Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Niczego nieświadomy Seo siedział w bibliotece czytając kolejne księgi aby przygotować się na starcie z wybrańcem. Jednak ten spokój został znacznie zaburzony przez Tianga który wpadł do środka niczym burza.
- Książę, okropna sprawa.. Jest źle, naprawdę źle!- Wykrzyczał a mężczyzna aż poderwał się z miejsca.
-Ale mów co się dzieje?!
-Panicz... Panicz Hong został porwany! Zniknął! Nie ma go!- Wykrzyczał a tamten aż zawrzał. Wściekłe odszedł od stolika łapiąc po drodze swój miecz.
-Szykuj konie. Znajdziemy go zanim stanie mu się krzywda.- Zdecydowanym ruchem schował miecz za pas i szybkim krokiem opuścił bibliotekę. Tiang od razu pobiegł do stajni aby przygotować konie na ich wyprawę. Seo zagarnął kilka rzeczy po drodze w tym królewską pieczęć i nałożył swoją koronę aby jego status był dosadnie widoczny. Nikt nie miał prawa stanąć mu na drodze inaczej czekała go szybka śmierć. Gdy tylko oboje wsiedli na konie od razu ruszyli za bramy królestwa. Pędzili w stronę miasta znad którego unosiły się kłęby czarnego dymu. Czemu nikt nie poinformował go o tym wszystkim? Czy był aż tak ślepy i nie zauważył tego co się działo za murami? Był zbyt zajęty a ojciec najwyraźniej nic nie robił sobie z tych zamieszek. Gdy tylko wpadł do miasta, ulice były spowite mgłą i kującym w nos dymem. Smród bił wręcz po nosie a dało się poczuć nie tylko spalone drewno. Był pewien ,że czuł także spalone ciała.
Podbiegł pod bramy domu chłopaka, te były wyważone. Zostawił konia przy nich i wszedł do środka po zgliszczach. Wszystko było doszczętnie zrujnowane. Nawet dom w którym mieszkał chłopak, ledwie utrzymywał się na spalonych belkach. Nie widział tutaj już nikogo oprócz kilku żołnierzy. Ci zbierali resztki tego co zostało i wyrzucali na drewniany wózek.
- Gdzie jest Panicz Hong?- Zapytał wyraźnie sfrustrowany.
- Sami chcielibyśmy wiedzieć książę. Próbowaliśmy go zabrać ze środka, jednak nie mogliśmy się dostać kiedy wybuchł pożar. Drzwi były zablokowane od środka. - Po tych słowach książę zmarszczył brwi. Po co miał by blokować drzwi od środka skoro ojciec zamknął go od zewnątrz? Podszedł bliżej tej ruiny i wydał z siebie ciężkie westchnienie. Nie dostrzegł nigdzie śladu po nim, to dobrze i źle. Dobrze bo znaczyło to iż chłopak żyje. Zaś źle bo zniknął i nikt nie wie gdzie jest.
-Ale Książę... Czemu obchodzi cię nasz Panicz? -Zapytał jeden z nich na co Seo posłał mu lodowate spojrzenie i bez słowa komentarza wrócił do swojego konia. Wsiadł na niego i skinął głową na Tianga prowadząc go po spalonych ulicach. Skierował się w las i ruszył w stronę pola na którym czasami się widywali.
-Nic nie powiesz?- Zapytał mężczyzna za nim po czym Seo jedynie ciężko westchnął.
-A co mam mówić? Rozpłynął się w powietrzu. Ktoś musiał go zabrać. Przecież sam by nie uciekł. Nie zabarykadował by się od wewnątrz bo i po co miałby to robić.-Wymamrotał niezadowolony I szukał jakiegokolwiek śladu. Gdy tylko znaleźli się na tyłach posiadłości dostrzegł ślady prowadzące w las. Mniej więcej na wysokości sypialni chłopaka. Zmarszczył brwi i pociągnął lekko za lejce prowadząc tędy wierzchowca. Jedynie przeklinał pod nosem, był wściekły na siebie. Mógł go zabrać już dawno, ale nie zdawał sobie sprawy z tego co wywoła w mieście ta sytuacja. Był święcie przekonany, że w królestwie nic by mu nie groziło. Tak przynajmniej sądził. Na to także liczył po cichu.

Roowon był zawzięty, wpakował przyjaciela na grzbiet konia i pognał z nim przed siebie. Zostawiając za ich plecami płonące wtedy już miasto. Trzymał go ciasno wokoło talii aby ten przypadkiem nie spadł.
Sam chłopak jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego co się działo. Co prawda obława nie była wycelowana w niego a w ogół, szukano wybrańca wszędzie gdzie tylko się dało. Trzymał się ramion mężczyzny i zacisnął powieki, czuł strach przed tym wszystkim. Tak bardzo chciał aby Seo tutaj był. Chciał aby to on go ukrył w ramionach, przy nim czuł się bezpiecznie. Łzy spływały mu po policzkach ze strachu. Wiedział ,że wojna jest brutalna a ludzie potrafili być naprawdę okrutni, jednak nic nikomu nie zrobił aby zasłużyć na to wszystko. Podejrzewał, że jego ojciec ukrył się jak szczur zostawiając go zupełnie na pastwę losu.
Zatrzymali się dopiero wieczorem, po przekroczeniu rzeki znaleźli się przy starym opuszczonym drewnianym domu.
-Tutaj nikt nie powinien cię szukać. Przeczekamy tutaj.-Odparł mężczyzna schodząc z grzbietu rumaka a później pomagając zejść mniejszemu. Złapał go za biodra stawiając zaraz na równej ziemi.
- Wszystko w porządku?- Zapytał widząc wyraz twarzy chłopca. Zdjął z ramion swoją pelerynę i otulił go nią. Chłopak się nie odezwał a jedynie usiadł na drewnianych schodach ukrywając głowę w ramionach. Wzdychał ciężko, próbując jakoś wytłumaczyć sobie całą tą sytuację. Nie potrafił tego zrozumieć. Ani trochę nie potrafił. Roowon zrezygnowany jedynie rozpalił ognisko a zwierzę zaprowadził blisko wody aby ten mógł się napić i odpocząć. Usiadł obok chłopaka i objął go ramieniem wtulajac w swoje ciało. Jego oczy zaś zabłysły w ciemności odcieniem czerwieni a lekki uśmieszek pojawił się na wargach.
-Widzisz, mówiłem abyś się poświęcił. A teraz masz na sumieniu całe królestwo. To twoja wina, Hong. Ale nie martw się, obronie cię.- Hong słuchając mężczyzny powoli podnosił głowę patrząc na niego. Zmarszczył lekko brwi i spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
-Naprawde uważasz, że jedynym rozwiązaniem będzie poświęcenie siebie? Nie ma innego rozwiązania?- zapytał szeptem i poczuł jak tamten wczesuje dłoń w jego włosy.
-Taki los wybrańca, Hong. Czy masz większy wybór? Albo oddasz im się sam albo przyjdą po ciebie i będą bardzo brutalni. A tego chyba nie chcesz prawda?- Zapytał mrukliwie i sięgał coraz wyżej do spinki w jego wlosach. W ostatniej chwili młodszy złapał go za nadgarstek i odsunął jego rękę od siebie.
-Kazdy los można odmienić. W końcu, los zawsze jest w naszych a nie cudzych rękach.- Po tych słowach odsunął od siebie mężczyznę a sam wstał aby udać się do wnętrza zakurzonej chaty. Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas a jego twarz zmieniła się znacznie, pociemniała a oczy błyszczały czerwienią. Pośród ciemności, między drzewami przemykały demony tworząc skupisko wokoło budynku. Jedynym który je odstraszał był sam Roowon. Ale kim tak naprawdę był? Uśmiechnął się do siebie i spojrzał w bok, posłuszne pionki siedziały i czekały na znak.
-Jeszcze chwila. Jeszcze tylko trochę.- szeptał I przeciągnął się a w blasku księżyca jego dłonie przypominały raczej szpony zaś z czoła wyrastały długie i ostre rogi. - Za niedługo księżyc zabarwi się czerwienią a my będziemy mogli świętować. -Po tym wstał ze schodów przybierając swoją pierwotną wersję i wszedł do środka układając się na starym łóżku po drugiej stronie. Patrzył przez dłuższą chwilę w kierunku chłopaka nim ostatecznie sam zamknął oczy aby odpocząć.

Gdy tylko nastał ranek, Hong nie był w najlepszym nastroju. Nawet w oczach Roowona wydawał się być przygaszony. Ten zwykle nie zwracał uwagi na takie rzeczy ale tym razem było inaczej. Zwykle rozgadany chłopak milczał a jego wzrok wydawał się być pusty.
-Nad czym tak myślisz?- Zapytał w końcu na co młodszy jedynie potrząsnął głową wyrywając się z zamyślenia.
-Nad niczym.- Odparł choć nie było to prawdą, w jego głowie wręcz kołatały się setki różnych myśli z którymi nie potrafił sobie poradzić. Szara aura wokoło nich również go przytłaczała. Brak słońca dawał mu się we znaki. Ale czy to był jedyny powód? Absolutnie nie. Szukał rozwiązania w tej sytuacji. Nie chciał także wierzyć we słowa mężczyzny. Książę nie mógł być jego oprawcą, przecież obiecał mu, że będzie chronił go za wszelką cenę. A co jeśli okropnie się właśnie mylił? Zmarszczył nos i został szturchnięty przez mężczyznę obok.
-Nie śpij, obudź się. Idę po coś do jedzenia.- Mruknął podnosząc się z miejsca i przesuwając dłonią po włosach chłopaka. Chciał złapać za spinkę jednak nie mógł, zbliżając do niej dłoń czuł palący ból w opuszkach. To nie będzie proste zadanie, ten najpewniej sam się jej nie pozbędzie. A na pewno nie tak łatwo i szybko.
Hong zignorował go i spojrzał w przeciwnym kierunku. To mu się nie spodobało.
-Nie myśl o nim, maleńki.- Mówiąc to kucnął przed nim i skierował jego twarz w swoją stronę.- Tylko mi możesz zaufać. Zobacz co oni ci zrobili..- Mówiąc to przejechał dłonią po idealnie białej skórze chłopca.
-Twoj ojciec cię porzucił i zamknął, co by było gdybym po ciebie nie przyszedł hm? A ten cały książę? Tak miał cię chronić... A nie widziałem aby przybył cię uratować przed oprawcami. - Mącił mu w głowie i uśmiechał się przy tym diabelsko, co Hong odebrał zupełnie inaczej. Uśmiechnął się słabo i pociągnięty wtulił się w ciało starszego mężczyzny który wciąż wodził dłonią po jego włosach.
-Tylko mi na tobie zależy, od zawsze mi zależało.-Wyszeptał i przyciągnął bliżej twarz chłopaka aby spojrzeć mu głęboko w oczy.
-Jesteś dobrym przyjacielem Roowon.- Stwierdził Hong i posłał mu słaby uśmiech przez moment naprawdę w to wierząc. Won złożył krótki pocałunek na kąciku ust chłopaka i westchnął opierając swoje czoło o jego.
-Zawsze byłem i będę. Przejdziemy przez to razem maleńki.- Szepnął i czuł wręcz jak wewnętrzna bestia rwie się do tego aby zerwać z niego ten przeklęty przedmiot. Pragnął go, pragnął duszy wybrańca. To ona była mu obiecana wieki temu i już on zadba aby tak było. Jego dusza i ciało, należały do niego. Tak głosił pakt. -Nie martw się, nie martw. Na wieki będziemy razem.-Szeptal mu te obietnice choć młodszy nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo prawdziwa jest.
Ostatecznie jednak Won puścił chłopaka i wstał kierując się na drobne polowanie. Nie jedli nic od wczoraj więc wypadałoby zjeść cokolwiek. Choć Hong potrzebował najpewniej czegoś więcej niż duszy i krwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro