Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

To była wojna. Na wojnie zaś nie brali jeńców, nie w takiej wojnie. Książę Seonghwa pędził przed siebie prowadzony przez psa gończego. Rozpędzony I wściekły wraz ze swoim wojskiem tworzył istnie ciekawy widok.
Gdy przekraczali kolejne ścieżki, pędzili lasami i polami zwracali spojrzenia zwykłych mieszkańców królestwa. Nie wszyscy zdawali sobie sprawę z katastrofy jaka nadchodziła, niebo szarzało i ciemniało na zmianę , przybierało barwy czerni zwiastując wszystko co najgorsze. Zwykły cywil był zupełnie bezbronny, ale czy można było mówić o jakiejkolwiek władzy ze strony wojska czy księcia? Nawet król, jakby mogło się wydawać miał związane ręce w tej sytuacji. Choć prawda była zgoła inna. Król w tym czasie stawiał kolejne pionki na swojej planszy z zaciekawieniem obserwując tocząca się bitwę. Ta z każdym kolejnym dniem eskalowała. Życie traciły kolejne istoty, od ludzi po zwierzęta. Cała gwardia jaką władał książę również się pomniejszała, nikt nie widział jeszcze Wybrańca a co za tym szło, pozwalano sobie na kolejne rozróby.
Król nie przejmował się tym a książę był pochłonięty poszukiwaniem miłości swojego życia. Tak tragicznej i trudne sytuacji jeszcze w życiu nie doświadczył. Ciężar tej sytuacji dodawał mu tylko zmartwień.
Zatrzymał się przy chatce, tam doprowadziły go psy które niczym na Hurra znalazły się w tym miejscu. Warczały, szczekały I kręciły się niespokojnie w miejscu.
-Nie ma go tutaj.- Mruknął Tiang ale Seo nie miał zamiaru się poddawać. Jego uwadze nie umknęła zniszczona ściana domu i krew, wszystko było w miarę świeże. Nawet ognisko jeszcze oddawało ostatnie ślady dymu w powietrze.
-To zdążyłem zauważyć. Musimy ruszać dalej.-Zarządzil choć widział wśród swoich ludzi zwątpienie. Nikt nie chciał mieć do czynienia z tymi siłami. Byli zrezygnowani, zmęczeni i przerażeni tym co się działo wokoło. Każdy z nich miał swoje rodziny, problemy,obawy. Seo obrócił się w ich kierunku, ciągnąc zwierzę za lejce.
-Wiem ,że czasy jakie nastały są ciężkie. Jednak musimy go odnaleźć. Czytałem wiele ksiąg, Hong nie jest zwykłym chłopcem. To wybraniec. Jeśli uda nam się go znaleźć żywego, pomoże nam w walce z tymi bestiami. My nie mamy realnie żadnych szans...
-Bzdura!- Wykrzyknął mężczyzna wyłaniając się spośród wojskowych.-To dziadostwo trzeba zamordować i...-Nie zdążył skończyć gdy miecz księcia został wyrzucony w jego kierunku skracając go o głowę. Nie miał zamiaru pozwolić aby ktokolwiek obrazal wybranka jego życia. Niezależnie czy było prawdą to co mówił czy nie. Blefował, chciał go znaleźć i ukryć za wszelką cenę.
-Macie wybór, jesteście ze mną albo przeciwko mnie.- Wykrzyknął po czym ruszył za psami które szczekały ciągnąć w kierunku lasu. Tiang bez chwili zastanowienia popędził za swoim Panem. Reszta gwardii stała tak dłuższą chwilę nim jeden po drugim ruszyli w ślad za swoim Panem. Nie chciał ich zmuszać do tak wielkiego poświęcenia jednak wiedział ,że nie ma wyboru.
Razem mogli to wszystko przezwyciężyć. Książę , sam i to w pojedynkę nie będzie w stanie poradzić sobie z tym co go czekało.
Gdy tylko przekroczyli próg lasu, wypadli na kolejną polane prowadząca do wioski. Wyglądała na opuszczoną. Psy rozbiegły się szczekając w niebiglosy. Książę zszedł ze swojego konia i ruszył wodząc wzrokiem po zamglonej uliczce. Zmysły wszystkich się wyostrzyły. Naprawdę ciężko było cokolwiek zobaczyć. Cała aura była dziwna, coś nie pasowało mężczyźnie. Przysunął palec do ust nakazując tym samym pozostać im wszystkim cicho.
Szedł przed siebie, trzymając w dłoniach miecz. Był gotowy odeprzeć atak gdyby ten nastąpił. Nadchodził zmrok, miał niewiele czasu na odnalezienie kochanka. Słysząc świst zrobił unik a zaraz potem dostrzegł cień postaci atakujący go z góry.
Zbliżająca się postać była ubrana na biało, szaty powiewały na wietrze, sprawiając wrażenie jakby miało się do czynienia z duchem. Jednak nie był to duch, jak zaraz miał się przekonać sam Seo.
Uniósł miecz do góry blokując atak napastnika. W ciemnościach i szarości mgły, ta tajemnicza istota poruszała się niezwykle szybko, była wręcz niezauważalna. Ataki dosłownie nadchodziły z każdej strony, aż ciężko było uwierzyć, że dokonała tego jedna osoba.
Tiang nie miał pojęcia co się dzieje , nigdy nie spotkał się z takim zjawiskiem. To było nie do pomyślenia aby ktoś tak doświadczony w walce dał się zaskoczyć. Echo chichotu niosło się wokoło a zdezorientowany Seo wziął głęboki wdech i zamknął oczy wsłuchując się w otoczenie. Mogli dać się zwieść na manowce z powodu czegoś tak zwykłego jak iluzja.
-To tylko marionetka! -Wykrzyknął na całe gardło, tak aby jego ludzie dokładnie usłyszeli jego słowa.
-Ojej, ale to nie byle jaką marionetka.-Zagrzmial tajemniczy głos. Na ziemię upadło bezwładne ciało Honga, opaska na jego oczach była zakrwawiona.
Głośny śmiech niósł się wokoło nich, zaś sam Seo czuł jak rozrywa go w środku. Patrzył na ciało chłopaka załamany i padł na kolana. Czuł jak rośnie w nim wściekłość, wpadał w szał. Rzucił się na oprawce z mieczem machając nim jak opętany. Roowon trzymając ręce w kieszeniach robił zgrabne uniki, nie przejmując się ciosami jakie zadawał mu tamten.
Tiang korzystając z okazji podszedł do bezwładnego ciała i kucnął przy nim ,rozwiązując sznurki z nadgarstków.
Złapał go za jeden z nich i aż usiadł załamany nie wyczuwając pulsu.
-Paniczu..-Wyszeptał i dopiero teraz dostrzegł perukę na jego głowie. Odsunął kawałek materiału i wstrzymał oddech. Poprawił perukę i zaslonil twarz chłopaka swoim płaszczem.
-Książe! Książę!-Krzyczał próbując go powstrzymać jednak ten był w szale. Zrezygnowany admirał wycofał się wraz z wojskiem, kierując się w drogę powrotną do królestwa. Ich misja dobiegła końca.
-On nie żyje! Daj już spokój!- Wrzasnął i pociągnął nosem. Roześmiany Roowon wskoczył na dach.
-Przegrałeś. Jesteś idiotą. Ale dzięki tobie, już niedługo świat pochłonie ciemność. Przyjdę po ciebie. Nie martw się. Twoje ciało powieszę na bramie, aby wszyscy dobrze zapamiętali dzięki komu zdechną.-Po tym zniknął a echo jego śmiechu niosło się wokoło. Dudniło w uszach wściekłego księcia który był gotów zamordować wszystkich którzy znajdą się tylko na jego drodze.
Zawył niczym zwierzyna która wpadła w pułapkę.
-Nie rób nic głupiego Seo. Hong by tego nie chciał.-Wyszeptał i podniósł się z ziemi. Podszedł do młodszego i złapał go za ramię.
-Pozbede się go. Zobaczysz.. złapie go i osobiście zamorduje.-Warczal pod nosem i wsparł się na mieczu podnosząc z ziemi.
Odwrócił się i podszedł do ciała chłopaka. Uklęknął przy nim i złapał w objęcia jego bezwładne ciało. Objął go ciasno i po prostu zaczął płakać. Ciężko było mu powstrzymać emocje.
-Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam Hong. Obiecałem ci, że cię ochronie ale nie zdołałem... Nie zdążyłem... Tak bardzo przepraszam...-Bezsilnie wtulal go w swoje ciało.
-Blagam, otwórz oczy. Powiedz ,że to żart... Błagam Hong...-Jeknal załamany a Tiang z trudem powstrzymywał na ten widok łzy. Złapał go znów za ramię jednak ten wyrwał rękę.
-Seo, daj spokój... On umarł... Musimy wracać. Wyprawimy mu pogrzeb. Musimy też poinformować jego ojca...
-To nie może być prawda...-Jeknal i ściskał mocno chłopaka nie chcąc w to uwierzyć. Chciał aby to był złośliwy żart. Mógł go uderzyć, pobić. Chciał by sie obudził. Zsunął materiał z jego twarzy i zapłakał głośniej. Czuł się jak małe dziecko, bolał go widok zakrwawionej twarzy chłopca. Opaska na jego oczach była wręcz sztywna od zaschniętej krwi. Skrzywił się i wtulił twarz w jego tors.
-To koniec. Już po nas.-Wyszeptał i zakrył twarz chłopaka, nie mógł dłużej patrzeć na sine usta i bladą twarz. Chciał zapamiętać jego uśmiech, nie chciał pamiętać jedynie bladej i martwej twarzy. Tiang spojrzał w bok mając poczucie ,że jest obserwowany.
Spośród mgły wyłoniła się drobna młoda kobieta.
-Zostawcie go. -Rzucila wyciągając miecz. Tiang nie miał sił aby z tym wszystkim walczyć. Jedynie pokrecil głową i machnął dłonią.
-Ogłuchłeś? Puść go. Należy do nas.-Po tym przeszła bliżej ujawniając swoją aparycję. Była blada, jej oczy były błękitne a włosy niemal śnieżnie białe. -To nasz król, należy mu się pochówek.
-Zdajesz sobie sprawę do kogo mówisz?-Zapytał Tiang a książę nie reagował. Czuł, że cały świat mu się zawalił.
Niebo było ciemne, nie przepuszczając żadnego światła.
Zaczęło grzmieć, niebiosa były wściekłe a książę bezsilny. Nawet nie zwrócił uwagi na to, gdy deszcz zaczynał moczyć jego ubrania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro