i wziął mnie za rękę. Spojrzał mi w oczy, uśmiechną się i pocałował moje palce.

- Jak ty z nim  wytrzymujesz, Melanie? – westchnęła Betty poprawiając swoje włosy – A pomyśleć, że mogłabyś mieć każdego.

- Jeszcze słowo i zafunduję ci tu za chwilę „Predator kontra obcy”. Dla jasności obcy to ty, Bettany. – pokazał ją palcem i zrobił zabawna minę.

- Bardzo śmieszne. – odparła udając oburzoną.

Śmiałam się prawie przez cały czas. Lubiłam na nich patrzeć, a River był świetnym bratem.

Po chwili przerzucił swoją uwagę na mnie, złapał mnie za rękę i poprowadził do swojego pokoju. Dotykał mnie i całował powodując mrowienie w całym moim ciele.

- Kochanie, powiedz, że dzisiaj śpimy u ciebie. – powiedział w moje usta, a ja wplotłam palce w jego włosy. Uwielbiałam to robić. Były takie gęste i jedwabiste.

- Znowu u mnie? Niby dlaczego? – uniosłam brew udając, że nie wiem o co mu chodzi.

- Dlatego, że dzisiaj będziesz bardzo głośno krzyczeć…

- Ze mną też chcesz odegrać „Predator kontra obcy”?

- Dla jasności, będziesz jęczeć, krzyczeć z rozkoszy, powtarzać moje imię i błagać o więcej. Czyli jak zwykle. Ja zresztą też. Coś ci to mówi? Cichy seks jest okej, ale raz na jakiś czas. A z tobą to w ogóle graniczy z cudem, a ja nie zamierzam się hamować. Takie tłumienie emocji jest niezdrowe.

- Przecież przez ostatnie dnie ani trochę nie tłumiłeś emocji. Ja zresztą też. Na dodatek masz nieograniczony potencjał, co też graniczy z cudem, a jednak się przytrafiło.

- Ty tak na mnie działasz kochanie. Mówiłem ci już. - dodał sunąc dłonią wzdłuż mojego uda.

- River,  możemy spać u mnie. Ale musimy też w końcu porozmawiać o twoim powrocie do Nowego Jorku. I moim powrocie na studia. Wakacje powoli się kończą, Betty wraca do szkoły, ty do pracy, ja na studia. Taka jest rzeczywistość… - było mi niedobrze ze stresu spowodowanego faktem, że on niedługo wyjedzie. Ale przecież nic nie mogłam na to poradzić. Ani nie mogłam go zatrzymać. Miał prawo do własnego życia.

- Kochanie, wiem. Myślałem o tym… Na początku wrócimy do naszych obowiązków. Nie chcę cię zostawiać ani na chwile, ale nie mogę cię też ograniczać. Mam jednak dużo spraw do ogarnięcia u siebie, w Nowym Jorku. Związek na odległość na dłuższą metę nie wchodzi w grę więc będziemy musieli coś wymyślić… Może znajdziemy jakiś kompromis?

Pokiwałam głową, ale w sercu czułam niepokój.

- Dobrze, ja będę musiała na razie lecieć, mam jeszcze trochę pracy… Przyjedziesz do mnie po południu?

- Jasne. – odparł sunąc ustami wzdłuż mojej szczęki – Zostanę też na noc. – ugryzł mnie delikatnie, a ja się zaśmiałam i udałam się do wyjścia

- Do zobaczenia. – dałam mu buziaka i wybiegłam z pokoju mimo, że złapał mnie za koszulkę. Zachichotałam wychodząc biegiem z domu i po chwili byłam już u siebie.

Pracowałam przez jakieś dwie godziny, a kiedy skończyłam wzięłam prysznic i nalałam sobie wody. Spojrzałam na zegarek i pomyślałam, że River najpewniej niedługo przyjdzie. Uśmiechnęłam się do siebie i w tym samym momencie usłyszałam telefon.

Wzięłam komórkę do ręki i zmarszczyłam brwi kiedy na wyświetlaczu pojawił mi się numer byłej żony Remyego. Zdziwiłam się, że do mnie dzwoni, ale może nie może skontaktować się z synem, a ma jakąś ważną sprawę? Czy to możliwe? River jej o nas mówił?

- Tak słucham? – Odebrałam połączenie używając życzliwego tonu.

- Zadowolona jesteś? – usłyszałam wściekły głos i zamrugałam zaskoczona

- Przepraszam, ale nie rozumiem…

-  Nie rozśmieszaj mnie ty prostacka dzikusko! Wszystko to uknułaś prawda? Chciałaś poróżnić mnie z synem, zdołować go informacjami o martwym ojcu, a później uwieść!  Jak widać twój plan działa genialnie, gratuluję.

- To nie tak… - poczułam jak coś ciężkiego podchodzi mi do gardła, zrobiło mi się gorąco.

- Och tak oczywiście, ale wiesz co ci powiem? Nie uda ci się, znam mojego syna i wiem, że nie minie miesiąc jak znudzi się twoją żałosną, bezwartościową osobą i wróci do ważnych spraw i swojego życia. – zaśmiała się szyderczo – Nie bądź śmieszna. Masz pojęcie jakie piękne, wykształcone i obyte kobiety zabiegały i wciąż zabiegają o mojego syna? Nigdy nie będziesz im dorastała choćby do pięt. Z pewnością jesteś piękna i to go zainteresowało, ale nie masz w sobie nic co mogłoby zatrzymać go na dłużej. Kiedy już znudzi mu się pieprzenie cię we wszystkich pozycjach i opatrzy mu się twój tyłek, rzuci cię jak zużytą zabawkę, czyli potraktuje tak jak na to zasługujesz! – zrobiło mi się niedobrze.

- Ale dlaczego pani mnie tak nienawidzi? – spytałam, a do oczu napłynęły mi łzy – Nic pani nie zrobiłam…

- Mój syn zerwał ze mną kontakt! I to przez ciebie! Znienawidził mnie przez to co mu nagadałaś.

- Ale ja…

- Och zamknij się, nie chce mi się tego słuchać. Chyba nie jesteś na tyle żałosna, żeby przypuszczać, że on może chcieć cię na dłużej? Chyba wiesz ile kobiet tutaj miał? Całe mnóstwo, uwierz mi. I każdej z nich mówił to samo. A ty jesteś tylko jedną z nich. Natomiast matkę ma tylko jedną. Prostacka naiwniaczko. – rozłączyła się pozostawiając mnie oniemiałą z telefonem przy uchu.

Zaczęłam ciężko oddychać, ale słowa Annabell huczały mi w uszach. Uderzyła w moje słabe punkty, używała słów, które kojarzą mi się z ojcem, powodując największy ból. Tak bardzo chciałam akceptacji. To tak strasznie bolało. A najgorsze było to że czułam jak zbliża się atak, jak zaczyna mi brakować tchu, a na całym ciele czuję drgawki. Woda którą piłam podeszła mi do gardła, zaczęło mi się kręcić w głowie. 

Ona ma rację. On mnie zostawi, przecież to oczywiste. Nigdy nie wystarczy mu ktoś taki jak ja. Po co mu zepsuta zabawka, kiedy może mieć doskonałą kobietę ze swoich sfer, elegancką i normalną. Powinnam się cieszyć, beze mnie będzie mu lepiej…

Potrzebowałam bólu, musiałam go poczuć. Usiadłam na podłodze i zaczęłam ciężko oddychać, uderzając miarowo pięścią o podłogę. Moja ręka pozostawiła krwawe ślady na drewnie. Druga również, ale to nie mijało. Zatopiłam swoje zakrwawione dłonie we włosach i pociągnęłam je mocno, starając się uspokoić. Wstałam i wzięłam do ręki nóż.  Zaczęłam ważyć go w dłoniach, przyglądać się ostremu końcowi. Zatopiłam go w palcach kalecząc je, ale po chwili odrzuciłam go na blat, zwinęłam się przy ścianie i po prostu zaczęłam płakać.

- Mel? – usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam spojrzeć mu w twarz – O Boże, kochanie co się stało? – poczułam, że klęka przy mnie, bierze w dłonie moje ręce.

- River, proszę… - powiedziałam próbując mu się wyrwać.

- Melanie, co się stało do cholery cała jesteś we krwi, co z twoimi dłońmi, powiedz mi! – jego głos był desperacki, pełen bólu.

Za chwile  dowie się jak bardzo popieprzona jestem. To dobrze. Im wcześniej to zakończymy tym lepiej.

Na moje usta wypłynął smutny, ale pewnie też dziwaczny uśmiech.

Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Chcesz wiedzieć co mi się stało? – spytałam patrząc na niego najbardziej zuchwałym wzrokiem na jaki było mnie stać. Za chwile miało mi pęknąć serce.

- Kochanie, przerażasz mnie.

- Tak, to dobrze, bo jak widzisz nie jestem normalna…– odparłam wstając z podłogi. Za chwile pokażę mu swoją najgorszą wersję. A on ucieknie. Powinien uciekać. Powinien być wolny i znaleźć sobie kogoś z kim mógłby sobie ułożyć normalne życie. – Nie jestem normalna i powinnam cię przerażać…

- Tak się tylko mówi! Nie o to mi chodziło, Melanie. Przeraża mnie tylko to, że jesteś cała we krwi, a ja nie wiem dlaczego! Nie zamierzam wysłuchiwać jakiś bzdur o tym, że powinienem się ciebie bać… Co. Ci. Się. Stało. Powiedz mi! – mówił twardym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Jeśli myślisz, że cokolwiek z tego co powiesz, lub cokolwiek z tego co zrobisz może zmienić to, co do ciebie czuję, to jesteś w kurwa największym, zajebiście gigantycznym błędzie, rozumiesz?! Możesz mi powiedzieć, że jesteś w jakieś sekcie, albo ćpasz, albo jesteś członkiem gangu i żyjesz w pieprzonym czworokącie z bandą motocyklistów, a ja i tak cię będę kochał, rozumiesz?!

Lekko mnie wmurowało

- W czworokącie z bandą motocyklistów? O czym ty mówisz? – spytałam zszokowana, uświadamiając sobie, że to co zamierzam mu powiedzieć nie jest aż tak drastyczne jak przykłady które podał. Szczególnie ten z czworokątem. Co mu strzeliło do głowy?

- Nie ważne! To był głupi przykład! Nie ważne co mi powiesz, to nie zmieni tego co do ciebie czuję! Jesteś nienormalna, tak? No to dawaj, jestem gotowy na wszystko! Nie istnieje na tym pojebanym świecie nic, co mogłoby sprawić, że cię zostawię , albo że pozwolę ci od siebie odejść, rozumiesz?! Nie traktuj mnie tak, bo widzę co chcesz zrobić, widzę to po sposobie w jaki do mnie mówisz, w jaki na mnie patrzysz! Nie licz na to że się mnie pozbędziesz, bo będę kochał w tobie wszystko, będę cię kochał zawsze nawet jeśli będziesz chora, nawet jeśli będziesz dla mnie podła i będziesz chciała mnie odtrącić, nawet jeśli będziesz miała mnie dość. To nic nie zmieni. – wykrzyczał, a w oczach miał łzy. Nie tego się spodziewałam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć ale za nic nie chciałam go zranić.

- River… Nigdy nie będę dla ciebie podła i nigdy nie będę miała cię dość… Skarbie - podeszłam do niego i pogłaskałam go czule po twarzy zostawiając na niej krwawy skład. Nikt tak jak on nie potrafił wzbudzić we mnie instynktu opiekuńczego i całych pokładów czułości. Co jak co, ale jego cierpienia nie potrafiłbym znieść. Wziął moją rękę i zaczął ją całować, barwiąc swoje usta na czerwono.

- Co ci się stało?

- Nic, to ja to sobie zrobiłam. – odparłam wzruszając ramionami. Wciąż się trzęsłam i cały czas mnie mdliło – Mówiłam ci, że nie jestem normlana…

- Dlaczego? - spytał po prostu, jakby spodziewał się usłyszeć tego, że to ja sama ranię się w ten sposób.

Odsunęłam się od niego i usiadłam na blacie.

- Robię sobie krzywdę, gdy coś mnie przerasta, mam ataki paniki, autoagresji… To popieprzone i straszne. Nie chciałbyś tego widzieć.

- Oczywiście, że bym chciał. A właściwie chciałbym być wtedy przy tobie. Bo gdybym był nie zrobiłabyś sobie tego. Nie pozwoliłbym na to…

- Nie River, nie zniosłabym tego… Tylko na mnie spójrz, popatrz na mnie! – powiedziałam zupełnie bezradnie, szlochając, a on podszedł i mocno mnie przytulił. Wziął moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy.

- Kochanie jesteś taka piękna i tak bardzo cię kocham. Wiesz jak piękna teraz jesteś? – pokręciłam głową – Ale nie mogę znieść tego, że cierpisz, to nie może się powtarzać…

- Walczę z tym od lat, River… Czasami kiedy coś złego się dzieje, potrafię się uspokoić, czasami wręcz czuje się martwa w środku. A czasami dzieję się właśnie to.

- Dlaczego robisz sobie wtedy krzywdę?

- Bo próbuję odciągnąć swoją uwagę… Bo ten ból, ból fizyczny jest dużo lepszy od tego który czuję w sercu, jego potrafię znieść, tamten jest zbyt potworny, mam wrażanie, że mnie dusi, że mnie zabije… Nie radzę sobie z tym, kochanie i tak bardzo nie chcę cię tym obarczać.

- Na czym to polega? Co powoduje te ataki? – pytał mnie rzeczowo wciąż patrzył mi w oczy nie pozwalając mi się odsunąć.

- Jakieś sytuacje, które kojarzą mi się z tym co robił, lub mówił mi mój ojciec, albo…

- Albo?

-  Jeszcze jeden człowiek, ale błagam, nie mogę o tym mówić… - Zapłakałam chowając twarz w dłoniach. W wyobraźni zobaczyłam Cadena i to wszystko co mi robił. Zrobiło mi się niedobrze. Odsunęłam od siebie Rivera, bo nie wiedziałam, czy nie zwymiotuję. Osunęłam się na kolana. Targnął mną odruch wymiotny i zaczęłam ciężko oddychać. Zacisnęłam dłoń w pięść i automatycznie uderzyłam nią w podłogę. River złapał mnie i przycisnął do siebie, nie pozwalając mi na kolejne uderzenie. Odgarnął moje mokre włosy z twarzy i docisnął do mnie swoje usta.

- Jestem tu kochanie, proszę, musisz się już uspokoić, wszystko będzie dobrze. – szeptał kojące słowa i tulił mnie do siebie – Już dobrze… Nie myśl o tym… Boże skarbie tak bardzo mi przykro. Kocham cię… - mówił do mnie cały czas, a ja czułam jak oddech mi się uspakaja i wszystko mija. Przytuliłam go najmocniej jak umiałam wdychając jego cudowny zapach.

- Dziękuję… – powiedziałam w końcu

- Co się stało tym razem? – zapytał kiedy widział, że czuję się już dużo lepiej.

Pokręciłam głową.

- Nic takiego… Zareagowałam zbyt emocjonalnie, nie mam pojęcia dlaczego…

- Mel, powiedz mi co się stało? Nie odpuszczę ci, to zbyt ważne, zrozumiałaś?  - powtórzył poważnym tonem  i patrzył mi w oczy. Potrafił być naprawdę bardzo przekonujący taki nieustępliwy, a wręcz apodyktyczny. Podobał mi się również w tej wersji. Władczy River Anderson potrafi być bardzo podniecający. Pokręciłam głową na własne myśli.

- Ja… River, dlaczego nie powiedziałeś mi, że rozmawiałeś z mamą? Że się z nią pokłóciłeś?

Rozchylił te swoje zmysłowe usta w niemym zdziwieniu.

- To przez moją matkę?

- River, nie… Faktycznie powiedziała kilka przykrych słów, ale skąd ona ma wiedzieć, że mam takie problemy i że to co mówiła mogło mnie tak zaboleć…

Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

- Mel co ona ci powiedziała? Dlaczego uważasz, że ludzie mają prawo cię obrażać? Nie mają kurwa takiego prawa, a jeśli im się wydaje, że mają to ja już ich wyprowadzę z błędu…- wkurzył się, naprawdę się zdenerwował, cholera…- Nikt nie będzie cię kurwa obrażał, zrozumiałaś to? Nikt! – już wyciągał telefon z kieszeni, zapewne po to aby wszcząć kolejną awanturę ze swoją matką

- River teraz to ty się uspokój, słyszysz? – popatrzył na mnie niepewnie – Odłóż ten telefon i porozmawiaj ze mną.

Wsadził telefon z powrotem na swoje miejsce.

- Co ona ci powiedziała? – zapytał

Westchnęłam

- Nienawidzi mnie krótko mówiąc. Obwiania mnie o to, że się do niej nie odzywasz.

- Co za bzdury…

- River, ja wiem, że nie zrobiłam nic złego. Nie żałuję tego, że powiedziałam ci prawdę o twoim tacie, ponieważ uważam, że powinieneś wiedzieć. Poza tym, jeśli ja bym ci tego nie powiedziała, zrobiłby to ktoś inny. Wendy też miała zamiar o tym z tobą porozmawiać…

- Kochanie, przecież wiem, to oczywiste , że mi o tym powiedziałaś i jestem ci naprawdę wdzięczny. To moja matka ukrywała przede mną prawdę i to wszystko jej wina. A teraz jeszcze ma czelność wyżywać się na tobie. Nie daruję jej tego…

- River, proszę cię nie rób tego. Postaraj się z nią dogadać, nie twierdzę, że masz przejść nad tym co zrobiła do porządku dziennego i zapomnieć o tym. Nie mówię, że masz mieć z nią super kontakt i wpadać co niedziela na obiad, bo zauważyłam, że wasza relacja jest w pewnej mierze toksyczna i masz pełne prawo być wściekły. Ale nienawiść też jest toksyczna. Nie zmienisz przeszłości…

- Mel, wiesz co ona mi powiedziała? Że nie mówiła nikomu o tacie, bo się go wstydziła, rozumiesz? Cytuję: Wstydziła się, że ona cudowna Annabell Baltimore zakochała się w autystycznym chłopcu z zadupia. Czy jakoś tak, możliwe, że nie użyła słowa zadupie, ale na to samo wyszło… Rozumiesz? A wiesz dlaczego mnie wkręcała, że ojciec mnie nie chce i mnie nie kocha? Bo chciała mieć mnie tylko dla siebie i uważała, że wyjadę do taty na stałe…

- Cholera… - odparłam łapiąc się za głowę. Annabell była naprawdę paskudną osobą… Nie będzie łatwo… Zamierzałam jednak spróbować.

- River, powiedz mi, czy jest coś za co mógłbyś kochać swoją mamę? Coś co robiła dla ciebie, coś co wskazywało na to, że cię kocha?  Czy przez te wszystkie lata była dla ciebie tylko ciężarem?

- Było coś tam ale…

- Opowiesz mi?

- Nie wiem… Lubiła mi śpiewać piosenki na dobranoc. Malowała ze mną obrazy i zabierała mnie do galerii sztuki. Dużo opowiadała mi o klasycznych artystach i ich dziełach…

- Brzmi świetnie. – zauważyłam.

- No i jako dziecko całkiem sporo ją przytulałem, nie przypominam sobie, żeby mnie kiedykolwiek odtrąciła. Ciągle była smutna, ale udawała, że to jej poprawia humor.

- Myślę, że wcale nie udawała, kochanie. – powiedziałam zakładając mu pasmo włosów za ucho.

- Nie wiem, może i nie… - odparł zamyślony

- Mama cię kocha i kochała cię zawsze. Na swój pokręcony i z pewnością pozostawiający wiele do życzenia sposób, ale jednak. Zrobiła straszne błędy i naprawdę cię skrzywdziła. Ale jeśli jej wybaczysz, poczujesz się lepiej. Proszę…

- Jesteś za dobra Mel, wiesz? Za dobra dla mnie, dla mojej matki i dla tego świata. Przed chwilą ta kobieta zadzwoniła do ciebie i z pewnością mówiła ci podłe i okropne rzeczy, znam moją matkę i wiem, że nikt nie potrafi być tak wredny jak ona.  Przez to zrobiłaś sobie krzywdę, ale ją bronisz.

- Nie bronie jej… Chce dobrze dla ciebie

- Wiem i masz rację. Jak zwykle masz rację…

- Nie mam zawsze racji. Mylę się cały czas i cały czas czuję się zagubiona. Tak często nie wiem co mam robić, co mam myśleć. Myślę, że zanim cokolwiek zadecydujemy muszę uporać się ze swoimi demonami River… Nie mogę obciążać cię czymś takim.

- Mel, przestań…

- River posłuchaj… I proszę nie przerywaj mi… Boję się, rozumiesz? Boję się, że nie będę potrafiła walczyć ze swoimi lekami i napadami, przeraża mnie, że być może nigdy nie będę potrafiła mieć pewności, że jestem zupełnie zdrowa, że to minęło na zawsze. Boję się, że głos mojego ojca wciąż będzie wracał do mojej głowy i sprawiał mi ten okropny ból. River, jeśli przez całe życie, ktoś kto powinien cię kochać okazuje ci tylko nienawiść, pomiata tobą, bije cię i powtarza ci jak bardzo bezwartościowy i żałosny jesteś… Czy masz prawo do szczęśliwego zakończenia? Masz prawo ułożyć sobie normalne życie? Czy kiedyś będę w stanie o tym zapomnieć i się z tym uporać? Nie wiem! I boję się, że cię zranię, boję się że zwiążesz się ze mną i będziesz tego żałował, boję się że będę dla ciebie ciężarem, że przeze mnie nigdy nie będziesz miał normalnej rodziny. Ale chcę walczyć. Walczyć o siebie i o nas. A wiesz dlaczego? Bo najbardziej boję się być bez ciebie. Nie ma na tym świcie nic czego bałabym się bardziej niż tego, że cię skrzywdzę, lub cię stracę. Bo cię kocham…

- Mel, skarbie , poradzimy sobie z tym, rozumiesz? Przetrwamy to, ale tylko razem, obiecaj mi, że mnie nie zostawisz, że zrobimy to razem.

Przytuliłam go, a on ścisną mnie mocno wtulając mnie w swoją szyję. Było mi tak cudownie w jego objęciach

- Razem – powiedziałam wplatając palce w jego włosy. Trwaliśmy tak przez kilka chwil, aż przysunął swoje usta do moich i zaczął mnie całować. Całował mnie delikatnie, a później coraz bardziej głęboko i namiętnie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni po drodze zrzucając swoje ubranie. Posadził mnie na sobie okrakiem i ściągną mi koszulkę pod którą miałam tylko skąpą bieliznę. Zaczęliśmy się ocierać o siebie patrząc sobie w oczy, całując się mocno i leniwie. Kiedy we mnie wszedł nie pamiętałam co to ból, znałam tylko wszechogarniając rozkosz, która odbiera wszystkie inne zmysły. Zaczęłam się na nim poruszać, jego biodra kołysały się delikatnie, przystosowując się do moich ruchów. Przytulaliśmy się i jęczeliśmy sobie w usta. Kochaliśmy się i trwało to bardzo długo. Gdy skończyliśmy River opatrzył moje rany na rękach, zjedliśmy kolację i rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu nieco więcej o sobie, o tym co robił mi mój ojciec, chociaż wciąż nie potrafiłam poruszyć niektórych tematów. I chyba na razie nie powinnam bo dla Rivera to i tak było za wiele. Okropnie przeżył to co mówiłam i widziałam, że naprawdę cierpi słuchając moich opowieści. Chciałam go chronić, ale chciałam też żeby wiedział, mimo wszystko. Kiedy już leżałam w łóżku, gotowa do spania, on położył się na mnie i znów we mnie wszedł. Brał mnie powolnymi, kolistymi ruchami wciąż i wciąż, aż zapomniałam jak mam na imię. Doszłam wiele razy, a usta zaczęły mnie boleć od pocałunków, ale on nie przerywał. Wciąż mnie całował, poruszając się na mnie, szeptał mi jak bardzo mnie kocha, wchodził we mnie bardzo powoli ale i mocno, splatając nasze palce, wkładając swój język głęboko w moje usta. Chyba jeszcze nigdy nie kochaliśmy się tak długo i w aż tak intymny sposób. Nasz seks zawsze był niesamowity. Często robiliśmy sobie rzeczy, które być może niektórzy uznawali za niestosowne, nie mieliśmy przed sobą żadnych hamulców, robiliśmy to we wszystkich pozycjach, mocno i szybko, powoli i delikatnie, brutalnie i namiętnie, jakbyśmy chcieli wejść sobie nawzajem pod skórę i za każdym razem dostawaliśmy się na sam szczyt, drżąc z niewyobrażalnej przyjemności, jaką dawały nam nasze ciała. Ale tym razem, kiedy skończyliśmy czułam jakby oprócz naszych ciał połączyły się również nasze dusze i chciało mi się płakać. Ze wzruszenia i wszechogarniającej miłości którą czułam do tego chłopaka. I kiedy zasnął na mnie wtulając twarz w moja szyję już wiedziałam. Nie ma rzeczy z którą sobie nie poradzimy, szczytu którego nie zdobędziemy, problemu którego nie rozwiążemy, ani bólu którego nie pokonamy. Razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro