Mała Syrenka || Percabeth
Dawno, dawno temu, w głębinach Oceanu Atlantyckiego, żyły stworzenia niezwykłe. Górna część ich ciała była ludzka, ale od pasa w dół miały rybi ogon. Istoty te nazywano syrenami. Syrenami rządził surowy, acz sprawiedliwy król Posejdon. W pałacu Posejdona mieszkały również jego dzieci. Dzieci te były bardzo różne i Posejdon kochał wszystkie, ale jego ulubionym synem był młody Percy. Niemal każda syrena wzdychała do Percy'ego i liczyła po cichu na to, że to ją wybierze na żonę. Ale jego serce należało do kogoś innego.
Percy bowiem nie myślał spełniać poleceń ojca i zostawać pod wodą. Nie, on z wielką chęcią obserwował ląd. Pewnego dnia na wybrzeżu Nowego Jorku jego oczom ukazała się zniewalająca piękność. Młoda dziewczyna o splątanych blond włosach i pięknych szarych oczach utkwiła w jego pamięci na zawsze. Percy zakochał się w niej bez reszty. Ale wiedział, że ich miłość była niemożliwa: dziewczyna była córką Ateny, zagorzałej przeciwniczki syren. A poza tym była człowiekiem. Miłość międzygatunkowa była tematem tabu.
Ale nie przeszkadzało mu to jej podziwiać z oddali. Ukrywając to przed ojcem i wielbicielkami, niemal codziennie wypływał na ląd i obserwował dziewczynę. Pewnego dnia, gdy szukał wzrokiem dziewczyny, nie znalazł jej, ale jego uwadze nie uszedł potężny sztorm. I nagle ją dostrzegł: wśród pasażerów statku, który wpadł w najgorsze fale.
Percy nie zamierzał pozwolić, by morze, jego ukochane morze, zrobiło jej krzywdę. Popłynął ku statkowi i pochwycił dziewczynę, po czym popłynął z nią na ląd. Patrząc na nią, miał niesamowitą ochotę zrobić jej reanimację (a przy okazji zgarnąć całusa, gdy już się obudzi), ale zauważył ludzi, którzy biegli na pomoc rozbitkom. Zanurkował więc i zniknął im z oczu.
Wtedy zrozumiał, że kochał dziewczynę tak bardzo, iż musiał się z nią spotkać. Ale nie mógł tego zrobić z ogonem. Zrozumiał, że potrzebuje ludzkich nóg. Ale w jaki sposób mógł je dostać? Było jasne, że nie poszuka kostiumu z nogami, bo ogon musiałby włożyć do jednej, a druga byłaby sflaczała. Dziewczyna od razu by go przejrzała.
Przepłynął obok stoiska, które początkowo nie zwróciło jego uwagi, ale przeczucie podpowiedziało mu, że powinien się mu jednak przyjrzeć. Wrzucił więc wsteczny. Zmrużył oczy, chcąc przeczytać, co napisano na szyldzie, ale jego dysleksja i światło okropnie załamujące się pod wodą wcale nie ułatwiały mu tego zadania.
— Hekate, magia na życzenie, już od pięciu muszelek — odezwał się czyjś głos.
Percy drgnął i zorientował się, że powiedziała to kobieta stojąca za stoiskiem. Dosyć młoda, z długimi czarnymi włosami i zielonymi oczami.
„Hej, całkiem do mnie podobna" — przeszło Percy'emu przez myśl.
— Widzę, że nie umiesz tego przeczytać — zauważyła Hekate. — Jesteś synem Posejdona, co?
— Tak? — odparł Percy ostrożnie. — Ale co to ma do rzeczy?
— Jestem ciekawa, czego sam książę wód może ode mnie chcieć.
Percy zastanowił się. Właściwie to on sam nie wiedział, czego chce od Hekate, bo jeszcze przed pięcioma sekundami nie wiedział, że patrzy na wiedźmę, która w całym morzu najlepiej znała się na magii. Zaraz... Magii? Tak! Już wiedział, czego chce!
— Chcę nóg! — wypalił natychmiast.
— Nóg? — Hekate uniosła brew. — A na cóż ci nogi?
— No bo... No bo tak i już!
Hekate chyba niespecjalnie interesowało, po co mu nogi, bo nie dopytywała dalej. Zamiast tego przeszła do rzeczy.
— Zatem przejdźmy do rzeczy ważnych — powiedziała. — Chcesz nóg, tak?
— I zapłacę każdą cenę! — zapewnił Percy.
— Każdą? W takim razie poproszę... twój głos.
— Mój głos? A po co ci mój głos?
— Wiesz, ile zaklęć wymaga czyjegoś głosu? A uwierz, niewielu ludzi chce płacić głosami. Wolą muszelki czy inne takie...
— Ja też bym wolał muszelki! — zaprotestował Percy.
— Chcesz mieć nogi, czy nie?
— No chcę!
— To dawaj głos albo nici z umowy.
Percy skalkulował wszystkie korzyści i skutki uboczne. Bez głosu będzie mu się trudniej porozumiewać, ale mógł jeszcze pisać po papierze (niezbyt ładnie i z mnóstwem błędów, ale mógł!). No i przynajmniej nie palnie jakiegoś głupstwa. No i będzie mógł być obok tej dziewczyny, miłości swego życia.
— No dobrze... — zgodził się.
— Świetnie! — ucieszyła się Hekate.
Podała mu jakąś śmieszną buteleczkę.
— Dmuchnij do środka.
Percy był ciekaw, po co, ale postanowił nie nadużywać cierpliwości wiedźmy. Posłusznie dmuchnął. Hekate sięgnęła po buteleczkę, a gdy Percy jej ją oddał, wręczyła mu drugą, tym razem z płynem.
— Teraz to wypij, jak wypijesz, to dostaniesz nogi, ale pojawią się dopiero, gdy wypłyniesz na ląd.
Percy otworzył usta, by podziękować, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Ach tak, czyli już utracił głos... No dobrze. Wypił więc płyn, mając przy tym nadzieję, że nie była to trucizna. A potem wypłynął na ląd, nawet nie pomyślawszy, by wcześniej chociażby na migi pożegnać się z ojcem.
Gdy usiadł na plaży, wreszcie zaszła w nim zmiana. Już nie miał ogona, a faktycznie nogi! Ale w tym samym momencie zorientował się, że był zupełnie goły. Tak nie mogło być! Musiał się jakoś ubrać, żeby w momencie spotkania z dziewczyną nie wypaść zbyt głupio! Chociaż z drugiej strony może właśnie to by ją przyciągnęło? Nie, tak nie mógł zrobić. Jednak nie chciał zostać wzięty za ekshibicjonistę. Ruszył więc po plaży i w końcu natknął się na hawajską spódniczkę, która, o dziwo, pasowała na niego. Nie mając lepszej opcji, założył ją.
I właśnie wtedy pojawiła się ona. Ale nie była sama. Towarzyszył jej dobrze zbudowany chłopak o krótkich, jasnych włosach, z blizną przecinającą prawą stronę jego twarzy. Na domiar złego obejmowali się ramionami! No nie! Widząc tego kolesia, Percy zrozumiał, że nie ma szans.
Ale dziewczyna już go zauważyła. Zmierzyła go ciekawym wzrokiem, a jednocześnie Percy odniósł wrażenie, że go rozpoznała. Ale jak? Przecież była nieprzytomna, gdy jej pomógł! Chociaż mógł mieć już po prostu halucynacje. Tak się zastanawiając i nie mogąc wydusić ani słowa (to mogło być trudne, gdy nie posiadał głosu), stał jak kołek i przyciągnął nawet uwagę tego chłopaka. Ale on po chwili musiał stwierdzić, że syn władcy mórz przemieniony w człowieka, pozbawiony głosu i ubrany jedynie w hawajską spódniczkę nie był zbyt interesującym okazem.
— Chodź, Annabeth — powiedział.
Annabeth. Miała na imię Annabeth.
Annabeth usłuchała i razem z nim odwróciła się, by pójść w drugą stronę. Ale zanim odeszła, jeszcze raz rzuciła spojrzenie na Percy'ego.
Od tamtej chwili zastanawiał się, jak z nią porozmawiać, ale nie wymyślił nic mądrego. Ale udało mu się znaleźć sposób, by nie spędzić całego życia ubrany w hawajską spódniczkę, bowiem po pewnym czasie włóczęgi natknął się na położony na odludziu domek. Jego mieszkaniec, wielki miłośnik przyrody, który nazywał się Grover Underwood, bez wielkiego zdziwienia przyjął Percy'ego, który na migi zdołał wyjaśnić mu, że jest niemową, która została bez grosza przy duszy. Wielkoduszny Grover postanowił się tym zająć i w ten sposób Percy dostał dach nad głową, ciepłe jedzenie i przyzwoite ubrania.
Od swojego nowego przyjaciela dowiedział się również, że chłopak z blizną, Luke, był chłopakiem Annabeth i zaczęli chodzić ze sobą tuż po sztormie.
— Znali się już wcześniej, ale gdy Luke ją uratował, zgodziła się zostać jego dziewczyną — wyjaśnił Grover.
Ach, tak... Czyli Annabeth myślała, że to Luke był jej wybawcą. Ech, to niesprawiedliwe! A teraz jeszcze nie miał głosu, więc trudno będzie mu wyjawić prawdę! Zresztą... mogła nie uwierzyć. Łatwo było pomyśleć, że dziwak znikąd wymyślił sobie całą historyjkę, by pozyskać jej względy.
Jednak pewnego dnia nadarzyła się niespodziewana okazja. Percy udał się na wybrzeże, by poukładać myśli — obecność wody zawsze działała na niego kojąco. I wtem ukazała się ona: szła sama i to jeszcze prosto ku niemu!
— Zastałam cię — powiedziała.
Percy kiwnął głową, bo nie wiedział, jak inaczej mógłby zareagować. Annabeth usiadła obok niego.
— Jestem pewna, że widziałam cię wcześniej — oznajmiła. — Jeszcze przed tym, jak paradowałeś w spódniczce hula. Kim jesteś?
Percy wskazał na swoje gardło, w nadziei, że zrozumie, że nie mógł jej nic powiedzieć. Ale na szczęście otaczał ich piach. Percy wypisał więc swoje imię, starając się nie zrobić żadnego błędu.
— Percy... — mruknęła. — Ładne imię. Ty... nie jesteś stąd, prawda?
Potwierdził skinieniem głowy.
— Należysz do morza, czy tak?
Na to stwierdzenie otworzył szeroko oczy. Skąd wiedziała?
— Właściwie to nie powiedziałam wszystkiego. Teraz jestem pewna, że już cię widziałam. Ale wtedy miałeś ogon. Ty jesteś... syreną?
Jego wymowne spojrzenie na wodę wystarczyło. Nie miał pojęcia, dokąd ta rozmowa prowadzi. Miał wielką ochotę wyznać jej swoje uczucia, ale znowu ten przeklęty głos!
— Dlaczego jesteś tutaj? I dlaczego znowu się spotykamy? I dlaczego się tak dziwnie czuję?
We wzroku Percy'ego Annabeth wyczytała zachętę, by mówić dalej.
— Po tym sztormie, gdy zobaczyłam twarz Luke'a nade mną... Poczułam wdzięczność, ale jednak nie do końca. Mam poczucie, że... coś jest nie tak.
Tu przerwała i spojrzała na zegarek. Oznajmiwszy, że jest już spóźniona, opuściła Percy'ego bez dalszych wyjaśnień.
Kolejny raz spotkali się w następnym tygodniu.
— To ty mnie uratowałeś, prawda?
Skąd o tym wiedziała?
— Miałam sen — mruknęła. — Wyciągałeś mnie z morza. Wiedziałam, wiedziałam! To nie mógł być Luke. Tylko że... Ech.
Po tym Percy nie widział jej bardzo długo. Ale w końcu zjawiła się ponownie, zupełnie roztrzęsiona.
— Luke... on... To straszne!
Percy nie zdołał z niej wyciągnąć, co się stało, ale zrozumiał, że bynajmniej nic dobrego. Nie zdołał zrobić nic, by pocieszyć Annabeth. Pozwolił jej mówić.
— Miał krew na rękach... przez cały ten czas...
W końcu opowiedziała, że Luke współpracował z Kronosem, groźnym przestępcą chcącym przejąć władzę nad całym światem. Ale jego dobra passa się skończyła i w końcu skończył z kulą w głowie.
— Ja... Nie wiem, co robić — wyznała.
Percy, nie bacząc na nic, przytulił ją. A ona odwzajemniła uścisk. Cały czas się trzęsła, co wyraźnie czuł.
— Bądź przy mnie, proszę — wyszeptała.
To jedyne, czego pragnął.
Annabeth w końcu odsunęła się, a Percy widział wyraźnie łzy w jej oczach.
— Przepraszam — szepnęła.
Percy nie rozumiał, za co przepraszała, ale nie zdołał nawet uczynić żadnego gestu, bo zaraz po tym Annabeth pocałowała go. Zaskoczyło go to, ale z chęcią odwzajemnił pocałunek.
— Ja... — mruknęła Annabeth po chwili. — Wydawało mi się, że kocham Luke'a. Ale tak naprawdę nawet nigdy go nie znałam. Chociaż... To dziwne, ciebie też nie znam. Ale czuję, tak, czuję, że cię kocham.
Percy nigdy nie był szczęśliwszy. I już ani trochę nie żałował ceny, którą zapłacił za usłyszenie tych słów.
~~~~
Bążur, to znowu ja! Wiem, że kochacie moją wesołą tfurczość. Tym razem przybywam z Małą Syrenką wersja Percy Jackson, one-shotem oryginalnie opublikowanym 13 sierpnia 2024 roku. Prawdę mówiąc, to opko niezbyt ma ład i skład, ale miałam pomysł, plus dostałam weny w ostatni dzień zgłoszeń na OS. Tak więc oferuję Wam 1646 słów... tego czegoś. Mam nadzieję, że nie jest aż takie złe jak na losowo napisaną historię.
Hekate mą idolką.
Also, w życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek napiszę Percabeth.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro