Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Kolacje takie, jak tamtego wieczoru, stały się dla nas tradycją. Co tydzień wychodziliśmy do jakiejś innej restauracji i organizowaliśmy sobie właśnie taką romantyczną randkę. Mel zasługiwała na wszystko co najlepsze i ja zamierzałem jej to dać.

Moja dziewczyna wróciła na studia i radziła sobie wspaniale. Pracowała cały czas zdalnie w tej samej firmie, w której pracowała wcześniej, ale kiedy poszła na praktyki przyjęto ją w klinice, gdzie mogła odbywać staż i uczyć się od najlepszych lekarzy weterynarii. Kochała zwierzęta i opiekowała się nimi z prawdziwym oddaniem. Cieszyłem się, że jej praca jest jednocześnie jej pasją.

Każdego dnia pokazywaliśmy sobie jak bardzo się kochamy i jak wiele dla siebie znaczymy. Ciekaw byłem jak będzie wyglądał nasz związek za rok, dwa czy trzy lata. Ale okazało się, że było tylko lepiej. Przywiązaliśmy się do siebie tak bardzo, że czułem się jakbym tworzył z nią jedność.

Całkiem sporo podróżowaliśmy, naprawdę chciałem spełnić wszystkie jej marzenia. Pamiętałem o jakich miejscach mi mówiła, kiedy opowiadało o podróżach i organizowałem wycieczki właśnie tam, gdzie chciała być, do krajów które pragnęła zobaczyć i zwiedzić. Jej radość i to jak później mi dziękowała, było najlepszą nagrodą. A każda podróż z nią była kolejną przygodą życia.

Mel poznała też w między czasie moją mamę i o ile ja byłem sceptycznie nastawiony, a wręcz miałem ochotę na kłótnie, o tyle moja dziewczyna po prostu uśmiechnęła się ciepło do mojej mamy i przywitała ją, ze znaną tylko sobie serdecznością i uprzejmością. Mama się rozpłakała i przeprosiła Mel wyjątkowo wylewnie mówiąc, że jest najlepszym co spotkało jej syna i nie może być bardziej zadowolona, widząc ją w swojej rodzinie. Mnie to średnio satysfakcjonowało, bo wciąż pamiętałem co robiła i co mówiła, ale Melanie ewidentnie się wzruszyła i była szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Więc i ja byłem szczęśliwy. Często widywaliśmy się też z Betty, która powoli wyrastała na śliczną i bardzo pewną siebie kobietę. Powiem wam jeszcze jedno – uczucie mojej siostry do Raya wcale nie przygasło z biegiem czasu. Myślę, że się z tym pogodziłem, choć chyba nigdy w życiu nie spotkałem pary, która miałby ze sobą bardziej skomplikowane relacje i między którą byłoby, aż tyle sprzecznych uczuć i emocji… Po latach dowiedziałem się, że Ray przeszedł więcej niż mógłbym przypuszczać i był naprawdę zranionym człowiekiem. Chyba tylko uczucie kogoś tak pogodnego i słodkiego jak Betty, mogło rozświetlić mroki jego przeszłości. Koniec końców sądzę, że oni również uratowali siebie nawzajem, bez względu na to jak miała zakończyć się ta miłość. Ale to już całkiem inna historia.

A wracając do nas… W wolnych chwilach oczywiście odwiedzaliśmy nasze ranczo. Nie będę kłamał – kochałem to miejsce jak żadne inne na świecie. Kochałem je i tęskniłem za nim, więc kiedy pewnego razu polecieliśmy do naszego domu, do Utah, zabrałem Mel na wycieczkę. Taką jak tamtego lata, kiedy się poznaliśmy. I kiedy rozbiliśmy namiot i położyliśmy się na trawie, a niebo tej nocy było niemal białe od gwiazd, pocałowałem ją i dałem jej pierścionek. Zadałem jej najważniejsze pytanie, choć przecież i bez tego wiedziała, że chcę być z nią do końca życia.

Ale kiedy rozpłakała się ze szczęścia, chyba ze sto razy powtarzając słowo „Tak!” Wiedziałem, że to był dobry moment. To była piąta rocznica naszego pierwszego spotkania. Wiem, wiem - jestem cholernie romantyczny.

Chyba właśnie wtedy podjęliśmy decyzję o przeprowadzce. Chcieliśmy wrócić do domu. Do miejsca w którym to wszystko się zaczęło. Oboje tęskniliśmy za naszą farmą, naszymi przyjaciółmi, zwierzętami, dziką przyrodą, górami i naturą. Tęskniliśmy za tym niezwykłym klimatem jakie dawało nam to miejsce, za tym co było nieuchwytne, magiczne i jedyne w swoim rodzaju.

Właśnie tam wybudowaliśmy swój własny dom, tylko nasz, tuż obok rancza. Właśnie tam wzięliśmy ślub, a po latach na świat przyszły nasze dzieciaki. Okazało się, że naprawdę wymiatamy jako rodzice. Nie chcę się chwalić, ale jestem niesamowitym tatą. Zawsze dbałem o to, aby spędzać tyle samo czasu z synem, któremu daliśmy na imię Remy – po dziadku, co z Eleną – moją córeczką, która dostała imię po babci. Melanie była najtroskliwszą i najlepszą mamą jaką mogłem sobie wyobrazić i zawsze oddawała nam całą siebie, zapewniając nam miłość, spokój i radość. Poradziła sobie wspaniale w każdej roli, jaką przygotowało dla niej życie, chociaż czasami oczywiście bywało ciężko. Jednak bez względu na wszystko mieliśmy siebie, wspierając się nawzajem i kochając się do bólu.

Każdy dzień naszego życia był jak sen, którego nawet nie potrafiłem sobie wyśnić, ale on i tak się spełnił. Każdego dnia robiłem to co kocham, z ludźmi których kocham i zawsze wracałem do mojej największej miłości, dziewczyny która była, jest i zawsze będzie dla mnie wszystkim. To takie proste i takie piękne.

I proszę was o jedno. Kiedy życie was dołuje i wszystko idzie nie tak jak sobie zaplanowaliście, kiedy wydaje się wam, że już nie może być gorzej, kiedy macie dosyć i chcecie się poddać, nie róbcie tego.

Pokonajcie jeszcze jeden zakręt, stoczcie jeszcze jedną bitwę, przetrwajcie jeszcze jedną noc, bo świt może przynieść wam coś pięknego. Coś, czego nigdy byście się nie spodziewali. Szczęście, które gdzieś tam na was czeka. Może wy je znajdziecie, a może ono znajdzie was?

Bo pamiętajcie, marzenia naprawdę się spełniają.
***

Kochani, chciałam dodać parę słów na temat kolejnych części, ponieważ wiem, że wrzucam nowe książki - teoretycznie kontynuacje - i sporo z Was nie wie o co chodzi. Sytuacja wygląda tak, że kolejną częścią po „Rainie” jest „Tears” – historia Lilianne i Tima.  

A więc:

1. „River” – (wymagający cenzury i korekty, wiem xD)

2. „Rain”

3. „Teras”

Miałam napisać następne tomy, czyli opowieść Remyego – syna Rivera i Melanie, oraz Any, Huntera i Sunny, którzy pojawiają się w epilogu „Tears”, i każdego kto być może czeka na te historie, zapraszam to przeczytania „Ashes”. Byłam zmuszona zmienić imię głównego bohatera – tym samym Remy stał się Ashem, ale powodem tej zmiany są umowy wydawnicze, i to że podpisując takowy dokument  dotyczący „Tears” dowiedziałam się, iż nie będę mogła wydać żadnej książki z bohaterami w jakikolwiek sposób powiązanymi ze sobą nawzajem, no chyba że oni zdecydują się na wydanie, mając prawa do każdej części na wyłączność, ale to mega wiążące i zupełnie niepraktyczne, także – nie, podziękuję.

Podsumowując - po „Tears”, nie mogłabym wydać „Ashes” w jakimkolwiek innym wydawnictwie niż to z którym podpisałam pierwszą umowę – ze względu na to, że gdzieś tam w tle, trzecioplanowo pojawiłby się Tim, Lilianne, River czy Ray. Nawet jeśli inne z wydawnictw wyraziłoby zainteresowanie moją książką, lub gdybym chciała skusić się na selfpublishing – nie byłoby takiej możliwości.

Dlatego też historia o Remym to historia Asha, więc serdecznie zapraszam, znajdziecie tam też Hunta i cała resztę z epilogu „Tears” 😉

Pozdrawiam Was cieplutko!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro