Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Wziąłem szybki prysznic i wyszedłem od Mel, kierując się do domu, na swoje ranczo. Ciekaw byłem kiedy zacząłem nazywać to miejsce domem, nazywać je swoim…

Była już prawie ósma rano. Wpadłem z mokrymi włosami do kuchni, a Wendy popatrzyła na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Dzień dobry, Wendy! -  Podbiegłem do niej i cmoknąłem ją w policzek.

- Dzień dobry, kochanie. Chyba cię nie poznaję. Jak ta miłość zmienia ludzi … - odparła rozmarzona.

Nie zamierzałem zaprzeczać… Byłem pełen dzikiej radości i nic nie mogło popsuć mojego nastroju.

Złapałem za jabłko i zobaczyłem jak z salonu wychodzi Ray. No cóż, nawet on wydawał się dzisiaj jakoś mniej denerwujący. Posłałem mu bezczelny uśmiech, podczas gdy jego mina sugerowała, że zdecydowanie nie jest w najlepszym nastroju.

- Bracie! – powiedziałem – Jak dobrze widzieć cię z samego rana i to w tak dobrej formie! Cały wręcz tryskasz pozytywną energią, aż chce się żyć, doprawdy…

- Mam kaca, nie dopierdalaj mi – burknął wrzucając tabletkę aspiryny do kubka z wodą.

- Współczuję…  Być może skorzystałeś z propozycji twoich koleżanek? Kiedy wyszedłem zapewne przerzuciły swoją uwagę na ciebie…- odparłem z przekąsem.

- Niestety. Zrobiliście z Mel takie przedstawienie przed domem Bena, że czuliśmy się jak w  tysiąc pięćset osiemdziesiątym drugim odcinku finałowym  telenoweli „Prawo pożądania”. Dziewczyny po wszystkim były tak wzruszone, że zamiast seksu, żądały od nas gorącego wyznawania uczuć w świetle księżyca. A później włączyły sobie Titanica. Nie pozostało nam nic innego jak uchlać się do nieprzytomności. W momencie kiedy Rose odczepia Leonardo od drzwi, byłem już tak narąbany, że prawie się porzygałem. Wszystko dzięki tobie i twoim ognistym zapewnieniom o nieskończonej, bezwarunkowej miłości. Wielkie dzięki, braciszku!

- Bardzo zabawne… – westchnąłem, patrząc na niego ze zniesmaczeniem.

- Stary, wszyscy stali na balkonie gapiąc się na was i słuchając z zapartym tchem. Bracie nie wiedziałem, że jesteś taki romantyczny. Sam się wzruszyłem, poważnie… - dodał kąśliwie, udając że wyciera z policzka wyimaginowaną łzę.

Dupek.

W sumie miałem gdzieś to, że wszyscy nam się przysłuchiwali, ale pomyślałem, że Mel pewnie nie będzie zadowolona. Cholera, to była prywatna rozmowa, mogliśmy odejść gdzieś dalej, aby ją przeprowadzić, ale po prostu nas poniosło. Nie wpadliśmy na to, że wszyscy przypatrują się nam z balkonu…

Właśnie wtedy coś sobie uświadomiłem i spojrzałem na Raya z krzywym uśmiechem.

- Chyba chciałeś powiedzieć, że gapili się na nas. Przypominam ci, że byłeś z nami na dole i też rzuciłeś bardzo dramatyczny, żeby nie powiedzieć płomienny, monolog. Już zapomniałeś?  „Powinna wybrać mnie, kochałbym ją całym sobą” – powtórzyłem przedrzeźniając jego głos - Więc tak naprawdę można cię uznać za postać trzecioplanową. Wiesz taki irytujący, bezbarwny gość który ma wypełnić fabułę kretyńskimi tekstami i na końcu dostać kopa w dupę – mówiłem z wrednym uśmieszkiem -  Stary, przykro mi ktoś jest na pierwszym palnie w odcinku finałowym, a ktoś na trzecim. Taki los – dodałem, a Ray spiorunował mnie wzrokiem.

- Jesteś dupkiem i nie zasługujesz na nią. Nie wierzę, że pozwoliła się do siebie zbliżyć takiemu wrednemu idiocie jak ty …

- Wczoraj mówiłeś dokładnie to samo… Zabawne, chyba nie potrafisz wymyślić nic bardziej oryginalnego. Nic dziwnego, że….

- Chłopcy przestańcie! Skoro wam obu tak bardzo zależy na tej dziewczynie, to zacznijcie się szanować! Myślicie, że Mel spodobałoby to co robicie? To jak się traktujecie,?! Dobrze ją znam i wiem, że ona nie jest taka! Nie kłóci się z ludźmi i ich nie poniża, nie robi nic co mogłoby sprawić komuś przykrość! A wy jesteście braćmi, na litość Boską! Powinniście się wspierać, nawet jeśli los was rozłączył na długie lata! Jesteście rodziną! – Popatrzyliśmy na Wendy, a ja czułem się jak słusznie skarcony chłopiec. I totalny idiota.

Właściwie to… Ona miała rację. A na dodatek ja byłem starszy, powinienem być mądrzejszy. Powinienem schować swoje urazy. To nie wina Raya, że on miał ojca, a ja nie. Strasznie mu zazdrościłem. Był tutaj, żył w tym domu przez te wszystkie lata. Miał tatę, a po sąsiedzku mieszkała Melanie, z którą się przyjaźnił. Miał wszystko to, czego ja pragnąłem i nie mogłam mieć. Ale przecież nie miałem prawa go za to nienawidzić… Nawet jeśli przywitał mnie tutaj kąśliwymi tekstami i żądaniem, abym zrzekł się spadku, a nie tak jak powinien był przywitać mnie brat. To już nie ważne. Wziąłem głęboki oddech i zaczesałem włosy do tyłu. Mój brat patrzył na mnie z rezerwą.

- Ray…  Wendy ma rację. Wiem, że zachowuję się jak dupek, ale prawda jest taka, że po prostu… Chyba jestem cholernie zazdrosny. Zazdrosny o to, że miałeś ojca, że mogłeś tu mieszkać. A ja… Nie mam prawa obwiniać cię za to, że tego nie miałem – dodałem, a Ray zmarszczył brwi. Byłem beznadziejny w wyznawaniu uczuć. Chyba, że w grę wchodziła Mel. Czułem się nieco zażenowany swoim wyznaniem, więc nie czekając na odpowiedz Raya, po prostu ruszyłem do swojego pokoju. Nie zatrzymywał mnie, lecz nie miałem mu tego za złe. Położyłem się na łóżku biorąc głęboki wdech.

Zastanawiałem się jak spędzić dzisiejszy dzień. Sprawdziłem maila, załatwiłem parę spraw służbowych, które mogłem ogarnąć przez telefon. Nie musiałem martwić się urlopem, ponieważ zostało mi jeszcze trochę czasu. Poza tym ostatnio pracowałem tak intensywnie i załatwiłem tyle spraw, byłem dostępny właściwie dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc miałem prawo do dłuższego odpoczynku.

Poszedłem pomóc Henry’emu, ponieważ naprawdę bardzo polubiłem pracę na farmie i pomoc przy zwierzętach. Wszystko co robiłem sprawiało mi satysfakcję, o co w życiu bym się  nie podejrzewał. Mogłem się zmęczyć, pośmiać z fajnymi ludźmi, dowiedzieć ciekawych rzeczy. Dzisiaj naprawiałem zagrodę dla owiec, a nawet doiłem krowy razem z Dannym, miłym gościem który miał aż szóstkę dzieci i zawsze jeździł z nimi na ciekawe wycieczki. Opowiadał o biwakach, polach namiotowych i kempingach, a ja zastanawiałem się, czy Mel nie pojechałaby ze mną na podobną wyprawę. 

Po kilku godzinach dołączyła do mnie Betty. Poszliśmy do stadniny i pielęgnowaliśmy konie. Wyczesywaliśmy je, a w końcu osiodłaliśmy i po raz pierwszy sami pojechaliśmy na przejażdżkę. Moja siostra była tu tak bardzo szczęśliwa.

Jechaliśmy podziwiając piękne widoki i wdychając świeże, górskie powietrze. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Ja też czułem się tutaj szczęśliwy. Chociaż główny i najważniejszy powód mojego szczęścia był oczywisty i była nim Mel, to miałem tutaj też całkiem sporo małych, drobnych radości.

Po piętnastej wróciliśmy z Betty  z powrotem na farmę.  Miałem na sobie nieco zakurzony po dniu pracy, dopasowany, ciemnozielony podkoszulek i byłem cały spocony i brudny. Zamierzałem się umyć, przebrać i zadzwonić do Mel. Zaprowadziliśmy z Betty konie do stadniny i ruszyliśmy do domu.

Wszedłem do przedpokoju i usłyszałem najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek istniał. Jej śmiech. Brzmiał jak dzwoneczki. Zajrzałem do salonu, a na kanapie koło Wendy siedziała Melanie. Słuchała z rozbawieniem jak moja gosposia opowiada jej, o wyjątkowo nieudanej próbie zrobienia jakiegoś ciasta. 

Zastukałem palcami w futrynę przykuwając jej uwagę. Spojrzała na mnie, a moje serce prawie wyrwało mi się z piersi. Uśmiechała się, patrząc mi w oczy, ale po chwili jej wzrok zaczął wędrować w dół mojego ciała. Po moich ramionach i brzuchu. Jej mina spoważniała i przełknęła ślinę. Pomyślałem, że naprawdę spodobało jej się to co zobaczyła. Popatrzyliśmy sobie w oczy, a powietrze między nami było naładowane napięciem. Przynajmniej dla mnie. Wendy odchrząknęła sugestywnie, czym zwróciła uwagę Mel. Dziewczyna spojrzała na nią nieco onieśmielona, a Wendy uśmiechnęła się ciepło po czym zerknęła na mnie.

- River, skarbie! Dobrze, że już przyjechałeś, Mel wpadła się z tobą zobaczyć.

- Nie mogłem mieć lepszej niespodzianki po powrocie. – Odparłem wchodząc do pokoju. Pochyliłem się nad nią i dałem jej całusa w policzek. Chciałem więcej, ale zdecydowanie nie wypadało rzucać się na Mel przy mojej gosposi.

- Tak, pomyślałam, że wpadnę się z tobą zobaczyć... Przy okazji mogłam też pogadać z Wendy, dawno się nie widziałyśmy…

- Melanie! – Betty wbiegła do pokoju cała spocona i zmęczona, ale z wielkim uśmiechem. – Ale super cię widzieć. River zabrał mnie na konie, wiesz? Mówię ci, ale było fajnie! Jeździliśmy przez ponad godzinę! Musisz mi kiedyś opowiedzieć ze szczegółami o tym rodeo! – mówiła jak karabin maszynowy, a Mel zaśmiała się i pokiwała głową.

- Poważnie jeździłaś na rodeo? – zapytałem patrząc na Mel, a ona uniosła jedną brew.

- A masz jakieś wątpliwości?

- Absolutnie nie, ponad to myślę, że jesteś w tym świetna. Podobnie jak we wszystkim…

- Uwielbiasz się podlizywać, co?

- Uwielbiam podlizywać się tobie, a to różnica… - powiedziałem sugestywnie.

- Mel od zawsze miała rękę do zwierząt, szczególnie do koni. Dlatego wiem, że będzie weterynarzem z prawdziwym powołaniem, chcącym pomagać zwierzętom na każdy z możliwych sposobów… -  mówiła Wendy, patrząc na Melanie z prawdziwą dumą.

- Dziękuję…

- Będziesz weterynarzem? Ale super! Ja też chciałabym być! Opowiesz mi jak wyglądają takie studia? – wtrąciła się Betty.

- Jasne…

- Ale podkreślam, że Melanie przyszła do mnie! Nie lubię się dzielić, dlatego zabieram ją do swojego pokoju, a wy umówcie się na babskie ploteczki w innym terminie.

- Oj weź, daj spokój River! – fuknęła na mnie moja siostra - To nie babskie ploteczki, tylko poważne tematy!

- Jutro, Bettany – powiedziałem nieznoszącym sprzeciwu tonem, łapiąc moją dziewczynę za rękę. Z ulgą zauważyłem, że  wstała z kanapy odwzajemniając uścisk mojej dłoni. 

- Obiecuję Betty, że jutro się spotkamy i porozmawiamy. Opowiem ci o moich studiach i o barrel racing. A ty odpocznij po całym dniu.

- Okej…. Masz rację, marzę o prysznicu, ale jutro na pewno, dobrze? A co to jest barrel racing?- zapytała Betty.

- To konkurencja jeździecka w stylu western. Kiedyś brałam w niej udział i całkiem nieźle mi poszło. Opowiem ci jutro… – mrugnęła do Betty, pożegnała się i poszła za mną. Trzymałem ją za rękę idąc po schodach..

Weszliśmy do środka, a pomieszczenie rozświetlał blask powoli zachodzącego słońca. Odwróciłem się w stronę Mel, patrząc jej głęboko w oczy.

- Tęskniłem za tobą… - wyszeptałem – Nie było sekundy, podczas której nie myślałbym o tobie… - rozchyliła wargi, a ja polizałem je językiem. Jęknąłem cicho i pogłębiłem pocałunek. Mel sunęła dłońmi wzdłuż mojego ciała, wkładając dłonie pod koszulkę, badając palcami mięśnie mojego brzucha. Odchyliłem głowę do tyłu kiedy jej ręka dotknęła mnie przez materiał spodni. Mel przeniosła swoje usta na moją szyję.

- Melanie… - wyjęczałem  - Cały dzień pracowałem na farmie, muszę się umyć. – Ona  jednak nie przestała mnie całować. W odpowiedzi jedynie zamruczała w moją szyję.

- Chodź ze mną pod prysznic…?

Kiedy tylko to powiedziałem, Mel odsunęła się ode mnie jakbym nagle jej coś uświadomił.

- River, w sumie to mieliśmy dzisiaj rozmawiać. Jeśli zaczniemy… No wiesz … To nie ma szans na jakąkolwiek konwersację i komunikację. No może po za jęczeniem i wzdychaniem, ewentualnie okazjonalnym „ O tak, błagam nie przestawaj”. Nie oszukujmy się, właśnie tak to będzie wyglądało – powiedziała z determinacją na twarzy, siadając na moim łóżku.

- Nieprawda… Wczoraj opowiedziałem ci bardzo dużo o sobie. To się nie wyklucza. A nawet pomaga się otworzyć i tworzy między nami niepowtarzalną więź – dodałem z satysfakcją, zakładając swoje przydługie włosy za ucho.

- No dobrze, masz rację, coś w tym jest. Ale to nie zmienia faktu, że chciałbym dzisiaj wieczorem z tobą porozmawiać. Tak po prostu. Dobrze?

- Okej, co tylko zechcesz… Bardzo chcę z tobą rozmawiać. Ale równie mocno chciałbym cię wziąć ze sobą pod prysznic- wzruszyłem ramionami, ściągając koszulkę. Mel znowu skupiła się na moim ciele. Upadłem przed nią na kolana, rzucając koszulkę w róg pokoju. Właściwie przykleiła wzrok do mojego nagiego torsu i brzucha, badając mnie wnikliwym spojrzeniem.

- Więc...? – uśmiechnąłem się na widok jej miny.  

- Nie. Nie, nie, nie. – powiedziała zasłaniając sobie oczy dłońmi i kładąc się na łóżku – Czekam na ciebie. Nie namówisz mnie.

Westchnąłem i chwyciłem ręcznik.

Wziąłem zimny prysznic w ekspresowym tempie i po chwili wszedłem do pokoju w samym ręczniku którym przepasałem sobie biodra.

- Zapomniałem spodenek - zakomunikowałem zaczesując do tyłu swoje mokre włosy i zrzuciłem ręcznik szukając w szafie bokserek.

Nie było mi wstyd. Lubiłem swoje ciało, poza tym ona przecież już mnie widziała, ale kiedy na nią zerknąłem zauważyłem że przygląda mi się tak intensywnie, jakby widziała mnie po raz pierwszy.

- Wychodzimy? – zapytałem. – W sumie zamierzałem założyć tylko bokserki, ale jeśli mielibyśmy gdzieś  iść to chyba lepiej, żebym włożył spodnie – dodałem analizując czy mam jakieś czyste jeansy. Musiałem niedługo jechać na zakupy. Mój wyjazd znacznie się przeciągnął i potrzebowałem więcej ubrań.

- Słucham? – zerknąłem na nią, a ona zamrugała jakby wcześniej nie słuchała co do niej mówiłem

- Wychodzimy? – powtórzyłem uśmiechając się do niej miękko.

-  Aaa, tak. Wiesz, lepiej wyjdźmy. Właściwie to mam ochotę się przewietrzyć….– odparła spuszczając głowę.

- Okej - wyjąłem moje ostatnie jeansy i ciemnozieloną koszulkę. Ubrałem się, a ona wypuściła powietrze i podniosła głowę, patrząc na mnie z rezygnacją.

- Znowu zielona? Poważnie? – Zapytała.

- Nie lubisz tego koloru?

- Uwielbiam, to mój ulubiony. Ale sposób w jaki podkreśla kolor twoich oczu… I tak są wystarczająco rozpraszające, a teraz nie będę mogła skupić się na niczym innym.

Spojrzałem na nią zaskoczony

- Podobają ci się moje oczy?

- River, twoje oczy to najpiękniejsze co w życiu widziałam – powiedziała opierając łokcie na materacu.

Przełknąłem ślinę. Ona tak poważnie? 

- Chyba nie widziałaś siebie w lustrze. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego jaka jesteś piękna?

- Wiem jak działam na ludzi i wiem jak wyglądam. Ale jeśli czekasz, aż powiem, że moje odbicie w lustrze to najpiękniejsze co w życiu widziałam, to jesteś w cholernym błędzie – odparła z przekąsem, a ja zachichotałem. – Mówię szczerzę. W połączeniu z kolorem twoich włosów i tą zieloną koszulką twoje oczy wyglądają… Niesamowicie.

Byłem lekko zażenowany tym jak bardzo jestem z siebie dumny i szczęśliwy, że jej się podobam, że znalazła we mnie coś, co uważa za piękne. Moje oczy zawsze były czymś co kojarzyło mi się z ojcem… Nigdy ich nie lubiłem, mimo , że obiektywnie faktycznie miały ciekawy i intensywny kolor.

- Ktoś kogo znałaś miał takie same oczy. Więc nie mogą być najpiękniejszym co widziałaś...

- River…

- Nienawidzę ich… – odparłem siadając na materacu i chowając twarz w dłoniach – Nienawidzę wszystkiego we mnie, co kojarzy mi się z moim ojcem. Dlaczego muszę wyglądać jak on? To dlatego ci się podobam?- zapytałem, nawet nie wiem dlaczego.

- River, popatrz na mnie – wzięła w dłonie moją twarz i popatrzyła mi w oczy – Co ty wygadujesz? Jesteś podobny do taty, ale jesteś sobą. Oczy twojego taty były podobne do twoich, ale tylko twoje są tak nadzwyczajne. Sposób w jaki kontrastują z kolorem twoich rzęs i włosów, to jak podkreślają barwę twoich ust. Te chwile, kiedy patrzysz w słonce i mienią się tysiącem odcieni złota i zieleni. Nigdy nie było drugich takich, są niezwykłe i wyjątkowe. Tak jak ty – mówiła patrząc na mnie z uwielbieniem , zakładając pasmo moich włosów za ucho. Chciałem ją pocałować. To jak na mnie patrzyła, to jak o mnie mówiła sprawiło, że przestawałem czuć się jak marna kopia mojego ojca. Zaczynałem być sobą, chłopakiem którego uważała za kogoś wyjątkowego.

- Twój tata tak bardzo cię kochał, River… - dodała, a ja zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową. – Kochanie, posłuchaj mnie, wiem że to trudne, ale… ale myślę, że powinieneś dowiedzieć się o wielu rzeczy o swoim tacie.

- Nie chcę o nim słuchać, Mel….

- On był moim przyjacielem, River. To przeze mnie twoja mama wysłała cię tutaj! To ja nie dawałam za wygraną, kiedy Remy umierał, byłam nawet gotowa jechać po ciebie do Nowego Jorku, aby mógł cię w końcu zobaczyć…

Że co? Nie mogłem uwierzyć własnym uszom.

- Słucham ? – spytałem patrząc na nią zdezorientowany.

- Dzwoniłam do twojej mamy wiele razy. Za pierwszym razem odebrała telefon…. Powiedziałam jej,  że masz prawo wiedzieć, co się dzieje z twoim tatą, że masz prawo sam zadecydować, czy chcesz się z nim pożegnać, masz prawo znać prawdę…

- Nie miałem pojęcia… Kiedy to było?

- Kilka miesięcy temu, zaraz kiedy przyjechałam do mojej babci i dowiedziałam się o stanie twojego taty.

Więc mogłem poznać ojca, pożegnać się z nim...?

Nie… Nie zrobiłbym tego, nie przyjechałbym…

- Mel, myślę że to by nic nie dało, byłem na niego wściekły, nie chciałem go widzieć.

- Nawet gdybyś wiedział, że umiera trzymając w rękach twoje zdjęcie? To było jego największe marzenie River, kochał cię nad wszystko na świecie... Raya oczywiście też, ale...

Pokręciłem głową, nie mogłem tego słuchać.

- Przestań Mel...

- Wiem, że gdyby twoja mama pozwoliła mi do ciebie zadzwonić, pozwoliłaby nam porozmawiać, zmieniłbyś zdanie...

- Nie Mel, nie zmieniłbym. Gdybyś przyleciała do Nowego Jorku i miałbym cię szansę poznać, wtedy zapewne zrobiłbym dla ciebie wszystko łącznie z wizytą w Utah. Ale przez telefon? Nie wiedziałbym z kim rozmawiam, nie znałem cię i nie zmieniłbym...

- Zmieniłbyś... - przerwała mi - Ponieważ powiedziałabym ci prawdę. Powiedziałabym ci, że twój tata był bardzo chory. Że jego stan psychiczny powodował, że za każdym razem kiedy był na lotnisku, aby do ciebie lecieć kończył w szpitalu. Twój tata miał autyzm River... Łagodną odmianę, ale za to z napadami lęku panicznego i zaburzeniami lękowymi w postaci fobii... On był inny River... Był chory. Nie radził sobie z rzeczami, które my uważamy za naturalne i oczywiste. Wpadał w panikę, bał się. Z każdym rokiem jego fobia się pogłębiała...Kiedy był bardzo młody, był jeszcze nastolatkiem, ponoć sporadycznie udawało mu się opuścić Utah. Jednak i tak kosztowało go to wiele nerwów, nawet najmniejsza podróż. Pewnego razu, kiedy chciał do ciebie lecieć miał tak silny atak duszności i drgawki, że z lotniska musiała zabierać go karetka.... W końcu doszło do tego, że wpadał panikę, kiedy musiał iść do sklepu...

- Nie, Melanie, to jest nie możliwe.... Gdyby tak było, wiedziałbym. Przecież musiałbym wiedzieć o czymś tak istotnym... Ja... - Zabrakło mi słów. Nie wiedziałem co powiedzieć. Prawda była taka, że nie rozmawiałem z tatą odkąd skończyłem siedem lat. Nic o nim nie wiedziałem. Świadomość tego co przed chwilą usłyszałem uderzyła we mnie z całą mocą. Popatrzyłem na Mel i gdyby nie to, że ufałem jej całym sercem, wiedziałem jak dobra i uczciwa jest, nie uwierzyłbym nawet w jedno słowo. Ale wiedziałem. Wiedziałem, że mówiła prawdę. Bo to była ona, dziewczyna, którą kochałem, moja przyjaciółka i najlepsza osoba na świecie. Czułem, że zaczynam się dusić, a do oczu napływają mi łzy. Pokręciłem głową jakbym nie wierzył. Jakaś część mnie faktycznie nie potrafiła pojąc tego co usłyszałem. Zaszlochałem chowając twarz w dłoniach. Nienawidziłem go całe życie. Odsunąłem go od siebie. Nie odbierałem telefonów, wykreśliłem go, nawet nie próbując z nim porozmawiać. Nigdy nie dałem mu szansy. Rozmawiałem z nim tylko jako mały chłopiec, który nie rozumiał, nie mógł zrozumieć.

- Kochanie... - Mel wyszeptała do mnie czule, delikatnie łapiąc mnie za głowę i ciągnąc mnie w swoim kierunku. Rzuciłem się w jej ramiona, schowałem twarz w jej piersiach i płakałem. Miałem gdzieś, jak to wygląda, wiedziałem, że przy niej mogę być sobą. Gładziła mnie po włosach, całowała szeptając kojące słowa.

- Nie wiedziałem... - krzyknąłem, a jej ciało stłumiło dźwięk mojego głosu. - Boże, nie miałem pojęcia. Dlaczego? Myślałem, że mnie nie chciał... Że mnie porzucił, założył nową rodzinę i nie znalazł dla mnie nawet jednego dnia. Myślałem, że nie uznał mnie za wartego jego uwagi, czułem się taki bezwartościowy, Mel. Taki samotny. Z każdym rokiem nienawidziłem go coraz bardziej, zamykając się w sobie na wszystkie możliwe sposoby. A teraz on nie żyje!

- Kochanie to nie twoja wina, ty jesteś tylko ofiarą, miałeś prawo tak się czuć i tak reagować. To zupełnie normalne... - pokręciłem głową.

- Jak to możliwe? Jak to jest w ogóle możliwe, że nie wiedziałem o czymś tak istotnym ?! A moja matka? Mówiła mi, że ojciec nie ma dla mnie czasu, że ma ważniejsze sprawy, że jestem dla niego nieistotny... Ona wiedziała? Żyła z nim przez lata, musiała wiedzieć....

- River... Obawiam się, że twoja mama wiedziała, ale nie mam pojęcia dlaczego wprowadziła cię w błąd i nigdy nie powiedziała ci o stanie taty. Nie rozumiem tego, ale teraz to nic nie zmieni...

- O Boże, zaraz się porzygam. - powiedziałem odsuwając się od Melanie. Naprawdę było mi nie dobrze. - Przez te wszystkie cholerne lata! Zadręczała mnie sobą i swoimi nastrojami. Myślałem, że ojciec ją porzucił, dlatego ze mną wyjechała, że to jego wina. Tymczasem wychodzi na to, że to ona uciekła od niego, pewnie dlatego, że był chory... I pozwoliła mi wierzyć, że on mnie nie chce. Mówiła, że się nami nie interesuje, cieszyła się, że unikam z nim kontaktu. A ja jej wierzyłem! Boże, dlaczego zrobiła coś takiego?!

- River, kochanie, proszę popatrz na mnie. - spojrzałem w jej piękne oczy i poczułem, że się trzęsę. Oddychałem mocno patrząc na nią i próbowałem się uspokoić - Kochanie, wszystko będzie dobrze... Proszę. Mogę się domyślać jakie to dla ciebie trudne, ale błagam nie zadręczaj się . Masz prawo płakać, masz prawo być wściekły. Wiem że powinieneś jakoś rozładować te emocję, które teraz czujesz. Tylko proszę nie zadręczaj się... - pokiwałem głową, bo przecież zrobiłbym dla niej wszystko.

- Potrzebowałem taty, Mel... Gdyby moja mama była inna, gdyby była troskliwa, opiekowała się mną nie odczułbym tak bardzo braku ojca. Ale w mojej sytuacji, naprawdę go potrzebowałem...

- Wiem... - wyszeptała odgarniając moje włosy przylepione do mokrej twarzy. Wypuściłem drżący oddech.

- Nigdy jej tego nie wybaczę....

- River wiem, że masz żal do mamy, ale porozmawiaj z nią. Proszę. Nie przerzucaj swojej nienawiści na nią... Musisz być dzielny, a brak wybaczenia i wściekłość to najgorsze rozwiązanie. Postaraj się jej wysłuchać. - mówiła do mnie czule, a mnie zalała fala uczuć. Głównie miłości. Do niej.

- Kocham cię. - powiedziałem bez tchu - Potrzebuje cię. - dodałem - Jesteś dla mnie wszystkim, Mel.

Patrzyła na mnie gładząc mój policzek

- Nigdzie się nie wybieram, River. Jestem dla ciebie teraz i każdego dnia. - dodała uśmiechając się do mnie ciepło, a ja poczułem jak rośnie mi serce. Przytuliłem ją mocno. Położyliśmy się na poduszkach, milczeliśmy i tuliliśmy się do siebie. Mel wciąż przeczesywała moje włosy.

- Jaki on był...? - zapytałem, a Mel uśmiechnęła się na wspomnienie o moim tacie. Poczułem potworne wyrzuty sumienia na myśl o tym jak go traktowałem.

- Był... Cichy, spokojny i wrażliwy. Małomówny. No i miał złote serce. Nie do końca rozumiał zachowania innych ludzi, wolał towarzystwo zwierząt i lubił być sam. Dopuszczał do siebie mało osób, ale kiedy już z kimś się zaprzyjaźnił, potrafił się otworzyć i być naprawdę zabawnym i uroczym gościem. Bardzo go lubiłam. Chociaż poznałam go lepiej tak naprawdę niedługo przed moim wyjazdem na studia. Jednak zawsze wzbudzał moją sympatię. Wydawał się taki nieśmiały, nigdy nie patrzył nikomu w oczy. Wyglądało to tak jakby się wstydził, ale on po prostu miał swój świat, który dla niego był właściwy, w którym mógł być sobą, w którym nikt nie uważał go za dziwaka. Ja widziałam ten jego świat. Szkoda, że nigdy nie poznał kobiety, która chciałaby go z nim dzielić, zamiast na siłę ciągnąć go do własnego. Myślę, że zasługiwał na to jak mało kto, wiesz? - przełknąłem ślinę. Poczułem, że Mel byłaby dziewczyną, która by to potrafiła. Która posłałaby wszelkie uprzedzenia do wszystkich diabłów i umiała wejść do świata mojego taty, nadając mu światła, piękna i barw. Tak jak to zrobiła z moim własnym światem. Bez niej byłem nudnym, pustym i zamkniętym w sobie samotnikiem. Zrozumiałem to dopiero kiedy ją odnalazłem. Przytuliłem ją mocniej.

- Powiedziałaś, że to dzięki tobie moja mama wysłała mnie tutaj... - powiedziałem przypominając sobie jej słowa.

- Nie dzięki mnie, troszkę przesadziłam. Bardziej dzięki twojemu tacie. W dniu jego śmierci, postanowiłam spróbować ten jeden ostatni raz. Nie wiem dlaczego przecież i tak już nie zdążyłbyś przyjechać. Zadzwoniłam do niej z innego numeru, ponieważ mój zablokowała. Wzięłam ją na głośnik i zanim zdążyła się rozłączyć usłyszała głos twojego taty. Mówił naprawdę wzruszające rzeczy. Popłakała się. Chyba żałowała, że była taka uparta... Twój tata powiedział jej jak bardzo cię kocha, że przepisuje ci wszystko co ma i prosi aby dopilnowała byś tego nie sprzedał. Obiecała mu, że tak zrobi.

- Więc to, że tu jestem, że mogłem cię poznać... Zawdzięczam to tobie. - powiedziałem tuląc ją do siebie.

- Nie River, zawdzięczasz to sobie. To ty przyjechałeś mimo niechęci i upływu tylu lat. Ty pokonałeś swój strach i nienawiść, którą miałeś wpajaną przez całe życie. Nie musiałeś tego robić. W głębi duszy zrobiłeś to, bo wiedziałeś. Jestem z ciebie taka dumna.

- Dziękuję, Mel. Ale prawda jest taka, że byłem uparty. I głupi. A teraz jest już za późno.... Chciałbym mu powiedzieć, że tak bardzo mi przykro, że tak bardzo żałuję tych wszystkich lat....

- Możesz mu powiedzieć, River. Ja tez często rozmawiam ze swoją mamą i wiesz co? Ona słucha. Jestem pewna. Pewnie patrzą teraz na nas z twoim tatą. Ja w to wierzę....

- Wiesz... Ja w sumie też w to wierzę. - dodałem przypominając sobie jak zgubiłem się w drodze na ranczo. Mówiłem wtedy do mojego taty różne rzeczy. Nie byłem zbyt miły, aż w końcu poprosiłem go o pomoc. A po chwili odnalazła mnie Mel. I mnie uratowała. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa. - Dziękuję Melanie - powiedziałem po prostu po nie miałem pojęcia co miałbym dodać. Poczułem jak ona się uśmiecha, więc i ja się uśmiechnąłem. Mimo tego czego się dowiedziałem, byłem szczęśliwy. Najszczęśliwszy na świecie. Właśnie z nią.

- Wiem jak możesz rozładować swoje emocje. - powiedziała po kilku chwilach, a ja oparłem się na łokciu skupiając wzrok na jej twarzy. Popatrzyliśmy sobie w oczy i to wystarczyło. Zakołysałem biodrami.

- Kochanie to byłoby najlepsze rozładowanie emocji o jakim mógłbym marzyć... - wymruczałem, a ona się zaśmiała.

- Miałam na myśli, że moglibyśmy pójść do mojej stadniny. Wzięlibyśmy Wichurę i Rzemyka. I poszlibyśmy nad wodę. Pokazałabym ci różne fajne miejsca. Mamy jeszcze całe popołudnie no i nocą też będzie fajnie. Pewnie będzie widać gwiazdy. Spacerowalibyśmy, a ja mogłabym ci poopowiadać ciekawe historie, które słyszałam od babci. Kiedy byłam mała uwielbiałam ich słuchać. Moglibyśmy nawet zrobić biwak. Znam świetne miejsce, weźmiemy śpiwory, zrobimy ognisko... Co ty na to?

Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami i poczułem się jak mały chłopiec, który ma wyruszyć na przygodę życia z dziewczyną swoich marzeń

- Mówisz poważnie? - zapytałem z powagą. Mel zmarszczyła brwi

- Poważnie, jestem na tak, czy poważnie, jestem na nie? - odpowiedziała pytaniem.

- Tak! - Krzyknąłem nieco głośniej niż to było konieczne, wywołując jej chichot.

- No to musimy się zbierać. - powiedziała próbując się wydostać z moich objęć

- Okej, puszczam cię, ale tylko dlatego, że spędzisz ze mną całą noc.

- Tak jest. - odparła i ruszyła w kierunku mojej szafy - Musisz wziąć parę rzeczy, ja też skoczę do siebie, zadzwonię do Karen i Zacka, ale na pewno będą mogli przyjść do babci.... No i możemy ruszać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro