Rozdział 13
Poinformowaliśmy Wendy o naszych planach i poszliśmy do Mel. Melanie zadzwoniła do cioci i wujka. Na szczęście właśnie wrócili z urlopu i zgodzili się zanocować w domu Mel.
Czekając na ich przyjście poszliśmy do pokoju jej babci. Byłem troszkę zdenerwowany ponieważ to pierwsza i chyba jedyna bliska mojej dziewczynie osoba, którą właśnie miałem poznać.
Kiedy weszliśmy kobieta spała. Jej pokój był bardzo ładny i jasny, podobnie jak pokój Melanie. Wszędzie było mnóstwo kwiatów, zwisały z wiszących doniczek, stały na podłodze, pięły się po ścianie. W dużych oknach z białymi firankami również stały doniczki. Mel podeszła do babci i dotknęła jej ramienia, budząc ją delikatnie. Kobieta otworzyła oczy i skupiła wzrok na wnuczce. Jej sympatyczna, kiedyś zapewne piękna twarz rozjaśniła się w ciepłym uśmiechu. Miała brązowe oczy, a jej usta wciąż były pełne i zaskakująco mocno zarysowane. Wyglądała młodo, choć równocześnie widać było, że jest bardzo schorowana. Jej ciemne włosy były lekko wyblakłe, a usta blade. Wnuczka nie była do niej szczególnie podobna, choć widać było, że babcia za młodu również dysponowała niecodzienną urodą.
- Hej babciu, jak się czujesz? – zapytała Mel uśmiechając się pokrzepiająco.
- Dobrze skarbie, dziękuję ci… Słaba tylko jestem, ale te nowe leki pomagają…
- Cała szczęście, słuchaj… Chciałam ci kogoś przedstawić… To jest River. – Mel pokazała na mnie dłonią, a ja podszedłem bliżej łóżka, biorąc głęboki wdech. Zaczesałem do tyłu dłonią swoje włosy. Cholera, powinienem wyglądać nieco bardziej schludnie. Tymczasem miałem na sobie zwykły, dość szeroki, nie wyjściowy T-shirt, który założyłem wychodząc z domu, aby było mi wygodnie na naszej wycieczce i zwykłe czarne jeansy. Oczy babci rozszerzyły się w zaciekawieniu. Odchrząknąłem i lekko skinąłem głową.
- Bardzo mi miło. Cieszę się, że w końcu mogę panią poznać…. Słyszałem o pani dużo dobrego. Z pewnością jest pani cudowną osobą, tak bardzo mi przykro z powodu stanu pani zdrowia….
- Och skarbie, mi ciebie też bardzo miło poznać! Mów mi Danika. – odparła babcia z zainteresowaniem - Mel również mi o tobie wspominała i też same dobre rzeczy. Chodź no tutaj, podejdź bliżej, niech ci się lepiej przyjże. Stara jestem kochanie i oczy mam już słabe. A moja Mel w ogóle nigdy nie zapraszała chłopców, więc tym bardziej ciekawa jestem, chłopaka który tak zainteresował moją wnuczkę.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją i podszedłem do Daniki, siadając na krzesełku ustawionym tuż koło jej łóżka. Babcia przyjrzała mi się mrużąc oczy, a na jej usta wypłyną szeroki, szczery uśmiech pełen uznania. Dzięki Bogu.
- No, no widać, że jesteś synem swego ojca… Ale nie jesteś do niego, aż tak podobny jak przypuszczałam. – podniosła rękę i założyła mi włosy za ucho. – Mam na myśli, że jesteś przystojniejszy od swojego taty. To był uroczy chłopiec, ale ty to co innego, skarbie. Nic dziwnego, że Mel postanowiła dla ciebie złamać kilka swoich zasad.
- Babciu…. – Dziewczyna wtrąciła się roześmianym, ale również ostrzegawczym tonem.
- No co? Taka prawda. Ja zawsze wiedziałam… - słowa babci przerwał okropny kaszel, który męczył ją przez kilka chwil. Zerknąłem zaniepokojony na Melanie, ale ona tylko patrzyła na kobietę ze współczuciem i troską – … wiedziałam, że to wina braku odpowiedniego kandydata. Wyglądasz na dobrego chłopca i jesteś doprawdy prześliczny… – Pokiwałem głową przygryzając dolna wargę. Prześliczny to nigdy nie było ulubione słowo które miałby mnie opisać, ale no cóż moja babcia też tak zawsze o mnie mówiłam, więc jakoś przeżyję.
- Dziękuję…
- Mel jest odważna, silna, mądra i bystra…. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o mojej córce. Elena to była taka romantyczka, wiecznie z głową w chmurach. Jak zobaczyła Gabriela to nie było mowy, żeby wybić jej tego chłopaka z głowy. Przystojny był, jak sam diabeł, ale i jak diabeł miał charakter…. – znowu zaczęła kaszleć, Melanie podała jej chusteczkę.
- Babciu, daj spokój, powinnaś już odpocząć…
- Mellie, proszę! To być może ostatnia szansa, żebym porozmawiała z twoim chłopcem, nie odbieraj mi tej przyjemności. Tym bardziej, że wasi rodzice mają wspólna przeszłość…. Chciałabym mu opowiedzieć o jego tacie z mojej perspektywy. I myślę, że z perspektywy twojej mamy… – Wzmianka o tym, że jestem chłopcem Mel bardzo mi się spodobała. Natomiast Mel nie wyglądała na zachwyconą, ale wiedziałem, że przecież nie odmówi swojej babci, której dni były policzone. Ja byłem bardzo ciekawy tego co zamierza powiedzieć mi Danika. Niecierpliwie czekałem na jej słowa.
- No więc, musisz wiedzieć, że dobrze cię pamiętam, chłopcze. I dobrze znałam twojego tatę…. Chciałabym ci o nim troszkę opowiedzieć zanim odejdę z tego świata, jeśli nie masz nic przeciwko. – spojrzała na mnie sugestywnie, a ja pokiwałem głową na znak, że chętnie posłucham, tego co ma mi do powiedzenia.
- No to dobrze. Więc może zacznę od tego, że zawsze uważałam, że moja córka powinna być z twoim tatą. Powinieneś wiedzieć, że to był uroczy, dobry i spokojny chłopiec. Ale też troszkę dziwny, jeśli wiesz co mam na myśli. Nigdy nie bawił się z innymi dziećmi, nie chciał wychodzić, bał się wielu rzeczy, rzadko się uśmiechał i mało mówił…. Jedyna osoba którą akceptował to była Elena, mama Mel. – Słuchałem Daniki czując rosnąca gulę w gardle. Mój ojciec był chory. Mój ojciec miał zaburzenia natury psychicznej, uniemożliwiające mu normalne funkcjonowanie. Mój ojciec mnie kochał. Chciał do mnie przyjechać, pragnął mnie zobaczyć. Nie zrobił tego, nie dlatego że miał ważniejsze sprawy, czy nie uważał mnie za wystarczająco dobrego. To przez jego chorobę. Głośno przełknąłem ślinę, a Danika kontynuowała.
- Elena kochała twojego tatę, ale nie tak jak on tego pragnął. Myślę, że to dlatego, że opiekowała się nim kiedy byli mali, traktowała go jak młodszego brata, chociaż przecież byli w tym samym wieku. Możliwe, też że dobrze wiedziała z czym wiązałoby się stworzenie pary z kimś takim jak Remy. Był specyficzny, miał swoje dziwactwa, tak jak wspominałam…. Kiedy był starszy, stał się troszkę bardziej społeczny i kontaktowy, niż wtedy kiedy był dzieckiem. Również dzięki temu ile Elena z nim rozmawiała, jak bardzo starała się otworzyć go na świat. Bardzo jej na nim zależało. Ale on chciał więcej, zakochał się w niej. Wiem, że miał nadzieję, że będą razem.
Niestety moja córka popełniła ogromny błąd odtrącając tego słodkiego, wrażliwego chłopca. Złamała Remyemu serce. Myślała, że ojciec Melanie da jej szczęście. Nie winię jej za to. Za pewne każda kobieta straciłaby głowę dla Gabriela. Niestety okazało się, że to nie z twoim tatą byłaby nieszczęśliwa, tylko właśnie z nim. Zrozumiała to jednak zbyt późno. Wasi rodzice byliby dla siebie idealni. Ale wtedy nie byłoby was. Możliwe, że oni nie mogli być razem i musieli przejść przez to wszystko, abyście to wy mogli się urodzić i się odnaleźć. Niezbadane są wyroki Boga, a nawet z największego cierpienia i smutku może powstać coś pięknego i dobrego. To daje mi nadzieje, teraz gdy na was patrzę. To daje mi spokój i przywołuje myśl, że w końcu rozumiem. Że to wszystko miało sens. Wiesz co mam na myśli. – Danika znowu dostała ataku kaszlu, a Mel była westchnęła zaniepokojona i pokręciła głową.
- Dobrze babciu, to piękne co mówisz i z pewnością bardzo ciekawe. Sama w sumie o tym nie wiedziałam. Ale powinnaś już odpocząć i…
- Oj daj już spokój Mellie…. I tak zaraz idziecie, więc daj starej babci jeszcze trochę pogawędzić…. No więc na czym to ja …. A tak….. Kiedy Elena poznała Gabriela, Remy zupełnie się załamał. Moja córka zaszła w ciąże i wzięli z Gabem szybki ślub. Byli zaledwie nastolatkami. Niestety nie udało jej się donosić ciąży, ale o tym mieliśmy dowiedzieć się później…. Remy na początku bardzo cierpiał. Jednak wiedział, że skoro Elena jest mężatką na dodatek w ciąży, on musi spróbować zapomnieć. Myślę, że nie planował żadnego związku. Pamiętam jak bardzo nie chciał wtedy jechać do Nevady z twoim dziadkiem. Panicznie bał się podróżować. Jednak wyjazd okazał się dla niego zbawienny. Wrócił z prześliczną dziewczyną, pamiętam do tej pory. Wyglądała jak prawdziwa dama. Miała wielki słomkowy kapelusz, sukienkę w kwiaty i szeroki uśmiech, podobny do twojego. No i te długie, gęste, kasztanowe włosy. Remy się w niej zadurzył, trudno było nie zadurzyć się w takiej dziewczynie. Pięknie mówiła, była artystką. Dziewczyna z wielkiego miasta, wykształcona, obyta. Ale, wybacz, też nieco wyniosła. Natomiast miała absolutną obsesje na punkcie Remyego, choć przecież zupełnie do siebie nie pasowali. Była w nim zakochana po uszy. Nie zważała na to, że jest inny. Widziała to, była bystra i bardzo inteligenta. Mimo to, nie zamierzała odpuścić. A twój tata to był taki prosty, śliczny chłopiec ze wsi, do tego z różnymi problemami. Ciekawa byłam jak sobie z tym wszystkim poradzą. Niestety okazało się, że te wszystkie różnice ich przerosły. A z pewnością przerosły twoją mamę. Remy załamał się po waszym wyjeździe. Ale biedaczek był zupełnie bezbronny, nie wiedział co ma zrobić. Jak dziecko we mgle. Wtedy pomyślałam, że potrzebowałby dziewczyny która zaakceptuje go takim jaki jest, dziewczyny, której to proste, zwyczajne życie, które prowadziłaby z nim tutaj na farmie, wystarczałoby. Która doceniłaby to, że jest wierny, prostoduszny, miły i dobry. Ne szukałaby przygód, nie marzyłaby o czymś więcej. Twoja mama potrzebowała przebojowego mężczyzny, z którym będzie mogła pokazać się na salonach w Nowym Jorku, zwiedzić świat…. Mam wrażenie, że w Remym zauroczył ją głównie jego wygląd. Podobał się wszystkim dziewczętom, był najładniejszym chłopcem jakiego widziałam… No, aż do teraz. – Mrugnęła do mnie z uśmiechem i znowu zakasłała. Mówiła powoli, wyglądało jakby każde słowo sprawiało jej trudność ale nie chciałem jej przerywać. Po chwili odchrząknęła i kontynuowała.
- … Ale na dłuższą metę Annabell to nie wystarczyło. Pojawiłeś się ty, a Remy był chyba najszczęśliwszy na świecie wtedy, kiedy miał cię na rękach, skarbie. Nigdy nie widziałam, żeby kogoś kochał tak bardzo jak kochał ciebie. To było naprawdę słodkie…. Taka szkoda, że was rozdzielono, mam wrażenie, że wy dwaj mieliście ze sobą tak wiele wspólnego. Przy tobie Remy się otwierał, a ty byłeś zawsze uśmiechniętym, cudnym dzieckiem, takim pogodnym i spokojnym. Prawie nigdy nie płakałeś, zawsze chodziłeś wszędzie z Remym. A to doić krowy, a to karmić kury. – Danika się zaśmiała, a ja czułem jak gula w moim gardle rośnie do niewyobrażalnych rozmiarów - To był przesłodki widok, byłeś identyczny jak tata no i do tego wyglądaliście na najlepszych przyjaciół. Miałeś tylko trzy lata ale doprawdy się uwielbialiście. Ale Annabell pewnego dnia spakowała się i oznajmiła wszystkim, że wyjeżdżacie. Remy dosłownie ją błagał, żeby zmieniła zdanie, niestety była nieugięta.
Moja Elena w tym czasie też przechodziła przez piekło. Gabriel pił i był agresywny. Nie aż tak jak po jej śmierci ale….
- Babciu już wystarczy, proszę cię! Bo zaraz zakaszlesz się na śmierć, ledwo już mówisz. Umówmy się, że porozmawiacie innym razem, dobrze? Odpocznij teraz już, proszę….
- Moja wnuczka bardzo się o mnie troszczy…. No dobrze już…. – Mel odchrząknęła i pokręciła głową.
- Babciu, my pojedziemy dzisiaj na wycieczkę, okej? Chcieliśmy zobaczyć razem kilka miejsc…. Karen i Zack właściwie już powinni być…
- Oczywiście kochanie, tak bardzo się cieszę, że troszkę się zabawicie. Jesteście młodzi, korzystajcie z tego!
- Dzięki babciu…. – powiedziała Melanie. Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie ciocia i wujek, idę im otworzyć. – Mel wyszła z pokoju, a ja zostałem sam na sam z Daniką. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, a ona odwzajemniła uśmiech.
- River…. Zaopiekujesz się moją wnuczką, kiedy odejdę? Lżej mi ze świadomością, że moja Mel nie zostanie na tym świecie zupełnie sama, kiedy mnie już nie będzie…. Wiem, że dość krótko się znacie, ale chyba zostaliście przyjaciółmi. To dla niej wiele znaczy, zawsze była taka zamknięta, nigdy nie dopuszczała do siebie nikogo. Przy tobie jest weselsza, szczęśliwsza. Widzę nawet chwilami, tą dziewczynę, którą kiedyś była. Słodką marzycielkę. Bo taka kiedyś była wiesz? No ale nie ważne, ważne jest to czy będziesz przy niej. Mogę na ciebie liczyć?
- Bycie przy niej to najlepsza rzecz w moim życiu. I obiecuję, że zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. – powiedziałem z przekonaniem.
- Dziękuję synku, moja córka byłaby szczęśliwa z twoim tatą i tak bardzo pragnęłam zobaczyć ich razem…. Ale teraz jesteś ty. Mel ma ciebie i już nie będzie sama. Tak się cieszę. Dużo rzeczy w życiu popsułam, River. Nie umiałam obronić mojej wnuczki przed tymi wszystkimi okropnościami, które spotkały ją każdego dnia. Byłam zbyt słaba, tak bardzo żałuję, że do tego dopuściłam…. Ale ty jesteś silny, widzę to wyraźnie, ty nie pozwolisz jej skrzywdzić.
- Nie pozwolę. – odparłem zgodnie z prawdą. To co dzisiaj usłyszałem zmieniło tak wiele rzeczy. Sprawiło, że wszystko co wiedziałem o mojej matce, o moim ojcu, o sobie samym, moim życiu i dzieciństwie okazało się kłamstwem. Tylko jednego byłem pewien i wiedziałem, że nigdy się nie zmieni. To co czułem do Melanie.
Danika patrzyła na mnie i złapała mnie za rękę. Uścisnąłem ją delikatnie i uśmiechnąłem się ciepło na znak zawarcia naszej małej umowy.
Po kilku chwilach do pokoju wpadła Mel w towarzystwie cioci i wujka. Wstałem z krzesełka i zobaczyłem sympatyczna parę koło pięćdziesiątki.
- No dobrze, więc to jest River. – powiedziała Mel
- Dobry wieczór, miło mi poznać. – przywitałem się a miła, ciemnowłosa pani podeszła do mnie wyciągając dłoń na powitanie.
- Nam również miło, River. Jestem Karen, a to mój mąż Zack – uścisnęliśmy sobie dłonie i wymieniliśmy kilka uprzejmości, po czym Karen zaczęła nas wyganiać, żebyśmy nie jechali zbyt późno.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do stadniny.
Kiedy siodłaliśmy konie Mel spojrzała na mnie z przejętą miną
- River słuchaj, przepraszam za moją babcię. Wiem, że to chyba zbyt wiele informacji jak na jeden dzień. Nie miałam pojęcia, że babcia wyskoczy z taką historią. Co prawda to straszna gaduła i uwielbia plotkować, ale mnie nigdy o tym nie opowiadała. To dziwne….
- Mel nie przepraszaj. Jestem wdzięczny twojej babci, za to co mi powiedziała. Nie wiedziałem nic o tacie, ani o mamie. O tym jak wyglądało ich życie tutaj, dlaczego się rozstali. To dla mnie cenne informacje, chciałem jej wysłuchać. – Mel popatrzyła na mnie niepewnie – Poważnie. – dodałem z przekonaniem.
- No dobrze…. Tak czy inaczej wiedz, że naprawdę mi przykro z powodu tego wszystkiego….. Na pewno dobrze się czujesz? – spytała z troską.
- Czuję się dziwnie. Musze to wszystko przetrawić. Zadzwonić do mojej matki i porozmawiać z nią o tym. To trudne i jestem naprawdę cholernie wściekły. Jestem też pewien, że tutaj z ojcem byłbym szczęśliwy. No i mielibyśmy siebie, Mel. Ale nie mogę teraz o tym myśleć. Nie zmienię przeszłości. Muszę sobie to jakoś poukładać. Będzie dobrze. – Mówiłem, kończąc swoje zajęcie.
Mel podeszła do mnie i poczułem jej dłonie na ramieniu. Odwróciłem się w jej stronę chcąc na nią spojrzeć. Dotknęła mojego policzka z czułością, a ja pochyliłem się i wziąłem ją w ramiona. Różniło nas ponad dwadzieścia centymetrów. Podniosłem ją delikatnie, wyrównując tę różnicę. Złapałem ją za pupę, a ona zawinęła nogi wokół mojej talii. Wtuliłem się w jej szyję.
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, okej? – powiedziała, przeczesując między palcami moje włosy.
Pokiwałem głową i przeniosłem swoją uwagę na jej usta. Pocałowałem ją powoli, coraz mocniej przyciskając do siebie jej ciało.
- No dobrze, to może lepiej ruszajmy. – Mel zaśmiała się, przerywając nasz pocałunek i zeskoczyła z moich bioder. – Tak jak wspominałam pojedziemy na mały biwak. Znam fajne miejsce, gdzie będziemy mogli rozpalić ognisko, zjeść coś, popatrzeć w gwiazdy i po prostu posiedzieć razem. To nie daleko, dojedziemy tam za jakieś trzydzieści minut. Jest dość późno, więc to chyba najlepszy pomysł.
Przytaknąłem i wskoczyłem na konia. Jechaliśmy na początku w ciszy, słuchając cykania świerszczy i szumu wiatru. Powietrze było rześkie, mimo, że to był naprawdę bardzo ciepły wieczór. Popatrzyliśmy na siebie i myślę, że nie potrzebowaliśmy słów.
- Podoba ci się tutaj…? – zapytała Melanie z uśmiechem, chociaż brzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu.
- Tak. To miejsce jest wyjątkowe. Ten spokój, cisza, świeże powietrze, dzika przyroda. W Nowym Jorku wszystko po prostu gna. Człowiek nie ma czasu zatrzymać się i zastanowić na sobą i swoim życiem. Po prostu idziesz z prądem, który dosłownie cię porywa. Wszystkie obowiązki, ludzie, którzy wymagają od ciebie wciąż więcej i więcej. Wydaje ci się, że pragniesz tego, co mają oni, tego co oni uważają za cenne i wartościowe, nawet jeśli tak naprawdę wcale takie nie jest. Więc robisz wszystko, żeby dostosować się do ich standardów. Myślisz, że potrzebujesz drogich samochodów, markowych ubrań. Większego i bardziej ekskluzywnego mieszkania. Nie zdajesz sobie sprawy, że dużo szczęśliwszy byłbyś w wytartej koszulce za dolara, gdzieś na końcu świata. Ale za to z kimś wyjątkowym…
- Więc… Nie przepadasz za życiem w Nowym Jorku?
- To nie tak, lubię moje miasto. Jest wielkie i daje wielkie możliwości. Możesz się rozwijać, możesz zarabiać duże pieniądze, zdobywać wiedzę. Chodzi bardziej o to w jakim towarzystwie się obracałem. Poza tym moje życie było raczej nudne. To co opowiadaliście o moim tacie… Myślę, że w niektórych kwestiach jestem do niego trochę podobny - również z charakteru. Jako dzieciak też byłem małomówny i zamknięty w sobie, nie miałem wielu przyjaciół, właściwie nie miałem praktycznie nikogo. Chociaż sporo osób naprawdę chciało się ze mną przyjaźnić, wszystkich odtrącałem. Pewnie większość ludzi miała mnie za dupka. Zapatrzonego w siebie dupka z bogatej rodziny, który ma wszystko i wszystkich gdzieś. Ale tak nie było, ja byłem po prostu trochę inny. Lubiłem być sam. Bałem się do kogoś zbliżyć. Nie chciałem się przywiązywać, nawet nie wiedziałem dlaczego. Sam siebie nie rozumiałem. Zawsze byłem szorstki w obyciu, zimny i niedostępny. Ludzie może i mnie nie lubili, ale za to mi zazdrościli. Niektórzy może nawet podziwiali, to jakim perfekcjonistą byłem, jak idealne z pozoru wydawało się być moje życie i ja sam. W szkole zrobiono ze mnie najlepszego sportowca, którym nie chwaląc się byłem. Kapitana drużyny futbolowej, odnoszącej spore sukcesy. Chcąc nie chcąc byłem chyba najpopularniejszym chłopakiem w szkole. Ale ogólnie miałem to gdzieś. Dużo ćwiczyłem i na tym skupiłem całą swoją uwagę. Na wszelkim rodzaju rozwoju ciała i umysłu. Oprócz futbolu trenowałem też sztuki walki, co dawało mi prawdziwą frajdę. Później poszedłem na studia, ale tak naprawdę zawsze miałem problem w kontaktach międzyludzkich. W pracy większość osób uważa mnie za jakiegoś bezdusznego gnojka pozbawionego wszelkich emocji…. – Mel popatrzyła na mnie z niedowierzaniem i cicho prychnęła – Mówię serio. – dodałem.
- Nie wierzę, River. Jesteś zupełnie inny, empatyczny i otwarty. Nie masz problemu z opowiadaniem o swoich uczuciach, nie mogę sobie ciebie wyobrazić jako małomównego i gburowatego, wybacz ale to nie przejdzie. – powiedziała Mel z uśmiechem kręcąc głową.
- Umiem mówić o swoich uczuciach konkretnie tobie, a to duża różnica. Ale nasza relacja była inna od samego początku. Widziałaś mnie w najgorszej możliwej odsłonie, poznałaś mnie jako, bezradnego, zagubionego chłopaka na pograniczu udaru, uwalonego krowim plackiem i błotem. – mówiłem chichocząc i wspominając jak tedy wyglądałem i się czułem - I okazałaś mi tylko wsparcie i współczucie, pomoc i przyjaźń. Mimo, że byłaś i jesteś najpiękniejszą istotą jaką widziałem w życiu, przy tobie nie musiałem być idealny. Nawet nie miałem takiej szansy. Pokazałem ci się od razu od swojej najgorszej, najsłabszej strony. A ty ją zaakceptowałaś, polubiłaś ją. Rozmawiałaś ze mną, śmiałaś się ze mną i zaopiekowałaś się mną. Sposób, w jaki mnie potraktowałaś, to jaka byłaś, to jak otworzyliśmy się przed sobą, mimo, że wcale się nie znaliśmy i te wszystkie okoliczności sprawiły, że przy tobie mogłem być inny. Czułem, że przy tobie nie muszę udawać, nie muszę być doskonały. Że po prostu mogę być sobą, chociaż tak naprawdę sam nie wiedziałem co to znaczy… Rozumiesz?
Mel patrzyła na mnie w skupieniu. Czułem się trochę dziwnie mówiąc o tym, ale to była szczera prawda.
- Rozumiem, River. – powiedziała po prostu.
- A później było tylko gorzej. Scena z Emmą na ganku… Myślałem, że dosłownie spalę się ze wstydu! – Mel zaśmiała się kręcąc głową
- To było… Niespodziewane.
- Niespodziewane? To była totalna porażka, czułem się jak idiota, nieudacznik i wykorzystujący kobiety dupek w jednym i to wszystko na twoich oczach. Zupełnie się załamałem! Byłem z tego powodu tak strasznie zdenerwowany, że później dostałem ataku wściekłości. Który oczywiście wyładowałem na tobie. Pogrążając się doszczętnie. To było straszne.
- Monolog o twoim wielkim penisie był bardzo barwny, działał na wyobraźnie... – powiedziała zaczepnie znowu się śmiejąc.
Schowałem twarz w dłoniach, mimo, że teraz chciało mi się z tego śmiać.
- Nie przypominaj mi o tym. Byłem pewien, że widzę cię wtedy po ostatni raz. Właściwie nie mogę uwierzyć, że nie dałaś mi w twarz. Mało tego, wciąż byłaś dla mnie miła i odwiozłaś mnie do domu. A ja sięgnąłem dna.
- Nie było tak źle River, poważnie. – odparła Mel pocieszającym tonem.
- Owszem, było. Ale ty mnie nie skreśliłaś. Nie mam pojęcia dlaczego…
- A niby dlaczego miałbym cię skreślać? Nie zrobiłeś nic złego.
- No to nie wiem co musiałbym zrobić, żebyś uznała, że zrobiłem coś złego. – popatrzyłem na nią z uśmiechem, ale jej śliczna twarz posmutniała.
- Wiesz… myślę, że poznałam najgorszy możliwy rodzaj ludzi. Ludzi którzy są naprawdę do bólu źli, zepsuci do szpiku kości. Ludzi bez zasad i bez sumienia. Takich którzy robili naprawdę okropne rzeczy… Zresztą nie ważne. Uwierz mi, to co robiłeś ty było zwyczajnie słodkie, niewinne i nie było w tym nic, o co mogłabym być zła.
Poczułem się jakbym dostał obuchem w twarz. Zrobiło mi się niedobrze.
- Mel…
- Jesteśmy! – przerwała mi radosnym tonem, jakby przed chwilą nie powiedziała tego co usłyszałem. – To tutaj. – dodała zeskakując z konia. Ja również zszedłem ze swojego, a Mel zajęła się zwierzętami zaprowadzając je w bezpieczne miejsce. Okolica była dostosowana do tego, aby się tu zatrzymać, biwakować, rozpalić ognisko i mieć gdzie schronić zwierzęta. Chyba sporo osób podróżowało tutaj właśnie konno. Rozejrzałem się przełykając ślinę i biorąc głęboki, drżący oddech.
To miejsce było piękne. Zatrzymaliśmy się koło szemrzącego strumyka, wśród gęstych krzewów, spojrzałem w górę na ciemne, rozgwieżdżone niebo. Zamknąłem oczy i wciągnąłem powietrze głęboko w płuca.
- Podoba ci się? – zapytała z uśmiechem.
- Bardzo…
- Jest dość późno, ale mamy namiot automatyczny, rozkłada się w jakieś dwie minuty, zaraz ci pokażę…. – Wyciągnęła okrągłe opakowanie z którego wyciągnęła ciemnozielony namiot. Rozłożyła go tak szybko, jak wspomniała. To było naprawdę banalnie proste. Do tej pory rozkładanie namiotu kojarzyło mi się z walką z patykami i sznurkami, a tutaj wystarczyło wbić dosłownie cztery kołki – Możemy też tutaj rozpalić ognisko… Wzięłam pianki – dodała mrugając do mnie, a ja odwzajemniłem się szerokim uśmiechem
- Uwielbiam je.
Rozpaliliśmy ognisko, usiedliśmy i zaczęliśmy podpiekać pianki. Przed wyjściem podebrałem Wendy wino i chociaż Mel mówiła, że zazwyczaj nigdy nie pije alkoholu opróżniliśmy prawie pół butelki. Mel opowiadała mi o swoich studniach, a ja jej o swojej pracy. Opowiadałem też o Nowym Jorku, o tym co chciałbym jej pokazać, a ona o miejscach na świcie, które uważa za najciekawsze i najbardziej warte zobaczenia. W głowie jednak wciąż miałem jej słowa. O tym jak potwornych ludzi spotkała na swojej drodze. Walczyłem ze sobą i ogarniającą mnie wściekłością. Ciężko było pogodzić mi się z tym przez co przeszła. Chciałem żeby nieco się przede mną otworzyła, ale nie miałem prawa pytać o szczegóły, o których z pewnością nie była gotowa opowiadać.
Poza tym rozmawiało nam się wspaniale, jakbyśmy nie robili nic innego przez całe swoje życie.
Po jakimś czasie zgasiliśmy ognisko i położyliśmy się na trawie, na plecach. Niebo było upstrzone mnóstwem migających gwiazd. To było magiczne. Leżeliśmy koło siebie, więc złapałem ją za rękę i splotłem nasze palce, a ona delikatnie zacisnęła dłoń na mojej. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Zobacz, widzisz? Te siedem najjaśniejszych gwiazd? To ogon wielkiej Niedźwiedzicy… A tam dalej reszta, widzisz? – zapytała mnie Mel pokazując jasne punkciki na ciemnym niebie. Skupiłem wzrok łącząc ze sobą świecące kropeczki. Cholera, faktycznie…
- Najjaśniejsza gwiazda w tym gwiazdozbiorze to Alioth, znajduje się w odległości 83 lat świetlnych od Słońca… Wyobrażasz sobie? A tam jest Mała Niedźwiedzica. To w tym gwiazdozbiorze jest się Polaris, czyli północna Gwiazda Polarna Ziemi. Zawsze jest widoczna tylko na północy, właściwie nie zmienia swojego położenia… Dlatego dzięki niej możemy pomóc sobie w określeniu kierunków Świata. Oczywiście jeśli potrafimy ją znaleźć. To najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Małej Niedźwiedzicy… Dzieli ją od nas 430 lat świetlnych...
- Skąd to wszystko wiesz? – zapytałem z uśmiechem.
- Dużo czytam, obserwuje niebo, wiem jak odnaleźć gwiazdy… Wiem całkiem sporo na ten temat… Oczywiście jak na kogoś kto stara się zdobywać taką wiedzę sam… Kiedyś kupie sobie teleskop. Taki profesjonalny z wielkim obiektywem. Będzie stał na moim balkonie i będę mogła wychodzić co wieczór i obserwować gwiazdy. I planety.
- Będę mógł obserwować je z tobą ?
- Jeśli tylko będziesz chciał – odparła, zaciskając palce na mojej dłoni.
Kiedy znowu usiedliśmy, Mel opowiadała mi różne astronomiczne ciekawostki. Czułem się jak zafascynowany dzieciak, okazało się, że naprawdę mało wiem na temat naszego nieba.
Melanie była za to skarbnicą wiedzy o tej tematyce. Opowiadała mi o gwiazdach, o tym jak niezwykłe jest to, że w ogóle żyjemy, o konstelacjach i galaktykach.
- Dobrze - odparła Mel, zmieniając temat i upijając z butelki łyk wina. – To teraz powiedz mi, panie dyrektorze jak się czujesz na łonie natury.
- Cudownie. – odparłem odgarniając do tylu swoje włosy.
- Mam nadzieje, że nasz mały namiot i śpiwory, spełnią wymagania takiego mieszczucha przyzwyczajonego do wygód – powiedziała zaczepnie mrugając do mnie.
- Raczej śpiwór. To ja mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę z tego, że będę spał z tobą w jednym?
- Niby jakim cudem? Pomijam fakt jak szerokie masz ramiona, ale twoje niemal dwa metry na bank nie wcisną się ze mną do jednego małego śpiworka, zapomnij… – zrobiła zabawną minę, a ja udałem oburzonego.
- Chcesz powiedzieć, że mam spać sam? Zdajesz sobie sprawę, że to moja pierwsza noc w takiej dziczy? Nie ma szans żebym zasnął bez przytulania.
- Będziemy w jednym namiocie. – odparła wzruszając ramionami.
- Wspólny namiot mi nie wystarcza. – powiedziałem twardo, kręcąc głową.
- Okej, okej… To ja cię tu wyciągnęłam, więc spróbujemy, ale serio nie wiem co z tego będzie…
- Takie podejście zdecydowanie bardziej mi się podoba – wymruczałem pochylając się w jej stronę i muskając wargami jej usta. Po chwili nasz pocałunek stał się naprawdę namiętny. Posadziłem Mel okrakiem na swoich kolanach dosłownie pożerając jej wargi. Westchnęła, a ja docisnąłem ją do swojego twardego penisa przez materiał naszych ubrań. Delikatnie poruszałem biodrami jęcząc w jej usta i ssąc jej język. Wplotła palce w moje włosy, a ja jeszcze bardziej pogłębiłem pocałunek dociskając ją do siebie znacznie mocniej. Poruszaliśmy się w jednym rytmie, nasze biodra, nasze usta i języki wszystko było idealnie zsynchronizowane, jakbyśmy zostali stworzeni po to, aby być ze sobą, aby się dotykać. Nasze ciała pasowały do siebie doskonale. To było moje miejsce na ziemi. Mój dom. Ona, jej dotyk, jej ciało. Nic innego się nie liczyło. Chciałem ją pochłonąć, być z nią w każdy możliwy sposób. Zacząłem sunąc dłońmi po jej nagich udach, przeniosłem ręce na wąską talię. Nagle poczułem jak ciężkie krople deszczu zaczynają spadać z nieba prosto na nas. Nie wiem co pomyślała Mel, ale ja nie zamierzałem przestawać. Całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie, kiedy deszcz rozpadał się na dobre. Nasze usta były mokre, podobnie jak my cali i wszystko na około. Spijałem krople deszczu z jej słodkich warg czując, jak włosy przylepiają się do mojej twarzy. Nocne niebo rozbłysło, a po chwili usłyszeliśmy grzmot. Mel oderwała się ode mnie i spojrzała w górę.
- Jakim cudem… ? Przecież niebo jeszcze niedawno wydawało się niemal bezchmurne… – powiedziała, a ja przeniosłem usta na jej wilgotną szyję .
- River…. – wyjęczała – Jest burza, konie na szczęście są pod zadaszeniem, a tu jest bezpiecznie, ale powinniśmy wejść do namiotu…
Nie odpowiedziałem skupiając swoją uwagę na jej piersiach, które doprowadzały mnie do obłędu kusząc przez cienki i mokry materiał koszulki, którą miała na sobie.
- River, mówię poważnie – zaśmiała się wplatając palce w moje włosy i delikatnie odciągając od siebie moje wargi. Deszcz nico się uspokoił. Popatrzyliśmy na siebie. Zamrugałem podziwiając to, jak pięknie wygląda, na jej mokre włosy, ciemnoczerwone, wilgotne usta, jasną skórę, delikatnie zaróżowione policzki i niezwykłe, hipnotyzujące oczy. Kruczoczarne, gęste i naprawdę długie rzęsy, które podkreślały te jej przepiękne, wielkie oczy w kształcie migdałów, posklejały się lekko od kropel deszczu. Odebrało mi mowę. Wtedy na jej pełne usta wypłyną szeroki uśmiech.
- Jakim cudem? – Zapytała znowu, odganiając moje włosy do tyłu i zachichotała, a ja wybuchnąłem śmiechem, zupełnie nie wiedzieć dlaczego. Mel po chwili dołączyła do mnie i razem śmialiśmy się jak szaleni. Przytuliliśmy się do siebie, a ulewa znowu przybrała na sile. Podniosłem ją jednym ruchem, wstając ze swojego miejsca, a ona zapiszczała. Znowu ją pocałowałem
- Mam nadzieję, że jesteś gotowa na wspólny śpiworek. – zapytałem sugestywnie poruszając brawami, przekrzykując szum deszczu, a Mel znowu wybuchła śmiechem.
- Jestem gotowa na wszystko – odkrzyknęła, a ja pochyliłem się z nią, wchodząc do namiotu. Było dość sporo miejsca i naprawdę bardzo przytulnie. Materiał był szczelny, a deszcz który uderzał w niego miarowo, tworzył swoisty, niezwykły rodzaj muzyki, dodając coś intymnego i kojącego. Usiadłem na macie sadzając sobie Melanie na kolanach. Szczerzyłem się jak idiota i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Znowu popatrzyła na mnie, kręcąc głową. Włożyła palec w dołeczek w moim policzku i zaczęła mnie nim łaskotać. Po chwili pochyliła się nade mną i polizała mnie wkładając język w zagłębienie, które zawsze pojawiało się, kiedy szeroko się uśmiechałem. Później zrobiła to samo z drugim. Zaśmiałem się nieco zdezorientowany.
- Masz cudowny uśmiech, River. Zawsze chciałam to zrobić. – odparła wzruszając ramionami.
- Jest naprawdę dużo rzeczy, które ja też bardzo, ale to bardzo zawsze chciałem zrobić tobie. – odparłem patrząc na nią sugestywnie.
- Hm… Zawsze? – zapytała unosząc brwi.
- Zawsze…
- W sumie niewiele nas teraz powstrzymuje… No może poza śpiworkiem. – powiedziała żartobliwie, schodząc z moich kolan. – Oto on. – powiedziała poważnym tonem, pokazując na dość wąski pasek materiału.
- Nie wygląda to zbyt obiecująco. Ale chce podkreślić, że wcale nie mam dwóch metrów. Może nieco ponad metr dziewięćdziesiąt…
- Tak, to naprawdę wszystko zmienia. – wyrzuciła w górę ręce, wyraźnie rozbawiona.
- Okej, to jaki jest plan? Ja mam wejść pierwszy, a ty spróbujesz wślizgnąć się obok mnie, czy…?
- Dawaj. – powiedziała, więc wszedłem do środka. Śpiwór wydawał się całkiem spory, posunąłem się i machnąłem zachęcająco na Mel. Popatrzyła, z powątpiewaniem kręcąc głową i parsknęła śmiechem, ale po chwili już wpychała się koło mnie. Jakimś cudem udało nam się wcisnąć, ale byliśmy do siebie dosłownie przyklejeni, bez szansy na jakikolwiek ruch, czy nawet głębszy oddech. Śmialiśmy się tak, że rozbolał mnie brzuch.
- River, olewamy śpiworek, przytulę cię leżąc na macie, wzięłam też koc, także damy radę. – mówiła, próbując wydostać się na wolność. - Poza tym wieczory są naprawdę ciepłe, więc…. Cholera w dupie ze śpiworkiem, wyłaź z niego.
Położyliśmy się na macie, na plecach i spletliśmy palce swoich dłoni. Wciąż szeroko się uśmiechałem i chciało mi się śmiać.
- Jestem przy tobie naprawdę szczęśliwy, Mel…
Poczułem jak Melanie opiera się na ramieniu i pochyla nade mną. Popatrzyła na mnie, a jej chłodne, długie palce dotknęły mojej twarzy. Musnęła moich ust, linii szczęki, przejechała palcem po moim nosie sprawiając, że uśmiechnąłem się szerzej. Na jej ustach też błądził delikatny uśmiech, ale wydawała się jakby zamyślona. Pochyliła się jeszcze mocniej i przywarła do mnie ustami. Zaczęłyśmy się całować. To były głębokie, leniwe pocałunki. Weszła na mnie okrakiem, a ja położyłem dłonie na jej biodrach. Robiliśmy to przez wiele godzin, aż nasze usta były napuchnięte i nabrzmiałe od pocałunków, ale nie mieliśmy dość. Dotykaliśmy się i przytulaliśmy, pieściliśmy siebie nawzajem zachwyceni tym, jak doskonale jest nam razem. Poznawaliśmy swoje ciała, dając sobie wzajemnie niemożliwą do opisania przyjemność. Chociaż wiedziałem, że jeszcze tej nocy, Mel nie odda mi się zupełnie i tak byłem najbardziej spełnionym facetem na świecie. Zasnęliśmy i obudziliśmy się przytuleni do siebie. Śpiew ptaków, świeże powietrze i jej ciepłe wtulone we mnie ciało stanowiły najlepszy rodzaj pobudki.
Wróciliśmy do domu śmiejąc się i rozmawiając. Odprowadziłem Mel, pożegnaliśmy się wyjątkowo wylewnie, umawiając się na wieczór. Wróciłem na swoje ranczo, wziąłem prysznic i poszedłem pracować na farmie. W głowie jednak miałem tylko to, co robiliśmy z Melanie w nocy i nie mogłem nic poradzić na to, że przez cały cholerny dzień szczerzyłem się do siebie jak idiota.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro